Jump to content
jerkbait.pl - spinning, baitcasting, flyfishing

Kuba Standera

+Forumowicze
  • Content Count

    9,531
  • Joined

  • Last visited

Blog Entries posted by Kuba Standera

  1. Kuba Standera
    A jednak słońce, nie deszcz, przywitało nas rano. Prognozy prognozami, wicher tez jakby wydawał sie umiarkowany - padła decyzja - płyniemy na pollocki.
    Chwilę zajęlo nam zrzucenie łodzi i przygotowanie się do wyjścia na wodę. W bojowych nastrojach ruszylismy.

    [attachment=123371:IMGP0802.jpg][attachment=123372:IMGP0807.jpg][attachment=123373:IMGP0812.jpg][attachment=123374:IMGP0814.jpg][attachment=123375:IMGP0816.jpg]

    Tuż po wyjściu "zza winkla" przywitała nas dość spora, ponad metrowa fala oceaniczna. Miejsca rybodajne niedostępne, na nich fala rolowała się niczym na Hawajach, i z rykiem rozbijała o skały.
    [attachment=123379:IMGP0831.jpg]
    Mocny wiatr, spora fala i 4 łupinki na łasce żywiołu.

    [attachment=123376:IMGP0817.jpg][attachment=123377:IMGP0818.jpg]

    Do przepłynięcia w takich warunkach tylko kawałek i szybko skryliśmy się na spokojnej wodzie za klifem

    [attachment=123378:IMGP0827.jpg][attachment=123380:IMGP0833.jpg][attachment=123381:IMGP0838.jpg][attachment=123382:IMGP0839.jpg]

    Mimo zaklęć wiatr wzmagał się z każdą chwilą i zakręcał na południe, przez co nasza osłonięta klifem nisza była wystawiona na coraz mocniejsze podmuchy i wyższą falę. Zielone miny kilku kolegów plus mleczna od zmącenia woda plus brak ryb - jeden pollock pod 60 ułowiony przez niżej podpisanego ;) i szybka decyzja - ratuj się kto może, zwiewamy (dosłownie) na zatokę.

    [attachment=123383:IMGP0842.jpg][attachment=123384:IMGP0850.jpg]

    Na zatoce wichura az głowy urywa, w połączeniu z dość ostrą falą spowodowana przez wlewający się pod wiatr jeden z najwyższych w roku pływów, plus nurt jak na Dunajcu i zupa z glona - oj, nie było nam do śmiechu.
    Dzielnie walczyliśmy az do początku odpływu, i zwitka, jedziemy coś przekąsić, osuszyć się choć trochę i odpocząć, szczególnie kajakarze podpierali się nosami.

    [attachment=123385:IMGP0859.jpg][attachment=123386:IMGP0867.jpg][attachment=123387:IMGP0869.jpg][attachment=123388:IMGP0872.jpg]

    Jak się okazalo, to była całkiem niezła pogoda, trzeba było walczyć, nie wymiękać, nastepnego dnia dopiero były baty
  2. Kuba Standera
    Po pierwszy dniu, będącym dla uczestniczących trochę "chrztem w soli" postanowiliśmy wrócić w to samo miejsce, tym razem - na wysoką wodę. Lekki wiatr i konieczność oddawania długich, celnych rzutów oraz dość wysokie skały za plecami spowodowały, że zabraliśmy tylko spiny. Niezbyt był sens szarpać się z muchówkami.
    Nad wodę zjechaliśmy niecałe 2h przed HW. Pierwsze rzuty i niestety - w wodzie zupa glonowa, ciężko przeprowadzić przynętę bez zapeklowania jej zupełnie w zielsku unoszącym sie w toni.
    [attachment=123250:IMGP0687.jpg][attachment=123251:IMGP0692.jpg]
    Spędziliśmy kilka godzin, w wodę poleciało wszystko co rokowało złowieni bassa, nawet te zupełnie nie rokujące też, w końcu we 4ech można się dobrze "podzielić obowiązkami". Niestety, ale ryb nei stwierdzono, nawet śladu. Obrzuciliśmy każdą skalkę, każde miejsce i po za jednym braniem u Tomcasta w wodzie była zupełna martwota. Remek ruszył pobiegać, my zajęliśmy się polowaniem na kolację:
    [attachment=123254:kolacja.jpg]
    Poszlo dosć sprawnie, a Remka nie ma. Pędził przez góry i doliny, oczekując na niego Krzysztof zniósł jajko :D
    [attachment=123252:IMGP0709.jpg]
    [attachment=123253:IMGP0726.jpg]

    Wreszcie Remek przygnał do nas i ruszyliśmy na flatsy, szeroką płyciznę przetykaną kamieniami i glonami.
    Na nich życie - ryb dość sporo, choć głownie mullety. Obrzucaliśmy każdy kamyczek, były jakieś brania, odprowadzenia, zawinięcia się - niestety, ryby ewidentnie nie współpracowały.

    [attachment=123255:IMGP0728.jpg][attachment=123256:IMGP0729.jpg][attachment=123257:IMGP0734.jpg]

    I tak do samego wieczora.

    Kolejny dzień witamy ambitnym planem obłowienia farmy ostryg, ulokowanej po środku zatoki. Niestety, do przejscia spory kawałek, by wyjść naprzeciw nadchodzącej wodzie.
    [attachment=123258:IMGP0737.jpg][attachment=123259:IMGP0760.jpg][attachment=123260:IMGP0763.jpg][attachment=123261:IMGP0777.jpg][attachment=123262:IMGP0786.jpg]

    Powtórzył się scenariusz z poprzedniego dnia - sporo mulletów, jakieś skubnięcia w gumy, odgryzione ogonki. Nic konkretnego, wyraźnie rybom coś nie pasuje. Mimo wielogodzinnych starań i ryb w zasięgu przynęt schodzimy z wody na pusto, a w zasadzie - zgania nas dość potężna ulewa i wichrzysko... Jutro pływamy, będzie ciepło ;)
  3. Kuba Standera
    Przygotowania trwały kilka miesięcy, wreszcie odbieram chłopaków ze spóźnionego samolotu.
    W bagażniku paczki z Cabelasa słane bezpośrednio do mnie i paczki ze sprzętem przytachane przez kuriera 2 dni wcześniej. Ruszamy nad wodę, po drodze czeka juz na nas Krzysztof i cała czwórką rozkładamy muchówki. Troszkę spóźnieni, po wysokiej wodzie zamierzamy przyatakować plażę i skałki na niej, a na LW estuarium w mieście.
    Jak wyszło - zobaczcie!

    [attachment=123104:i.jpg][attachment=123105:IMGP0655.jpg][attachment=123106:IMGP0661.jpg][attachment=123107:IMGP0662.jpg][attachment=123108:IMGP0665.jpg][attachment=123109:IMGP0675.jpg][attachment=123110:IMGP0677.jpg][attachment=123111:IMGP0681.jpg][attachment=123112:IMGP0685.jpg][attachment=123113:IMGP0686.jpg]
  4. Kuba Standera
    Walka trwa, o 2 w nocy wyrzuca real na tyle by kilka słów napisać i pogodę i pływy na kolejny dzień sprawdzić.
    Póki co z rybami cieniutko, z wrażeniami chyba dość grubo.
    Jutro jerkowa flotylla rusza na zatokę - 2 łodzie, 2 kajaki i ... 50km/h :D
    Będzie mokro :D
  5. Kuba Standera
    Był jeszcze środek zimy, kiedy odezwał się do mnie znajomy z USA - Bob. Gadu gadu, jego dobry kolega, zapalony muszkarz, wybiera się w odwiedziny do kraju przodków - czy jest szansa zorganizować mu jakieś łowienie?
    Mi w to graj, bo wbrew forumowym plotkom rozsiewanym przez co poniektórych sprzedawców ;) raczej lubię ludzi, szczególnie jak lowią na muchę.
    Wymiana maili, wypada ze Daniel, bo tak nazywa się ten znajomy, będzie miał tylko dzień na łowienie, ale wraz ze swoją żoną, również zapaloną muszkarką. Wypada, że będzie to 16 czerwca, więc cel może być tylko jeden - sea bass.
    Niestety, o ile wspaniała pogoda jaką mieliśmy podczas moich kajakowych łowów rozpieszczała, utrudniając łowienie lubiących "Doom & Gloom" pollocków, o tyle, gdy zaczęło zbliżać się łowienie bassów, jak to zwykle bywa, nad horyzontem zgromadziły się ciemne chmury, popędzane porywistym wiatrem. Kilka dni było naprawdę spektakularnych, jeśli ktoś lubi wyjący w kominie wicher i huczące o okna dachowe ulewy. I mimo, że dzień przed przyjazdem Dana z żoną było już w miarę, to rozhuśtane, wzburzone morze niezbyt dawało nadzieję na cokolwiek po za zmoknięciem.
    Dzień rozpoczął się dość radośnie - słońce wyjrzało, jak się później okazało tylko na chwilę, i radośnie popędziliśmy nad wodę. Cała drogę Dan opowiadał o ostatniej wyprawie na tarpony do Costa Rica, o potężnych, wyrywających ręce braniach i odjazdach potężnych śledzi, zabierających wszystko co mogły, o staraniach przewodników, by wylądować ryby i wreszcie o 11 rybach, które w ciągu 3 dni łowienia "wyskoczyli" na swojej łodzi. Z jednej strony - słuchałem niczym 4 latek, prawie ze z rozdziawioną paszczą, z drugiej strony, opowieść Dana i wcześniej opowieść jego uroczej małżonki o doświadczeniach z bonefishami na Keys, powodowały u mnie coraz większy ścisk dołu pleców - coraz bardziej byłem świadom, że nawet jeśli w tak niesprzyjających warunkach uda się coś złowić, na co szanse, szczególnie na muchę były nikłe, to bardzo trudno będzie na moich gościach zrobić większe wrażenie.
    Gdy zjeżdżaliśmy w dół "magiczną drogą", która już jutro, razem z kilkoma kolegami z PL będziemy jechać na bassy, o przednią szybę zabębniły pierwsze krople deszczu. Zdecydowanie za wcześnie, wg prognozy i "radaru" miało lać dopiero od ok 14...
    Szybko przebieramy się i ruszamy, ślizgając w dół po chybotliwych skałkach. Ocean na dobre kilkaset metrów zabrudzony, sens łowienia na muchę chyba nie wielki, ale, chce pokazać moim gościom jedno z najładniejszych miejsc jakie znam, plus jest tu szansa na naprawdę piękną rybę.
    Zaczynamy łowić, w warunkach dalekich od idealnych

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/521/5ek3.jpg/"][img]http://img521.imageshack.us/img521/812/5ek3.jpg[/img][/url]

    I dosć szybko moi goście przekonują się, ze lejący deszcz to będzie chyba najmniejsze zmartwienie.
    Z każdą chwilą wzmaga się wiatr i dość szybko mamy dobre 20-30km prosto w twarz, tu nie pomaga nawet dwuręczna armata i głowice, rzucenie pod taki wiatr wymaga zdecydowanie lepszego skilla, od posiadanego przez naszą trójkę.


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/196/2qgj.jpg/"][img]http://img196.imageshack.us/img196/4429/2qgj.jpg[/img][/url]

    Szybka decyzja, zmieniamy miejsce. Jest taka zatoczka ostatniej szansy, gdzie nawet jak leje, wieje i wszelkie plagi, to da się ustawić by mieć wiatr choć trochę z boku, nie w twarz i woda bywa czysta.


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/29/29pz.jpg/"][img]http://img29.imageshack.us/img29/5158/29pz.jpg[/img][/url]

    Kilkadziesiąt minut jazdy i wita nas nadal wzburzone, ale tym razem niebieskie, nie brunatne morze.
    Szybko rozkładamy ponownie wędki i suniemy nad wodę. Wicher nieustawny, jakby się nie obrócił - wieje w twarz.
    Udaje się nam rzucać po nędzne kilkanaście metrów, z najwyższym trudem do głowicy dokłada się 5-6 metrów runningu.
    Ale, mimo to, pełni nadziei, póki muchy w wodzie - wszystko może się wydarzyć.
    W wodzie oczywiście kompletna studnia, dzieje się jedno wielkie całkowite nic.
    Moi gości po kilkudziesięciu minutach totalnie przemoczeni, zasoleni, zmarznięci i o kalafiorowato rozmoczonych palcach siadają na żwirze zniechęceni, przekonani że "coś robią źle" ale, naciskają - ty łów dalej, może tobie coś weźmie i chociaż rybę zobaczymy.
    Włażę w końcu na skałki, rzucam i metr od miejsca gdzie wpadły moje muchy - wynurza się foka. Nie zauważa mnie początkowo i daje się podziwiać dobre naście sekund, nim rzuci mi przerażone spojrzenie i z wielkim chlupnięciem panicznie znika pod wodą.
    Tajemnica braku brań rozwiązana, chyba niezbyt jest po co się tutaj dalej kręcić, polująca tuż przy brzegu foka zwykle powoduje nieobecność ryb...
    Wracamy z dość zmęczonymi minami, choć dopiero - co minęło południe.
    po drodze Daniel dochodzi do wniosku, ze jednak to nie głód i brytyjska okupacja wygnała jego przodków z tego jakże uroczego kraju, a wspaniała pogoda.
    Ku naszemu zdumieniu mijamy w lejącym deszczu sporo spacerujących ludzi, joggingujących w t-shirtach i obleśnych obściskach, nawet rodzinki na rowerowych spacerach. My zamotani w "texy" po czubki nosa, oni w t-shirtach i dresach. Ani chybi, impregnowani tłuszczem foczym, rozkoszują się krótki irlandzkim latem, chyba tylko lodów im brakuje i okularów przeciwsłonecznych :D :D
  6. Kuba Standera
    Ubiegło tygodniowa mała pollocza apokalipsa skłoniła mnie do powrotu w to miejsce, z nowymi muchami, zmienionym sposobem ich wiązania, trochę większym ich rozmiarem. I dwoma kolegami, z których jednego - Krzyśka, znacie z wpisu o łososiach.
    Umówieni byliśmy na wczesne popołudnie w piątek i zaraz po 17 rozpakowujemy sprzęt na slipie. Trochę może być problem, fala jest dość spora, mimo że wiatru praktycznie nie ma.
    Zrzucam sie dużo szybciej niż chłopaki, im pompowanie pontonu, podpinanie silnika. Wypływam z mini portu i od razu widzę, ze będzie naprawdę trudno. Fala jest dość spora, krótka, agresywna. Do przepłynięcia pod falę dobre 2km...
    Chłopaki po chwili dopływają i biorą mnie na hol, rozpoczyna się mozolna wspinaczka na fale, aż do darzącego rybami miejsca, kolo wraku dźwigu.
    Zaczynamy łowić i dość szybko, w 1 czy 2gim rzucie mam rybę. Taki średniak, ale cieszy.
    Szybko łowię 2 kolejne ryby i zaczynam kombinować z innymi muchami, na pontonie po chwili jakaś akcja, widzę muchówkę Krzyśka wygiętą do wody, usiłuje wybrać linkę na kołowrotek, jednak przy tych rybach, mimo ich waleczności - niezbyt się to sprawdza, trzeba je jak najszybciej oderwać od dna i podnieść, wtedy można próbować z holem z kołowrotka. Dryfuję dość szybko na dryfkotwie, wykonuję kolejne rzuty, ale chyba wypłynąłem z kamieniska, bo brań jakby brak.
    Wtem przed nami ma miejsce niesłychany spektakl. W odległości ok 200m z wody wyskakuje, niczym mini łódź podwodna - mały wieloryb. Wyskakuje prawie cały, tylko ogon zostaje w wodzie. Brzuch cały w szaro-białe moro, długie płetwy piersiowe, czy jak to można u wielorybka określić. Na chwilę zawisa w powietrzu, obraca się na bok i ląduję z powrotem we wodzie, z potężnym gejzerem. Widzę że chłopaki na pontonie też zobaczyli całą akcję, machają do mnie. Dobrze że nie bliżej, bo stwór rozmiarów busa... Life of Pi prawie że, nawet i mój tygrys domowy mi rękę w walce o kanapkę poharatał :D Może mniej fantazyjnie, ale za to Full HD i w 3D, kajak jednak taniej wychodzi niż wypasiona plazma na ścianę :D
    Łowię kolejną rybę, mimo dość sporej fali wyciągam jednak aparat by zrobić kilka zdjęć.

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/37/muchy4.jpg/"][img]http://img37.imageshack.us/img37/5467/muchy4.jpg[/img][/url]

    Okazuje się to być jednak sporym błędem, błędnik głupieje zupełnie od huśtania i gapienia w wizjer i czuję jak mi pieczeń ziołowa odzywa się pomrukiem.
    Cholerka, chyba po łowieniu.
    Zawijam się do chłopaków, mówię jak jest niczym korespondent zza oceanu i powoli wiosłuję do portu, z małą przerwą na puszczenie pawia do dryfkotwy. Cudne urządzenie wielofunkcyjne, pod postacią torby IKEA i tutaj się sprawdza znakomicie.
    Na dość drżących nóżkach wyłażę z kajaka, pełen wątpliwości co dalej z weekendem...


    [b]W sobotę[/b] jednak żądza łowienia zwycięża niemiłe wspomnienia i zdrowy rozsądek i pakuję się z kajakiem do auta, pożarłszy uprzednio aviomarin.
    Nad wodą nie jest źle, fala przysiadła trochę, więc pełen nadziei pedałuję wiosełkami ile sił.

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/526/97740286.jpg/"][img]http://img526.imageshack.us/img526/3872/97740286.jpg[/img][/url]

    Jak zwykle w pierwszym - drugim rzucie ryba i niestety później dość długo nic. Pływam po znajomych miejscach i dopiero zmiana muchy na małego, pomarańczowego "polloczka" przynosi niemrawe brania.
    Co jest grane?
    Ryby ewidentnie są, co chwilę coś w muchy skubie, trąca, odprowadza pod kajak.



    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/600/66656886.jpg/"][img]http://img600.imageshack.us/img600/3937/66656886.jpg[/img][/url]

    Ale całkowicie olewają moje wysiłki i starania.
    Z najwyższym trudem do wieczora łowię około 20 ryb, jednym słowem - klapa zupełna :D

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/198/13274787.jpg/"][img]http://img198.imageshack.us/img198/318/13274787.jpg[/img][/url]



    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/849/22627661.jpg/"][img]http://img849.imageshack.us/img849/4558/22627661.jpg[/img][/url]

    Choć - co cieszy, pęka okrągła setka złowiona w tym miejscu, w sumie, jakby to zliczyć, to 4 dni łowienia na serio.
    Wieczorem, gdy słońce chowa się za klifem - udaje się rozwiązać zagadkę słabych brań. Do powierzchni podnoszą się całe tysiące małych sandeeli, dosłownie 5-7cm rybek grubości wkładu do długopisu. Za nimi podążają się pollocki, przynajmniej kilkadziesiąt ryb w zasięgu wzroku zapamiętale goni rybi drobiazg, trzebiąc go bezlitośnie, czasem w trakcie wyskakując nad wodę i chlupiąc niemiłosiernie.

    http://youtu.be/S3fTw_D3l10

    Wygląda na to, że wspólna uczta doprowadziła ryby do amoku, pływają pod sama powierzchnią zarówno dłoniaki jak i ryby pod 6 dyszek. Woda, mieniąca się w odbitym do chmur świetle zachodzącego słońca w prawdziwą ferią barw raz po raz jest przecinana przez cielska pollocków atakujące sandeelki. Te ostatnie - uciekają wachlarzami po powierzchni, towarzyszy temu odgłos jakby ktoś sypał piaskiem po powierzchni. Wiatr niesie nad wodą zapach spokoju, łąk, odsłanianej plaży, zero dogłosu związanego z obecnością człowieka, a przecież jestem tak blisko domu
    Odkładam wędkę i pozwalam, by fala zniosła mnie między żerujące ryby. Zmarnowanie tej krótkiej chwili na łowienie czy zdjecia byłoby jak bluźnierstwo.
  7. Kuba Standera
    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/21/20108635.jpg/][img]http://img21.imageshack.us/img21/5714/20108635.jpg[/img][/URL]

    Ostanie dni, nerwowe sprawdzanie prognozy pogody, pływów.
    O północy miedzy sobotą a niedzielą można znów ruszyc za bassem.
    Plan jest by całą niedzielę spędzić na wodzie, z parą znajomych znajomego z USA.
    I tak byle do środy.

    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/580/56875819.jpg/][img]http://img580.imageshack.us/img580/4462/56875819.jpg[/img][/URL]

    A w środę... W środę rodzinka zawija się na miesiąc do PL.
    Bym się nie smucił, towarzystwa dotrzyma mi kilku kolegów z PL wpadających pomoczyć sie w słonej wodzie, że o miejscowych znajomych co wpaść też mają nie wspomnę.
    Niezły tłumek w sumie ;)

    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/197/87099776.jpg/][img]http://img197.imageshack.us/img197/9927/87099776.jpg[/img][/URL]

    Chwilę po ich wyjeździe trzeba ostro przysiąść do imadła i nakręcić na 2tygodniowy wyjazd do Szwecji nimf, sucharów, mokrych i cholera wie czego jeszcze. I ryby łowić, na okrągło, korzystając z pustego domu, braku obowiązków rodzinnych i ogólnego zawracania gitary.
    Póki co, hurtowo sandeele kręcę, sporo pójdzie do znajomych w najbliższym czasie.

    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/28/muchyg.jpg/][img]http://img28.imageshack.us/img28/4259/muchyg.jpg[/img][/URL]
  8. Kuba Standera
    Ile można się za mulletami uganiać? Są takie momenty, gdy trzeba spojrzeć na dotychczasowe działania i jasno określić - niezbyt to idzie... Dlatego też, postanowiłem nie świrować i odkurzyć swój kajak i wyruszyć na wodę, poszukać tym razem pollocków. Dodatkowym motywatorem był kijek, dostarczony przez kuriera tuż przed weekendem - Cabelas Salt Striker, 3 częściowy castowy travel, opisany jako kij do 25lb. Ależ mnie korciło by sprawdzić go w akcji. Że nie wspomnę o długim weekendzie, kończącym się dopiero w poniedziałkową noc i prognozach zapowiadających prawie całkowitą flautę. Nastawiałem się na 3 dni wypasionego łowienia i.. czytajcie dalej :D
    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/15/kajakz.jpg/"][img]http://img15.imageshack.us/img15/4048/kajakz.jpg[/img][/url]

    Wybrane, upatrzone z satelity miejsce napawało optymizem - strome skały schodzące do wody, woda przy skałach od razu dość ciemna - nie za wiele jasnych plam oznaczających piasek, tak monotonnie tworzących "wymarzone bassowe warunki" w mojej okolicy, jednak w okresie gdy bassów łowić mi nie wolno, nawet nie chciałem się irytować i wolałem poszukać czegoś zdecydowanie pollockowego.
    I znalazłem, choć muszę przyznać, że efekty przerosły moje oczekiwania.


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/580/samsonz.jpg/"][img]http://img580.imageshack.us/img580/4274/samsonz.jpg[/img][/url]

    Łowy rozpocząłem jednak tak lubianym przeze mnie Black Rockiem. Kilka wyholowanych polloczków i już się mordka śmieje i zacieszam, jakbym nadał był dzieckiem i dzień dziecka był też dla mnie :D Stara wysłużona wahadłówka niestety zalicza kilka spadów, ryby chętnie ją zagryzają, ale kotwiczka słabej nowości powoduje u mnie gorączkowe przetrząsanie pudełek i wymianę na coś większego, ostrego i dla odmiany nie wyglądającego jak jakaś uświadamiająca reklama szczepień na tężec czy środków do odrdzewiania. Dryfuję powolutku pchany przez mizerny wiaterek, co jest też dość wygodne, tylko korekta wiosłami bliżej - dalej od brzegu.
    Wpływam za kamienisty cypelek, woda trochę ciemnieje, znak, że jest głębiej. Nadal jednak w krystalicznie czystej wodzie widzę dno, kamienie, glony, mimo ze wydaje się ze pływam na jakiś 4-5 metrach! Widzę też zbliżającą się blachę i odrywającą się od skały pod kajakiem rdzawą smugę. Ryba wali w blachę z niesamowitym impetem i... było blisko połamania mojej lubianej Okumy.
    troszkę zbyt dokręcony hamulec, ryba bierze "na krótkim dyszlu", szybkie wsadzenie kija w wodę tez nie rozwiązuje sytuacji. Niebezpiecznie zestaw się wysztywnia, dochodzimy do granicy giętkości wędziska gdy w końcu udaje się poluzować hamulec i ryba odchodzi. Krótka szarpanina i jest moja, wygodnie spoczywa w stalowym uchwycie gripa.
    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/853/pol3h.jpg/"][img]http://img853.imageshack.us/img853/8294/pol3h.jpg[/img][/url]

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/7/pol2k.jpg/"][img]http://img7.imageshack.us/img7/6306/pol2k.jpg[/img][/url]
    Ryba niby nie za wielka, a jednak walka z nią była na poziomie raczej nieosiągalnym dla ryb słodkowodnych.
    Pollock po braniu ostro nurkuje w stronę dna i ciężko go wtedy przytrzymać, dodatkowo plecionka i sztywny kij wywołują w nim diabła i zaczyna wariować ile fabryka dała, a dała mu naprawdę sporo.
    Na mojej drodze staje wrak zardzewiałej barki "Samson" z dźwigiem, muszę to opłynąć, łowienie w okolicy słabo możliwe, kręci się sporo kajakarzy. Dalej na brzegu mocna reprezentacja naszych rodaków, ani chybi, czas się zwijać, tym bardziej ze HW już za mną, a przecież pollocki biorą tylko do tego momentu.
    Z drugiej strony, tyle się szarpałem z ustrojstwem, że mogę jeszcze kawałek popłynąć, choćby by pooglądać okolicę.
    Mijam rozłożone pływaki bojek klatek na kraby i postanawiam połowić chwilę w okolicy, to zwykle są miejsca dość dobrze obdarzające rdzawcami. Tym razem do Salt strikera zakładam dużą gumę i zaczyna się orka.
    Lub inaczej, zaczęłaby się, gdyby nie to, ze pierwsze przeprowadzenie gumy skutkuje potężnym braniem i spora, wściekła ryba zwiewa ile fabryka dała. Po krótkiej, ale bardzo siłowej walce ląduję ładnego pollocka, w okolicy "60 parę" i ta sama akcja powtarzać się będzie tego dnia jeszcze kilkadziesiąt razy! Rzut, chwila opadu w okolice dna, kilka drygnięć gumą, wściekłe branie, odjazd do dna, murowanie, podnoszenie do powierzchni, odjazd do dna z pół wody, kolejne dyganie do góry, odjazd bardzo mocny na widok kajaka i lądowanie ryby.
    Szaleństwo zupełne, wszystkie ryby w tym miejscu mają ponad 60cm, co u pollocka przemienia się na siłę, której nie jeden szczupak i 20 - 30cm większy mógłby pozazdrościć.
    Jednak, jedno z brań jest inne, nie przypomina najechania gumą na kanapę, która po kilku sekundach wahania ożywa. Ostre rąbnięcie w gumę, niczym sandaczowe pstryknięcie, ale nie młoteczkiem archeologicznym a takim do wyburzania ściany. Plecionka z sykiem wychodzi z multika, dokręcam swojego inshora chcąc zobaczyć co potrafi wędka, a jednocześnie nie chcąc pozwolić rybie na dotarcie do kryjówki, bo będzie po walce. Mam mocne bety, kij 25lb, Revo Inshore i 30lb plecionka, tu obawiać się nie muszę.
    Chyba?
    Ryba odchodzi do dna kolejny raz, plecionka w kilku miejscach niebezpiecznie kładzie się na blanku, aż się prosi w tym kiju o spiralę, koniecznie w tytanach ;)
    Po kilku spektakularnych odjazdach wynurza się przy burcie wielki łeb, źle łypie na mnie swym wielkim, zimnym okiem.
    "O matko wszystkich pollocków!" przechodzi mi przez głowę gdy wkładam draniowi chwytam w paszcze i ciągnę na kajak. Niby tylko na gumie z jednym hakiem, lecz dzisiaj straciłem już przynajmniej naście ryb, głównie w tej fazie holu, wiec nie chcę ryzykować z "króweczką".

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/832/pol1n.jpg/"][img]http://img832.imageshack.us/img832/5782/pol1n.jpg[/img][/url]

    Przykładam rybę do kija, jest prawie długość gumy dłuższa od pojedynczego składu travela, a ten ma 7 stóp i 3 kawałki :D

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/823/pol4y.jpg/"][img]http://img823.imageshack.us/img823/5124/pol4y.jpg[/img][/url]

    Nadzieje są wysokie po złowieniu krówki, lecz kolejne ryby już nie dają aż takiej satysfakcji, powoli muszę się zbierać. 3h ostrych holi, chyba ponad 30 sztuk na rozkładzie, a ponad 2km drogi powrotnej mnie czeka :D

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/197/pol5t.jpg/"][img]http://img197.imageshack.us/img197/7526/pol5t.jpg[/img][/url]

    W niedzielę jestem umówiony z moim dobrym przyjacielem. Mamy zaaplikować wreszcie mały formacik, dać odetchnąć tym nielicznym szarym komórkom od smutnej rzeczywistości, nasmarować je troszkę Bushmillsem by lepiej się turlikały przez kolejny tydzień. Ale, koleżka dzwoni, mają akurat urodzinowe party u "mamy Madzi" więc mam być trochę później. Nie wnikam, czy będzie w bikini jeździć konno po ogródku, mi powtarzać nie trzeba i "bądź później" szybko przekształcam w "jedź na ryby". Dodaję - "weź muchówkę". Spróbujemy, jak żrą futro :D

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/594/ffpol.jpg/"][img]http://img594.imageshack.us/img594/1365/ffpol.jpg[/img][/url]

    Żrą dość dobrze, i pollockowa orgia trwa w najlepsze. Kilkukrotnie byłem w sytuacji, ze już widziałem gdzie wędka strzeli, gdy spora ryba murowała do dna. Linka wyrywana z palców, kołowrotek odzywający się urywanym jazgotem, gdy coś większego odchodziło od kajaka z powrotem do domu. Ryby niestety mniejsze, przynajmniej te które wyciągnąłem, bo kilka mocnymi szarpnięciami wyrwało mi linę z palców i na kołowrotku odjechało w siną, czy też szmaragdową dal, smutnie zostawiając mnie bez muchy, bez ryby, z poczuciem, że było coś zgrabnego. Kilka ładniejszych się na muchę też trafiło

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/515/ffpol0.jpg/"][img]http://img515.imageshack.us/img515/2024/ffpol0.jpg[/img][/url]

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/14/ffpol1.jpg/"][img]http://img14.imageshack.us/img14/5429/ffpol1.jpg[/img][/url]

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/713/ffpol2.jpg/"][img]http://img713.imageshack.us/img713/6605/ffpol2.jpg[/img][/url]

    Jednak to klimat miejsca, łowienie ryb moją ukochana metodą i piękna, zapełnie nie irlandzka pogoda tak przepięknie gładziły i prostowały mi zwoje mózgowe.

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/515/ffpol3.jpg/"][img]http://img515.imageshack.us/img515/5276/ffpol3.jpg[/img][/url]

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/705/ffpol4.jpg/"][img]http://img705.imageshack.us/img705/9234/ffpol4.jpg[/img][/url]

    Dwa dni z muchówką zamykam około 50 rybami, z czego naście przekroczyło "magiczne" 60cm od których pollock nie pozwala sobą rządzić, szczególnie mizerną #8.
    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/844/ffpol5.jpg/"][img]http://img844.imageshack.us/img844/6186/ffpol5.jpg[/img][/url]

    W sumie, przez 3 dni weekendu, łowiąc po ok 5h dziennie zaliczam w sumie około 80 ryb. Chyba dobry wynik, co?
    :D
  9. Kuba Standera
    Jeśli ktoś obecnie zapytałby się mnie - standerus, do wyboru tylko jeden typ łowienia - bez wahania odpowiem solanka.
    Chociaż... jest coś, co jak robaczek delikatnie podgryza od środka.
    Łowienie, którego nie rozumiem, ledwie liznąłem je przez szybkę, złowiłem kilka małych ryb, jednak swoim klimatem wciągnęło mnie zupełnie. Jeśli miewam "mokre sny" wędkarskie to właśnie jest to szum rzeki, rzut, w ręce pętla z linki gotowej do oddania w razie czego, krok w dol, rzut, krok w dół, rzeka szumi... Po co komu sny erotyczne, jak może się mu przyśnić łowienie łososi na muchę :D
    Cóż, są szanse, by sen zamienić w jawę i o ile bardzo wątpliwe są dziko mruczące, prężące się w łożu laski, o tyle pojechać na łososie, szczególnie mieszkając w Irlandii, jest umiarkowanie łatwo :D

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/526/26947590.jpg/"][img]http://img526.imageshack.us/img526/1438/26947590.jpg[/img][/url]

    Wspomniany wcześniej na blogu, poznany na promie do Szwecji Krzysiek od kilku lat z powodzeniem łowi trocie i łososie na muchę, a że traf chciał i miotnęło mnie życie w +- podobna okolicę, dość szybko udaje się mi skorzystać z zaproszenia i dołączyć do niego nad wodą. Przyznam, że brak możliwości pogoni za bassem, przy każdej okazji, po skałkach i plażach dość skutecznie zniechęcił mnie do taplania się w morskiej wodzie. Mullety potrafią przyprawić o siwiznę i mimo bycia pacholęciem niemalże przez te blacie mam już miejscami siwą brodę. Dlatego też szansa wyrwania się nad wodę łososiową była okazją, której nie chciałem zaprzepaścić.
    Godzina dostojnego toczenia i już w uroczym miasteczku, gdzie chyba nie ma jednej płaskiej drogi i co chwilę albo sunie się pod górę ledwo posapując silnikiem, albo pikuje w dol niczym dziadek Tuska w stukasie, wtaczam się do pubu, by kupić licencję. Tuż przed spotykam Krzyśka, który robił sobie akurat przerwę od mielenia wody. W środku brygada podchmielonych lekko aborygenów i klimat trochę westernowy. Co prawda brakowało pianisty urywającego w połowie fałszywym dźwiękiem, jednak mur spojrzeń, bardziej zaciekawionych niż wrogich. Gałkami ocznymi manewrując lokalni odprowadzają nas do baru, gdzie pytam o licencję. Barman, sprzedawca licencji, lokalna skarbnica wiedzy w jednym kiwa głowa i nadal, spokojnie, powolnie - nalewa kolejne piwa. Patrząc na gibkość i prędkość jego ruchów nieuchronnie przed oczami staje "Odyseja kosmiczna", tam czynności wykonywano w podobnym tempie :D
    W końcu prawie że ze słyszalnym trzaskiem zrywa korzenie, przecież niechybnie wrósł w ziemię za tym barem, i rusza po swojego brata, by ten wypisał mi licencję. Wrażenie dziwne, bo znika za kotarką i po chwili wychodzi z powrotem. Albo brat jest identycznie wyglądającym bliźniakiem, albo kazał mu zająć się sprawą samemu.
    Sękatymi rękoma sięga pod bar, wygrzebuje spory zeszyt, lepiący się z kurzu, osadów barowego powietrza, guinnessa i cholera wie jeszcze czego. Ostatnie kilka sezonów zmagań wędkarzy zapisane jest w nim koślawym pismem i w kolejnej linijce pojawia się i mój ślad, szybka wymiana "jojos" i dostaję licencję.
    Ruszamy nad wodę.

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/208/94445811.jpg/"][img]http://img208.imageshack.us/img208/4041/94445811.jpg[/img][/url]

    Podążam za autem mojego przewodnika i z coraz większym niedowierzaniem spoglądam na wodę. Wolno płynąca zielonkawa woda ciemnieje pod drugim brzegiem przechodząc w głęboką rynnę. Cisza, miejsce trochę oddalone od drogi, od miasteczka. Brak śmieci, śpiewają ptaki i ten zapach. Podmokła łąka, kwitnące kwiaty i drzewa, przełamane zapachem wody z rzeki i czosnkiem niedźwiedzim. Jednym słowem wszystko to, co napełnia energią i daje ciemną, zimna i mokra zimą nadzieję i odsuwa myśli samobójcze.



    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/839/53897716.jpg/][img]http://img839.imageshack.us/img839/7512/53897716.jpg[/img][/URL]

    Szybko rozkładamy sprzęt i kierujemy się w dół rzeki. Całe stada jelców i małych pstrążków kotłują się przy brzegu, choć odnoszę wrażenie ze woda jakby zamarła, czekając na nadchodzący powoli przypływ. Krzysztof ustawia mnie przy szybkiej rynnie, za olbrzymim korzeniem, usypała się żwirowa wysepka, po obu jej stronach rwący nurt, łączący się za wysepką zgodnie w szerokiej rynnie. Mój przewodnik schodzi niżej, ja zaczynam łowienie, lub tez raczej radosne podrygi z muchówką. Śmigam, śmigam, mało mi oczy nie wyjdą z wysiłku, co oczywiście jest oznaką klasy rzutowej i tego ze na pewno wiem co robię. Chwilę później na drugim brzegu roznosi się głośne ujadanie - to mój moroniasty futrzany przyjaciel uciekł od rodzinki i szukając mnie wpadł na stadko byków.
    Woda niesie sporo glonów, co rzut - co drugi czyszczenie muchy, trochę to męczące.
    Chwilę później z głośnym szuraniem po skarpie na drugim brzegu spada mój pies, a na skarpie, pilnując żeby nie wylazł stadko byków.
    Woda zaczyna rosnąć dość szybko, dziad sam stamtąd nie wyjdzie, na pewno nie z rogatymi nad głową.
    Gwizdami i przywoływaniem motywuję dziada by wskoczył do wody, w rynnie nurt znosi go trochę na dół, jednak dzielnie daje rade przepłynąć i już jest przy mnie, posapując ze zmęczenia i chyba trochę ze strachu. Niestety, to dopiero połowa drogi. Powyżej wyspy nurt nieco zwolnił, jednak poszedł już w górę a do przejścia dobry kawałek. Switch w jedną rękę, pies za obrożę w drugą i tak suniemy razem, starając się zejść z wyspy przed przypływem.
    Psa odstawiam rodzince a sami ruszamy w górę, na wyższy odcinek.

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/259/26515002.jpg/"][img]http://img259.imageshack.us/img259/8905/26515002.jpg[/img][/url]

    Miejsce jak z bajki, most łukowatymi przęsłami, ruiny na obu brzegach, miejsce wystrzyżone, ławeczki, stoliki z uchwytami na wędki - piękna sprawa. Czekamy chwilę na wyższą wodę rozmawiając o łowieniu, muchach. Wokół fruwają jętki co pewien czas zbierają je pracowite pstrążki i jelce.

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/577/63154638.jpg/"][img]http://img577.imageshack.us/img577/3606/63154638.jpg[/img][/url]


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/547/97857831.jpg/"][img]http://img547.imageshack.us/img547/2710/97857831.jpg[/img][/url]


    Wreszcie zaczynamy łowić. Krzysztof puszcza mnie przodem, staram się dość szybko obławiać wodę i schodzić w dół. Idę przy samym brzegu, woda od kolan do pasa, miejscami wiszą gałęzie. Szybko dogania mnie mój kompan, pokazuje co zmienić w rzucie i schodzimy jeszcze kawałek wspólnie, jednak jedne z najwyższych pływów w roku wygania nas z wody, dalej iść się już niezbyt da.
    Jeszcze krótki spacer do auta, zadrzewioną drogą, z całymi kępami kwitnącego czosnku i... czas wracać.

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/194/98672282.jpg/"][img]http://img194.imageshack.us/img194/3746/98672282.jpg[/img][/url]
  10. Kuba Standera
    Któryś dzień wichura i deszcz za oknem. Mullety z rozległych płycizn wywiało i tylko przemykają chyłkiem z wchodzącą falą przypływu.
    Na shady jechać chce się słabo, gatunek zaliczony, a aż tacy fighterzy to nie są, by spędzały sen z powiek. A że rzeki ciągle jeszcze niskie, więc wielkich nadziei na salmony nie mam. Choć patrząc się na pogodę może to kwestia kolejnych kilku dni tylko i będzie trzeba ruszyć?
    Póki co, by w chacie nie zwariować, wpadłem na "super pomysł" - jadę na trocie.
    Rzeczka która płynie przez moje wspaniałe miasteczko wszak z troci słynie. Co prawda dość często mówi się o nich w czasie przeszłym, ale plusem tego jest fakt, że za wielkiej konkurencji nad wodą nie ma. W zeszłym sezonie widziałem spławiającą się w estuarium naprawdę sporą rybę łososiowatą, więc ciągle mam nadzieję, że coś jednak jeszcze tam wpływa.
    Jako że czas mam akurat w okolicy LW, to na miejsce wybieram pierwszy "pool" powyżej estuarium.

    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/35/51134682.jpg/][img]http://img35.imageshack.us/img35/9766/51134682.jpg[/img][/URL]

    Z jednej strony, miejsce urokliwe niczym kombinat Nowa Huta nocą, z drugiej - ostra wichura, a dzięki "studni" miedzy mostami, budynkami i wyrytemu przez nurt zagłębieniu - jest prawie bezwietrznie.
    Tym razem na próbę biorę switcha i świeżo kupioną linkę, która przez pomyłkę okazała się być głowicą. Długo na nią się naczekałem, wiele dobrego słyszałem - Wulff Ambush Taper. 400 grainów, czyli #10, w sam raz pod wędkę (minimalnie przeciąża, ale że dopiero zaczynam z tym kijem i rzutami - tylko ułatwi mi to działanie).

    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/7/96107618.jpg/][img]http://img7.imageshack.us/img7/132/96107618.jpg[/img][/URL]

    Zejście na dół troszkę nieprzyjemne, całe dno to błotne osady pokryte kamieniami i małżami. Dosłownie tysiące muszli, chrupią pod każdym krokiem, jednak jest dość grząsko i trzeba czujnie przechodzić, by nie wjechać po kolana.
    Powoli brnę po małżowisku na wysepki prawie na środku rzeki, umocnionej z jednej strony rama roweru, z drugiej strony zatopionym wózkiem z marketu i kilkoma oponami i z każdym krokiem odnoszę coraz większe wrażenie, że wybrałem się z armatą na wróble. Rzeka ma może naście metrów szerokości, żeby się dobrze DH odwinąć musiałbym chyba kolejne naście cofnąć się po brzegu :D Linka ma bardzo krótką i zwartą głowicę, montuję do niej jeszcze 5 stopowy salmonowy tonący polyleader. Plan na dzisiaj to głownie tuby, jednak na start zakładam umotany pospiesznie przed wyjściem Teal, Blue & Silver, wg relacji lokalnych jeden z najlepszych trociowych wzorów na tą rzekę.

    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/822/14212252.jpg/][img]http://img822.imageshack.us/img822/8665/14212252.jpg[/img][/URL]

    W wersji dość mocno zsubstytuowanej - powinien się raczej nazywać Mallard, Blue & Silver.
    Jeszcze mnie pokorciło i główkę czerwonym lakierem pomalowałem, zdecydowanie mucha wyszła mocno zgwałcona. Rybom nie będzie przeszkadzać, odwieczna pociecha kiepskich krętaczy...
    Woda jeszcze spływa normalnie, pod samym nosem mam dość głęboką rynnę, u góry zwieńczoną małżową wyspą - pierwszą przeszkodę dla ryb w drodze pod prąd.
    Pierwsze rozwinięcie linki, łączenie głowicy z wysoce wysublimowanym runnngiem, pod postacią chyba milimetrowej morskiej żyłki przyponowej o mocy 50lb, niczym pociąg towarowy postukuje o przelotki. O buku strzelisty, jak ja tego odgłosu nie lubię...
    no Dobra, wyciągam z kołowrotka jeszcze trochę żyły, tak że głowica sterczy sobie radośnie po za szczytówką z jakimś 5 metrowym zapasem.
    Graj muzyka, będziem rzucać.
    Pierwsza nieporadna rolka i linka pięknie prostuje się w poprzek nurtu, mucha wdzięcznie ląduje pod drugim brzegiem i natychmiast wbija się tam w małżowisko.
    Wrrrr, są takie dni, że nad wodą idzie mi wyjątkowo pociesznie, naprędce zgromadzony na obu mostach tłumek radośnie drąc łacha zdaje się to potwierdzać. Muchę udaje się odhaczyć, wyciągnąć z wody, sprawdzam przypon i nachodzi mnie na zrobienie kilku zdjęć tej jakże uroczej, porywającej za serce widokiem okolicy. Szamocę się na brzegu z plecakiem, aparatem, wędka sobie smętnie leży, a rzeka w miedzy czasie na chwilkę się zatrzymuje, po czym rusza pod prąd. Zgniłą zieleń wody meandrującej po błotnych łachach zastępuje szmaragdowa, krystalicznie czysta woda morska, z chlupotem wlewająca się pod prąd. Woda rośnie z każdą chwilą, ale mi to na rękę, po drugiej stronie wysepki jest głęboka bania, w której spodziewam się ryb łapiących oddech zaraz po wejściu pod prąd.
    Zmyślnym śmignięciem wykładam linkę i obserwuję, jak sunie po wodzie. Rzuca się tym naprawdę przyjemnie, przy odpowiednio złapanym tempie aż można uwierzyć, że wiem co robię.
    Co rzut wysnuwam dodatkowe kilka metrów runningu i co rzut tak samo - pędząca głowica zabiera cały running i odzywa się szczeknięciem na hamulcu kołowrotka. Dość szybko wybrany running muszę ułożyć w pierwszą pętlę, później drugą.

    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/838/43656092.jpg/][img]http://img838.imageshack.us/img838/9125/43656092.jpg[/img][/URL]

    Ech, uroki rzucania 400 grainową linką z muszką na haku #6 na końcu :D
    Woda obombiona muchą, czas na jakąś zmianę - otwieram pudełko i na pierwszy ogień idzie Sunray Shadow, w bardzo ubogiej, króciutkiej wersji. Mucha w sumie ma max 7cm, ale ponoć tutejsze ryby uważają taką długość za max.
    Dużo tych ponoć w moim łowieniu się pojawia, na szczęście sporadycznie pojawiają się "raczej tak" :D
    Jedyny problem tego miejsca, to nakaz uzbrojenia przynęty w pojedynczy bezzadziorowy hak. Z tym akurat nei mam kłopotu, zaopatrzyłem się w US and A w stingery, niestety w haczykowej, nie rakietowej wersji, więc póki co nie uda się tego wszystkiego w pierdziu rozwalić :D Troszkę mam obawy jak będzie wyglądać hol troci czy łososia na bezzadziorowym haku, w nurcie rwącym już naprawdę solidnie, ale jakby do tego zmartwienia muszę spełnić kilak warunków - mieć branie, zaciąć... Wtedy będę nad holem dumać troszkę dłużej.

    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/46/84077330.jpg/][img]http://img46.imageshack.us/img46/2773/84077330.jpg[/img][/URL]

    Póki co tak straszliwie przejęty swymi jakże zajebiaszczymi umiejętnościami rzutowymi oraz śmigającymi prawie pod nogami mulletami wchodzącymi na stołówkę zatoki, nie zauważam, ze wysepka na której stałem zdrowo ponad wodą jest już przykryta dość rwącym nurtem, a wody w pół łydki i ciągle rośnie. Ma tylko 5h na przybranie o prawie 4 metry w górę, więc nie ma co się dziwić, ze się nie opieprza tylko zdrowo zasuwa, samo się nie zrobi. Postanawiam ewakuować się na "ostatni brzeg", niestety, łatwiej powiedzieć niż zrobić. W kanałkach woda już po pas, ostro ciągnie, dno grząskie, a jeszcze po wózku z tesco trzeba się ześliznąć nie rozwalając gaci.
    Co to dla mnie, wszak kozica to moje drugie imię, choć w tym błocie by się pewnie kacze płetwy bardziej przydały, niż mega przyczepne gumy z kolcami na podeszwach. Pełznę krok za krokiem, bacznie obserwowany z mostu przez kilka osób, chyba mocno zastanawiających się czy to już teraz dzwonić po kogoś do pomocy, czy jednak pacan dolezie do brzegu o własnych siłach.
    Uff, udaje się, brzegiem w górę i jeszcze chwila łowienia, ku ewidentnemu rozczarowaniu znudzonych gapiów.

    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/836/99930956.jpg/][img]http://img836.imageshack.us/img836/6269/99930956.jpg[/img][/URL]

    Szybko jednak miejsce zaczyna przypominać rynnę pełną pędzącej wody i przestaje widzieć jakikolwiek sens w miotaniu się dalej.
    Zwijam się do domu, pachnącego rosołem i sosem chrzanowym, dzisiaj żona gotuje, zamiana miejsc :D
  11. Kuba Standera
    Wybierzmy się na wycieczkę zaproponowała najlepsza z możliwych żon.
    Czemu nie.
    Najmłodszy pewnie posadyści jakiegoś żuka, starszego łomem oderwę od klawiatury i zobaczy las w realu, nie tylko biegając w wirtualnej zbroi po wirtualnych krzakach. Pies wygania się, może wreszcie wpadnie do wody i będzie spokój :D
    Czyli, jedziemy nad rzekę. Ja sobie DH pośmigam za łosiem, rodzinka wyprowadzi się na spacer, wszyscy hepi.
    Nad wodę, przez całkowity oczywiście przypadek, przyjeżdżamy tuż przed HW. Jadę wzdłuż rzeki i prawie wjeżdżam na człowieka poznanego na promie do Szwecji kilka lat temu. To Krzysiek, od lat mieszka w IE i łowi na muchę piękne łososie. Kolejny raz okazuje się, że świat jest naprawdę mały.Chwila nawijki i jade dalej, na miejsca z poprzedniego wyjazdu, a on razem z kumplami postanawia połowić z innymi, na początku drogi.
    Tłumek nad wodą plus wicherek nie nastrajają za dobrze, a rodzinka daje znać ze 2h to max.... To nawet muchówki nie opłaca się rozkładać, przebierać, do wody włazić.
    Szybka decyzja, wyciągam lekki spin, tym razem lekki kręcioł z cienką plecionką, tylko tazzie ten sam co poprzednio. Kilka rzutów i mocne branie, ryba ładnie chodzi na wędce. Ja oczywiście w normalnych butach, podbierak złożony, leży gdzieś daleko. Cóż, ryba dość szybko wykorzystuje moje grzebanie się na brzegu i wyciągam smętnie spoglądającego na mnie koralikowymi oczyma tazzie'sa.
    Ech, nie jest łatwo żyć w chaosie.
    Ale, pełen nadziei, co zwykła sprawiać cuda, młócę wodę, modląc się o kolejne branie.
    W między czasie rzeka płynie coraz wolniej, by w pewnym momencie zatrzymać się i... zacząć płynąć w górę. Ciekawe zjawisko.
    Wraz z rosnącą wodą pojawiają sie stada małych fląderek, przy każdym przeprowadzeniu diabełka odprowadzającego go pod same nogi. Pocieszne rybki, choć pewnie w ich skali predatory jak się patrzy.
    Młócę wodę i wreszcie dobry wędkarski Budda usłuchał mych modłów i tazzie'sem wstrząsą "potężne branie". Na ile branie ryby ok 40parę cm może być potężne ;) Nooo ale skoro sa to tarpony na miarę naszych możliwości to i możliwości takie sobie widać i nie wypady kręcić trąbą, tylko raczej cieszyć się z tego ziarna, co ślepej kurze udało się trafić...
    Ta ryba nie chce zbyt łatwo do mnie i pod samym brzegiem wykonuje serię naprawdę efektownych skoków. Jak na przerośniętego śledzia, to naprawdę, za samo staranie się uznanie i aplauz

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/853/drugieshady1.jpg/"][img]http://img853.imageshack.us/img853/4804/drugieshady1.jpg[/img][/url]

    Kolejny shad na koncie, niestety znowu hybryda, nie Twaite. Głowa pod przyłbica z pleksi, ryba wygląda dość mydlasto w niej.
    Charakterystyczny dla tych ryb ogon w łuskach



    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/811/drugieshady3.jpg/"][img]http://img811.imageshack.us/img811/6964/drugieshady3.jpg[/img][/url]


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/703/drugieshady4.jpg/"][img]http://img703.imageshack.us/img703/7766/drugieshady4.jpg[/img][/url]

    Chwila łowienia i kolejne branie, kolejna ryba, tym razem an brzegu akurat przechodzi grupa Pań po 50. Brawa, oklaski, dopingowanie. W końcu ryba ląduje w podbieraku a na brzegu wrzawa, jakbym strzelił zwycięskiego gola w meczu minutę przed końcem. Dziwne są te baby...
    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/12/drugieshady2.jpg/"][img]http://img12.imageshack.us/img12/1351/drugieshady2.jpg[/img][/url]
    Zdjęcie zrobione, Panie zaciekawione Polakiem wypuszczającym rybę zdziwione kręcą głowami, ze jednak nie zeżarł.
    Ryb, jak to hybryda, długo nie może się pozbierać i dojść do siebie. Dyszy w wodzie i co chwilę wywala się kołami do góry, wreszcie zirytowany kucaniem pakuje go w siatkę podbieraka i pozwalam popływać w wodzie pod nogami we właściwej pozycji.
    W międzyczasie przychodzi Krzysiek z kolegą. Po za mną póki co ponoć nikt nic nie złowił, więc ego puchnie jakby na basedowa zachorowało.
    Miła rozmowa, dostaję kilka świetnych much na tubkach i... wraca rodzinka, koniec bajki, powrót do realu.
  12. Kuba Standera
    Bassowy ban nie służy.
    Miesiąc wyrwany z łowienia, w jednym z najlepszych okresów, głownie ze względu na dość stabilną pogodę, a przez to i niski poziom na rzekach, co zwykle równa się brak wędrownych salmonidów.
    Bassa łowić nie wolno, łosie nawet jak są to pochowane po dołkach. Co zostaje? Albo pollocki ze skałek, których w okolicy raczej niestety nie ma, albo trocie w estuarium, które są tematem do ugryzienia, albo, na szybko.. mullety.
    Ryba - duch?
    C'mon standerus, cliche aż dupa boli...
    No niestety, mają w sobie te ryby coś przedziwnego. Już nie chodzi o totalne ignorowanie wszelkich możliwych przynęt. O przepływanie stadkiem w odległości 5 metrów od człowieka.
    Tym razem trafiłem na cwaniaka, który ewidentnie człowieka się nie bał.
    Z wody wystawała część grzbietu, kiedy opalał się między glonami. Woda po kolana, kilka metrów od brzegu i na oko 50cm mullet sobie stoi pod powierzchnią i zerka na mnie, na muchy, na płynące po niebie chmury i ani chybi oddaje się rozważaniom filozoficznym.


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/29/mullett.jpg/"][img]http://img29.imageshack.us/img29/1265/mullett.jpg[/img][/url]

    Przepuściłem koło niego pół pudła much i zero reakcji, nawet drgnięcia. Na nić smakowite krewetki uv, na nic wzory podpatrzone u wędkarzy duńskich, brytyjskich czy lokalnych. Zlew totalny i tyle.
    Więc skradam się do dziada, po kroczku.
    10m, 5m, 3m... 2m... Wydaje się o dość nieprawdopodobne, że można sobie bezkarnie rybie nad głową stanąć, spod sznura nimfami przed pysk podstawić i ryba nie zareaguje ucieczką. Wędką ją po łbie delikatnie postukuję i nadal nic. Zdechła czy jaka cholera?
    Podbierak w rękę i do dziada. Jednak okazuje się, ze metr to jest jego granica komfortu i po prostu odpływa. Zero paniki, tylko kilka leniwych ruchów ogonem i znów jest 10m ode mnie. Wyciągam aparat i powtarzam skradanie. I znów mogę mu stanąć praktycznie nad głową i nadal ryba wydaje się spokojna.


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/12/mulletav.jpg/"][img]http://img12.imageshack.us/img12/91/mulletav.jpg[/img][/url]

    Znowu zanurzam wędkę w wodzie, dotykam nią stwora, a stwór nie reaguje. Dopiero kiedy przyciskam go szczytówką mocniej i zanurzam kilkadziesiąt cm odpływa, znowu , jakby odganiał uprzykrzoną muchę. A niby taki predator ze mnie i pogromca żyjątek...
    Ta akcja powtarza się kilka razy, wreszcie ryba, czy czując ruszający przypływ, czy też znudzona moimi zalotami, wreszcie, bez słowa na pożegnanie - odpływa wgłąb zatoki, tym samym co wcześniej leniwym tempem.
    Chwilę później pojawiają się jej towarzysze i widzę jak przez płycizny, wodę miejscami po kostki, przechlapują się srebrne cielska.
    Nic z tego dzisiaj nie będzie.
  13. Kuba Standera
    Ach te wędrowne ryby. Mają w sobie jakiś przedziwny magnetyzm, zmuszając do porzucenia domowych pieleszy, wielogodzinnej jazdy, wydawania majątku na sprzęt i licencje. Gdzieś w wyobraźni i marzeniach drzemie obraz srebrnego olbrzyma w kropki, który wiedziony instynktem i węchem z oceanicznych otchłani przebywszy nieraz tysiące kilometrów trafia do naszej rzeki czy siurki by się rozmnożyć. Niczym w "salmon fishing in the Yemen" - na ten okres odkładane są wszelkie podziały, zawieszane uprzedzenia i ręka w rękę nad wodą stają starzy lordowie i synowie rzeźników, zjednoczeni w jednej pasji - uchwycenia srebrnej torpedy.
    Wszystko pięknie, aż łzy w oczach się kręcą.
    Co jednak, gdy srebrna torpeda bardziej rozmiarem odpowiada armatniej kuli? I to koniecznie małego kalibru? Co gdy wymarzony srebrny wojownik w efekcie przypomina... śledzia? I nie jest tarponem?


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/521/shad3.jpg/"][img]http://img521.imageshack.us/img521/1925/shad3.jpg[/img][/url]

    Jak to co - nic :D Pielgrzymka i tak jest i ludzie wiedzeni dziwnym instynktem niczym ryby na tarliska przybywają nad brzeg jednej z rzek, gdzie wpływają ostatnie niedobitki tego gatunku w Europie. Historia shadów, czyli parposzy przypomina tą znana z każdą rybą. Kiedyś obecny praktycznie wszędzie, olbrzymie stada wstępujące do większości rzek uchodzących do słonej wody. Z czasem ich białko okazuje się gdzieś komuś potrzebne, stają w rzekach i solance siaty, na rzekach ludki grzmocą zaporę odcinając je od tarlisk i w efekcie... W Europie jest już tylko kilkanaście systemów rzecznych, w których te ryby pojawiają się w większej ilości.
    Hasło wyprawy na shady pada jeszcze głęboką zimą. Ze co wiosnę wchodzą w rzekę, że fajne łowienie, ryb sporo, srebrzyste, waleczne, takie mikro tarpony bo dość dziko skaczą podczas holu. Brzmi zachęcająco na tyle, że u moich progów po 3,5 godzinach jazdy staje TPE, szybkie przepakowanie i kolejna godzina z okładem nim staniemy nad wodą.
    Wcześniejszy wywiad sugeruje, że ryby reagują najlepiej na jeden typ przynęt i stąd wszyscy łowią tylko na to - tasmanian devil czyli w skrócie tazzie. Przynęta ciekawa, przypomina ołowianą parówkę przebraną za latawiec, jednak to jej praca w wodzie "robi robotę". Od "myków na boki" przez lusterkowanie, opad i na końcu jak trzeba ruch wirowy - potrafi wiele sztuczek i podoba się shadom nad wyraz.
    Uzbrojeni w tazzie późnym popołudniem stajemy nad smaganą wicherkiem i przelotnymi deszczami rzeką.


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/585/rzekao.jpg/"][img]http://img585.imageshack.us/img585/5395/rzekao.jpg[/img][/url]

    Miejsce ciekawe, do złowienia oprócz shadów są okonie, szczupaki, pstrągi, łososie i... jelce i flądry. Spory przekrój gatunkowy jak na Irlandię. Rzeka leniwie płynie między zboczami porośniętymi... lasem. Tak Drogi Czytelniku. W kraju gdzie wydaje się, że najwyższe co rośnie to żywopłot wyrastają też znienacka lasy, będące smutnym wspomnieniem wielkich puszcz pokrywających całą Irlandię zanim Angole wpadli na pomysł wybudowania floty...
    W każdym razie - zaczynamy łowić.
    Sporadyczne spławy ryb, coś się kręci pod powierzchnią, ale dość rozpaczliwie małe. Rzeka żyje.

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/195/shadtpe1.jpg/"][img]http://img195.imageshack.us/img195/6665/shadtpe1.jpg[/img][/url]

    Dość szybko Tpe ma pierwszą rybę i od razu ładną - 51cm
    Szybkie przyjrzenie się zwierzowi - dziwnie wygląda. Ogon pokryty łuskami, na łbie jakby przyłbica z pleksi z dziurami na oczy - dziwny stwór.


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/94/shadtpe2.jpg/"][img]http://img94.imageshack.us/img94/2888/shadtpe2.jpg[/img][/url]

    Ja jak zawsze, mam trącenia, podejrzenia o branie, podejrzenia o podejrzenie brania i bolą mnie plecy...
    Tpe chwilę później doławia jelca, stąd mamy już jasność co tak postukuje w tazzie.
    Wieczór zbliża się sporymi krokami i Tpe łowi jeszcze jedną rybę, troszkę mniejszą ale pięknie ubarwioną

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/14/shadtpe3.jpg/"][img]http://img14.imageshack.us/img14/4361/shadtpe3.jpg[/img][/url]

    Nim się obejrzeliśmy jest pewnie koło 22 i pada decyzja zwitki do pubu. Tam po "czarnym złocie w płynie" i trochę się dogrzewamy przy węglach w kominku. Frytki i kiełbaski później jest już po północy, więc zwijamy się do auta nad rzekę przebranie w polary, zawinięcie w śpiwory i kima, przed nami całe 3 godziny nim telefon TPEgo rozerwie nam czaszki alarmem o 4.50. Ten kto w telefonie w standardzie ustawił taki budzik powinien smażyć się w piekle. Start dnia jest potwornie ślamazarny, lecz, o dziwo, dość ciepły. Mając w pamięci poprzednią kimę w aucie na Dingle, gdzie wypiździło mnie straszliwie, troszkę z niepokojem myślałem o nocy w aucie nad wodą, jednak udało się dość bezproblemowo.
    Nad wodą, z racji noclegu, jesteśmy pierwsi, jednak dość szybko pojawiają się kolejni ludzie i pierwsze ryby. Jest dość opornie, sporadycznie gdzieś komuś wygina się wędka, ale nie ma szału. Dojeżdża David i decydujemy się zejść w dół, wyjść rybom naprzeciw.
    David ma branie i ląduje ładnego shada

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/40/shaddavid.jpg/"][img]http://img40.imageshack.us/img40/5066/shaddavid.jpg[/img][/url]

    I u mnie pojawiają się brania, jednak niezbyt mogę je zaciąć i póki co jest 4/0. Ani ja z Hiszpanii, ani one z Niemiec, jednak idzie mi dość pod górkę, nie pomaga nawet zmiana kotwicy na taką nie wyklepaną z ruskiego czołgu.
    Mijają kolejne godziny, pojawiają się tu i ówdzie jakieś ryby, a u mnie zaczyna się kryzysik związany z 3h snu w samochodzie. Powieki z ołowiu ważą tonę, zacinający deszcz słabo umila całą akcję. W końcu rzucam kij w krzaki i idę zrobić herbatę, bo bez kofeiny za chwilę będę się kwalifikować już jedynie na zastrzyk z adrenaliny w serce.

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/23/shadbreak.jpg/"][img]http://img23.imageshack.us/img23/3227/shadbreak.jpg[/img][/url]

    Chłopaki śmigają, woda bulgoce a ja najchętniej walnąłbym się gdzieś w krzory i przekimał godzinkę lub dwie, jednak nieustająca mżawka skutecznie zniechęca do drzemki. Herbata pomaga słabo i zupełnie skapcaniały kiszę na brzegu. Siadłem sobie w błocie i krzorach i już ostatkiem sił kręcę korbą i rozmawiam z Davidem. Raźne pierdyknięcie w wędkę skutecznie otwiera mi oczka. Ryba dość energicznie sobie poczyna, nie ma co, jednak obywa się bez spektakularnych wyfrunięć z wody etc - widać zimno przenikające kości udzieliło się i rybom.

    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/46/shad2.jpg/"][img]http://img46.imageshack.us/img46/1180/shad2.jpg[/img][/url]


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/801/shadm.jpg/"][img]http://img801.imageshack.us/img801/6263/shadm.jpg[/img][/url]


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/194/fcukb.jpg/"][img]http://img194.imageshack.us/img194/7424/fcukb.jpg[/img][/url]

    Szybka akcja i ryb na brzegu. Zgrabny, troszkę mniejszy od tego TPE, bo jedynie 49cm ale cieszy, nowy gatunek zaliczony. Kilka foto, trochę wygłupów i reanimacja ryby, która powoli dochodzi do siebie i dość majestatycznie, błyskając bokami odpływa.


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/571/shad4f.jpg/"][img]http://img571.imageshack.us/img571/2157/shad4f.jpg[/img][/url]

    Kisimy jeszcze trochę, jednak brak akcji powoduje, że zwijamy się do Dungarvan, reanimacja kofeiną i już z bassowymi kijami suniemy wzdłuż wybrzeża, szukając jakiegoś miejsc do połowienia na niskiej wodzie. Wybieramy się najpierw na skałki, jednak tam coś powolnie idzie, więc szybka decyzja i przerzutka pod klasztor, do miasta. Wiatr wzmaga się i łowienie zaczyna przypominać troszkę walkę z żywiołem. Zaczyna się przypływ i z pierwszą morską wodą w zatokę wchodzą ryby. W odległości 5 metrów od nas błyskają bokami sztaby srebra, często po 60cm. Mimo mocnej fali widać jak majestatycznie suną tuż pod powierzchnią, ciągnąć za sobą imponujące kilwatery - duże mullety wróciły na płycizny. Będzie co łowić podczas bassowego banu, a jutro przecież już ostatni dzień sezonu...
    Młócimy do 16, Tpe chce się zbierać, ma 4h drogi do domu i może zdąży na HW i połowi jeszcze trochę bassów?
    Miło wiedzieć, ze są ludzie którym nawet po takim maratonie jest mało :D
  14. Kuba Standera
    Akurat miałem chwilę a też i bieżące dyskusje o łowieniu szczupaków na muchę niejako wywołały imadełkowy temat do tablicy.
    Mucha ta jest dość prosta w wykonaniu, dość skuteczna i co też ważne - w miarę da się tym rzucić, mimo dość poważnych rozmiarów - ja mam chwytaki naprawdę sporych rozmiarów, jestem w stanie piłkę do kosza podnieść łapiąc ją od góry jedną dłonią ;)
    Wzór ten jest bardzo luźnym połączeniem deceivera autorstwa Lefty Kreha i muchy 3D Streamer Davida "Doddsa" Wilsoncrofta.
    Wykonana w dużej mierze z syntetyków, po namoknięciu nie jest ciężka i dość dobrze układa się podczas lotu, a zastosowane ciut sztywniejsze materiały syntetyczne nadają jej w wodzie trochę "objętości", która moim zdaniem ma spore znaczenie gdy wybieramy się na szczupaki. Co również warto zauważyć - mucha wykonana w taki sposób dość dobrze znosi kontakt ze szczupaczymi zębami i nie rozpada się po pierwszym starciu. Jednak warunkiem jest lakierowanie po każdym kroku. Nie uwzględnione na zdjęciach, gdyż schnący lakier zabiera sporo czasu, ale wszędzie tam gdzie jest to wymagane wspomnę o tym.
    Jeszcze jedna rzecz - dla lepszej widoczności użyłem czarnej nitki wiodącej, do muchy w takich kolorach użyłbym raczej białej nitki, ale ją dość kiepsko widać na foto.
    W muszce pokazuję kilka "tricków" stosowanych przy wiązaniu różnych dużych wzorów, które mogą ułatwić życie z innymi wzorami. Postaram się na bieżąco w korkach wytłumaczyć co i dlaczego.
    Co będzie nam potrzebne?
    [b]Hak:[/b] Partridge Ad Swier Absolute Pike Hook 4/0 lub podobny Ad Swier Pike Hook (bez absolute) ale w rozmiarze 6/0 - są mniej więcej takie same.
    [b]Nici:[/b] - nić główna - Uni Big Fly, zastosowana do wzoru czarna, powinna być biała. Nić do zakończenia główki - biała Uni 6/0. Opcjonalnie jaskrawo czerwony lub w zbliżonym kolorze jedwab - wg uznania.
    [b]Ogon:[/b] pęczek bucktaila, 6 piór z genetycznego siodła koguta grizzly. Mogą być zwykłe siodłowe albo z końca kapki szyjnej - byle koguta, są sztywniejsze. Kolor - wg uznania. Do tego flash
    [b]Tułów[/b]: perłowy cactus chenille w największym rozmiarze.
    [b]Skrzydło[/b]: flash plus Slinky Fibre - tu użyty biały. Na wierzch pasmo czarnego unrico puglesi, ale bez problemu możemy użyć slinky. Grzbiet może być czarny, oliwkowy, lawendowy, brązowy, niebieski czy charteruse
    [b]Bródka[/b]: czerwony Silky Fibre
    [b]Oczy[/b]: Dwa pióra Jungle Cock. To mucha szczupakowa, mogą być takiej sobie jakości.
    [b]Lakier[/b]: Ja używam bezbarwnego, twardego lakieru do paznokci, ale może być head cement, jak ktoś woli.

    To co, odpalamy muzę:

    [url="http://youtu.be/Es3Vsfzdr14"]http://youtu.be/Es3Vsfzdr14[/url]

    i kręcimy :

    [attachment=282165:step 1.jpg]

    [b]Krok 1[/b]
    Umieszczamy haczyk w imadle, przywiązujemy nitkę wiodącą koło oczka haczyka i nawijamy w stronę łuku. W miejscu gdzie haczyk zaczyna się wyginać w łuk tworzymy "gulałkę" z nici wiodącej. Wszystko lakierujemy. Gulałka z nici to patent Leftyego Kreha z deceivera, dzięki niej ogon z piór koguta będzie miał tendencję do rozkładania się w wodzie, pióra będą na niej odstawać od haka.


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/6/step2bl.jpg/"][attachment=282166:step2.jpg][/url]

    [b]Krok 2[/b]
    Przywiązujemy nad gulałką pęczek sierści z bucktaila, m sztywniejszy tym lepszy. Będzie to rusztowanie utrzymujące dość wiotkie pióra i utrudniające im motanie się o haczyk podczas rzutów. Lakierujemy


    [attachment=282167:step3a.jpg]
    [attachment=282168:step3b.jpg]

    [b]Krok 3[/b]
    Przywiązujemy pióra siodłowe, po parze. Starajmy się, by były osadzone tuż za zgrubieniem z nici.Wykorzystajmy naturalne krzywizny stosin, by pióra odginały się na zewnątrz i w dół i w górę. Lakierujemy


    [attachment=282169:step4.jpg]

    [b]Krok 4[/b]
    Dodajemy do ogona flash, na mokry z lakieru hak nawijamy odcinek z cactus chenille i dodajemy znowu flash.


    [attachment=282170:step5.jpg]

    [b]Krok 5[/b]
    Przywiązujemy pierwszy pęczek Slinky Fibre. Od dołu haczyka, staramy się dobrać długość tak, by końcówkami pokrywał grot haka i sięgał delikatnie dalej. Tu ważne, by pęczek nie miał równego końca, musimy delikatnie powyciągać niektóre włókna, tak by uzyskać nieregularną, postrzępioną końcówkę. Bardzo ważne, by przywiązać to dość szeroko, tak by materiał rozkładał się na boki i "obejmował" tułów po obu stronach. Zależy nam na uzyskaniu przestrzennej, szerokiej muchy, bardziej kuszącej dla drapieżnika niż mucha wysoka, ale płaska.


    [attachment=282171:step6.jpg]

    [b]Krok 6[/b]
    Luźny odcinek Slinky zaginamy do góry. Należy rozdzielić go pionowo na dwie części i przeczesać na górę tułowia po obu stronach haczyka. Zabezpieczamy to nicią i lakierujemy. Używając nożyczek fryzjerskich "taperówek" utniemy zbędny fragment pęczka Slinky Fibre. Pamiętajmy o rozłożeniu szeroko włókien również z góry muchy


    [attachment=282172:step7.jpg]

    [b]Krok 7[/b]
    Górna część skrzydła obcięta. Widać, jak dzięki nożyczkom udało się uzyskać nieregularną końcówkę. Zabezpieczamy nitką i lakierujemy.


    [attachment=282173:step8.jpg]

    [b]Krok 8[/b]
    Nawijamy kolejny odcinek tułowia z cactus chenille na haczyk mokry od lakieru


    [attachment=282174:step9.jpg]

    [b]Krok 9[/b]
    Przywiązujemy "bródkę" z czerwonego Silky Fibre (Silky a Slinky to dwa różne materiały ;) )
    Lakierujemy nić


    [attachment=282175:step10.jpg]

    [b]Krok 10[/b]
    Przywiązujemy od dołu kolejny pęczek Slinky Fibre. Pamiętamy o krawędzi. Tym razem nieco dłuższy.


    [attachment=282176:step11.jpg]

    [b]Krok 11[/b]
    Podobnie jak Krok 6 - pęczek rozdzielamy na 2 części, po obu stronach haczyka do góry, szeroko. Obcinamy taperówkami, zabezpieczamy nitką wiodącą, Lakierujemy.


    [attachment=282177:step12.jpg]

    [b]Krok 12[/b]
    Wiążemy węzeł finisherem i obcinamy nić wiodącą


    [attachment=282178:step13.jpg]

    [b]Krok 13[/b]
    Przywiązujemy nić 6/0 i powtarzamy krok 10.


    [attachment=282179:step14.jpg]

    [b]Krok 14[/b]
    Powtarzamy krok 11, Zabezpieczamy nitką, lakierujemy

    [attachment=282180:step15.jpg]

    [b]Krok 15[/b]
    Przywiązujemy od góry pęczek czarnego Slinky lub EP Fibre. Pęczek łapiemy w okolicy 1/3 długości, w nierównych częściach. Krótszą jako pierwszą.

    [attachment=282181:step16.jpg]

    [b]Krok 16[/b]
    Zaczesujemy luźny koniec pęczka czarnego materiału na skrzydło, pamiętając, jak wcześniej, o jak najszerszym rozłożeniu go z góry muchy da nam to stopniowe przejście kolorów, materiały wymieszają się razem.
    Dowiązujemy oczy z Jungle Cock.
    Jeśli chcemy - możemy zakończyć muchę na tym etapie - wykonać główkę z nitki, obciąć nić i dobrze polakierować, dla wzmocnienia możemy główkę potraktować kropelką epoxy

    [attachment=282182:step17.jpg]

    [b]Krok 17[/b] - dla chętnych
    Nawijamy główkę z fluo jedwabiu - czerwonego, fioletowawego, różowego - co mamy pod ręką.
    Moim zdaniem zwiększa to skuteczność muchy.
    Zakańczamy, obcinamy nitkę i lakierujemy, ew pokrywamy kroplą epoxy.



    [attachment=282183:szczupakowa.jpg]



    Miłego kręcenia!
  15. Kuba Standera
    Troszkę mnie wymęczyła zima w tym roku
    Ryby wymiotło w grudniu i dopiero w zeszłym tygodniu zaczęły pokazywać się pierwsze raporty ryb złowionych w okolicy na coś innego niż kraby, lugi czy razory. Mnie dość odrzuca to śmierdzące tałatajstwo.
    Niczym kania dżdżu a Rostowski Waszej kasy wyglądałem w końcu jakiś znaków, ze nad wodą jest po co muchy topić i woblerki i gumy o skałki obijać.
    Nadchodziły newsy, coraz częściej gdzieś w +- okolicy ktoś dziabnął rybę. Już nagrzany niczym chart przed startem nerwowo gryzłem brodę, gdy news spadł nieciekawy - dzieciak ma ospę. I dupa, przedszkola nie ma, siedzimy i kisimy się razem w chacie. Kuźwa, a miało być tak pięknie...
    Długi weekend przywitał dość szaloną pogodą. Mocny wiatr, fala lekko w okolicy metra i niskie pływy - niezbyt jest jak do wody podejść, 40km/h na twarz też jakby problem wyboru metody rozwiązuje i tradycyjnie, walkowerem, wygrywa książka i złoty trunek.
    Wczoraj jednak już nie mogłem i wybrałem się w jedno z obadanych zimą miejsc. Na niskiej wodzie przypomina..., no warto by temu miejscu poświęcić osobny wpis, bo jest to kosmos zupełny, wygląda raczej jak jakaś inna planeta.
    W każdym razie - wczorajsze kilka h młócenia plaży zaowocowało tylko "cieniem" dostrzeżonym kątem oka, gdy odprowadzał przynętę. Ale szare skały, szare dno i falująca woda - sam nie jestem pewien na ile to była ryba a na ile autosugestia i desperacka nadzieja, ze w wodzie pojawiło się z powrotem życie. Później jeszcze fląderka spod nóg i tyle by było.
    Dzisiaj wypadła trasa na lotnisko i w efekcie na plażę przyjechałem ponad godzinę spóźniony, od razu na wysoką wodę. Szybkie wskoczenie w ciuchy i już lecę z wdziękiem 100kilowej kozicy po skałkach na złamanie karku. Droga stroma, dość niebezpieczna, przynajmniej dla kogoś kto ledwo łazi. Pierwsze obiecujące miejsce, rzut w fale, jeszcze nie ułagodzone po 2 dniach sztormu i... cholera, zielska jak w zupie, wobler wyciągam cały zapeklowany w jakieś morszczyny. Oj, będzie trudno. Drugi rzut, w stronę skalistego cypelka nad którym przewalają się fale. Kręcę korbą, pierwsze podciągnięcie, drugie, przynęta pekluje się w zielsko i w tym samym momencie dość mocny strzał. Ryba od razu odchodzi od skałek, usiłując uciekać na otwartą wodę. Zły pomysł dzisiaj, spore fale chyba utrudniają jej tą akcję. Jeszcze przy samym brzegu usiłuje odjechać wykorzystując impet cofającej się z płycizny fali, ale przygotowałem się na to i poluzował hamulec, co szczególnie w starym shimaniaku jest sprytnie rozwiązane, bardzo podoba się mi ten bajer.
    Kolejna nadchodząca fala i podnoszę rybę pod powierzchnię, ryba dostaje falę i wyjeżdża mi prawie pod same nogi, cofająca się woda zostawia ją, z nieszczęśliwym spojrzeniem na mokrym piachu.
    Ech, ładna jest. 6mcy dreptałem za nią, więc cieszy naprawdę wyjątkowo, jak pierwszy bass z jesieni. Waga skrzypi wskazując 5lbsów. Noo, jest to możliwe, choć ryba dość smukła.

    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/823/bassmaj1.jpg/][img]http://img823.imageshack.us/img823/666/bassmaj1.jpg[/img][/URL]

    [attachment=117397:bassmaj1.jpg]

    Kilka foto i szybko odstawiam ją do wody. Ale że zdjęcia w skalnej dziurze z wodą i walka krótka, to chyba nawet zadyszki nie złapała.
    Pierwsza fala i wystrzeliwuje mi z rąk, nim piana umożliwi dostrzeżenie czegokolwiek w wodzie - już jej nie ma.

    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/211/bassmaj2.jpg/][img]http://img211.imageshack.us/img211/2678/bassmaj2.jpg[/img][/URL]

    [attachment=117398:basmaj2.jpg]
  16. Kuba Standera
    Muchowanie w słonej wodzie to jakby trochę inna bajka od tego co znamy z rzek czy nawet jezior.
    Jakby rzadziej na pajęczej nitce uwiążemy muchę rozmiarów plemnika, wędką którą wzrokiem można wygiąć po rękojeść a kołowrotek po łowieniu spakować w paczkę po fajkach. Rybę, o ile uda się nam coś złowić, też zwykle możemy zaprezentować normalnie, nie musimy na wyciągniętych rękach, trzymając dwoma palcami pod pyskiem i w dwu palcach za ogon. Nie, momentami używa się much większych niż typowe zawodnicze potworki po 18 cm, a moc sprzętu pozwalałaby pewnie na wyrzucenie nie tylko muchy, ale i wędki w tubie ;)
    Bardzo często sprawa niestety sprowadza się do zasięgu. O ile jeszcze łowiąc ze skałek, często łowimy prawie pod nogami, to jednak brak zwykle miejsca za plecami na rozwinięcie linki, a jeśli mamy gdzie odrzucić sznur, np na plaży, to zwykle trzeba sięgnąć dość daleko, jak na rzuty muchowe. Do tego wiaterek dający ciągle 20km/h i... I nie ma łatwo. niby wiatr nie za mocny, jednak dostajemy go zwykle w twarz, z pełną siła, nie ułagodzoną na drzewach, pagórkach i zabudowaniach. Niezbyt jest gdzie się przed tym schować i... musimy sobie z tym poradzić.
    A wbrew pozorom, nie jest to zbyt łatwe, przynajmniej dla mnie. Pomagają bardzo zintegrowane głowice typu outbound czy 40+.
    Problemem jest jednak gdy mamy "w twarz" spora falę, wicherek, brodzimy dość głęboko. Wtedy aż prosi się o trochę dłuższą wędkę.
    Kije jednoręczne wyrywają troszkę nadgarstek w cięższych klasach.
    A wybór kija dwuręcznego to troszkę skomplikowana sprawa. jak wiadomo z jednego z poprzednich wpisów, nie jest to aż tak strasznie drogie, jednak typowy speyowy kij dwuręczny jest raz że ciężki dwa że dość potężnej mocy, trzy, ze do typowych rzutów z nad głowy, przy ostrym wietrze - nadaje się to bardzo słabo.
    Czyli co, koniec pięknej historii i bez certyfikatów rzutowych nie pośmigamy?
    Niekoniecznie.
    Jest nowa moda w wędkach dwuręcznych - kije switchowe. Stojące w rozkroku miedzy typowymi ciężkimi wędami dwuręcznymi a jednoręcznymi, w teorii mające umożliwić zarówno rzuty DH jak i jednoręczne, np z double haul.
    Wszystko pięknie, jednak do wyboru na rynku propozycji jest dość sporo. Jedną z pierwszych rzeczy z jakimi musimy się zmierzyć, jest wybranie "mocy" wędki. Niektórzy producenci, jak np Guideline czy Batson opisują swoje kije switchowe klasami jednoręcznymi, niektórzy, jak np Vision czy TFO - dwuręcznymi. I tak np #7 Guideline obsłuży nam zwykłą linkę WF#7, a do tej samej "klasy" Visiona będziemy potrzebowali linki ważącej 26 gram, czyli coś jak jednoręczna #12? Stąd ważne, by przed zakupem sprawdzić jakie wymagania ma nasz kij i dopasować do tego linki.
    Kolejną sprawą jest akcja wędki. Wiele wędzisk switchowych jest robionych raczej pod łowy wędrownych salmonidów niż do śmigania z nad głowy z plaży i jest zdecydowania za wolna/miękka. Pewnie - da się, czemu nie, z tym ze są to narzędzia do trochę innego łowienia niż to czego poszukujemy. Stąd - moim zdaniem najlepiej poszukać trochę po amerykańskich forach wędęk określanych jako "zbyt szybkie". To może być coś czego szukamy ;)
    Na koniec dość ważna sprawa - niektóre z tych wędek są dość ciężkie - nie przeszkadza to aż tak bardzo gdy rzucamy jak typowym kijem DH, jednak, skoro ma być switch niech umożliwi też rzuty jednoręczne, bez ryzyka kontuzji.
    Jednym słowem - sporo grzebania i lekcji do odrobienia, nim klikniemy "kup teraz" w jakimś sklepie czy na ebayu.
    A że producenci poczuli chyba w tym siano, ciężko znaleźć coś w cenie nie zatrzymującej akcji serca. Niestety, ale kasa jaką wołają za niektóre wędziska jest kompletnie z kosmosu.
    Stąd moje poszukiwania kija do łowienia w zatoce z brzegu, z możliwością wybrania się z nim jeszcze na łososie, obsługującego linki w okolicy 400grain i nie masakrującego budżetu trwały.. no, trwały dość długo. Jak na mnie to masakrycznie długo, bo zwykle jak mam kasę na sprzęt to pali i kupuję pierwsze co w ręce wpadnie. Kilkukrotnie już byłem gotów, już wybrałem, raz TFO Deer Creek, raz posiadanego już wcześniej switcha od Visiona, jednak za każdym razem cena odstraszał i dawałem sobie na wstrzymanie.
    I tak grzebiąc sobie po ebayu, znalazłem kiedyś kije Redingtona, w podejrzanie niskiej cenie. Z jednej strony były po za moimi typami, więc jakoś je omijałem, z drugiej strony jeden kij Redingtona mam i bardzo sobie chwalę, podobnie i kilku kolegów - nigdy nie słyszałem nic złego o tych wędkach. Niby inne serie, inne klasy, a jednak sprawiają zawsze wrażenie niesłychanie solidnych wędzisk.
    Zacząłem czytać po necie i opinie dość pozytywne, kilka osób wspominało ze kije są szybsze niż oczekiwały. Dość lekkie, przy tym mają być wytrzymałe, do tego dożywotnia gwarancja producenta. I cena, ja za swój zapłaciłem z wysyłką 235$!
    To połączenie spowodowało szybką decyzję o kupnie i dość długie niestety oczekiwanie aż kijek się do mnie z USA dotoczy.
    Chwilę zajęło też ściągniecie odpowiednich linek, na jedną wciąż czekam, druga jest i działa nieźle.
    Ale - po kolei.
    Co kupiłem?


    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/46/kij2.jpg/][img]http://img46.imageshack.us/img46/918/kij2.jpg[/img][/URL]

    Redington CPX switch 11'3" #7 w 4 kawałkach.
    Polecane linki w zależności od źródła miedzy 350 a 400 grain, u mnie przyjdzie mu współpracować z 410grain czyli 40+ double hand beach line intermedate i 400 grainowy Wulff Ambush Taper pływający.
    Wędka sprawia dość dobre wrażenie, szczególnie jak na cenę i wykonanie na dalekim wschodzie, w Korei o ile pamiętam?
    W kilku miejscach na omotkach znalazłem drobne potknięcia, jednak to czysta estetyka, plus czego oczekiwać tak naprawdę w tej cenie? Z resztą, gorsze potknięcia widziałem we flagowych modelach kilku innych firm, więc... wędki seryjne mają chyba troszkę inne standardy niż te z pracowni.


    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/43/kij4.jpg/][img]http://img43.imageshack.us/img43/4084/kij4.jpg[/img][/URL]

    Rękojeść dość dobrej jakości jak na cenę, choć w kilku miejscach szpachla wypadła pozostawiając małe dziurki. Ale to wszystko mieści się w akceptowalnej jakości.


    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/41/kij3.jpg/][img]http://img41.imageshack.us/img41/5823/kij3.jpg[/img][/URL]

    Kij wykonany dość estetycznie, choć jak wiadomo, to kwestia indywidualnych preferencji i pewnie fani różowej pianki i biało-niebieskiego moro mogą się odbić ;)
    I najważniejsze - performersik.
    Kij sprawia wrażenie bycia lekkim, ze sporym zapasem mocy. Kilka rwanych zaczepów pokazuje ze będzie czym przytrzymać jeśli Allach da i się coś ładniejszego trafi.
    Ale cała poezja to rzucanie.
    Rzuty zarówno jedno jak i dwuręczne z nad głowy wyrywają linkę z palców a wędkę z ręki :D Double haul bez problemu, choć z linką 410 grain mi wygodniej rzuca się oburącz.
    Odległość naprawdę potężna. Tak długo jak złośliwy zefirek nie psuje nam szyków to 40+ wypluwa bez większych problemów w okolicy 30m ze smukłą, morską muchą ok 7-9cm w stylu Couser Minnow. Rzecz dość trudna, przynajmniej dla mnie do zrobienia jednoręcznym kijem tutaj okazuje się może nie mega łatwa, ale powtarzalnie - wykonalna. Troszkę trudniej gdy mocniej dmucha, ale wtedy i z jednoręcznym kijem zaczynają się schody.
    Ogólne wrażenie po pierwszych ok 2 tygodniach - bardzo pozytywne a reszta, jak zawsze, wyjdzie w praniu.


    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/27/kij5.jpg/][img]http://img27.imageshack.us/img27/246/kij5.jpg[/img][/URL]
  17. Kuba Standera
    Coś to ciepło przyjść nie może.
    Nawet jak w dzień przygrzeje, to w nocy kamienie wychłodzi, poranny przypływ na nie wpłynie i kupa, nadal woda w zatoce oscyluje około 9 stopni. Sporadycznie pojawiają się pierwsze raporty o złowionych rybach, głownie na robactwo i razory. Niby gdzieś w okolicy ktoś coś ukorbił, nadal jednak, jak na sporą już ilość łowiących są to raczej sporadyczne doniesienia.
    Ale, lada dzień się zacznie.
    Wodę ćwiczę 3-4 razy w tygodniu, w najdziwniejszych miejscach, w tym z kajaka.


    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/254/kawajy.jpg/][img]http://img254.imageshack.us/img254/5844/kawajy.jpg[/img][/URL]

    Przepedałowałem na wiosełkach zatokę wzdłuż i wszerz, niestety bez jakichkolwiek wyników.
    Stąd, na razie, tylko kilka widoczków.


    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/10/ordl.jpg/][img]http://img10.imageshack.us/img10/3552/ordl.jpg[/img][/URL]


    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/94/orddd.jpg/][img]http://img94.imageshack.us/img94/1651/orddd.jpg[/img][/URL]


    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/850/ordddd.jpg/][img]http://img850.imageshack.us/img850/3855/ordddd.jpg[/img][/URL]
  18. Kuba Standera
    Zwykło się uważać, ze sprzęt łososiowy, czyli wędziska dwuręczne, głowice, runningi i cała reszta kosztuje zyliard i kupienie czegoś takiego wymaga bycia odnalezionym przez ciotecznego stryjka babci jako jedyny dziedzic lordowskiej fortuny gdzieś w dalekiej Szkocji.
    Ew sprzedaży nerki. Swojej, żony, dzieci i oddania zwierząt domowych do najbliższej restauracji chińskiej na sajgonki.
    Ceny wędek rzędu 600-700 funtów nie budzą zdziwienia, dopiero te w granicach 1200-1400 euro powodują podniesienie brwi.
    Głowica nie śmie kosztować mniej jak 80-90 funtów a jeszcze tweedowa marynarka, skarpety na podwiązkach i chart w bagażniku Range Rovera - szlachectwo zobowiązuje, nie ma łatwo.
    Jest jednak inna droga. Podobno podobnie rozwijają się podobne inicjatywy w podobnie absurdalnym podobnym sporcie - czyli szturchaniu kijem w piłkę, zwanym golfem. Okazuje się, że po za członkostwem w klubie, na które czekamy minimum 4 pokolenia, i dobrze, by pradziadek podczas bitwy o Anglię application form wypełnił i półtora miliona funtów w naszym imieniu wpłacił, sa ludzie "pykający w gałę" w innym otoczeniu - stare, upadłe fabryki i wszelkie post industrialne klimaty itd etc itp vice versa.
    Czyli - bunt na pokładzie. Bo ileż można, do ciężkiej cholery, zapłacić za kawałek węglowej rurki z drucianymi przelotkami? Przeta ceny jakich żądają przy kasie ludzie od sprzętu DH przyprawiają o oklapnięcie onuc ze zdumienia, palpitację serca i spazmy, gdy nadchodzi świadomość, że trzeba będzie zonie powiedzieć. Czyli co, nie ma nadziei? Na zawsze pozostaje nam los łkającej trzęsącej się galarety, na wspomnienie ile zapłaciliśmy za NRXa czy innego hardy'ego? ( [url="http://www.fishingmegastore.com/hardy-artisan-double-handed-fly-rod~11006.html"]http://www.fishingmegastore.com/hardy-artisan-double-handed-fly-rod~11006.html[/url] ) .
    W mojej wiosce otworzyli kolejny sklep wędkarski. Kolejny, a może raczej powinienem napisać - pierwszy z prawdziwego zdarzenia?
    Do tej pory wszakże, by kupić jakieś szpeje do łowienia przemykało się przez sklep jubilera, przez zaplecze zegarmistrza by trafić w końcu do ukrytej komnaty cudów wszelakich, zwykle ograniczającej się do sprzętu spinningowego i 3 na krzyż muchówek. Bonusowo trochę haków, jakieś pilkery i trochę materiałów - finito. Ale, czując nisze w biznesie ktoś się nie bał i otworzył przybytek dla wędkarzy i myśliwych. Przy głównej ulicy, bez parkingu, co samo w sobie jest już dość irytujące jak trzeba dylać od auta. Później przebicie się przez zatrzaśnięte drzwi, wymagające trochę sprytu i nie spoglądania na napis - pchaj, bo najpierw pociągnąć, unieść i popchnąć - ot, metoda wstępu do królestwa 8 wędek i 4 kołowrotków. Trochę się mi mina wydłużyła, jak zobaczyłem ilość proponowanych opcji w sklepie. W zasadzie nic na bassy, nic z przynęt, nic z muchy..... A, nie jest.


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/819/10263891.jpg/"][img]http://img819.imageshack.us/img819/3522/10263891.jpg[/img][/url]

    Na stojaczku dumnie pręży się kij dwuręczny. Lookam bliżej i oczom nie wierzę - wszak to wędka, która kilka lat temu usiłowałem łowić łososie.


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/802/81390080.jpg/"][img]http://img802.imageshack.us/img802/9941/81390080.jpg[/img][/url]

    Z za lekką linką, nie mając nawet śladowego pojęcia jak to ugryźć zawzięcie miotałem się z tym kijem nad Corrib i nad Moy. Nawet, w efekcie - złowiłem pierwsze grilse'a na muchę, radości było co niemiara! Stąd - mam sentyment. Kij w PL sprzedany, gdy przesiadałem sie na bardziej wypasione konstrukcje, jednak i czasy dobrobytu odeszły, zostałem bez "dwururki" a sezon wielkimi krokami się zbliża. W zeszłym sezonie walczyłem zestawem tak komicznie-kosmicznym, z głowicą polepioną ze ścinek innych głowic, runningeim z morskiej żyły oraz złamanym kołowrotkiem, że większość napotkanych nad woda kolegów raczej polewkę miała, choć raz większą ze sprzętu, niż z tego co z nim wyczyniam. Choć tyle dobrego, bo oczywiście nawet niuchnięcia ryby nie miałem. Jednak na ten sezon ostro się zaciąłem i postanowiłem nie odpuścić i salmonida jakiegoś ułowić.
    Trochę niepewnie zapytałem o cenę, a gdy pani drapiąc się po czuprynie rzuciła - 40 euro za 13' kijek wyszarpałem dziada ze stojaka i pobiegłem do kasy. Zapłaciwszy z radością pognałem po kręcioł najcięższą linkę i... zupełna klapa - najcięższe co mam to raptem 330 grain, dla wędki opisanej #8/9. Mało, śmiesznie mało. Niby lata, niby fruwa, ale czuć że wędka się nie ładuje.
    Szybki search po ebayu, ceny głowic jak zwykle, przyprawiają o siwiznę.
    Ale - jest alternatywa. Jest taka firemka w Szwecji - scandinavian flylines, oferująca jak legenda głosi dość przyzwoite głowice za jakieś śmieszne pieniądze. Rzucam hasło zakupowe, kolega z PL daje znać by mu też jedną wziąć. W sumie z wysyłką za 2 sztuki wychodzi... 33euro. Ciężko o lepszy deal. Kręcioł mam, pozostaje kwestia runningu. Najtańsze z rozsądnych, co znajduję na ebayu to 25 funciaków plus wysyłka, jakiś error zupełny.
    Przetrząsam szafę i znajduję coś co się nada - żyła do wiązania morskich przyponów - opisana jako 65lb, średnicy ma to nie wiem ile - się nadasię. Głowice przyfruwają w kilka dni i zaczyna się kołomyja cała - docinanie. W oryginale głowica ma 14 metrów i 38 gram. Ja potrzebuję coś ok 30-32. Korzystając ze wskazówek ze strony ucharatałem z metr osiemdziesiąt z grubego końca szybka waga i około 33 wyszło - jest dobrze.


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/4/73735886.jpg/"][img]http://img4.imageshack.us/img4/1235/73735886.jpg[/img][/url]

    Tymczasowo głowicę wiążę do runningu i nad wodę. Pierwsze machnięcia powodują wyrwanie barku, które jeszcze 2 dni później doskwiera i przekonanie, że chyba muszę coś z kondycją zrobić, po przepierdzeniu w fotelu całej zimy.


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/33/55407658.jpg/"][img]http://img33.imageshack.us/img33/5324/55407658.jpg[/img][/url]

    Idzie na początku dość opornie, głowa naładowana wciągniętymi na szybko filmikami i rozpaczliwa szarpanina, żeby choć rolkę tym wykonać. Tu się haczy, tam się kleszczy, wicher aż kij dogina - diabli nadali taki dzień na "testy". Oczywiście kondoma z foli z korka nie ściągnąłem, nad wodą niezbyt mam jak i co z tym zrobić, więc taką kiełbasą plastikową miotam. Pocieszające, że idzie jakby lepiej. Wreszcie linka klepie o wodę ładuje jako tako kij i sru przed się - całe 12 metrów się wykłada. Na końcu zamotany na wadingtonie ćwiczebny futrzaczek, bez haka, który niestety konfrontacji z murkiem za plecami nie przeżywa.


    [url="http://imageshack.us/photo/my-images/255/45468131.jpg/"][img]http://img255.imageshack.us/img255/1061/45468131.jpg[/img][/url]

    W sumie set kosztował ok 60 paru euro. Oczywiście, zadacie pytanie - z czym do ludzi :D
    Ale i tak jest to mocny krok naprzód, w stosunku do poprzedniego zestawu. Ewolucja drobnymi kroczkami, niczym w nieszczęsnym PZW...
  19. Kuba Standera
    Od kilku dni zmieniło się powietrze. Lodowate wichry ze wschodu, przyprawiające o ból dyńki z przewiania po 15 minutach po za wnętrzem ciepłego domu lub auta wreszcie zostały zastąpione łagodniejszym powietrzem, z bardzo szeroko pojętych kierunków "południowych".
    Najwyższy czas, co?
    W końcu jest już prawie połowa kwietnia, ile można czekać.
    Niestety, razem z nimi z nad Atlantyku przygoniło pieruńskie deszcze, od kilku dni utrudniające życie, Pewnie ludzie czekający na łososie się cieszą, ja niezbyt, bo estuarium znowu zawalone brudną wodą, zostają skałki, a ze mnie słaba kozica. Teraz, gdy piszę, za oknem znowu bębni o szyby, wyje wichrem w kominie. Jednak cywilizacyjne osiągniecie, czyli dom z dachem i oknami plus ogrzewanie to super sprawa.
    Wczoraj wybrałem się na miejsce "to co zawsze" jednak fal z grzmotem przewalające się wzdłuż brzegu i przykrywające dobrym metrem wody czubki kamerdolców, z których zwykle łowię. Nie ma bata, tam by nikt nie ustał, a brzeg jest tam dość łagodny i bez wejścia na kamienie nie ma zasięgu na głębszą wodę.
    Alternatywy dwie - albo powrót na chatę, ogon pod siebie i grzać się przy kominku, albo... no własnie, to po cholerę sprzęt szykowałem, śpiochy na swe szczupłe uda wciskałem i sapiąc jak parowóz usiłowałem w tym całym majdanie zawiązać buty do brodzenia?
    Nie, za wcześnie na zwitkę. Po drodze mam miejsce, na którym byłem kilka razy.

    [center][attachment=114584:LW1.jpg][/center]

    Bez większych efektów, ale wygląda na teoretycznie rybodajne. Odwiedzam je na rożnych pływach, ale zwykle wypadało na niskiej wodzie.

    [center][attachment=114585:LW2.jpg][/center]

    Tym razem HW, miejsce odsłonięte jak i to moje ulubione, ale tam jakies 200-300m od brzegu są skaliste wysepki, skutecznie załamujące falę, tak że do brzegu docierają już tylko jakieś lilipucie niedobitki.

    [center][attachment=114582:HW1.jpg] [attachment=114583:HW2.jpg][/center]


    Ta plaża dla odmiany jest bardzo stroma, najeżona kamieniami i sterczącymi jak palce ostrymi kamieniami. W jednym z miejsc kamienie są ułożone niczym zachodzące na siebie łuski ryby i nawet mi łatwo będzie po nich wyjść kawałek w wodę. Co wiem dobrze z wizyt na niskiej wodzie, ta partia łatwych w dostępie kamerdolców otoczona jest dość głęboką wodą, teraz na przypływie będzie tam dobre 2-3 metry. Dno usiane kamieniami przedziwnych kształtów, wygląda trochę jak sandaczowe karczowisko z zaporówki. Dno to mieszany piasek i gruby żwir, jakieś glony - jednym słowem - można próbować.
    Po przyjeździe okazuje się ze przelotna mżawka przybiera na sile, pod koniec przekształcając się w typową irlandzką ulewę, na którą nie pomagają super duper texy. Fala, niby miała być mała i załamywać się na wysepkach, chyba nie zdążyła tego doczytać i w najlepsze grzmoci o brzeg przy wtórze chrobotu przewracanych otoczaków. Od rozmiaru jabłek po kilkukilogramowe futbolówki gdzieniegdzie - każdej fali towarzyszy typowy dla tych plaż chrzęst mielonych kamyków. Nie ukrywam - lubię taki klimat, szczególnie jak uda się mi znaleźć jakiś wyższy punkt i mogę to sobie z bezpiecznej wysokości, oblewany tylko do kolan, poobserwować.
    Woda przy brzegu, w niektórych miejscach bardzo mętna, ale w zasięgu rzutu jak najbardziej dostępna też czysta, spieniona i natleniona. Niestety, na granicy między nimi pływają całe wysepki z glonów, więc rzuty musza być bardzo celne, jeden mocniejszy podmuch wiatru, a tych dzisiaj nie brakuje, i wobler wpeklowany w zielsko. Sam pomysł zabrania w te warunki muchówki musi wywołać szczery śmiech, więc tym razem się nie wypuszczam i biorę spina. Kilka pierwszych rzutów i szybkie cucenie, gdy woda sięgająca w porywach możliwości fal po kolana tym razem mocnym bryzgiem prawie mnie kładzie i kapturem wlewa się do środka...
    Powolnie, lecz wytrwale, niczym krab szurając kolcami i czepiając się skałek, zgrabnie i wdzięcznie na czworaka wdrapuje się na wyższą skałkę, przypominając sobie po raz kolejny, by gdy będzie tydzień fliziarza w lidlu zakupić sobie ochraniacze na kolana.
    Wreszcie udaje się mi stanąć na górze i zaczynam łowić.
    Wiatr w paszczę, nieźle duje. Woblery czy jigi radośnie zatrzymują się w powietrzu w połowie rzutu i spadają jakoś żałośnie blisko. Wieje, leje, a ja uczepiony skałki, wokół głęboka woda, nadupcają fale i to wszystko dla jednej ryby, jej srebrnych boków, wielkiego pyska i kolczastej płetwy.

    [url="http://www.youtube.com/watch?v=VDI-BtGemDg&list=UUexibgF5B-18_KDPQ_6sP2g&index=1"]http://youtu.be/VDI-BtGemDg[/url]


    Chciałbym napisać, w efnastym rzucie, zaraz koło kamyka - piękne branie, ryba na jazgoczącym hamulcu zabiera na dzień dobry 20m linki, nim udaje się ja zatrzymać i po kilku kolejnych odjazdach ląduje w podbieraku. Niestety, jeszcze nie tym razem, ale jestem przekonany, ze miejsce ma potencjał.
    Co najważniejsze - za oknem jasno już do 20 z groszem, woda cieplejsza, słońce czasem poświeci - teraz będzie już tylko lepiej.
  20. Kuba Standera
    Wiosna pełna gębą
    Wicherek momentami nawet do 30paru km na godzinę spada, fala nawet czasem i miewa poniżej metra, deszcz to nawet wczoraj z 15 minut nie padał... Nocami na - , dzień 3-4 stopnie, jednym słowem, pogoda na ryby.
    Nie, aż tak zrytego dekla nie mam i nie wybieram się w taką pogodę nigdzie.

    Choć - w ostatni długi weekend nie wytrzymałem i korzystając z dnia słońca szybko wrzuciłem kajak na dach swego wehikułu i popędziłem nad wodę.


    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/341/28055206.jpg/][img]http://img341.imageshack.us/img341/5681/28055206.jpg[/img][/URL]

    Akurat kończył się odpływ, więc nurt żwawo wyciągnął mój kajaczek na zatokę. Za burtę wywaliłem tarcze hamulcową z jakiegoś suva, służącą u mnie za kotwicę, tylko po to by się przekonać, ze nie przypiąłem jej pierwej do kajaka. Sznurek przefurgotał mi przez burtę i porywając przypiętą torbę z ikea zniknął za burtą. Troszkę mnie cholerka real z zaskoczenia wziął tym razem. Jednak, nie ma tego złego - torba powietrza pełna niczym balon po powierzchni pływa, więc kilka majtnięć wiosełkami i chyc ją w łapkę, karabinek przymocowawszy do burty i już relaks pełen, ryby łowię.


    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/831/64250442.jpg/][img]http://img831.imageshack.us/img831/4639/64250442.jpg[/img][/URL]

    Może łowię, to trochę za bardzo optymistycznie, ale rzucam i kręcę czarnym shimaniakiem, co to powinienem go już wieki temu pogrzebać, a bydlę mimo zaklęć marketingowców oferujących coraz lepsze produkty z gównolitu już 13 rok kręci, w tym chyba już pół roku u mnie :D W każdym razie, woda powoli się zatrzymuje, tylko po to by po chwili przerwy ruszyć z powrotem w stronę miasta. O ile początkowo jest to słaby, ledwo mieszający wodę ruch, to po godzinie czuję jak kotwica zaczyna orać po dnie i powolnym ruchem, przerywanym gwałtownymi szarpnięciami, kiedy tarcza hamulcowa trafi na jakiś kamień, zaczynam sunąć z powrotem w stronę miasta. Cóż, jak to Shrek mawiał - zawsze lepiej w tą stronę :D
    Oczywiście wraz ze zmieniającym się pływ pojawiają się i ryby, ale chyba zdecydowały się poczekać tą sztuczką do sierpnia, może wtedy temperatura ponad te 5 stopni wzrośnie...


    [URL=http://imageshack.us/photo/my-images/35/34794441.jpg/][img]http://img35.imageshack.us/img35/2462/34794441.jpg[/img][/URL]

    Chwilę później przenoszę się głębiej w zatokę, gdzie nurt troszkę delikatniejszy, ale jakoś tak bez przekonania śmigam tu i tam gumowymi potworkami. Decyduję się jednak wracać w chatę, nic ciekawego już mnie tu dzisiaj nie czeka...

    Zostaje czekać na wiosnę i mieć nadzieję, ze przyjdzie przed majem.
    Póki co - muchy krecę, może w sezonie coś się uda na nie skusić
  21. Kuba Standera
    [font=arial,helvetica,sans-serif][size=5][color=#222222]Jakoś te ostatnie dni nie dają za wiele adrenaliny związanej z rybą na drugim końcu linki. [/color]
    [color=#222222]Jeśli nie liczyć próby utrzymania się na kamieniu przy ponad metrowej fali, za wiele emocji nie ma. No... jest jeszcze coś, ale o tym dalej.[/color]
    [color=#222222]Ocean któryś dzień z rzędu grzmi atakując z furią biedne bezbronne otoczaki. Miejsce w którym zwykle łowię zmieniło się w brunatną, spienioną masę, z wściekłością atakującą brzeg.[/color]
    [color=#222222]Niektórzy znajomi kładą na łowieniu w tym sezonie krzyżyk, czekają wiosny. Ja jednak wytrwale drepczę w te nieliczne dni, gdy wiatr zamiera, po plaży i liczę na szczęście.[/color][/size][/font]
    [font=arial,helvetica,sans-serif][size=5]Ostatnio w dreptaniu towarzyszy mi kapela z jaką miałem dość długą przerwę, dość dobrze pasująca do jesiennej aury, spowolnienia i ogólnego zamierania odczuwalnego z każdym krokiem.[/size][/font]

    [font=arial,helvetica,sans-serif][size=5][/size][/font]

    [font=arial,helvetica,sans-serif][size=5][color=#222222]Krótkie przebłyski słońca i dobrej pogody były niestety w zeszłym tygodniu związane ze odpływami za dnia, dlatego wróciłem na stare miejsce - na wysepkę małży koło miasta.[/color]

    [attachment=99968:2.jpg]

    [color=#222222]Łowienie tam, mimo bycia całkowicie bezproduktywnym, daje szansę pooglądania zwierzaków. To kraby zasuwają w czystej wodzie, to rozgwiazda mruga z fali. Do tego sporo ptaków - bernikle i ostrygojady kręcą się po okolicy w dużych ilościach.[/color]

    [attachment=99967:1.jpg]

    [color=#222222]Ale - w tej całej, z pozoru beznadziejnej sytuacji jest ryba, która ciągle kręci się w okolicy. Są ich dosłownie setki. To nie jest przekoloryzowanie, ubarwienie opowieści - dzień w dzień jest widowisko przypominające wiosenne łowy belon - stada ryb chlapią się po powierzchni. Często wpływając na płytką i bardzo płytką wodę. Ryba bardzo waleczna, uchodzi za jednego z największych fighterów "funt za funt" czyli w stosunku do swoich rozmiarów, jakiego można tu złowić.[/color]
    [color=#222222]Dlatego też postanowiłem wreszcie spróbować je ułowić. Cały sprzęt spinningowy zostawiony w domu, zabieram tylko drobne muchy, #6 i kilka przyponówek.[/color]
    [color=#222222]Przyjeżdżam 2h po wysokiej wodzie, kiedy z estuarium woda wylewa się już z impetem. Mgła gęsta, można kroić nożem. Ani chybi Putin zajął się eksportem maszyn do robienia mgły, jest perfecto..[/color]
    [color=#222222]Nic to, cichy dzień, gładka woda, mimo że jak mgła się podniesie będzie widać spore grzywacze rozbijające się o wysepki kilka kilometrów dalej, na środku zatoki.[/color]
    [color=#222222]Stoję na plaży rozkładając sprzęt i w ciągu kilkudziesięciu sekund lokalizuję pierwsze stadko kilku sztuk, wykorzystujące prąd wody do wypłynięcia z zatoki. tych nie dogonię, ale zaraz będą następne. Spore zamieszanie robią pod samą powierzchnią, często pokazując grzbiety, płetwy, wystawiają ogony ponad powierzchnię. Nervous water w całej krasie.[/color]

    [attachment=99969:3.jpg]

    [color=#222222]Wreszcie - sprzęt złożony, przypon uwiązany, teraz wybór muchy. Będąc genetycznie skażonym złotogłówką wybieram glon-fly ze złotą główka, by troszkę szybciej to tonęło. [/color]
    [color=#222222]Na tyle na ile to możliwe, staram się o cichu wpełznąć w wodę, nie daleko, po kolana, by być mniej widocznym niż z brzegu. Ryby podpływają bardzo blisko. nie potrzeba dalekich rzutów, za to trzeba dość celnie położyć delikatnie muchę przed nosem gagatków.[/color]
    [color=#222222]Zbliża się kolejne stadko, pierwszy rzut wiatr znosi mi za daleko, podrywam, drugi rzut i... sznur uderza o wodę, pełna amatorka. Wesoło baraszkująca, gotująca się woda zamienia się w kilka śladów po torpedach, w panice odchodzących od brzegu. [/color]

    [attachment=99970:4.jpg]

    [color=#222222]Po ok 20m zwalniają, zawracają po szerokim luku i wracają pod brzeg,a el dobre 30-40m dalej ode mnie. Nic to - trzeba mniejsza amatorkę odstawiać, będzie lepiej.[/color]
    [color=#222222]Chwila oczekiwania, próbne rzuty, by wyczaić jak się to kładzie na wodzie – kilka miesięcy nie miałem tak lekkiego zestawu w ręce. Akurat jak już czuję się trochę pewniej i mucha ląduje tam gdzie chcę, pojawia się kolejne kilka ryb. Suną pod samą powierzchnia, prężą płetwy, błyskają srebrnymi bokami. Podaję muchy 3 metry przed nimi, prostuję linkę. Falki zbliżają się, jedno pociągnięcie, drugie, mucha jest tuz przed ich pyskami. Emocje sięgają zenitu, krew się gotuje. Kolejne podciągniecie, mucha podskakuje i...[/color]
    [color=#222222]I bulgot na powierzchni, na wszystkie strony suną kilwatery....[/color]
    [color=#222222]Ech, nic to, zaraz będą następne. Szybko zmieniam muchę na wersję nieobciążoną. Chwile później pojawia się stadko. Podrzucam przed nie muchę, wybieram tylko by naprężyć linkę. Ryby zbliżają się, czas jakby zwalniał. Delikatnie podciągam muchy, są tuż przed nimi, ze stadka jedna ryba się odłącza i płynie do muchy. Mikro ruchy inka i szczytówką, przypomina to bardziej mormyszkowanie niż normalne łowienie. Ryba zwalnia i przygląda się muszce. Każde moje podciągniecie kwituje wirem na powierzchni – płynie skokami za muchą. Gały mi wyłażą, pot leje się po plecach. Mucha coraz bliżej, ryba coraz bliżej, no przecież nie ma opcji żeby mnie nie widziała – ja ja widzę jak na dłoni. W końcu, gdy ze szczytówki sterczy już tyko15cm linki, ryba zawraca i powolnymi wahnięciami ogona odpływa, jakby zniesmaczona spieprzoną zabawą...[/color]
    [color=#222222]Szybko przerzucam muchę, usiłuję jeszcze koło niej ją pokazać, ale... o ile mucha oddalającą się od ryby wywołuje ciekawość, to mucha przecinająca jej tor płynięcia i zbliżająca się skokami jest już tylko zagrożeniem. Kolejny kilwater odchodzi błyskawicznie z płycizny, zostawiając 100 kilo roztrzęsionej galarety z nadwagą.[/color]
    [color=#222222]Długo można by to ciągnąć – ryby pojawiają się dobre 2,5h w odstępach nastusekund do kilku minut.[/color]
    [color=#222222]Woda powoli opada, odsłania wysepkę, ryby przechodzą już tylko kanałkiem między wysepkami. [/color]

    [attachment=99971:5.jpg]

    [color=#222222]Wody nieco za kolano, szerokości ma z 5 metrów. Ryba za rybą. Jedna z ryb zachowuje się troszkę inaczej, zaraz po przejściu przez kanałek obraca się i staje z boku, bacznie obserwując na płytkiej wodzie to co prąd niesie. Śmigam do niej glonem, ale bez reakcji. Chwilę później obraca się i prezentuje nad wodą najeżoną kolcami płetwę... czyli prawda jest, ze na 100 mulletów kręci się jeden bass... niestety, nie daje mi czasu na zmianę much i odpływa.[/color]

    [color=#222222]Nic więcej ciekawego już nie ugrałem tego dnia. Emocji – masa, materiału do myślenia – jeszcze więcej. Wiem, ze tam wrócę, jak tylko uspokoi się pogoda, przysiadzie wiatr. Z nowymi pomysłami, nowymi muchami, nowa nadzieją.[/color][/size][/font]
  22. Kuba Standera
    Cholerne książki
    Walają się wszędzie po domu, przyjechało ich z polski w sumie 80 - 90 kilo i to pod łóżkiem, to koło fotel, na parapetach, w kuchni nawet między szpargałami leżą. Nowa edycja Diuny smutnie kurzy się koło fotela przy kominku, sporadycznie okraszona leniwym kotem udającym figurkę. Futrzak upatrzył sobie opowieść o czerwiach jako swój punkt obserwacyjny i mimo odstraszania kisi na nim przy każdej okazji. Spoko, już niedługo obetnę mu za to jajka i zobaczymy komu będzie do śmiechu. Nie żebym nie ostrzegał, butami nie rzucał. Nawet kiedyś przy kanapie zebrałem paczkę pocisków przeróżnych, głównie z dzieci zabawek, bo przecież na "Psiik", czy tez bardziej perswazyjne zaklęcie "Idź w członek męski" nie wywołuje nawet wzdrygnięcia ogonem cholernej bestii... Uniki ma wyćwiczone też futrzak i o ile zwykle reakcja następuje dopiero jak zerwę się z kanapy i dziada gonię, to wystarczy ręką sięgnąć do naszykowanej kupki by gadzina natychmiast pokazała, że jedno oko ma zawsze otwarte i śmigała z pokoju ledwo zakręty łapiąc. Widać kilka trafień bezpośrednich prosto w dyńkę działa lepiej niż wychowanie bezstresowe polecane dla kotów przez ONZ :D A teraz jeszcze sobie wyobraźcie, że jest ich dwa, i tak na zmianę..
    W każdym razie, miarka się przebrała i zapadła decyzja - kupuję szafkę na książki. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Na miejscu ceny jakby wpław, przez morze, mistrzowie olimpijscy w zębach po deseczce z UK transportowali. Bez jaj, 180e za półkę z dykty zlepionej guma arabską to trochę za dużo. W końcu nawet najlepsza z żon stwierdziła, ze "coś z tym trzeba zrobić" i poszło po utartych śladach - jedziemy do IKEA. W kraju lepianek z torfu, pieczarek na ścianach, wożenia owiec w bagażniku Jaguara i zawodów w oraniu pługiem ciągniętym przez żonę takich sklepów jest cały jeden. jedynie 220km w jedną mańkę, wiec przydałoby się jakąś jeszcze imprezkę wytrzasnąć przy okazji. I udało się - targi wędkarskie Hooked Live 2013. trochę sceptycznie podchodzę do takich spędów, może nabawiłem się uprzedzeń szczerząc na nich dwa lata jako wystawca zęby. Niby fajnie, można ze znajomymi się spotkać i pogadać, ale... szczególnie jak kisi się 3-4 dni, od rana do wieczora, słabo jest to relaksujące.
    W każdym razie, postanowiłem dać się "zahaczyć" i wpaść przy okazji tripu do Dublina.
    Impreza oznakowana jak wszystko w Irlandii, więc trafienie tam zajęło mi tylko 20 minut krążenia po okolicy.
    W końcu jednak jestem, rodzinka gromko protestuje, przed pozostawieniem ich w aucie na "20-30 minut" i wszyscy ruszamy. Przy kasie mały trick, Pani "zapomina" wydać mi resztę kasując nas za 4 dorosłych zamiast jeden ulgowy i jeden free. Po zwróceniu uwagi, okazuje się, że "Miś" jest jednak uniwersalnym filmem i prawie "jem przecież" i wielki foch. Jednak prawie ze po moich przeprosinach, ze Pani nie wpadła na to ze 4 i 8 latek nie są dorosłymi, bo przecież ona tam tylko pracuje, udaje się mi odzyskać należną resztę.
    Po tym miłym i budującym wspaniałą atmosferę wstępie ruszamy na salę wystawową.
    Targi sa mniej więcej rozmiarów 2/3 tych z Zabrza. Nie powala ilość wystawców, niemniej jednak - nie ilość, ale treść się liczy!
    O ile ludzie nie zainteresowani mucha za wiele do oglądania pewnie nie mieli, to dla muszkarza te targi są jak wstąpienie do muszkarskiego raju, za życia :D Pewnie przesadzam, ale było chyba wszystko czego potrzeba do łowienia tutaj na muchę, a jeśli czegoś nie było, to znaczy że nie jest to potrzebne. Od łodzi, kajaków, przez wędki, linki, kręcioły, mała ilość ciuchów po gotowe muchy, haczyki i materiały. Chcesz łódkę? 17 czy 19 stop, a jaki silnik? To może jakieś echo czy elektryka? A może kajak z całym wyposażeniem? Kapka z Jungla? Grade zwykły czy premium?
    Można było wejść w slipach i wyjechać ubranym i wyposażonym we wszystko, łącznie z najdziwniejszymi materiałami muchowymi.
    Zdecydowanie największa była oferta już gotowych much.

    [attachment=107710:1.jpg] [attachment=107711:2 sciana placzu.jpg] [attachment=107712:3.jpg]

    Całe ściany płaczu, pod którymi ustawiały się całe zgraje mężczyzn w różnym wieku, z jedną cechą wspólną - rozbieganym spojrzeniem, trzęsącymi się łapkami - jednym słowem jakbym widział moich synów w dużym sklepie zabawkowym. Wybieranie, zbieranie, później look na metki, nieobecny wzrok gdy kalkulują ile kasy trzeba będzie na zabawki w rękach wybrać i ten przelotny moment, gdy suma dodawania tych wszystkich cyferek wychodzi dużo większa niż ta pobrzękująca w kieszeni. Na niektórych twarzach widać jeszcze cień nadziei, dumanie jak nie zatankować przez dwa tygodnie auta by żona się nie dowiedziała, podejmowanie strategicznych decyzji, dumanie czy córce tak naprawdę potrzebny jest Collage i czy nie lepiej, by pracowała w McDonaldzie... Na końcu jednak, jak zawsze, rozsądek nadchodzi niczym zimny prysznic i następuje odkładanie wybranych zabawek, wymiętoszonych i zapoconych w niezliczonych ugniataniach, przetasowaniach by dopasować kwotę zakupu choć trochę do posiadanych funduszy.
    Ja byłem w dobrej sytuacji - wiedziałem, że potrzebuję tylko śpiochów. I może kurtki. No, jakby jakieś fajne buty do brodzenia były w dobrej cenie, to może też. No i jeszcze lekki kij dwuręczny, z zestawem linek. I na górskie jeziorka belly boat. I siodło grizzly w oliwkowym kolorze... Dobrze, że czujnie za mną kroczy żona, niczym wąż przed atakiem sztywniejąc za każdym razem gdy moja ręka podnosi się do much-wędek-kołowrotków czyli "całego tego pieprzonego badziewia którego mamy całą chatę". Z resztą, będąc świadom mojej ułomności i tego ze żona lepiej się bije, oddałem jej portfel przed wejściem na salę. I te 50 euro co się wysunęło do kieszeni w spodniach przez przypadek. I te 2 dyszki co w kurtce były... O dychaczu w drugiej kieszeni pewnie tez wiedziała, przecież na lotnisku mogła by za detektor robić, ale chyba przymknęła na to oko pozwalając najstarszemu dziecku w rodzinie choć trochę poszaleć :D
    Dzięki temu udaje się mi dość szybko upolować paczkę ciekawych gum, wydłużone duże wormy, będą jak znalazł na jesień na płytkie bassów kuszenie.
    Dreptam tak sobie po tych targach aż wreszcie trafiam na najbardziej interesujące stanowisko - Jim Hendrick, czyli ProBass. Na wyspie, jeśli chodzi o bassy to chyba największy autorytet. Wspomagany przez kilku kumpli - muszkarzy, ma kilka ciekawych rzeczy.
    Oglądanie zaczynam od rzucającego sie mocno w oczy switcha Echo. Niecałe 11 stóp, #6 i akcja... no zupełnie nie moja bajka. Pewnie pod skagita byłby w sam raz, jednak majta się i dynda niemiłosiernie - zdecydowanie nie kij do śmigania głowicami z nad głowy.
    Dodać do tego należy, powiedzmy delikatnie - osobliwa stylistykę. W sumie ciesze się że mogłem obmacać ten kijek, bo mocno nad nim myślałem, a w tym momencie zastosowania bym dla niego nie znalazł.
    Obok kije Echo - typowo morskie szpady. ładnie wykonane, bardzo sprężyste i szybkie, "śliczniochy" szczególnie w porównaniu ze swoim awangardowym krewnym w kolorze oliwek z majonezem. Myślę, ze może to być bardzo interesująca alternatywa przy ograniczonym budżecie. Gdy tak je sobie oglądałem słyszę na stoisku tekst "i do tego kija dokupujesz sobie przedłużkę i masz dwuręczny kij do śmigania na fali". Jednak złośliwość natury i uszy tylko troszkę mniejsze niż u słonia afrykańskiego się przydają :D
    Szybko odkładam oglądane Echo i podchodzę zobaczyć o czymże to Panowie rozprawiają. W rękach trzymają kij, o którym do dawna myślę - TiCr X ze stajni Temple Fork Outfiters. Przekazanie kija, zaczynam od obejrzenia jakości wykonania. Korek przyzwoity, "ne ma lyypy" jak mawia Pan na sterydach. Przelotki trochę masywnie zamotane i pozalewane, ale jeśli kij ma służyć do poganiania bydła, to czemu nie - powinien kontakt ze mną przeżyć :D Kij jest dość ciężki jak na swoją klasę, bardziej ma się wrażenie, ze to #10, jednak, gdy sparuję go z dość ciężkim kręciołem, który jest już w drodze, to myślę że będzie się to dobrze układać. Kij na tyle szybki, by spokojnie obsłużyć łowy morskie, jednak bez tej zawężającej "okienko timingowe" charakterystyki metalowego pręta, pozwoli na dość mocne zresetowanie dyńki podczas łowienia. Jak twierdził Jim i jego kumpel - kij "sam rzuca". Chwila rozmowy o wędce i "dwuręcznej doczepce" i schodzi na ryby. Z początku dość "tajemniczo" jednak po chwili obwąchiwania się atmosfera się trochę rozluźnia i rozmawia się dość miło. I o łowieniu i o nowym sprzęcie Ciekawostka - Airflo planuje wypuścić nową serię linek do łowienia lekkimi dwuręcznymi kijami. Tylko czekać , aż pojawią się 40+ STORM, będące ponoć połączeniem serii Rage i 40+CSW. Trochę ciekawych informacji i lecę dalej, przed startem za aprobatą żoniną kupując koszyk na linkę. Jakiś Duński wynalazek, do złudzenia przypominający "Orvisowski-najlepszy-na-świecie" a kosztujący 40e. Ok, może być.

    [attachment=107713:5.jpg] [attachment=107714:6.jpg] [attachment=107715:7.jpg]
    Lecę dalej - ściana Rio/Airflo, kawałek dalej do wyboru Hardy/Greys. Wędki zacne, ale niestety czasy, gdy Greys był budżetową marką mamy za sobą...
    U simmsa jak zawsze ładnie, kolorowo i ... cholernie drogo. Kurtka, śpiochy i buty to lekko licząc półtora tysia... chyba poczekam na wygrana w Lotto zanim coś kupię. Jeszcze oblukanie materiałów i już mnie do drzwi głodna rodzina ciągnie. 20-30 minut zmieniło się w prawie 2h, nie ma co się im dziwić...
  23. Kuba Standera
    Coś mi ostatnio nie idzie prowadzenie bloga. Głównie dlatego, że zima w pełni - wieje, leje, psa ciężko na spacer namówić a co dopiero na ryby jechać.

    [attachment=105735:b.jpg]

    Są jednak takie chwile, gdy już nawet obfite dawki rumu i whiskey nie wystarczają. Ani poszerzanie, ani zawężanie świadomości już dłużej nie działają i trzeba stanąć przed smutną jak psia kupa rzeczywistością.

    [attachment=105738:y.jpg]

    Na nic tropikalne łowy na flatsach w ruchomych obrazkach, nawet to nie pomaga. Ssanie jakoś pozwala zagłuszyć kręcenie much, więc burcząc niczym zombie i obijając się o ściany zmierzam do imadełka i produkuję przeróżne potworki, czasem sam siebie zaskakując "weną twórczą" a jednocześnie wyśmienitymi umiejętnościami w much wiązaniu ;)
    Ostatnio moda u mnie zapanowała na morskie żyjątka. Nereidy, sandeele, kraby i w końcu krewetki przeróżne.

    [attachment=105736:v.jpg]

    Lubię je kręcić, można się oderwać od zaoknowego hardkoru i przenieść w świat wyobraźni. Mieszam dubbingi, kombinuję z materiałami, najdziwniejsze rzeczy wywlekam i dokręcić do haczyka próbuję, ozdabiając fleszami, gumowymi nóżkami i oczkami z topionej żyłki.

    [attachment=105739:z.jpg]
    Byle do wiosny...
  24. Kuba Standera
    Od wyprawy na Ukrainę 3 lata minęły.
    W tym czasie ja wniosłem się do IE, Miłosz objechał północną Afrykę (ech, tam są ryby!), Rumunię, Krym - nie wierzę, że nie ma tam sea bassów. Kolski 2x, z postojami nad rzekami i jeziorkami... Zaliczył Syrie, Jordianię, w czasie jak zaczęło się tam już nieźle gotować.
    Był pewnie jeszcze w kilku innych wypasionych miejscach, których sobie przypomnieć nie mogę. Jego dyskoteka zmieniła się z wygodnego dupowozu na MTkach w liftowanego potwora, który może wszystko, łącznie z zawstydzeniem turbo-dyno-mana.
    Wczesna jesienią Miłosz napisał - szykuję wypad do Czeczeni - jedziesz?
    Jakże chciałbym, by opowieść dalej szła jakoś tak:
    "Pewnie" i kilka dni później lądowałem w Krakowie, a przed lotniskiem czekał Miłosz w zapakowanym aucie.

    niestety
    Odpowiedź zabrzmiała:
    "Oszalałeś?"

    [attachment=101171:inguszetia.jpg]

    Tam przecież wojna, czołgi, ruskie wojaki, islamscy bojownicy.
    Z grubsza to się wyświetla, jak się słyszy o Czeczenii?
    Opowieści o masakrowanych cywilach i spadające Mi-8 z okrzykami "Allah Akbar" w tle.
    Naród dumnych ludzi, którym sowieci chyba jednak nie mogąc przygiąć karku złamali kręgosłup.
    W skrócie, zaraz po Libii, Somalii, Syrii... A, zapomniałem, Miłosz był w Syrii
    Chętnie bym nawet i zaryzykował, bo zwykle ryzyko jest zredukowane do minimum (choć pamiętam opowieść o leżeniu na pustyni, w nocy, na pograniczu Algierskim z kałasznikowem przystawionym do pleców).
    Ale...
    Zawsze jest cholera ale.
    U mnie sprawa prosta - nie ma z kim zostawić dzieciaków, taki wyjazd to 3-4 tygodnie. Nie ma opcji, by żona dała radę z dzieciakami 24/7x4.
    Trochę rozmawialiśmy i Miłosz rozwiewał moje wątpliwości. Twierdził ze tam już normalnie, ludzie żyją, bo nie mają innej opcji, ma na miejscu znajomych, jakoś to będzie.
    Wreszcie pozostało mi życzyć, by nie przerobili go na jakiś bęben i pojechał...
    Odezwał się dość szybko.

    [attachment=101169:grozny.jpg]

    [attachment=101170:hotel grozny.jpg]

    Siedzi gdzieś w Groznym, disko mieli i działa, wszystko ok.
    Jednym słowem - znowu dobre planowanie dało radę.
    Po powrocie opowiadał o stertach ryb na targach w każdej wiosce nad zaporówkami czy rzekami, o wielu ciekawych, górskich jeziorach.
    No i na koniec - zdjęcia.
    One mówią najwięcej.

    [attachment=101145:1.jpg]
    [attachment=101146:2.jpg]
    [attachment=101147:3.jpg]
    [attachment=101148:4.jpg]
    [attachment=101149:5.jpg]
    [attachment=101150:6.jpg]
    [attachment=101151:7a.jpg]
    [attachment=101152:8.jpg]
    [attachment=101153:9.jpg]
    [attachment=101154:10.jpg]
    [attachment=101156:11.jpg]
    [attachment=101155:12.jpg]
    [attachment=101157:13a.jpg]
    [attachment=101158:14.jpg]

    Jest i dość poruszające zdjęcie - sala gimnastyczna szkoły w Biesłanie
    [attachment=101159:15a.jpg]


    [attachment=101160:16.jpg]
    [attachment=101161:17a.jpg]
    [attachment=101162:18.jpg]
    [attachment=101163:19.jpg]
    [attachment=101164:20.jpg]
    [attachment=101165:21.jpg]
    [attachment=101166:22.jpg]
    [attachment=101167:23a.jpg]
    [attachment=101168:24.jpg]

    [attachment=101172:Jezioro Kezenoy-Am.jpg]


    Co ciekawe, jest plan by tam wrócić, tym razem trochę dalej - do Gruzji, w której, co pewne, są i rzeki pstrągowe i muszkarze

    [attachment=101173:widok na gruzję.jpg]
  25. Kuba Standera
    Wygnała mnie ładna pogoda z przytulnego domu.
    Przekonany, że skoro słońce świeci to podokazuję pojechałem na swoje stare miejsce.
    Dodatkowym motywatorem były blachy jakie kilka dni wcześniej dostałem, chciałem sprawdzić jakże sobie radzą w wodzie.
    Zonk pierwszy - brak wiatru, drugi - rozmiar i energia fali.
    Strzał wody, gdy akurat fala załamywała się na wysokości kamienia na którym siedziałem przesuwał kawałek, co niestety miało swoje konsekwencje dla śpiochów.
    Solanka od góry, przez kaptur, do spiochów, po wewnętrznych kurtkach, aż do t-shirta. Dobrą godzine tak umłuciłem, jak zwykle zimą - bez nadziei na akcję.
    Na powrotnym tarabanieniu się w górę do auta kilka ciekawych znalezisk - jajka rekinów jakiś, pióra z samica bażanta dorwanej przez lisa - będzie materiał na muchy, szukałem czegoś takiego do krewetek.

    [attachment=103537:1.jpg]

    [attachment=103538:2.jpg]

    [attachment=103539:3.jpg]
×
×
  • Create New...