Łódka jeszcze na wodzie, ale nie mogę pojechać - a przecież już niedługo rozbrat na pół roku, ciężko będzie..
Na wodzie ruch trwa w najlepsze. Ryby powoli spływają na zimowiska.. a jak wiadomo zimowiska to są najlepsze pod słońcem łowiska. Wędkarski świat ma właśnie żniwa i dożynki - choć dużo lepiej pasowałoby słowo dorzynki. Odkąd pamiętam, zawsze i wszędzie gdzie mnie poniosło napotykałem ten obyczaj, a po wielu latach, to już chyba naszą nową świecka tradycję. Na Warcie, Wiśle, Jeziorsku, Pilicy.. No i na Sulejowie - Tresta i betony.. Lud targa jak w amoku - cały przekrój społeczeństwa, cała ludzka menażeria - trzaska mięso 24 godziny na dobę. Trochę dalej zarybiają, bilans przecież musi wyjść na zero.. Wszystkie próby interwencji w państwówce, policji, straży społecznej, okolicznych kołach oraz okręgu są kompletnie bezsensownym wołaniem na puszczy. Zero reakcji, zero odzewu..
Rok temu próbowałem, i w tym roku też.. jednoosobowo.. Bo jestem pojebem, jednakowo chorym od fishingu, co i cierpiącym od obciachowych widoczków. I nadal jest głucho, cicho i spokojnie..
Nad wodą reakcje łowiących są zdecydowanie żywsze - ale responsów nie będę cytował, bo za cytaty dostałem od moderacji okrągłe trzy punkty - jednak bluzgi żadnej mocy sprawczej nie maja, to i niczego nie zmieniają..
I w ten oto zupełnie prosty sposób łączy się w jedno, idea społecznej równości, z wymogiem wszechogarniającej tolerancji a może nawet akceptacji - wy se tam róbta co chceta, człowieki z wędką, a my to po przyjacielsku mamy głęboko w doopie..
- Read more...
- 40 comments
- 893 views