Jump to content
jerkbait.pl - spinning, baitcasting, flyfishing

lukomat

Moderatorzy
  • Content Count

    2,583
  • Joined

  • Last visited

Blog Entries posted by lukomat

  1. lukomat
    To będzie wpis z serii o tym jak to sobie nie połowiłem łososi tej wiosny. Ale zanim przejdę do sedna, to mała dygresja.
    Chiński wirus powoli ogarnia cały świat. Grozi nam poważny kryzys gospodarczy. A tym czasem w pewnej "poważnej instytucji państwowej"...
     

    https://ec22.waw2.cache.orange.pl/interia/v.iplsc.com/rejs-plebiscyt-kultowa-scena-w-polskim-filmie/0002H3YCEM195YIM-V2.mp4

     
    Wiosenne łososie w srebrnej szacie są dla mnie zdecydowanie najatrakcyjniejsze i z dużą niecierpliwością wyczekiwałem dawno zaklepanego wyjazdu do Szkocji.
    W zeszłym roku mieliśmy sporego pecha. W trakcie naszego tygodniowego pobytu nastąpiły obfite opady i poziomy wód były dalekie od optymalnych. Podjęliśmy nierówną walkę z żywiołem i zgodnie z przewidywaniami wyjazd zakończyliśmy na zero. A w zasadzie na minusie, bo pierwszego dnia złamałem szczytówkę w Loop Blueline 11'6" #7. W trakcie rzutu usłyszałem ten nieprzyjemny suchy trzask. Nie mam pojęcia jak do tego doszło. Mogę tylko domniemywać, że element musiał kiedyś doznać osłabienia, a akurat tego dnia wykonał ostatni ukłon w kierunku rzeki.
    Później było już tylko gorzej. Poziomy wód szły do góry, a nadzieja na wiosennego srebrniaka w kierunku przeciwnym. Na Spey woda i porywisty wiatr nie pozwalały na bezpieczne łowienie. Na Fidnhorn też nie było łatwo.
     




    W normalnych warunkach przed Maksem powinno być jeszcze 2-3 metrów suchych kamieni


     




    Ekipa w komplecie


     




    Gdzieś na odludziu


     




    Jeden ze strumyków uchodzących do Spey


     




    Benio w trakcie poskramiania 13'6" wędziska


     
    Jak widać na powyższym zdjęciu, ostatniego dnia zaczęły się robić sensowne warunki. Woda trochę opadła i poprawiła się przejrzystość. Ale zostało nam za mało czasu. Na pocieszenie zobaczyliśmy kilka ryb i trzeba było wracać do domu.
    W tym roku miało być inaczej i pomimo, że sezon jakoś opornie się rozkręcał, to byłem optymistycznie nastawiony. W marcu jakby weszło więcej srebrniaków. Kolega trafił dwie fajne rybki na Findhorn.
     




    Leslie i springer


     
    Około tydzień później dostaję wiadomość od Iana, że jego klienci taką oto rybę dopadli na Findhorn.
     




    Oszacowana waga 30lb


     
    Nie kelt, ale troszkę szczupły jak na springer. Niestety łuski nie zostały pobrane do analizy, więc nigdy się na 100% nie dowiemy. Jednak według wypowiedzi wielu ekspertów w tej dziedzinie była to samica, która już wcześniej odbyła tarło, przeżyła i po pobycie w morzu weszła do rzeki ponownie.
     




    42" x 20"


     
    Jakby tego było mało, następnego dnia poprawili klasycznym springerem.
     




    18lb


     
    Tylko pozazdrościć takich wyników. Ale w tym samym okresie stało się dla nas jasne, że wyjazd nie dojdzie do skutku ze względu na koronawirusa. Polska zamknęła granice, loty zostały odwołane, a na domiar złego ja utknąłem w Norwegii i powrót do domu jest zaplanowany pod koniec kwietnia. Szlag!
    Samopoczucie delikatnie mi poprawił fakt, że Wielka Brytania też się zamknęła. Wprowadzono restrykcyjne przepisy ograniczające przemieszczanie się, między innymi zakazujące wędkowania. Oby zaraza minęła jak najszybciej, bo jak tak dalej pójdzie, to lipcowe łowy też nam przepadną.
  2. lukomat
    Kilka miesięcy temu ukazał się w Sztuce Łowienia mój artykół opisujący wyprawę na tarpony. Część z Was możliwe już czytała. Tutaj tradycyjnie fotki z małym komentarzem. Jak kogoś temat zainteresuje, to wiecie gdzie szukać.
     



     
    Nie trudno się zorientować, że Floryda Keys żyje rybami. Przypadkowo znaleźliśmy nawet klinikę fizjoterapeutyczną specjalizującą się w leczeniu urazów nabytych podczas wędkowania. No czego to ludzie nie wymyślą.
     



     
    W przystaniach zawsze kręci się sporo ryb.
     



     
    Ponieżej ozdobne zakończenie krokwi rybimi głowami na dachu sklepu wędkarskiego. Niewprawne oko może poważnie się pomylić
     



     
    Może i tandeta z Bukaresztu, ale mi takie obrazki w przystaniowym barze zupełnie nie przeszkadzały.
     



     
    Barakuda. Do metra wiele jej nie brakowało.
     



     
    Diugoń przybrzeżny.
     



     
    Imitacja krewetki
     



     
    Pudełko na much i moja wędka gotowa do akcji w klasie 11 z kołowrotkiem odpowiedniego rozmiaru.
     



     
    Pornofotka dla sprzętomaniaków. Jest z czego wybierać. MAKO - podobno najlepsze kołowrotki na solankę.
     



     
    Pamiątka po 100 funtowym tarponie, który wziął mnie na przejażdżkę życia.
     



     
    Pomiędzy mostami - ważne, bo prawie wszystkie hole kończyły się w ich pobliżu.
     



     



     



     
    Mam bardzo mało nocnych fotek. Albo sam byłem zajęty holem albo przy nim pomagałem albo pogoda nie pozwalała. Witek w akcji z pierwszą wyjętą rybą wyjazdu.
     



     



     



     



     
    W ciągu dnia też spróbowaliśmy swoich sił. Było gorąco.
     



     



     



     
    Małe tarpony, takie 15-25 funtów.
     



     



     
    Krokodyle to mi z ręki jadły. No prawie.
     



     
    Chatki wczasowe.
     



     



     
    Bryka do ciągania łodzi. Nasz garbus przy niej wyglądał jak klaunowóz.
     



     
    Przydomowy kanał dla łodek.
     



     
    A w kanale ryby.
     



     
    Srebrny król.
     



  3. lukomat
    Ministerswo Edukacji Narodowej zaleca nie czytać tego bloga.
     
    Wakacje, wakacje, i po wakacjach. Czas do szkoły! A rok szkolny można zacząć tak:
     



     
    Lub tak:
     




     

    Tak naprawdę, to był 30 sierpień i rozgrzewka przed właściwym rozpoczęciem roku szkolnego. Wyskoczyliśmy na pożegnanie wakacji do Szkocji i akurat loty tak się nieszczęśliwie ułożyły, że chłopcy z małym poślizgiem zawitali w szkole (i nie muszę chyba dodawać, że sprawiło im to wielką radość).
    Z Aberdeen najbliżej mamy na Dee, a że nas tam dawno nie było, to zdecydowałem się na jedną dniówkę na przeciwnym brzegu do Crathes Castle.
     




     

    Klasyczna woda muchowa, nic tylko machać do odpadnięcia kończyn.
     




     

    Obrobiłem z Maksem najbardziej obiecującą wodę kilka razy, ale poza jednym skubem nic się nie wydarzyło. Muszę przyznać, że nigdy nie widziałem tak mało ryb na Dee o tej porze roku. Ciekawe, czy rzeka wróci do świetności sprzed wcale nie tak wielu lat.
    W poniedziałek, 3 września, pojechaliśmy na Findhorn. Warunki mieliśmy optymalne, więc spodziewałem się, że coś wydłubiemy, ale nie wiedziałem, że przyjdzie nam to tak łatwo.
    Maks zaczął pierwszy, Benio z Tymkiem buszowali po krzakach, a ja gadałem z ghilliem, który początkowo z umiarkowanym optymizmem przyjął do wiadomości, że mojej dzieciaki sobie poradzą, ale jego wątpliwości szybko się rozwiały. Nie minęło 10 minut i Maks już holował łososia.
     



     
    Około 3.5-4kg rybka zaliczona, ale bez fotki, bo zwiała. Młody łowca trochę się tym faktem przejął. Pocieszyłem go, żeby brał się do roboty, bo zaraz złowi kolejnego.
    20 minut później i...
     



     
    A nie mówiłem? Co prawda łososie, to nie płotki, jednak trafiają się takie chwile, że są chętne do współpracy. No i mamy pierwszą fotkę trzech Żbików z łososiem.
     



     
    O ile wstępnie Benio nie wykazywał zapału do łowienia tego dnia, to po drugiej rybie starszego brata nagle zmienił zdanie.
     



     
    Niestety miał mniej szczęścia, bo jedyne branie nie zaowocowało holem. Double spey już mu całkiem zgrabnie wychodzi. ręce trochę za wysoko, ale dopracujemy technikę w przyszłym roku.
     



     
    Zgodnie z naszą umową, sukcesy oblewamy szkocką oranżadą. Trucizna pierwszego sortu. Na szczęście w Polsce jej nie sprzedają.
     



     
    Ja też miałem okazję trochę porzucać. Kilka skubnięć zasugerowało mi, że trzeba pokombinować z rozmiarem much, a następnie sposobem prowadzenia.
    Pomogło. Najpierw jedna rybka mi spadła, zanim zdążyłem przekazać wędkę Beniowi. Przy drugiej wszystko poszło OK i chłopak mógł się cieszyć z holu kolorowego samczyka.
    Sukcesem uczciwie podzieliliśmy się 50:50.
     



     
    Jeszcze tylko pożegnalna fotka z wypuszczania.
     



     
    I z czystym sumieniem mogliśmy pożegnać się ze Szkocją. Do zobaczenia w 2020.
  4. lukomat
    Znowu odwołam Was do SzŁ po szczegóły, a blog zarezerwuję sobie dla fotek i bardzo krótkiego komentarza.
    Zeszłoroczna wyprawa do Kolumbii Brytyjskiej zaczęła się całkiem obiecująco.
     




     
     
     



     

    Papa Broda sieknął zdrową stalkę na dzień dobry i stwierdził, że wyjazd zaliczony, możemy wracać do domu. Hola, hola, a ja? A Peresada?
    Trochę czasu nam zajęło, zanim trafiliśmy na ryby. Mówi się, że steelhead to ryba 1000 rzutów. Myślę, że przez kolejne dni mocno zawyżyliśmy tą średnią.
     




     
     
     



     
     
     



     
     
     



     

    A pogoda była listopadowa. Przymrozki w nocy.
     




     

    Śnieg też był.
     




     

    Jak się stopił, to płynęło błotko. Ale jak już woda się oczyściła, to normalnie miód malina.
     




     
     
     



     

    O kurcze, ryba. A więc jednak one tu są!
     




     
     
     



     

    Są, a czasem nawet dają się złapać. Ale nic za darmo. Opłaciliśmy je krwią, potem, łzami i pokacowym bólem głowy. Było warto.
     




     
     
     



     
     
     



     

    Tak, tak, ja też tam byłem. I nie same gluty łowiłem. Choć najmniejsza, najchudsza i najbrzydsza właśnie mi się trafiła. O dziwo, walczyła całkiem niźle, ale zdjęcie nie nadaje się do publikacji. Może to i lepiej. Za to ta poniżej. Piękna jak stokrotka i mega silna. Wzięła pod nogami, za szczytową przelotka miałem tylko pół głowicy. W pierwszym odjeżdzie wybrała lekko 50m.
     




     

    Papa Broda też nie leniuchował. Tu początek końca gonitwy za parowozem. Nawet jej nie zobaczyliśmy.
     




     

    Na osłodę, dostał mniejszą do potrzymania
     




     

    Tata, ma swoje fartowne miejsce pod skałką. Wchodzi i łowi rybę. Ja wchodzę i tracę rybę
     




     
     
     



     

    Ja też miałem swoje fartowne chwile. Trzy wyjete i dwa spadnięte w dwie ostatnie godziny po całym dniu chlastania na pusto.
     




     
     
     



     

    I ostatki na złotej mili.
     




     
     
     



     
     
     



     

    Jeszcze tylko czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień... i znów będą wakacje :D
  5. lukomat
    Z okazji Świąt Zmartwychwstania Pańskiego życzę wszystkim muszkarzom wszelkiej pomyślności.
     

     
    PS: OK, korbiarzom też
     
    PS1: Tak, wiem, muchi trochę wymemłane, ale wyciągnąłem je z pudełka w ogromnym pośpiechu.
     
    PS2: To nie wzroce z Sevres, tylko muchi robocze
  6. lukomat
    W 50 "Sztuce Łowienia" ukazał się mój artykuł pod tytułem "Skandynawia na luzie". Opisałem w nim wakacyjny wyjazd na północ Europy. Nie mam tu oczywiście zamiaru powielać materiału zwartego w SzŁ, ale trochę fotek się uzbierało, a tylko kilka wskoczyło do magazynu. Pomyślałem, że warto się nimi podzielić na blogu o tej mało muszkarskiej porze roku.
    W skrócie tylko dodam, że warunki mieliśmy wybitnie nie łososiowe. Brak opadów i słoneczna pogoda zrobiły swoje. Ale, ale, pomimo przeciwności losu chłopcy wrócili z tarczami.
     





    Startujemy w Gdyni. Przed nami noc na promie i grubo ponad 2000km jazdy samochodem.


     
     
     




    Nie traciliśmy czasu na Byske, bo woda ledo się sączyła. Pognaliśmy dalej na północ.


     
     
     




    Jeden z niewielu pochmurnych dni. Benio za chwilę straci łososia.


     
     
     




    Maks przeciąga linę z silną rybą.


     
     
     




    Łosoś-partyzant, trochę porysował sobie zbroję w trakcie wędrówki w górę rzeki, ale walczył pięknie.


     
     
     




    Surowy krajobraz na północnym wybrzeżu.


     
     
     




    Królują mchy i porosty.


     
     
     




    Rzeźbienie na jednoręczną.


     
     
     




    Tu łososi nie uświadczyliśmy. Brała sama drobnica.


     
     
     




    - Tato, muszę kupę.



    - Co ja Ci synku poradzę? Wskakuj w krzaki.



    - A to już mi się nie chce.



    5 minut później.



    - Jednak muszę, ale nie w krzakach.



    - OK, wracamy do samochodu.



    Nie wiem, kto się bardziej ucieszył z kibelka na totalnym zadupiu. Norwegia potrafi zaskoczyć.


     
     
     




    Odjazd!


     
     
     




    Łosoś-petarda i Żbiki.


     
     
     




    Urokliwy kościół luterański.


     
     
     




    Prawie las.


     
     
     




    Dolina Tany.


     
     
     




    Im głębiej w ląd, tym więcej drzew.


     
     
     




    Na wodery było już za gorąco. Kalesony i sandały wystarczyły,


     
     
     




    Lapońskie lipienie na mokrą muchę.


     
     
     




    Jockfall.


     
     
     




    Chłopcy nie podjęli wyzwania na tak dużej wodzie.


     
     
     




    Ale tu było jak w sam raz.


     
     
     




    Lipienie żarły muchy, a komary żarły nas.


     
     
     




    Głównie małe ryby, ale bardzo chętne do współpracy.


     
     
     




    Ostatnia ryba wyjazdu.


     
     
     




    Kolejne wizyty nad wodą były już w zupełnie innym celu.


     
     
     

    I to by było na tyle. Za rok trzeba będzie zrobić powtórkę.


  7. lukomat
    Bardzo dawno temu, za górami, za lasami, za siedmioma rzekami...
     





    ...takie ryby nam się przytrafiły.


     
     
     




    Papa Broda holuje...


     
     
     




    ...a ja podbieram.


     
     
     




    Peresada śmiga z dziecinną łatwością pod drugi brzeg.


     
     
     




    Ryba dnia.


     
     
     




    Dobry kilometr stalogłowej mety.


     
     
     




    Steelhead.


     
     
     




    Pusty dołek? Niemożliwe.


     
     
     




    A w takich okolicznościach przyrody...


     
     
     




    ...mieszkaja takie ryby.


     
     
     




    Ostatni hol Peresady.


     
     
     




    I jakże zacna stalka.


     
     
     




    Podjem sobie, to może i mi się coś trafi.


     
     
     




    Taraaam!


     
     
     




    Ostatnie słowo należy do Papy Brody.


     
     
     




    A tu nasza wesoła gromadka.


     





    Pożegnalna wypitka - miejscowy specjał, czyli wódka z rybną i przekąską w jednym.


  8. lukomat
    Kolejna wizyta w Szkocji za nami. Zapakowałem tonę sprzętu, a wyjazd okazał się bardziej rodzinno-turystyczny niż wędkarski z bardzo prozaicznej przyczyny. Pogoda znawu nas pokonała. Miesiąc po suchym wyjeździe do Norwegii, zaliczyliśmy suchy wyjazd na stare śmieci.
     





    Nie ma wody = nie ma ryby


     

    W ciągu pierwszego tygodnia w Aberdeen poświęciliśmy czas na spotkania ze znajomymi. Nad wodę wymknąłem się tylko raz, w pojedynkę, bardzo wczesną porą. Przy takiej niżówce tylko poranki i wieczory dawały realną szansę na spotkanie z łososiem. I prawie by mi się udało, kiedy stojąc po cycki w rzece, coś chwyciło moją czerwoną francę prowadzoną z prądem skokami przy samym dnie w najgłębszej części poola. Grilse (prawdopodobnie) spiął się po kilku energicznych szarpnięciach w toni. Nawet nie miałem okazji go zobaczyć. Ale to się pięknie wpisało w obraz tego sezonu. Albo nie biorą, albo jak już wezmą, to się spinają.
     





    Nawet wrzosy zgubiły swój kolor


     

    Następnie przenieśliśmy się na trzy dni do domku nad Spey. Tragicznie niska woda i brak ryb totalnie nas zniechęciły do wędkowania. Ostatecznie wybraliśmy wycieczki krajoznawcze i między innymi spędziliśmy dzień w Inverness, przez które przepływa Rzeka Ness. Właśnie nad brzegami tej rzeki swoje umiejętności rzutowe na przełomie XIX i XX wieku szlifował Alexander Grant, ale tą historię zostawię na inną okazję. Dodam tylko, że akurat w czasie naszej wizyty Ness darzyła szczodrze wędkarzy srebrem. Wydawało mi się jednak, że byłoby nie fair powiedzieć moim współtowarzyszom: to wy chłopcy grzecznie poczekajcie na brzegu, a tatuś sobie połowi. Dolna Ness jest niestety za szeroka i za głęboka dla moich Żbików.
     





    Inverness


     
     
     




    Street fishing w centrum Inverness


     
     
     



     

    Był też czas na plażowanie nad górskim jeziorem, Loch Morlich. Końcówka sierpnia i ponad 20°C w Szkocji? Szok normalnie. Nawet kąpielówek ze soba nie wzięliśmy, bo takie atrakcje nie były w planach. Umówmy się, że temperatura wody w jeziorze była dla mnie średnio zachęcająca do kąpieli, ale Tymek dał radę zamoczyć pieluchę, Maks doszedł do pasa, a Benek wykonał pełne zanurzenie.
     





    Loch Morlich


     

    Ostatnie dni spędzilismy nad Findhorn. Delikatnie się ochłodziło i zapowiadano ulewę, ale skończyło się na przelotnym deszczu. Skoro mieliśmy już zaklepane łowisko, to nie było odwrotu. Tym bardziej, że motywacja była po stronie dzieci. Mamy taką małą umowę z chłopcami, że na ryby zabieramy ze sobą butelkę szkockiej IRN-BRU, którą odpalamy po złowionej rybie. Dla nie wtajemniczonych od razu tłumaczę, że chodzi o szkocką oranżadę. Płyn ten jest bogaty we wszystko co można znaleźć na tablicy Mendelejewa, ale że łososie nie trafiają się zbyt często, to i ryzyko stałego uszczerbku na zdrowiu jest mały.
     





    Urokliwy most nad dopływem Spey


     

    Pierwszego wieczoru wybraliśmy się na kontrolny spacer z wędką i Benek niespodziewanie zaciął około 70cm łososia, który po wyskoku pozbył się haka. Następnego poranka, już w komplecie, stawiliśmy się nad wodą. Uzbroiłem o jedną wędkę za mało, bo nasz najmłodszy głośno się domagał zestawu na wyłączność. Udało się odwrócić jego uwagę inną atrakcją, czyli naparzaniem kamieniami w rzekę.
     





    Dream team


     

    Kolejny wieczór i kolejna niespodzianka. Benio traci dwa łososie. Przy pierwszym, 75-80cm, byłem pewny, że zakończy się sukcesem. Ryba dobrze zapięta, początkowo nie szalała za bardzo, ale po kilku minutach zrobiła serię odjazdów zakończonych szarpaniem głową i spadła. Walczyliśmy uparcie i Benek naciskał na "jeszcze jeden rzut", "ostatnie trzy", "pożegnalny". I w "ostatecznie ostatecznym" zapiął łososia, który rónież spadł. Nieee!
     





    Spław łososia pod szczytówką Benia, tuż przed rzutem


     
     
     




    Single spey z trudnej pozycji


     

    Na piątek ustawiłem się z Piotrkiem (nasz forumowy Grilse). Znowu zapowiadanego deszczu w górnym biegu Findhorn nie było. Rzeka kurczyła się w oczach i było coraz mniej pooli z wystarczającą wodą do łowienia. Niestety kolejna wizyta na zero.
     





    Piotrek w oczekiwaniu na branie


     

    Ostaniego wieczoru ponownie wyszedłem z chłopcami. Maks stracił łososia, który wypiął się po pierwszym wyskoku. To była czwarta stracona ryba w przeciągu trzech dni. A honor i oranżada zostały ocalone małą, chudą trotka, o którą do dziś toczy się debata między chłopcami, na czyje konto ma być zapisana.
     





    "OK, ty ją trzymasz do zdjęcia, ale to moja ryba"


     
     
     




    Butelka szkockiej w nagrodę za wytrwałość


     

    Żeby nie pozostawić jednak mylnego wrażenia,że szkockie trotki to obraz nędzy i rozpaczy, to poniżej wrzucam fotkę ryby Piotrka, złowionej następnego dnia na Donie. Jak widać nic jej nie brakuje.
     





    Trotka z Donu


     

    I jak na ironię, dzień po naszym wylocie przyszedł w końcu długo zapowiadany deszcz. Woda w Findhorn podniosła się, a koledzy ładnie połowili...
  9. lukomat
    Całkiem nie tak dawno, kiedy byłem w pracy i odliczałem dni do wędkarskiego urlopu w Norwegii dostałem maila z kategorii wnerwiacz. Mój koleżka Josh, przewodnik z Kenai River, tak mniej więcej napisał: "Co tam słychać? U nas sezon na kingi w pełni. A tu fotka jednogo z wielu w tym tygodniu..." Mój wzrok następnie skierował się na załączone zdjęcia.
     



     



     
    Teraz dla równowagi coś z polskiego podwórka. Przy okazji wizyty u rodziców, zajżałem do muchowego warsztatu Papy Brody. Muchy wykonane dla jednego z forumowiczów portalu były już gotowe, a ramki na ukończeniu. Brakowało szkła i kilka detali było do poprawy, więc zdjęcia nie przedstawiają produktu finalnego, ale nie daleko do niego brakuje. Ja czekam na swoje cierpliwie w kolejce.
     



     



     
    Lato ma się powoli ku końcowi i upały podobno już odchodzą, co bardzo mnie cieszy. Za tydzień ruszam do Krainy Deszczowców, czyli Szkocji, z bardzo ważną misją. Ale o tym napiszę kolejnym razem.
  10. lukomat
    Parafraza "Inwokacji" Mickiewicza byłaby chyba nie na miejscu, bo Szkocja ojczyzną moją nie jest, ale k... jak mi tęskno do niej! Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych, szeroko nad błękitną Dee rozciągnionych... Całe szczęście, że mają kolejny gówniany sezon, bo inaczej depresja gwarantowana. Moi koledzy obronili pierwszy tydzień czerwca jednym grilsem. Sześć dni biczowania woda dla jednego gluta na czterech. Nie wiem kto bardziej cierpiał, ja w poszukiwaniu jętki na Warmii czy oni na Findhorn?
    Jednak nie o czerwcowej klęsce jest ten wpis, a o kwietniowej wizycie w Szkocji, z którą zresztą zwlekałem do ostatniej chwili i kilkuktrotnie przekładałem z wielu powodów, ale głównie z braku ryb i słabej pogody. Całe szczęście, że mam ten luksus możliwości wyjazdu do Aberdeen wtedy kiedy są warunki do łowienia, zakładając oczywiście, że mam wolny czas. Całe też szczęście, że na hasło "jedziemy do Szkocji" dzieciaki robią przy drzwiach zbiórke w szeregu z walizkami w ręku i gotowości bojowej. Bez wyrzutów sumienia zabrałem ich na wagary.
     





    Zamiast do "budy" to na ryby


     

    Tygodniowy wyjazd na dużym luzie i w tempie dopasowanym do Żbików. Trochę łowienia, trochę zabawy, spotkanie ze znajomymi, znowu trochę łowienia. A skoro już w tym temacie, to przejdźmy do rzeczy. Działo się, ale głównie czepiały się zeszłoroczne srebrniaki, czyli kelty, którym oszczędziliśmy wyciągania z wody i obściskiwania w zachwycie i triumfie.
     





    Maks holuje kelta trotki.


     
     
     
     
     




    Maks i Gordon


     
     
     
     
     




    Benek ze sporym keltem


     
     
     




    Double spey w wykonaniu Benia


     

    Chłopcy dzielnie walczyli, ja głośno kibicowałem, ale widmo porażki coraz bardziej stawało się realne. Dopiero przedostatniego dnia złapaliśmy wiatr w żagle. Maks wyjął pierwszego srebrniaka wyjazdu.
     





    Coraz zgrabniejsze rzuty Maksa


     
     
     
     
     




    Hol


     
     
     
     
     




    Mamy wreszcie to po co przyjechaliśmy


     

    Mina Benia, w zasadzie mówi wszystko. Wczesnym popołudniem chłopak się poddał i zmarźnięty poszedł do samochodu. Przejąłem wędkę i po 10 minutach holowałem srebrniaka podobnych rozmiarów, ale skubaniec się wypiął. Pod koniec dnia Benek dostał swoją szansę i prawie wyjął rybkę około 80cm. Prawie, bo już pod samymi nogami zrobiła ostry zryw na przyblokowanym kołowrotku. To musiało się tak skończyć, ale trzeba kilka ryb zerwać, żeby czegoś się nauczyć. Oby nauka nie poszła w las, bo kolejny wyjazd na łososie już wkrótce.
     
    Ostatniego dnia wzięliśmy wolne od ryb, ale nie od rzek. Zrobiliśmy wycieczkę po mostach na Dee, przy okazji bacznie obserwując wędkarzy. I słusznie postąpiliśmy, bo tylko kilka ryb tego dnia zgłoszono z całej rzeki. Czasem warto pokierować się w wędkarstwie rozumem, który podpowiada zupełnie co innego niż serce.
     





    Lower Crathes & West Durris, najlepszy odcinek na Dee


     
     
     
     
     




    Dniówka za jedyne £200, tanioszka bo jeszcze nie tak dawno kasowali grubo ponad £300


     
     
     
     
     




    A tu już coś dla zwykłych śmiertelników, czyli ponizej £100: Banchory


     
     
     
     
     




    Sluie


     
     
     
     
     




    Ballogie, no tu stówka może nie wystarczyć, ale czasami trafia się okazja


     

    Do Szkocji prawdopodobnie znów zawitamy pod koniec wakacji, ale teraz na celowniku mamy Szwecję i Norwegię. Już za chwilę, już za momencik ruszymy na północ w pogoni za laxem.
  11. lukomat
    Dalej ciężko mi w to uwierzyć, ale spacerując wybetonowanym brzegiem Rzeki Elbląg powoli dochodzi do mnie, że wędkarska przygoda w Szkocji dobiegła końca. 2017 był moim ostatnim sezonem, a w zasadzie połową, bo na początku lata przeprowadziliśmy się do Polski na "prośbę" żony. Połowa sezonu została mocno okrojona przez dodatkowe obowiązki związane z powiększeniem się mojej gromadki Żbików. Najmłodszy wydaje się być głośniejszy, głodniejszy i wymagający więcej uwagi niż jego starsi bracia w tym wieku. A może to rodzice już nie nadążaja? Nie wiem, ale efekt końcowy jest taki, że w tym roku łowiłem mniej niż ustawa przewiduje.
    Większość zimowych wyjazdów została storpedowana przez pogodę. I w zasadzie, trafiły sie chyba tylko 2-3 dni, kiedy warunki pozwalały mieć nadzieję na kontakt z rybą, ale skończyło się na keltach i jednym straconym srebrniaku. Było za to bardzo klimatycznie.
     




    Papa Broda na Tay.


     




    Mroźny poranek nad Dee.


     




    Kolejny dzień na Dee.


     
    Wiosna była dobra. Praktycznie nie miałem pustych wyjazdów. Dee, Spey i Findhorn za każdym razem dawały rybę. Tylko na Tay przyzerowałem, ale mogę się usprawiedliwić, ze łowiłem na słabym odcinku na zaproszenie znajomego.
     




    Jim pod mostem na Findhorn.


     




    Springer - to co tygrysy lubią najbardziej.


     




    Jeden z najlepszych pooli na Spey, ponad pół kilometra rzeki, gdzie mażdy metr może dać rybę.


     




    David holuje rybę na Findhorn.


     




    Dolny Tay, wody tyle, że można też łowić z łódki, ale mi osobiście takie speyowanie średnio pasuje.


     




    Kolejny springer.


     




    Też springer, ale już posiedział w Dee ze dwa miesiące.


     




    Królewski odcinek na Dee opisany przeze mnie na łamach Sztuki łowienia.


     




    Letnia rezydenzja królowej - i ja tam też byłem i łososie łowiłem.


     
    Lato wędkarsko mi uciekło. Jeden wyjazd, jedna ryba. Koniec tematu. Za to na przełomie sierpnia i września pojechaliśmy całą rodzinką na wędkarskie wakacje do... Szkocji. Wypadało porządnie się pożegnać z krajem, z którym w końcu tak wiele nas łączy. Szkoda tylko, że na Findhorn ryby średnio dopisały. Można powiedzieć, że jesiennego ciągu w 2017 nie było, a podkolorowane łososie z wiosny i lata nie chciały współpracować. Trafiliśmy kilka małych trotek i dwa łośki spadły w trakcie holu. Pogoda dopisała na tyle, że chłopcy uparli się na kompiel w Findhorn. Oczywiście woda była pioruńsko zimna, ale Benek dał nura i Maks nie miał wyjścia pod presją młodszego brata.
     




    Letni srebrniaczek prosto z morza, strasznie gubił łuski i miałem poważne wątpliwości czy w tym przypadku C&R ma sens?


     




    Żbiki w komplecie


     




    Kąpiel w Findhorn.


     




    Maks z dwóręczna muchówką.


     
    Statystyki połowów uratowałem dniówką na Spey korzystając z zaproszenia Davida. Pomimo kilku brań długo nie udawało się nic zaciąć, aż do momentu kiedy po przelotnym deszczu w dwóch rzutach wyjąłem dwa łośki. Małe i podkolorowane, i w normalnych warunkach nie zakwalifikowałyby się na fotkę, ale tu zrobiłem wyjątek.
     




    Leslie na Spey.


     




    Leslie i double spey na Spey.


     




    Maluch pierwszy.


     




    Maluch drugi.


     
    I tak mniej więcej w skrócie wyglądał pożegnalny sezon. Nie znaczy jednak, że więcej w Szkocji łowić nie będę. Co to, to nie. Zbliżają się ferie zimowe, które przypadkowo przypadają na rozpoczęcie sezony na kilku rzekach i przypadkowo akurat w tym terminie planujemy odwiedzić znajomych w Aberdeen...
  12. lukomat
    Minelo pol roku, a wspomnienia sa tak swieze, jakby to bylo tydzien temu. Wyjazd, ktorego mialo nie byc. Wyjazd, ktorego losy wazyly sie do samego wyloty. Uparlem sie i postawilem na swoim. Choc nie w moim terminie i bez juniorow, ale z Papa Broda i kumplem, ktory dolaczyl na przyczepke w ostatniej chwili. W przeddzien wylotu chlopcy pomagali pakowac sprzet i malo serce mi nie peklo, jak prosili, zeby zerwac ich ze szkoly i zabrac do Kanady... No coz, nikt nie mowil, ze bedzie lekko...
    Rozpisalem sie juz na samym wstepie, a mialem nie pisac, bo w zasadzie wszystko co mialem do powiedzenia w tym temacie, przelalem na papier w Sztuce Lowenia i dwoch relacja na jerkbaicie w poprzednich latach. Woda ta sama, ryby te same, tylko pogoda skrajnie odmienna. Zamiast powodzi, jak w 2014 i 2015, tym razem mielismy super niskie stany wod, ktore tez nie ulatwily nam zycia.
     



     



     



     
    Znowu nie bylo lekko. Znowu napracowalismy sie na kazda rybe, ale bylo warto. Kazdy hol dostarczyl emocji, bo w 90% lowilismy swieze ryby, ktore tanio skory nie sprzedaly.
     



     



     



     
    Te bardziej zasiedziale i podkolorowane, juz tak nie darly, ale swoje pokazaly. Poza przylowami w postaci lososi coho i palami, trafila mi sie tez tamtejsza brzana albo cos co ja przypominalo. Miejscowi chyba zwa ja sucker. Tematu jednak nie zglebialem.
     



     



     



     



     
    Zapewne wprawne oko wylapalo dominacje jasno niebieskich wedek. Bardzo poreczne bo w pieciu kawalkach Zpey HM Signature z klasycznym dolnikiem. Papa Broda dokonal pewnych modyfikacji nad woda i dwa kije wrocily jako "szesciosklady". Trzeciego juz pilnie strzeglem i wrocil w dobrym stanie. Kolega pozostal wierny kijom Hardy, moim zdaniem mocno przereklamowanej marce i cenami z kosmosu.
     



     



     



     
    Wisienke na torcie zostawilem na sam koniec. A w zasadzie to dwie wisienki. Pierwsza 88cm.
     



     
    Druga 89cm. Papa Broda sam mierzyl.
     



     
    I w zasadzie tyle w temacie. Odkladam pieniazki do wedkarskiej skarbonki i knuje kolejna wyprawe
  13. lukomat
    Tym razem wpis w postaci filmu krotkometrazowego. Produkcja zostala wykonana na zamowienie wielkiej wytworni z Hollywood i wkrotce trafi na ekrany kin w Ameryce. Uzytkownicy portalu jerkbait.pl stoja dzis przed niepowtarzalna okazja zalapania sie na pokaz przedpremierowy. Orkiestra, tusz!
     




  14. lukomat
    Latwo jest pisac o polowach, ktore spelnily oczekiwania. Jeszcze latwiej, jak je przewyzszyly. Ale jak bylo slabo nad woda? No coz, pisanie idzie jak krew z nosa i wyrazy nie chca sie ukladac w zgrabne zdania. Mamy grudzien, wedkarsko za wiele sie u mnie nie dzieje i dlatego tez postanowilem zmierzyc sie z tematem rozczarowujacej koncowki sezonu lososiowego.
    Po dobrej wiosnie, jak na Szkocje, i miejscami niezlym lecie (podobno, bo ja akurat prawie nie lowilem), przyszla pora na teoretycznie najlepszy okres. Tyle tylko, ze tegoroczny ciag jesienny nie pojawil sie w rzekach. I zeby jeszcze znalazla sie jakas wymowka w postacie braku opadow, z ktorymi czesco mamy do czynienia latem. Nic z tego, warunki we wrzesniu i pazdzierniku byly wymarzone. Szok i niedowierzanie!
    Z coroczna wizyta przybyli do mnie starsi panowie dwaj i bardzo milo spedzilismy czas. Niestety lososie nas olaly. Raz, ze bylo ich malo. Dwa, ze nie mialy apetytu. A trzy, ze jak juz braly, to zaraz spadaly. Poczatkowo nic nie zapowiadalo katastrofy, bo spady sie zdarzaja, ale zrobila nam sie z tego regula. Delikatne branie, kilka szarpniec, czasem wyskok i do widzenia. Niepokojacy byl rowniez brak srebrniakow.
     




    Wujo Henio solo...


     




    ... i w duecie z Papa Broda


     




    Posilek w chatce


     




    Widok z chatki z rzeke


     
    Po dwoch dlugich dniach biczowania wody mielismy na koncie dwa stracone loski i jedna wyjeta 50cm trotke, ktora nie zalapala sie na fotke, bo po co robic zdjecia takim maluchom skoro zaraz zlapiemy cos grubszego. Ech, tak to juz bywa z lososiami.
     




    Statystki polowow na odcinku dlugosci okolo 2 km z ostatnich 40 lat, z lewej strony nazwa poolu, a czerwone kropeczki to lososie


     




    Jak widac, obecnie z calego odcinka lowi sie rocznie tyle co kiedys z jednego poola


     




    Panie, kiedys to tu byly ryby


     




    Ulatwiony dostep do dobrych miejscowek


     




    Przeciagnalem tate po sciezce zdrowia


     
    Zeby nie bic glowa ciagle w ten sam mur, zamienilismy Findhorn na Dee. Rzeka ta cierpi juz trzeci kolejny sezon. Statystki polowow spadly o polowe i do konca nie wiadomo co jest tego powodem. Zreszta nie tylko Dee, bo wiekszosc rzek polnocno-wschodniego wybrzeza Szkocji cienko przedzie. Jest teoria, ze wlasnie doswiadczamy zmiany dominacji ciagow z jesiennego na wiosenny, ktory nastepuje co kilka dekad. Jak zwykle czas pokaze.
    Wracajac jednak do wrzesniowych lowow, to po slabym dniu na Dee, doszlismy do wniosku, ze jednak Findhorn wcale taki zly nie jest jak nam sie wydawalo, tym bardziej, ze znowu popadalo. Moze nawet wiecej nizbysmy sobie tego zyczyli. Ruszylismy na nieznany mi odcinek powyzej wawozu. I zeby nie rozdrapywac ran bardziej, niz wymaga tego relacja, znowu zebralismy baty. Pierwszego dnia kilka skubniec/pukniec w muche, a drugiego dnia dwa stracone loski, w tym moj piekny srebrniak, ktory wypial sie po kilku minutach emocjonujacej walki. Jak pech to pech. Papa Broda i wujo Henio wyjechali troszke zniesmaczeni brakiem wynikow nad woda, bo w temacie "single malt" same sukcesy :-)
     




    Tu mialem trzy brania, ale zadna z ryb sie nie zapiela. Zaraza...


     




    Przerwa na papu i pitku


     




    Piekne ale puste miejsce


     




    A tutaj bylo branie, wyskok, i tyle go widzialem.


     
    Po kilku dniach odpoczynku dalem szanse lososiom. Tym razem w towarzystwie moich synkow. Bylo ciezko, bo woda opadla, ryby przykleily sie do dna, a srebrniakow ani sladu. Ostatecznie udalo mi sie wydlubac honorowa rybke. Stojac nad poolem, gapilem sie w pudelko z muchami i moj wzrok skierowal sie na zolte nie-wiadomo-co. Nigdy na nia nic nie zlapalem i tym wieksze bylo moje zdziwienie, kiedy nastapilo branie. Przeciez wczesniej zaprezentowalem tym glupim lososiom wszystkie moje killery i je ignorowaly.
     




    W ramach Przysposobienia Obronnego zbudowalismy szalas, czyli kwatere glowna


     




    Lewa raczka tez da rade, ale wole prawa


     




    Losiek


     
    We wrzesniu zostalem tez poproszony o zajecie sie grupa amerykanskich turystow, ktorzy przyjechali do Szkocji na urlop. Byli bardzo zadowoleni z wynikow mysliwskich, ale lososie nie chacialy wspolpracowac. Hmm, skad ja to znam... Znowu niska woda i stare zasiedziale ryby w kolorze szkockiej kraty. Po poludniu trzy osoby odpadly, wybierajac strzelanie do ptactwa, a ja zostalem nad woda z najbardziej doswiadczonym wedkarzem. Delikatnie zasugerowalem zmiane muchy na najmniejsza z pudelka, a ze takiej nie bylo, to wyjalem swoje pudelko i zawiazalem Stoats Tail na podwojnym haku #12. Poszlismy na pool, ktory udalo sie "oszczedzic" w porannej sesji. Kilka rzutow i "FISH ON!". Phil mieszka na Florydzie i glownie lowi tarpony, ale jak przyznal dawno nie mial takiej satysfakcji po zlapaniu ryby.
     




    Krowy przygladaja sie, kto im tu po dzielnicy lazi


     




    Mocno wybarwiony samiec, a do konca sezonu jeszcze grubo ponad miesiac


     
    Pomimo tego, ze sezon lososiowy na wielu rzekach trwa do konca pazdziernika (czesc rzek jest zamknieta wraz z koncem wrzesnia), a nawet, jak w przypadku Tweed, do konca listopada, to doszedlem do wniosku, ze dla mnie te zawody juz sie skonczyly. Ryby, ktore weszly wiosna i latem, byly mocno wybarwione i powoli szykowaly sie do tarla, a jesienne srebrniaki praktycznie sie nie pokazaly. Szkoda czasu i pieniedzy. Pozniejsze rozmowy i relacje od znajomych tylko mnie utwierdzily w slusznosci tej decyzji. Tym bardziej, ze na horyzoncie pojawil sie wyjazd na kanadyjskie steelheady, o ktorym w krotce napisze.
  15. lukomat
    Vision jest ostatnio u mnie na cenzurowanym. Choc cenie sobie ich wedki (jak do tej pory dwureczne GT4 Catapult oraz Cult sprawuja sie dobrze, a w tym drugim dolnik zostal sprawnie wymieniony na gwarancji), to odziez tej firmy mocno rozczarowala. Najpierw spodniobuty Havu pociekly na szwach neoprenowych skarpet po dwoch miesiacach uzytkowania. W ramach gwarancji lokalna firma dokonala niezbednej naprawy. Po pol roku rozlecial sie zamek od kieszeni na klatce piersiowej, a wkrotce spodnie pociekly na szwie w kroczu. Kolejna naprawa na gwarancji, przy okazji ktorej poprosilem o uszczelnienie wszystkich szwow, tak na wszelki wypadek. Oczywiscie taki zabieg zmniejszyl oddychajaca powierzchnie. Po uplywie roku od momentu zakupu pojawily sie kolejne dziury. Bylo juz po gwarancji i akurat bylem na wyjezdzie wedkarskim w Kanadzie. Zdecydowalem sie na zakup Simmsow G4, tym bardziej, ze ceny za oceanem sa bardziej przyjazne dla wedkarskiego portfela. Simmsy cwicze juz grubo ponad rok i jak na razie daja rade. Nie obylo sie bez naprawy, ale to za sprawa mojej wywrotki i twardego ladowania. Zobaczymy, czy przetrwaja dwa razy dluzej niz Vision, bo kosztowaly dwa razy wiecej.
    Kolejny produkt Vision, ktory nie spelnil moich oczekiwan to buty Loikka z podeszwa Gummi z kolcami. Zaczne od zalet. Lekkie i wygodne. Gumowa podeszwa z kolcami swietnie trzyma sie na skalach. Nie stracilem ani jednego kolca, poniewaz sa one zintegrowane z podeszwa. To duzo, ale za ta cene oczekiwalbym tez trwalosci. Musze przyznac, ze moj sprzet jest dosyc intensywnie uzytkowany. W sezonie pewnie ocieram sie o 100 dni na rybach. Sa okresy, ze buty nie schna przez 2-3 tygodni. Ale czy to jest wystarczajace usprawiedliwienie? Moim zdaniem nie. Pierwsze problemy, male pekniecia na zgieciu palcow, pojawily sie po okolo 6 miesiacach. Poczatkowo zignorowalem sprawe, ale po kolejnych 4 miesiacach pekniecia byly na tyle powazne, ze odeslalem produkt do sprzedawcy i dwa tygodnie pozniej dostalem nowa pare butow.
    Minelo troche ponad pol roku uzytkowania nowych butow i pojawily sie pekniecia w tych samaych miejscach. Poniewaz, bylo juz ponad rok od zakupu pierwszej pary, wiec gwarancja nie obowiazywala. Pekniecia zalalem Aquasurem. Nie pomoglo. Pojawily sie nowe pekniecia, a stare sie powiekszyly. Podeszwa zaczela sie odklejac.
    Przed dwutygodniowym wyjazdem wedkarskim znowu potraktowalem pekniecia klejem, ale na dlugo nie pomoglo. Dodatkowo, jeden but ulegl deformacji w okolicy piety i zaczal obcierac zewnetrzna skarpete neoprenowa , ktorej uzywam do ochrony skarpety neoprenowej zintegrowanej ze spodniami. Tego bylo z wiele. Ostatniego dnia wyjazdu buty powedrowaly do smietnika, a ja postanowilem odpoczac od produktow odziezowych firmy Vision i poczekac na okazje. Takowa sie trafila na poczatku stycznia. Przecena Korkersow na 50% to cos dla mnie. Zamowilem Devil's Canyon z wymiennymi podeszwami, gumowe i filcowe, oraz dodatkowe gumowe z kolcami i zestaw naprawczy do wiazania butow typu Boa. Na razie nie bede nic pisal na temat "krakersow", bo po jednym dniu nad woda, moge powiedziec tylko tyle, ze sa lekkie i wygodne. Jesli maja problem z wytrzymaloscia materialu, to pewnie do wakacji pojawia sie pierwsze objawy. A ponizej zamieszczam kilka fotek Vision Loikka wykonanych tuz przed umieszczeniem butow w smietniku.
     



     



     



     



     



  16. lukomat
    Kolega podeslal mi link do filmu nagranego wiosna na Findhorn. Poniewaz pierwsza czesc zostala juz opisana przeze mnie na blogu w jednym z poprzednich wpisow, to postanowilem isc za ciosem i wrzucic film tutaj a nie na forum.
    Zwroccie prosze uwage na ubarwienie ryb. W maju lowilismy sreberka, a miesiac pozniej i 15-20km w gore rzeki, te same ryby juz byly mocno podkolorowane.
     




  17. lukomat
    Jest taka piosenka Elli Fitzgerald pdt. Summertime o latwym zyciu podczas lata. Podmiot liryczny nawiazuje tez do swoich zainteresowan wedkarskich mowiac o skaczacych rybach (zbierajace pstragi?) i wysokiej bawelnie (pewnie ma ja zaplecami, co utrudnia rzuty) i zwraca sie do przyjaciela, ktorego tata jest bogaty (jak bogaty to pewnie ma fajne wedki szyte na miare w pracowni wedkarskiej) a mama ladna (hmm, pewnie cukrzy, bo chce wyzebrac kilka much z pudelka), zeby nie plakal (logiczne, ze koledze zerwal sie duzy pstrag i jest mu przykro, bo w zadnym innym przypadku mezczyzni nie placza). Zreszta sami posluchajcie:
     




     
    Moje lato glownie spedzilem w pracy z przerwa na wyjazd do Polski, czyli latanie po rodzinie i znajomych. Udalo nam sie odwiedzic tez dziadkow/pradziadkow, ktorzy jak co roku zaszyli sie na koncu swiata w malej warminskiej wiosce., zdala od codziennego zgielku. Cisza, spokoj, las, jezioro, zimne piwo, wieczorne ognisko. Mozna zyc. Ale nie to zebym dostal czas na lezenie wentylem do gory. Trzeba bylo pojsc z chlopcami nad jezioro, potaplac sie. No i odbyc obowiazkowa zasiadke na mulaki w stawku pradziadka. W gumiakach oczywiscie, zeby latwiej bylo obmyc z krowich plackow, po przejscu przez lake.
     




    Karpiowa zasiadka


     
    Zona wyczerpala cala swoja cierpliwosc w jakies 20 minut. Nam wystarczylo na dluzej i dzieki temu wrocilismy z tarcza.
     




    Mulak pelnoluski


     
    A tu maly akcent niewedkarski. Popykalismy z wiatrowki do tarczy. Chlopcy sie podpalili i ciezko bylo ich oderwac. A mi sie przypomnialy dawne czasy, gdy wiatrowke dotykalem raz do roku podczas jakiegos festynu, odpustu, czy jarmarku. Jeden strzal z odleglosci 3m do krecacej sie tarczy i dziekuje, do widzenia.
     




    Pradziadek szykuje tarcze a Maks zapoznaje sie z bronia


     




    Benio w chwili pelnej skupienia


     
    Po powrocie z tzw. wakacji zdazylem wyrwac sie na jeden dzien, nad wiadoma rzeke, w wiadomym celu. Nie bylo latwo. Niska woda, lampa od samego rana i upal, jak na Szkocje.
     




    Findhorn latem


     
    Lososie pokazywaly sie, co jakis czas skubaly muche albo chlapaly obok. Zaczalem od smuzaka, potem mala mokra pod powierzchnia, potem z tonacym przyponem, potem Sunray Shadow, szybko, wolno. Red Fracis przy dnie. Bez efektu. Po poludniu pojawil sie w kilku miejscach zbaczy cien. Wreszcie w wielkich bolach skusilem cos na Park Shrimp #12. “Cos” szybko skapitulowalo i okazalo sie kolorowa juz trotka pod 50cm.
     




    Nadzieja


     
    Pojawila sie nadzieja, ze jeszcze nie wszystko stracone. Ze moze jeszcze czyms mnie rzeka obdarzy. Do wieczora duzo czasu zostalo, a gdyby nie wystarczylo, to bede mieszal, az zapadnie calkowita ciemnosc albo odpadna mi rece.
    W kolejnym ocieniomym miejscu chlapalo sie kilka lososi. Pierwsze przejscie, kilkadziesiat rzutow i jedno ledwo wyczowalne pukniecie w muche. Przerwa na kanapke, lyk wody i zmiane taktyki. Zakladam malego smuzaka na centymetrowej tubce. Wracam na wlot do poolu. Zaczynam speyowa mantre od poczatku. Do chodze do glazu obok, ktorego wczesniej bylo skubniecie. Wody jest mocno faluje, wiec ciezko mi wypatrzec moja muche slizgajaca sie po powierzchni, ale czuje wyrazne pociagniecie na lince i pulsujacy ciezar. Losiek troche poskakal, poplywal w gore i w dol, wreszcie uspokoil sie, a ja wyprowadzilem go z nurtu na plycizne i tam juz byl moj. Szybka fotka i ryba wystrzelila z moich rak jakby nic sie nie wydarzylo.
     




    Z bliska z mucha


     




    A tu w calosci


     
    Czyli jednak na smuzaka. No to juz wiem co im dzisiaj smakuje. Zaraz pykne kolejnego, moze nawet dwa i wracam do domu na kolacje, zrobie zonie niespodzianke i sie wyjatkowo nie spoznie... Ryby oczywiscie pokazywaly sie, coraz smielej zreszta im slonce schodzilo za las, ale ani skuba. Zero zainteresowania. Jeszcze pozegnalna rundka z Sunray Shadow i zjazd do bazy.
     
    Kilka dni pozniej, bedac juz w pracy, dostalem maila od kolegi z Alaski. Wiadomosc byla skapa w tresc, ale bogata w zdjecie lososia. I to takiego lososia, ktory moja ostatnia zdobycz lyka na podwieczorek.
     




    King salmon


     
    Chinook lub king salmon, a po naszemu czawycza, zostal zlowiony w trollingu na Kenai River i wazyl... No wlasnie, ile wazyl? Zapraszam do zgaduj-zgaduli!
  18. lukomat
    Duzo sie dzialo od czasu mojego ostatniego wpisu na blogu. Sezon lososiowy w pelni i na wiekszosci rzek wiosenny ciag dobiegl konca, a lada dzien pojawi sie grilse (losos po rocznym pobycie w morzu) oraz letnie srebrniaki. Wiosne zakonczylem z dwucyfrowym wynikiem, ale nie o liczby chodzi, bo lososie to nie wyscig. Wpis poswiece dwom dniom, ktore szczegolnie sie wyroznily.
    W tym miejscu musze przywolac wizyte w Glenferness sprzed niemal roku opisana tu:
    http://jerkbait.pl/blog/11/entry-337-miodowy-miesi%C4%85c-cz-i/
    Ian wyjal dwa, ja jednego, po jednym stracilismy i meszki prawie zezarly nas zywcem. Minelo jedenascie miesiecy i przezylismy deja vu. No, prawie, bo tym razem ja wyjalem dwa, a Ian jednego. Podobne warunki, te same poole i te same muchy! Dzieki Bogu meszek prawie nie bylo.
     




    Loop Blueline 11'6" #7 w akcji


     
    Zaczelismy od Garden pool (wtedy na nim skonczylismy). Ian wystartowal pierwszy, a ja lowilem za nim jakies 30 metrow, tak, zeby sobie nie przeszkadzac. Doszedlem do polowy i mialem branie dokladnie w tym samym miejscu co rok temu. Po minucie, srebrniak ok. 75cm wypial sie. Ian jak zwykle mnie zrugal za stracona ryby, a ja sklalem pod nosem matke ryby od pan lekkich obyczajow. Nie minelo 5 minut i na koncu poola mam kolejna rybe, jak przed rokiem! Ian akurat nagrywal kamera i upamietnil cala akcje od brania do szczesliwego podebrania. Srebrniak podobnej wielkosci z przywrami w okolicy ogona.
     




    Swiezak prosto z morza


     

    Przenieslismy sie w dol odcinka i po krotkim czasie Ian melduje przez radio o straconej rybie. Dla odmiany nie pastwilem sie nad nim, tylko przypomnialem, ze dzien jeszcze dlugi. Doszedlem do Island Stream gdzie przed rokiem kolega wyjal pierwsza rybe. Zajadalem bulke z polska kielbasa zagryzajac kiszonym ogorkiem i obserwowalem pool.
     




    Island Stream


     
    Splaw duzego lososia, a po nim tez kilku mniejszych, przyspieszyl ruchy szczek i po chwili juz mialem wedke w rekach. Agresywne branie nastapilo dokladnie tam gdzie sie spodziewalem. Wyjac rybe w tym miejscu samemu nie jest latwe. Podbierak uproscil by sprawe znacznie, ale u mnie lenistwo i wygoda wygrywa. Ostatecznie wyprowadzilem lososia na zalany skalny brzeg i juz byl moj. Rybka miala proporcje tunczyka, a podobno szkockie to chudziaki
     




    Turbo springer


     
    Ryby przestaly reagowac na lowny do tej pory Orjok, wiec postanowilem zmienic taktyke i zawiazalem Sunray Shadow. Rzuty w poprzek i szybkie sciaganie. Bez oszalamiajacych wynikow, ale sprowokowalem jedna rybe. Wlnela niczym bolen, tworzac lej na powierzchni wody, ale nie zapiela sie, co zdarza sie bardzo czesto w tej metodzie. Mam wrazenie, ze lososie uderzaja w S.S. zamknietym pyskiem.
     




    Tala pilnuje Iana, zeby tym razem nie spartolil roboty


     
    Poznym popoludniem wrocilismy na Garden pool i rzutem na tasme, po uprzedniej wywrotce, Ian wyjmuje swojego srebrniaka. Super dzien uwazalismy za skonczony. Naprawde ciezko prosic o wiecej.
     




    Kolejny srebrniak z Findhorn


     
    Mialem w tym sezonie kilka dubletow i pare razy bylo blisko trzeciej ryby. Udalo sie na North Esk. Warunki trafilismy doskonale. Po mocnej ulewie woda powoli opadala, niebo lekko zachmurzone, moze wiatr troche za mocny chulal. Dzien wczesniej Jim wyjal szesciesiataka i stracil dwa nieco wieksze. Wiedzialem, ze bedzie dobrze i z podekscytowania noc skonczyla sie o 4:30, grubo przed budzikiem. Cichaczem i na paluszkach po szybkim sniadaniu opuscilem dom. O siodmej wykonalem pierwszy rzut 12 stopowym Zpey HM Signature z nowa linka Rio Scandi Short Versitip #8. Zajezdzone Airflo Rage Compact odeszlo na zasluzona emeryture. Do tonacego przyponu dowiazalem tubowy Orjok, moj pewniak na podwyzszona wode. Doszedlem do “hot spot” i czekalem tyko za ktorym rzutem wezmie, Bo to, ze wezmie bylo niemal pewne. Zgodnie z oczekiwaniem linka naprezyla sie i poczulem pulsujacy ciezar na koncu zestawu. Ryba poszalala i kiedy przejalem kontrole, jak na zawolanie przyjechal Jim. “Fish on” i wszystko jasne. Zdjecie zrobilismy w polskiej strefie kibica. Brakowalo tylko popularnych ostatnio WAGs (skrot od Wifes And Girlfriends, nie mylic z waginami).
     




    Polska strefa kibica


     
    No to bedzie sie dzialo, pomyslalem. Blad! Co prawda przed poludniem Jim wymeczyl jedna trotke, ale ogolnie zapadla studnia. 1:0 to tez dobry wynik, ale apetyty po szybkim golu nam urosly. Zaczelismy kombinowac, zmieniac przypony, muchy... Po poludniu w ruch poszedl Sunray Shadow i skusil loska. Ryba najpierw dwa razy skubnela by wreszcie zdecydowanie zaatakowac, ale skonczylo sie na jednym szarpnieciu i bylo po zabawie.
     




    Opadajaca woda po deszczu+lekkie zachmurzenie+ryby=sukces


     
    Ostatnia deska ratunku byl moj najmniej ulubiony zestaw z dwiema muchami. Trzeba pilnowac przy ukladaniu petli podczas rzutu, zeby wszystko sie nie poplatalo i niezaleznie co jakis czas sprawdzac przypon. To z wad, a z zalet, potrafi byc niezwykle skuteczny. Wystarczylo piec rzutow i ryba, ktora wczesniej olala pojedynczy Kinermony Killer, teraz skasowala ta sama muche na podwojnym haku #10 ze skoczkiem powyzej w postaci Flamethrower tez #10. Przez radio poprosilem kumpla o podebranie. Jim juz mial rybe pod nogami na plyciznie do kostek, gdy z blizej niewyjasnionych powodow chwycil za przypon, zeby sobie ulatwic wyprowadzenie okolo 70cm lososia na brzeg. Zanim zareagowalem, kotwiczka znalazla sobie wygodne miejsce w srodreczu kolegi. Ryba zaczela skakac, Jim nie wiedzial czy ratowac dlon czy rybe, a ja w bezpiecznej odleglosci czekalem na rozwoj wydarzen. Jak mazna sie domyslic, losos sie uwolnil sam od K.K., a ja uwolnilem kolege od skoczka. Mam w tym juz niemala wprawe zdobyta na Papie Brodzie, a ostatnio na wlasnym policzku, co tez jest zreszta ciekawa historia pod tytulem “Wynik gownianego rzutu, ktoremu pomogl nagly podmuch wiatru”. Dalem rade samemu przebic kotwiczke na wylot, ale przy zaciskaniu zadziora musialem poprosic kolegow. Pierwszy wykrecil sie zawrotami glowy i miekkimi nogami, drugi poprawil na nosie denka od butelek i z trudem podolal zadaniu. Jaja jak berety... Ale wracajac do lososi, to Jim rybe mi zaliczyl na 2:0 (a sprobowal by nie!) i poprosil o dziadkowego K.K. Do wieczora mielismy jeszcze po kilka skobow i na ostatniej miejscowce ustrzelilem wreszcie hat-trick. Tym razem uwage lososia przykol Flamethrower i ryba wziela mnie na niespodziewana przejazdzke po poolu wielkosci boiska pilkarskiego. Przezornie postanowilem nie prosic o pomoc kolegi i sam wyjalem samiczke, ktora juz powoli nabierala kolorow. Odwalilem 13 godzinna szychte pelna atrakcji i doszedlem do wniosku, ze na dzis wystarczy.
     




    Wieczorny losos


     
    PS: Pozdrowienia z niepodleglej Wielkiej Brytanii
  19. lukomat
    Obiecywalem sobie, ze od kwietnia ostro wezme sie za pstragi, ale pogoda nie nastrajala ani muchy do rojki ani ryby do zerowania. Wiosna jakos tak niemrawo sie rozwija, a zima ciagle nie chce odejsc. Mamy koniec kwietnia, a dzisiaj rano musialem odsniezac samochod, zeby zawiezc dzieci do szkoly.
    Zona jak zwkle klepie ta sama melodie, ze dluzej juz nie zniesie takiego klimatu, a ja na to, ze dobrze nam tu w Szkocji. Ruskie mysliwce nad glowami nie lataja, dawno nie bylo trzesienia ziemi, choroby egzotyczne tez nie strasza, leki na recepte za darmo, podreczniki szkolne tez za free, ze o pieknych i lownych rzekach lososiowych nie wspomne... (te akurat nie sa za free, a im lowniejsze tym bardziej nie-za-free, ale nic nie wspominam slowem, zreszta zona i tak wie).
    A skoro juz jestesmy w temacie lososi, to wlasnie im poswiecilem kolejny miesiac. Tak sie akurat zlozylo, ze niedawno obchodzilem urodziny, trzydzieste piate juz. Z tej okazji w prezencie od zony dostalem ksiazke Anthony de Mello, choc wyraznie prosilem o kolowrotek Danielson Control 813. Nie rozumiem jak sie mogla tak fatalnie pomylic moja Stokrotka. Przeciez ksiazka i kolowrotek nie leza na tej samej polce w sklepie. Ba, nawet nie zaczynaja sie na ta sama litere. Poprostu szok i niedowierzanie...
    Postanowilem sam sobie jakos to wynagrodzic i zabralem na ryby na Spey. I to kilka razy. Obeszlo sie bez wiekszych sukcesow wedkarskich, ale nie zawsze trzeba zlapac, zeby bylo milo. Najpierw wyjazd w pojedynke.
     




    Prawie kazdy odcinek lososiowy w Szkocji ma swoj Boat Pool. Ten jest z Craigellachie.


     




    Zdjecia ze sciany w domku wedkarskim.


     




    Relikt przeszlosci.


     




    Klasyczna woda do muchowania.


     
    Potem na zaproszenie do znajomego. Przepiekna woda, dwugodzinna przerwa na lunch i tort bezowy na deser!
     




    Ja oblawiam pool stojac po jajka w wodzie.


     




    David siedzi jak na tronie.


     




    Lunch z widokiem na rzeke.


     




    Tort byl niesamowicie smaczny.


     




    Za chwile ghillie zaprosi mnie na poklad.


     
    Wreszcie zaczely sie wiosenne ferie i mogla do mnie dolaczyc sekcja mlodziezowa. Wraz z kolega pojechalismy na Spey. Facet ma niesamowitego nosa do ryb. Do tej pory jezdzil tylko na pstragi i choc wychowal sie nad brzegami Spey, to nigdy nie probowal swoich sil z dwureczna muchowka. W lutym zabralem go nad rzeke i nauczylem rzutow speyowych. Na wyniki dlugo czekac nie musial.
     




    Na dzien dobry Jim wyjmuje 10 funtowca, ale ryba wyslizguje mu sie z rak przy zdjeciu.


     




    Mapa odcinka Wester Elchies.


     




    Maksio cwiczy double spey


     




    Benio jest praworeczny wiec daje rade z single spey


     




    Rozczarowanie dnia - keltow juz o tej porze mialo nie byc.


     

    Przyszla kolej na Findhorn. Warunki mielismy idealne. Dzien przed nami kolega wyjal dwa lososie i jednego stracil. Dzien po nas inny kolega wyjal dwa i dwa stracil. A my? No coz... Na swoje usprawiedliwienie biore dwa Zbiki grasujace na brzegu.
     




    Srebrniak okolo 85cm wypial mi sie pod samymi nogami podczas podbierania. Zaraza...


     




    Double spey z wody wychodzi duzo prosciej.


     




    Pierwszy grill nad woda w tym roku!


     




    Najpierw zobaczylem splaw duzego srebrniaka, w nastepnej chwili branie i... potokowiec??? 55cm lepsze niz nic ale niedosyt pozostal.


     
    Mialem juz troche dosc, ale chlopaki naciskali, zeby pojechac na North Esk, bo tam nas dawno nie bylo. No to pojechalismy. Niepisana regula jest taka, ze zanim ja dostane szanse polowic, to najpierw Zbiki musza sie znudzic. Czasami zajmuje im to kwadrans, ale sa dni ze dlugo czekam na swoja kolej. Szczegolnie jak zobacza, ze cos sie w wodzie chlapie.
     




    Nie minelo 5 minut i Maks holuje srebrniaka.


     




    Najpiekniejszy prezent urodzinowy jaki moglbym sobie wymarzyc.


     




    Mama nie patrzy wiec mozna wszamac cale ciacho.


     




    Popoludniowa rybka kolegi.


     




    Ja jestem na samym koncu kolejki...


     




    Jim tez ma rybe.


     




    Srebrniaczek na zakonczenie dnia.


     
    Od dluzszego czasu nosilem sie z zamiarem wybrania na Dee. Od ostatniej wizyty prawie uplynal rok. Rzeka przezywa trudny okres. Ostatnie trzy sezony byly bardzo slabe, zeby nie powiedziec tragiczne. Lowisko jest pilnowane i prowadzone przez fachowcow. Wszystko maja pod kontrola w rzece i wyglada, ze problem lezy w morzy. Cos jest nie tak z przezywalnoscia smoltow, bo tylko kilka procent (strzelam z pamieci okolo 5%) dorasta i powraca do rzeki na tarlo. Obecnie prowadzone sa badania nad migracja smolta i wkrotce zobaczymy co wykaza.
    Mala ilosc ryb w rzece spowodowala spadek zainteresowaniem Dee. Jeszcze 3 lata temu zdobycie licencji w kwietniu graniczylo z cude, za ktory oczywiscie slono kasowano. Dzisiaj do wyboru do koloru, a i ceny zeszly na ziemie na wiekszosci odcinkow. Bez problemu zarezerwowalismy dwie licencje i z nadzieja oczekiwalismy na deszcz. Odcinek na ktorym lapalismy do niedawna w kwietniu mial srednio 50 lososi na 6 wedkarzy. Od 2013 w kietniu nie przekroczyli 10, w tym raku maja 4 i moze jeszcze 1-2 ryby dorzuca. To tlumaczy wszystko. Jechalem poprostu spedzic mily dzien z kumplem w ladnych okolicznosciach przyrody.
     




    Ide o zaklad, ze to jedyne pierogi serwowane tego dnia na Dee.


     




    Sorry mistrzu ale chyba to bedzie kelt.


     




    A jednak sie mylilem, to srebrniak-popierdolka. Skad on go wytrzasnal?


     




    Dee jest wymarzona woda dla muszkarzy, czysta i niezbyt gleboka woda z dobrym uciagiem.


     




    Ostatni rzut dnia.


     
    Wreszcie zrobila sie pogoda na pstragi. Pojawila sie rojka brazki marcowej, wiec bez zalu odpuscilem lososie i pognalem na Don. Prognoza pogody znowu nie sprawdzila sie, wialo, padalo, a owady pojawily sie na mniej niz pol godziny. Szybko wypatrzylem ladnego pstraga. Po drugiej stronie rzeki, na granicy moich mozliwosci rzutowych. Zaden smok ale na poczatek wystarczy. Pierwsze podanie, zebral, a ja spoznilem zaciecie... Odczekalem. Znowu zaczal zbierac, ale wiatr wial juz mocniej i ze sporym wysilkiem za ktoryms razem dorzucilem. Udalo sie.
     




    40+ na sucharka


     
    I to bylo moje jedyne podejscie do pstragow w tym roku, bo nastepnego dnia poszedlem pod skalpel – prostowanie przegrody nosowej. Prawie tydzien przelezalem/przesiedzialem w domu z tamponami w nosie, ale juz za 9 godzin wracam do gry!
  20. lukomat
    W moim wedkarskim kalendarzu zima konczy sie w polowie marca wraz z rozpoczeciem sezonu pstragowego. Od 15 marca na wiekszosci szkockich lowisk wolno ganiac za potokowcami. Wyjatkiem jest Don gdzie sezon rozpoczyna sie 1 kwietnia. Ale nie o wiosennych pstragach bedzie mowa lecz zimowych srebrniakach.
     





    Zimowe speyowanie


     
     
     




    Szaro-buro i zimno


     

    Lososie o tej porze roku, to ciezki temat. W poznijszych miesiacach nie jest latwo, a co dopiero w lutym czy marcu. Trzeb byc w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie i jeszcze dodatkowo liczyc na lut szczescia. Godziny bezowocnego biczowania wody przeplatanego od czasu do czasu niechcianym keltem, ktory oczywiscie sie nie liczy. Jesli 5-10% szans na rybe dziennie nas nie zadowala, to lepiej sie nie wybierac nad wode. Ja w tym roku moge zaliczyc sie do szczesciarzy, bo w 10 dni wypracowalem 2 ryby.
     





    David holuje duzego kelta, ktory na poczatku narobil nam nadziei na srebrniaka


     

    Wsrod moich znajomych, pierwszy sezon odpalil Leslie. Trafil 18 funtowca doslownie za plecami kolegi. Nie musze dodawac, ze Glyn mial nietega mine. Ja zreszta tez, bo mialem w planach oblowic ten pool za nim, ale ostatecznie zmienilem zdanie i zjechalem w dol rzeki, a w moje miejsce wskoczyl Leslie i zlapal pieknego sebrniaka.
     





    Glyn prezentuje rybe Lesliego


     

    A to wszystko wydarzylo sie oczywiscie na Findhorn, jak zapewne stali czytelnicy mojego bloga mogli sie domyslic. Odwiedzam ta rzeke tak czesto jak to tylko mozliwe. Jak nic nie bierze, to chociaz okolica mila dla oka. Kazdy pool jest unikalny i do kazdego trzeba indywidualnie podchodzic. A czasami dlugo sie podchodzi, bo teren nielatwy o czym wielokrotnie juz pisalem.
    Moj zestaw nr 1 na tegoroczne springery to Zpey HM Signature Classic 12'1” #8, Loop Evotec 7-9, Airflo Skagit Switch, przypony roznej klasy toniecia od 10 do 12 stop i muchy tubowe w kolorach jak ponizej.
     





    Zimowe pudelko


     
     
     




    Fartowana mucha - RS Tiger Snealda


     

    Przy czystej wodzie lowie glownie na muchy czarne z zoltym lub niebieskim akcentem (np. Dee Monkey). Gdy woda jest zabrudzona siegam po oczojeby w jaskrawych kolorach, a wszelkie stany posrednie obsluguje kombinacja czernego z zoltym i pomaranczowym. Jako bonus nosze w pudelku tez kilka dziwolagow (srodkowa przegroda z Ice Maiden).
     





    Poczatek holu


     
     
     




    Pompowanie do gory


     

    Pierwszego srebrniaka zlapalem w moim ulubionym poolu, Soldiers Hole. Miescowke oblawiam w maksymalnie 20 rzutach, ale z bardzo konkretnego miejsca. Wiekszosc osob czuje sie malo komfortowo stojac w silnym nurcie na krawedzi skaly za ktora jest 4 metrowa glebia. Ale tylko tak mozna odpowiednio zaprezentowac muche, a jak ryba jest to wezmie. Tak bylo tego dnia. Trzech wedkarzy odpuscilo, pomimo ze zachecalem ich. Nie to nie, wszedlem i na oczach kolegi zlowilem 83cm sztabe srebra i stad male photo story z holu i wypuszczania.
     





    Mamy cie


     
     
     




    I love this game!


     
     
     




    Moment przed wypuszczeniem


     

    Dla odmiany scenerii dwukrotnie odwiedzilem Spey. Za pierwszym razem wialo, padalo i nawet nie wyciagalem aparatu. Druga wizyta przypadla na 15 marca. Skwapliwie skorzystalem z zaproszenia od mojego kolegi, Davida, ktory na tydzien wynajal odcinek i codziennie lowil w towarzystwie znajomych.
     





    River Spey


     
     
     




    Domek wedkarski


     

    Wystrzyzone trawniki i rowno ulozone kamienie wzdluz brzegu oznaczaja miejsce gdzie sie lowi. Jak sa krzaki, to znaczy, ze tam nie ma co tracic czas. Elegancka chatka wedkarska, dlugie wedki i ghillie pod krawatem, ktory na dzien dobry parzy herbatke. Nie przywyklem do takiej kultury, wzialem wedke o metr za krotka i skagit. Moj ublocony Nissan, myty z czestotliwoscia rasowego rolnika, czyli 0.8 raza na tydzien, rowniez wyroznial sie na tle wypucowanych Land i Range Roverow oraz Mercedesow.
     





    Zestaw Davida


     
     
     




    Pod koniec dnia mordowania sie ta laga raczki troche puchna


     

    Poza tym bylo pieknie. Zlowilem drugiego srebrniaka sezonu, widzialem stado 7-10 ryb, ktore pod moim nosem przecisnely sie przez przelew i poszly w gore rzeki, a do tego jeszcze kilka skubniec i stracony srebrniak Davida.
     





    Tu sie pokazalo stadko, ale tylko jeden delikatnie skubnal


     
     
     




    73cm srebrniaczek


  21. lukomat
    Wiem, ze w tym momencie wiekszosc z Was ma glowe zaprzatnieta “wedrowka ludow”, referendum, wyborami, oraz innymi plagami egipskimi nawiedzajacymi Polska kraine (krew mnie zalewa na sama tylko mysl…). Proponuje zatem na chwile oderwac sie od codziennych trosk, zaparzyc kubek herbaty/kawy/wodki (niepotrzebne skreslic), usiasc wygodnie w fotelu i zrelaksowac sie przy krotkiej relacji z kilkudniowych lowow w doborowym towarzystwie.

    [attachment=267647:34.jpg]

    Gdy tylko doprowadzilem kolano do jako takiego uzytku pod moj dach zawital Papa Broda wraz ze starszym bratem corki swojej tesciowej, czyli szwagrem Heniem. Szybkie przepakowanie, wczesny, a w zasadzie bardzo wczesny odbior dzieci ze szkoly i strzala w jedynie slusznym kierunku, czyli? Tak, zgadliscie, Findhorn. Jak nie zlowic, to chociaz w ladnych okolicznosciach przyrody.

    [attachment=267646:47.jpg]

    Bez owijania w bawelne powiem, ze nie bylo latwo. Przez te kilka dni mielismy za malo wody, a potem jej nadmiar, ale po kolei. Tego dnia najpierw juniorzy dostali swoja szanse, a ze nic sie nie dzialo, to szybko skierowali zainteresowanie na nadbrzezne krzaki, kamienie, narybek, owady i zaby. Przyszla kolej na seniorow, tata wiedzial co ma robic, a ja wzialem sie za szkolenie Henia w sztuce lowienia dwureczna muchowka. Po dwoch godzinach jakos rzuty zaczely mu wychodzic, a jak juz mucha trafia do wody, to zawsze jest szansa. Oczywiscie im bardziej niekorzystne warunki, tym prezentacja przynety musi byc lepsza, zeby skusic lososia do brania.

    [attachment=267636:13.jpg]

    Juz mielismy sie zwijac, ale tata zdecydowal oblowic jeszcze raz miejscowke, w ktorej w maju zlapal bardzo przyzwoitego wiosennego srebrniaka i doslownie rzutem na tasme uratowal nasz honor. Ryba nie grzeszyla rozmiarami, ale... byla i niech to wystarczy.

    [attachment=267637:16.jpg]

    Poniewaz warunki, nie napawaly optymizmem, na nastepne dwa dni wybralismy whisky, relaks, whisky, spacery, whisky i zlot milosnikow motorow marki Harley-Davidson. Dupa wolowa ze mnie straszna, bo z wrazenia nie zrobilem ani jednej fotki, a takie tam cudenka staly, ze az. Od razu przypomnialo mi to ciezkie chwile z dziecinstwa, kiedy wiekszosc kolegow pomykala na motorynkach i komarach, a mi rodzice nie pozwolili. Kiedys zajme sie tematem, jak bede duzy i bogaty. Tym czasem wrocmy do ryb, bo jak wiadomo poniedzialek, to czesto najlepszy dzien tygodnia chocby z tego powodu, ze w niedziele szkockie lososie maja wolne od namolnych wedkarzy.

    [attachment=267638:22.jpg]

    Po skromnych opadach woda minimalnie poszla do gory, ale na naszych oczach opadala, wraz z nia nasze nadzieje. O ile z rana, loski pluskaly radosnie w kazdym poolu i zaliczylismy kilka skubniec, to z biegiem dnia bylo coraz cieszej. Do dyspozycji znowu mielismy dwa zezwolenia, bo wiekszosc odcinkow na Findhorn jest dwu-wedkowa. Przez wiekszosc czasu dawalem pierwszenstwo gosciom i ograniczalem sie do roli doradcy, instruktora, fotografa i KaOwca. Sporadczynie sam siegalem po wedke i, chcialbym napisac, ze wtedy sialem zniszczenie, ale zaledwie skusilem jednego kolorowego grilsa (losos po rocznym pobycie w morzu), ktory zreszta spadl w trakcie holu. Papa Broda postanowil podtrzymac zla passe i stracil kolorowego osiemdziesiataka w pieknym miejscu z fotki ponizej.

    [attachment=267639:28.jpg]

    Ozywczy deszcz przyszedl we wtorek. Nam za bardzo nie pomogl, bo na rezultat opadow trzeba bylo czekac. Ale pochmurne niebo przy niskiej wodzie jest lepsze niz lampa. Maksymalizacja czasu spedzonego z wedka nad woda, cierpliwosc i ciezka praca wreszcie przyniosly Heniowi owoce. Zapiac lososia, to jedna sprawa, a kolejna to go wycholowac.

    [attachment=267641:45.jpg]

    Najpierw spartolone brania, potem nieudany hol duuuzej ryby (nie mielismy przyjemnosci jej zobaczyc). Wreszcie wszystko zagralo jak trzeba i pierwszy losos na muche stal sie faktem. Grilse nikczemnych rozmiarow w poteznych rekach kowala wyglodal jeszcze skromniej. Moze nie byla to wycieczka z piekla do nieba, ale powiedzmy, ze po stracie powaznej ryby, to mala nagroda pocieszenia na otarcie lez (czyt. byl mniej wk... na siebie i caly swiat)

    [attachment=267640:56.jpg]

    Sroda na Deveron minela bez historii. Brak ryb i rosnaca woda, bo dalej pompowalo. Z rana rzeka wygladala calkiem przyzwoicie, ale starania zakonczyly sie bardzo niesprawiedliwym wynikiem, na zero.

    [attachment=267642:33.jpg]

    No i czwartek na Findhorn, czyli ostatni dzien naszych zmagan. Mialo byc bajecznie, ale jak sie pozniej okazalo bylismy dzien za wczesnie. Wysoka woda i na domiar zlego zamiast opadac, to szla do gory.

    [attachment=267643:59.jpg]

    Poczatek mielismy obiecujacy. W pierwszym poolu Papa Broda zaliczyl trzy brania, ale zbyt delikatne, by zakonczyc holem. A potem studnia...

    [attachment=267651:74.jpg]

    Widmo porazki zaczelo zagladac nam w oczy, a woda rosla i rosla. Ostatecznie wypracowalem jedyna rybe dnia. Ani piekny, ani specjalnie waleczny, kolorowy samiec.

    [attachment=267644:63.jpg]

    Panowie, to zdjecie pojdzie w swiat. Usmiech prosze!

    [attachment=267645:64.jpg]

    Woda byla juz na tyle wysoka, ze zgodnie stwierdzilismy iz dalsze biczowanie nie ma sensu.

    [attachment=267648:81.jpg] [attachment=267649:82.jpg]

    Jeszcze rzut okiem na domek Lady Balgonie, ktora jest wlascicielka tego i kilku innych odcinkow na Findhorn.

    [attachment=267650:84.jpg]

    I to by bylo na tyle. W piatek starsi panowie dwaj odlecieli do ojczyzny, a moi znajomi trafili na wymarzone warunki. We dwoch wyjeli pietnascie lososi, a cztery im spadly. Nastepnego dnia dorzucili kolejnych piec...
  22. lukomat
    [font=arial][size=4]Pstragi na sucha muche to czysta poezja. Jestem dla nich w stanie zdradzic nawet lososie. Przelom kwietnia i maja to idealny okres na moich wodach, zeby polowic potokowce za dnia z powierzchni. Z lenistwa wybieram miejski odcinek Donu i z racji latwego dostepu. Moje dzieciaki, tez chetnia biora udzial w takich wyjazdach. Powoli wprowadzam ich w swiat wedek jednorecznych, ale to dluga i zmudna praca. Najczesciej po pol godzinie maja dosyc i wtedy ja mam swoja okazje.[/size][/font]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/13_zpsuieqly6b.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/13_zpsuieqly6b.jpg[/img][/url][/center]
    [center][font=arial][size=4]Miejski odcinek[/size][/font][/center]

    [font=arial][size=4]Okres wylotow jest dosyc krotki, w okolicy poludnia i trzeba sie rowniez umiejetnie wstrzelic z miejscem. Czasami jest to intensywny kwadrans i po zabawi. Innym razem owad plynie rowno przez dwie godziny. Nie ma regul, ale przy odrobinie szczescia, mozna liczyc na udane polowy.[/size][/font]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/40_zpsb7qqqofz.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/40_zpsb7qqqofz.jpg[/img][/url][/center]
    [center][font=arial][size=4]Czterdziestak sucharka[/size][/font][/center]

    [font=arial][size=4]Jakis tydzien temu pokujac graty do samochodu, pomyslalem, ze dawno sie nie skapalem i moze warto byloby wziac tez zapasowe ubrania dla siebie. Eee tam, miejsce znam jak wlasna kieszen, nie ma sensu.[/size][/font]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/11_zpsnbx0cgbu.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/11_zpsnbx0cgbu.jpg[/img][/url][/center]
    [center][font=arial][size=4]Kolejny czterdziestak[/size][/font][/center]

    [font=arial][size=4]Dlugo nic sie nie dzialo i zaledwie wyzebralem kilka maluchow, ale w koncu pokazaly sie oliwki w wiekszej ilosci i grubsze ryby odkleily sie od dna. Woda troche podniesiona ii tracona. Bylem pewny ze dam rade przejsc przez rynne, aby siegnac kolejnego potoka, ale grunt sie niespodziewanie skonczyl pod nogami iii... poplynalem w dol rzeki dobre dziesiec metrow.[/size][/font]
    [font=arial][size=4]- Tato, a co ty plywasz?[/size][/font]
    [font=arial][size=4]- Tak, synku... Ale zaraz skoncze...[/size][/font]
    [font=arial][size=4]- Tato, plywasz jak kaczka. Ha, ha, ha![/size][/font]
    [font=arial][size=4]- No...[/size][/font]
    [font=arial][size=4]Nosz kaczka mac, mokry po szyje, zimno, pieciolatek sie ze mnie smieje. Obraz nedzy i rozpaczy. A pstragi dalej zbieraja, co tu robic? Z cukru nie jestem, jeszcze kilka ryb dam rade.[/size][/font]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/15_zpsydoucsbg.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/15_zpsydoucsbg.jpg[/img][/url][/center]
    [center][font=arial][size=4]Blisko bylo do piecdziesiatki[/size][/font][/center]

    [font=arial][size=4]Tak, wiem, to sie kwalifikuje na wizyte u specjalisty, ale juz tam bylem i podobno nie wymagam leczenia farmakologicznego :-)[/size][/font]

    [font=arial][size=4]PS: Mokra seria miala swoja kontynuacje przez dwa kolejne wyjazdy. Raz poplynalem i raz nabralem. Wedkarstwo to piekne zajecie.[/size][/font]
  23. lukomat
    Znacie to? “Lepszy zly dzien na rybach, niz dobry w pracy.” Do ostatniego piatku tez tak uwazalem. Teraz patrze na to z perspektywy wedkarza w kapciach przykutego do sofy i nie jest mi do smiechu.

    [center]https://www.youtube.com/watch?v=KdhwopvTf18&feature=youtu.be[/center]

    Ale po kolei. Zatem wzialem sobie urlop od zycia zawodowego. Moj plan zakladal dwa miesiace luzu i odpoczynku i konsekwentnie go realizowalem przez ponad 30 dni. Byl czas na rodzine, zalegle obowiazki domowe, wyjazd w gory, wizyta w Polsce. Ryb tez nie zabraklo.

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/DSC01220_zpsvtlpnia4.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/DSC01220_zpsvtlpnia4.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Findhorn, Glenferness[/center]

    Poprzednim wpisem zamknalem wiosenna czesc sezonu. Zaczelo sie lato, a jego poczatek, czyli druga polowa czerwca, to czesto chudy okres jesli chodzi o lososie w Szkocji. Wiosenny ciag juz sie skonczyl i springery po kilku miesiacach w rzece popadaja w apatie przy niskich stanach wod, a letni ciag jeszcze sie nie pojawil i wedkowanie bywa bolesne. Zeby dobrze polowic albo chociaz miec realna szanse, trzeba trafic na odpowiednie warunki pogodowe, podwyzszona wode, a ponad to, lub przede wszystkiem, na odcinek z ryba. Wszystkie elementy skomplikowanej ukladanki polaczyly sie niespodziewanie szybko.
    Po calkowicie bezrybnym dniu w drodze do domu zadzwonil do mnie moj serdeczny kolega, Ian, z propozycja wspolnego wypadu. Padalo, woda poszla w gore, bedzie pochmurno i ryby sa na bank. Jakze moglbym odmowic. Tym bardziej, ze na tym odcinku jeszcze nie lowilem a jest wysoko na mojej liscie zyczen.
    Dlugi spacer od samochodu do rzeki przez las buduje napiecie. Pierwszy rzut oka na wode i juz wiem, ze bylo warto. Jedynie meszki stanowily problem. Kto doswiadczyl, ten wie, ze nie ma przed nimi ucieczki. Nie wzialem ze soba siatki na glowe, jedynie buffa moge naciagnac pod same oczy. Musi wystarczyc.

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/DSC01231_zps7oxeknjp.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/DSC01231_zps7oxeknjp.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Findhorn, Glenferness[/center]

    Lososie sa praktycznie w kazdym poolu. Jest tylko kwestia czasu, kiedy ktoregos skusza nasze muchy. Ian zapina duza rybe. Obserwuje akcje z dolu. Po kilku krotkich zrywach losos postanawia opuscic pool. Podklad na przelotkach i juz jest na mojej wysokosci, by po chwili zerwac sie. Kumpel jest wsciekly, to byla dziesieciokilowka.

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/11_zpsaugm3g8w.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/11_zpsaugm3g8w.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Zaraz bedzie po zabawie, jak ryba wejdzie w przelew[/center]

    Moze robie sie monotonny z Findhorn, ale od pierwszej wizyty wiedzialem, ze to najpiekniejsza rzeka w Szkocji, a z czasem jak poznaje kolejne odcinki to tylko utwierdzam sie w tym przekonaniu. Nie zawsze polowie, ale przynajmniej oczy napase widokami.

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/DSC01224_zpscmbtnmah.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/DSC01224_zpscmbtnmah.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Zapach lasu po deszczu, skaczace lososie i rzeka marzen. Taka sytuacja...[/center]

    Po przerwie na kanapke dalem koledze pierwszenstwo oblowienia poolu, ktory dal mu ostatnio dwie ryby, a przez wiele lat nie mial nawet skuba. To niesamowite jak rzeka potrafi sie zmienic! Szczesliwa seria zostala podtrzymana, bo po kilku minutach nastapilo branie.

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/15_zpsosfbxbgh.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/15_zpsosfbxbgh.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Jest![/center]

    Ian spokojnie kontroluje rybe i doprowadza ja pod brzeg, a ja chwytem za nasade ogona podbieram sztabe srebra. Zdjecie i do wody.

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/19_zpsj5whufdz.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/19_zpsj5whufdz.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Srebrniak[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/21_zpsyxtkcwza.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/21_zpsyxtkcwza.jpg[/img][/url][/center]
    [center]C&R[/center]

    Poznym popoludniem docieramy na najlepszy pool odcinka, Garden. Wiedzie do niego ni mniej ni wiecej jak 69 schodkow od domku wedkarskiego pieszczotliwie zwanego “Love shack”. Przypadek?

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/38_zps8vejotcj.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/38_zps8vejotcj.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Love shack[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/DSC01237_zpsctkelwm6.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/DSC01237_zpsctkelwm6.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Garden pool[/center]

    Lowie pierwszy i za kazdym rzutem spodziewam sie brania. Jestem juz w polowie gdy nastepuje gwaltowne szarpniecie. Ponawiam rzut i przyspieszam muche pociagnieciami za linke. Tym razem bez pudla ryba odjezdza po braniu. Ian robi zdjecie i w krotce srebrniak robi efektowna swiece, a mucha jak na zwolnionym filmie wystrzela w powietrze.

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/DSC01240_zpsagu8dkku.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/DSC01240_zpsagu8dkku.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Zaraz bedzie po zabawie[/center]

    Nastapila pauza taktyczna... No dobra, nic nowego, nie pierwszy w tym sezonie. Lowie dalej i po paru metrach mam kolejne branie. Losos jest dobrze zapiety i wyjmuje go bez problemow. Springer nie pierwszej swierzosci, musial w rzece juz troche posiedziec, ale cieszy niezmiernie.

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/DSC01242_zpsvdjsgnrl.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/DSC01242_zpsvdjsgnrl.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Hol nr 2[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/DSC01251_zps1pwewh42.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/DSC01251_zps1pwewh42.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Podkolorowany springer.[/center]
    [center]PS: Czerwone kropki na twarzy, to nie mlodzienczy tradzik tylko slady po ukaszeniach meszek.[/center]

    Kolej na Iana, ktory zapina srebrniaka w tym samym miejscu, gdzie stracilem pierwsza rybe. Kilka minut zabawy i mamy go na brzegu.

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/25_zpstsjjwpfz.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/25_zpstsjjwpfz.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Labradorzyca Tala asystuje przy kazdej rybie[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/28_zpssf0wdhru.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/28_zpssf0wdhru.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Ian wkrotce osiagnie magiczny wiek emerytalny, a z kazdej ryby cieszy sie jakby byla jego pierwsza.[/center]

    Przed zmierzchem jeszcze mielismy po kilka skubniec, ale wyniku nie podwyzszylismy. To bylo piekne zapoznanie z Glenferness i mam nadzieje tam wrocic jeszcze przed koncem sezonu.

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/31_zpsdd5xxo9z.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/31_zpsdd5xxo9z.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Cichy zapada zmrok[/center]

    Przelom czerwca i lipca to tez trocie. Musze przyznac, ze calkowicie je zaniedbalem w tym roku. Na swoje usprawiedliwienie dodam tylko, ze noc to najlepszy czas na trocie w rzekach, a ja po ciemniaku nie lubie sie wloczyc. Jak jest noc, to trzeba spac.

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/3_zpsijmlgj1o.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/3_zpsijmlgj1o.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Michal i jego zestaw: 15ft Loop Evotec napedzany Rio AFS #9/10 z przyponem wolno tonacym 10ft, mucha Dee Monkey, kolowrotek Sage 6012[/center]

    Co nie znaczy, ze ich nie zlowilem. W moim przypadku stanowily przylow podczas lososiowania. Gdy jest jasno, to sa bardziej plochliwe i czesto biora bardzo delikatnie lub tylko plyna za mucha i podskubuja. Tydzien po wizycie w Glenferness wybralem sie na ryby wraz z kolega Michalem.

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/DSC_0154b_zps27jbp6yb.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/DSC_0154b_zps27jbp6yb.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Moj zestaw to niezmiennie Loop Blueline 11 1/2ft #7, glowica Airflo Rage Compact 480grain, tonacy przypon 5ft, much Sunray Shadow, kreciolek Loop Evotec #7/9[/center]

    Mialy byc lososie, ale przez caly dzien widzielismy tylko jedna sztuke. Za to trocie desperacko walily w Sunray Shadow i ku naszej rozpaczy dlugo nie moglismy nic zaciac. Jesli mnie pamiec nie myli to na okolo dziesiec bran mialem dwa hole z czego jeden zakonczony sukcesem.

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/DSC_0159b_zpsomlondlt.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/DSC_0159b_zpsomlondlt.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Szkocki standard[/center]

    Olbrzym to nie byl, ale sorry taki mamy klimat. Trotki ponad 55cm to juz okaz. Michal w koncu stracil cierpliwosc i przestawil sie na jednoreczny zestaw z mniejsza mucha. Na wyniki dlugo czekac nie musial.

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/6_zpsryw89tnq.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/6_zpsryw89tnq.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Akcja[/center]

    Potem jeszcze dwie mu spadly i brania nagle sie urwaly. Jakby ten dzien wygladal gdybysmy od razy skupili uwage na trociach?

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/11_zps1bbcuhjb.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/11_zps1bbcuhjb.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Trotka[/center]

    Ale tak to juz jest z lososiowymi swirami, ze inaczej nie potrafia. Zycie sobie komplikuja ambicja zlapania niezerujacej ryby i to w dodatku na muche, zeby bylo trudniej...

    CDN
  24. lukomat
    [font=tahoma]Skoro miesiac miodowy, to przydalby sie akcent zenski. A skoro zenski, to najpoprawniej byloby wspomniec o wlasnej zonie. Korzystajac z nieprzyzwoicie cieplych dni i niespotykanych wrecz upalow dochodzacych do 28 stopni C, zabralem moja “stokrotke” nad rzeke, na piknik z wedka. Zona juz wstepnie zostala wprowadzona w sztuke speyowania. Jednak opornie przyjmuje wiedze jak na kogos z tytulem doktora. Tlumacze, ze powoli i plynnie, z przyspieszeniem w ostatniej fazie i zdecydowanym zatrzymaniem wedki pod katem 45-60 stopni do lustra wody (najpozniej na godzinie 2, jak kto woli), zeby wyszla ciasna/waska petla. Gorna reka kieruje wedka, a dolna napedza. Ale chlop swoje, a baba swoje.[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/13_zpsf1nsg1py.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/13_zpsf1nsg1py.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Costa del Findhorn[/font][/center]

    [font=tahoma]Ale trzeba, przyznac, ze “stokrotka” sie stara i nawet juz zlapala przypadkowego pstraga-samobojce. Kto wie, moze juz wkrotce polknie bakcla. Miesiac miodowy mial takze swoj epizod za granica. Jak co roku polecielismy na poczatku lipca do Polski i w szalonym tempie zrobilismy objazdowke po rodzinie i znajomych. Przy okazji odwiedzin pradziadkow, chlopcy zazyczyli sobie zasiadke na karpie, liny i inne mulaki jako przerywnik od lososiowatych. Pradziadek Marian ma stawek za gorka pod lasem, a w nim lowisko specjalne – nikt specjalnie tam nie lapie. Zaneta, dzikuny, splawikowki i do boju (nie pamietam kiedy ostatni raz lapalem mulaki). Karas, karpik i kilka linow stanowily jakze egzotyczny polow dla Zbikow.[/font]

    [attachment=259745:11.jpg]
    Linek Maksia

    [attachment=259746:16.jpg]
    Linek Benia

    [font=tahoma]Kiedy chlopcy pod czujnym okiem Papy Brody cwiczyli refleks zbojecki na lapaniu babek na Przekopie Wisle (co za upadek niegdys tak rybnego lowiska!!!), ja moglem sie oddac temu co tygrysy lubia najbardziej. Sprzecik do bagaznika i strzala nad rzeke.[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/27_zpsx6zoamub.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/27_zpsx6zoamub.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Zakret czapli[/font][/center]

    [font=tahoma]Ostatnio coraz czesciej siegam po Sunray Shadow. Mucha niezwykle prosta w budowie w porownaniu z wydumanymi konstrukcjami klasycznych much lososiowych. SS traktuje glownie jako “fishfinder”. Jesli nie jestem pewny czy w rzece jest ryba albo gdzie sie zatrzymala, to staram sie oblawiac szybko. SS idelnie do tego pasuje, rzut w poprzek rzeki i natymistowe sciaganie linki w tempie uzaleznionym od nurtu. Im wolniej plynie tym szybciej sciagam, a mucha idzie pod sama powierzchnia. Tak prezentowana przyneta wzgudza agresje u lososia. Jesli nie walnie, to chociaz pokaze sie na powierzchni. Wtedy zaczynam kombinowac ze zmiana muchy i techniki. Czasami to przynosi skutek, a czasami musze sie obejsc smakiem i szukac szansy w innym miejscu.[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/12_zpskgkuurg4.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/12_zpskgkuurg4.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Kapitalna miejscowka[/font][/center]

    [font=tahoma]To z kolei przypomina mi o dniu wyjatkowym pod wzgledem ilosci bran, ktore niestety nie przelozyly sie na ilosc wyjetych ryb. W zasadzie to byl bardziej 24h maraton, z krotka przerwa na niespokojny sen w wedkarskiej chatce. Zaczalem we wtorek wieczorem i skonczylem o podobnej porze w srode. Jako przystawke serwowalem lososiom SS. Siedem bran, w tym tak spektakularnych jak wyskok i atak z gory! Jak to mozliwe, ze tylko pierwszy losiek dal sie poholowac z pol minuty i spadl. Reszta albo hybila albo walila w skrzydlo. Przesiadka na Kinermony Killer na podwojnym haku #10 i dwa letnie srebrniaki wziely tak jak trzeba.[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/5_zpszfhnygl8.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/5_zpszfhnygl8.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Kinermony Killer[/font][/center]

    [font=tahoma]Byl to rowniez klasyczny przypadek “w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie”. Koledzy lapali ponizej i totalna studnia. Wieczorem zainteresowalem kolejna rybe SS, ale skonczylo sie tylko na wirkach na powierzchni. Wskaznik zadowolenia pokazal full'a na tarczy, dopadlo mnie tez zmeczenie i postanowilem zwijac sie do bazy. Jeszcze przed odjazdem przekazalem koledze gdzie i na co. Prawdopodobnie ta sama ryby lyknela SS kolegi godzine pozniej. Gdybym wiedzial, ze to metrowka, to pewnie bym tak latwo nie odpuscil. Z drugiej strony, az tak bardzo kumplowi nie zazdrszczam. Po dwoch wyskokach ryba postanowila wrocic do morza, a przy silowej probie zatrzymania rozgiela hak...[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/3_zpsssiintdg.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/3_zpsssiintdg.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Letni srebrniaczek w doskonalej kondycji[/font][/center]

    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/4_zpsjuasca9z.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/4_zpsjuasca9z.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]I na dodatek prosto z morza[/font][/center]

    [font=tahoma]Wydawalo mi sie, ze to co najlepsze ma do zaoferowania Findhorn pod wzgledem krajobrazu, juz widzialem. Bardziej mylic sie nie moglem. Trafilem dwie dniowki na docinku tzw. “dead man's shoes”. Woda zawsze zajeta, a zeby tam lapac, trzeba czekac, az komus sie zemrze i zwolni miejsce, a kolejka sepow juz czeka.[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/3_zpsdhclwsfa.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/3_zpsdhclwsfa.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Widok ze skarpy[/font][/center]

    [font=tahoma]Nie wiadomo czy robic zdjecia czy lapac. Probowalem polaczyc jedno z drugim i nie bylo latwo. Teren dosyc trudny, wymagajacy sporej sprawnosci fizycznej i determinacji.[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/20_zpsokwoib6h.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/20_zpsokwoib6h.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Widok z dolu[/font][/center]

    [font=tahoma]Pierwszego dnia postanowilem zrobic caly odcinek. Zadanie ambitne, ale wykonalne. Do obiadu zrobilem dolna polowe i myslalem, ze mi nogi w d... wejda.[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/18_zps9ejt23xq.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/18_zps9ejt23xq.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Dolna polowa[/font][/center]

    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/19_zpsgotnkwup.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/19_zpsgotnkwup.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Gorna polowa[/font][/center]

    [font=tahoma]Rzeka przeciska sie kretym wawozem. W lesie jest sciezka, ktora, powiedzmy umownie, idzie wzdloz rzek, ale zeby oddac rzut trzeba zejsc na dol. Schodki to luksus, a najczesciej drabinki, liny itd...[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/31_zpsp8wb99bn.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/31_zpsp8wb99bn.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Nie ma lekko[/font][/center]

    [font=tahoma]Wzdluz koryta tez sa zainstalowane liny. Ze zdjec mozecie sobie wyobrazic jak wyglada przemieszczenie sie po rzece. Nie ma mowy o klasycznym lososiowaniu, czyli rzut i krok w dol. Nieustanna gimnastyka i sciezka zdrowia, tak moge w skrocie to opisac.[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/15_zpscporetgv.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/15_zpscporetgv.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Wyplyw z wawozu i zarazem koniec odcinka[/font][/center]

    [font=tahoma]Ghillie (opiekun wody) zasugerowal mi, aby gorna polowe zrobic w stylu hardcore, zaczac od poolu o nazwie Essimore i juz nie wracac na sciezke na gorze, tylko powoli przemieszczac sie w dol, bo inaczej omine kilka pooli, do ktorych nie ma dostepu z gory.[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/DSC_9966_zps6jri6dm0.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/DSC_9966_zps6jri6dm0.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Calkiem zgrabny rzut[/font][/center]

    [font=tahoma]Ryby? Uwierzcie mi na slowo, ze byly tylko dodatkiem to calosci. Ciezko wyholowac, bo jak zdecyduja sie opuscic pool to nawet nie ma jak gonic. Mniejsze mozna przytrzymac i przy odrobinie szczescia wyholowac. Wtedy pojawia sie problem z podebraniem. Ja chodze bez podbieraka, bo cenie sobie komfort, ale w takim terenie wyjac rybe z wody, zrobic zdjecie i bezpiecznie wypuscic jest praktycznie niemozliwe.[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/25_zpslkvokb37.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/25_zpslkvokb37.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Essimore pool[/font][/center]

    [font=tahoma]Ostatecznie sfotografowalem tylko jedna rybe. Srebniak pod 80cm z przywrami, czyli prosto z morza.[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/12_zpslkxnsbdn.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/12_zpslkxnsbdn.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Sreberko[/font][/center]

    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/8_zpsx1v3i1ex.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/8_zpsx1v3i1ex.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Przywry[/font][/center]

    [font=tahoma]Zreszta tez mialem sporo szczescia, bo losos poszedl przez przelew w dol rzeki, a bylo to jedno z niewielu miejsc, ktore pozwalalo na podazanie za ryba bez ryzyka utraty zdrowia.[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/4_zpsq3tln4ta.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/4_zpsq3tln4ta.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Tu wziela[/font][/center]

    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/5_zpscs7bipi8.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/5_zpscs7bipi8.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Tu ja wyjalem[/font][/center]

    [font=tahoma]Losos polakomil sie na Park Shrimp #10. Tego dnia ryby byly aktywne, korzystajac z podniesionej wody pchaly w gore rzeki i agresywnie reagowaly na wszystko co pojawilo sie w okolicy ich pyska. Niestety przez noc woda szybko opadla, co zmusilo mnie do rzezbienia.[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/13_zpszwguieuv.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/13_zpszwguieuv.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Park Shrimp[/font][/center]

    [font=tahoma]Nastepnego dnia przyjechala ze mna zona.Mielismy wspolnie lapac, ale popatrzyla sie na rzeke, popukala w czolo i oswiadczyla, ze z najwiekszym trudem odmowi sobie tej przyjemnosci i zajmie sie aparatem. No to przynamjmniej mam kilka zdjec.[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/DSC_9936_zpsvpel24an.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/DSC_9936_zpsvpel24an.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Tyle miejsca to luksus[/font][/center]

    [font=tahoma]Probowalem tez na lekko z jednareczna Echo 9ft #6, linka Royal Wulff Ambush, mucham powierzchniowymi (smuzakami). Swietna zabawa, kilka ryb zagotowalo wode, ale na tym sie skonczylo.[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/DSC_0046_zpstftsldul.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/DSC_0046_zpstftsldul.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Z jednoreczna znad glowy[/font][/center]

    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/DSC_0010_zpsmbp43wgd.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/DSC_0010_zpsmbp43wgd.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Z dwureczna w dosyc kombinowanej pozycji[/font][/center]

    [font=tahoma]Zona miala dosyc i poszla zbierac jagody (ale pierogi byly!) i lapac kleszcze, a ja udalem sie na sciezke zdrowia. Poniewaz po poludniu woda ucichla, postanowilem zejsc z mucha glebiej i pograc ryba przed nosem. Szybko tonacy przypon i Orjok na calowej dlugosci miedzianej tubie.[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/DSC_9989_zpsyk3r8hnz.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/DSC_9989_zpsyk3r8hnz.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Terytorium kozic gorskich i wedkarzy ze sklonnociami sado-maso[/font][/center]

    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/30_zpso9xd2pxc.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/30_zpso9xd2pxc.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Ale gdybym mogl tam wrocic, to chocby zaraz[/font][/center]

    [font=tahoma]Zestaw bardziej wiosenny niz letni, ale strategia okazala sie skueczna, no przynajmniej do czasu kiedy spory losos okolo 85cm postanowil plynac w dol. Udalo mi sie go przez jakis czas utrzymac przed przelewem, ale zaczal mocniej napierac i najzwyczajniej w swiecie wyrwal hak. Ktora to byla ryba? Zreszta, co za roznica.[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/28_zpsemqqdos0.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/28_zpsemqqdos0.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Praktycznie kazda ryba usilowala splywac w dol, a zatrzymac jest niezwykle trudno[/font][/center]

    [font=tahoma]Wieczor zblizyl sie nieublaganie i dostalem haslo do odwrotu. Negocjacji nie bylo. Koniec.[/font]



    [center][font=tahoma][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/DSC_9977_zpsgil7um0x.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/DSC_9977_zpsgil7um0x.jpg[/img][/url][/font][/center]
    [center][font=tahoma]Craigie pool[/font][/center]

    [font=tahoma]Dwa dni przerwy i znowu bylem nad woda. Zanim doturlalem sie na lowisko, kumpel juz zdazyl stracic pierwszego loska. Szybko wyrownalem jego osiagniecie. Srebrny grilse zerwal sie po pol minutowej znajomosci z Kinermony Killer. Nawet mi powieka nie zadrgala. Po sniadaniu wracam na ten sam pool. Ta sama mucha, to samo miejsce, podobna ryba ii ten sam final. Co jest? Poszedlem w gore odcinka, w miejsce trudno dostepne z tego brzegu. Nie wiem kiedy ostatnio ktos tam przede mna lowil, ale sciezki nie znalazlem. Postanowilem wytyczyc zatem nowa. Ostroznie schodzilem po lesnej skarpie, gdy nagle grunt pode mna sie obsunal, zaczalem zjezdzac na plecach w dol, a ostatnie dwa metry przelecialem. Tuz przed ladowaniem zahaczylem lewa noga o galaz drzewa i uslyszalem zlowieszcze chrupniecie w kolanie, a upadek dokonal ostatecznego dziela zniszczenia. Jakos sie pozbieralem. Spodnie rozerwane, ale za to wedka cala, wiec skoro juz sie znalazlem na dole, to oblowilem pool :-) Posykujac i klnac wydostalem sie na raty na gore. Spotkalem kumpla, on w tym czasie stracil kolejne dwa loski. Pokustykalem nad ostatni pool, bo kolano bolalo coraz bardziej i zerwalem trzecia rybe dnia. Tego bylo juz za wiele. Wrocilem do domu i od razu powedrowalem na stol do masazu (wiedzialem co robie, zeniac sie z fizjoterapeutka). Diagnoza: uszkodzone wiezadla poboczne i wiencowe. Tak mniej wiecej zakonczyl sie moj dwumiesieczny urlop. Pierwszy miesiac byl miodowy, a drugi? No coz, o rybach moge zapomniec, a kolano do powrotu do roboty sie zagoi. [/font]
  25. lukomat
    Kilka dni temu zaczelo sie lato. Teoretycznie, bo termometr mowi co innego. 10-12 stopni C, pochmurno, przelotne deszcze i mzawki. Zona buczy, ze jest zmeczona i dluzej nie wytrzyma tak depresyjnej pogody. Zimno i pada w tym smutnym jak p... zakatku Europy. Zupelnie nie rozumiem w czym problem. OK, pstragi na suchara nie bardzo wchodza w gre, ale na mokra juz calkiem tak, pojawily sie trotki w rzekach i koledzy maja niezle wyniki wieczorami, lososie chetnie wspolpracuja, szczupaki doszly do kondycji po tarle, a dla normalnych inaczej lada dzien pojawia sie makrele.


    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/beat%201_zpshpxhcwzr.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/beat%201_zpshpxhcwzr.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Helmsdale[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/beat%206_zpspxnvuoyn.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/beat%206_zpspxnvuoyn.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Helmsdale[/center]

    Koniec czerwca, koniec wiosny, no fakt, dotarlem do polmetka kolejnego, jedenastego juz sezonu w Szkocji. Alez ten czas zasuwa. Przeciez dopiero co mielismy styczniowe otwarcie na Helmsdale. Papa Broda przebijal sie przez zaspy na lotnisko w Gdansku tylko po to, zeby odmrazac konczyny na dalekiej polnocy dzielnie reprezentujac Polske.


    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/6_zpsfvs4ftjk.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/6_zpsfvs4ftjk.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Tay[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/12_zpsxt10klno.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/12_zpsxt10klno.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Tay[/center]

    Korzystajac z tak przemilych warunkow pogodowych zdazylismy odwiedzic rowniez Tay. Ryby nas calkowicie olaly, ale za to ghillie znajacy sie na swoim fachu wiedzial co i w jakich ilosciach podac podczas przerwy, zeby klient wracal do domu zadowolony.

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/8_zpsyc6wxl8m.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/8_zpsyc6wxl8m.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Findhorn[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/4_zpsm0svszvn.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/4_zpsm0svszvn.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Don[/center]

    W lutym Don i Findhorn przywitaly mnie nad swoimi brzegami. Kelty czepialy sie wszystkiego, srebrniaki udawaly, ze ich nie ma, a ja robilem dobra mine do zlej gry. Normalny sezon zaczal sie w marcu, pierwsze powazne ryby na North Esk (zajebiaszcza mala rzeczka z prawdziwym wiosennym ciagiem). Przez miasto, a potem autostrada moge byc w godzine, ale wole dorzucic 20 minut i przejechac przez gory. Widoki, ze mucha nie siada. A ryby, jaka maja brac, to poczekaja.


    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/31_zpsbjhqz8mn.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/31_zpsbjhqz8mn.jpg[/img][/url][/center]
    [center]North Esk[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/34_zpsn2ncfurf.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/34_zpsn2ncfurf.jpg[/img][/url][/center]
    [center]North Esk[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/22_zpsdnk98pcb.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/22_zpsdnk98pcb.jpg[/img][/url][/center]
    [center]North Esk[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/37_zpsafgw0gec.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/37_zpsafgw0gec.jpg[/img][/url][/center]
    [center]North Esk[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/42_zpsjsiwtp6a.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/42_zpsjsiwtp6a.jpg[/img][/url][/center]
    [center]North Esk[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/45_zpskopy4v49.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/45_zpskopy4v49.jpg[/img][/url][/center]
    [center]North Esk[/center]

    W kwietniu doswiadczylismy niespodziewanych upalow jak na ta pore roku. O pstragach z Donu juz wspomnialem w poprzednim wpisie. Moje pociechy mialy dwa tygodnie wolnego od szkoly wiec prawie codziennie bylismy nad woda. Odwiedzilismy Deveron, ale tam kompletna klapa z lososiami w tym roku. Wyjazd musielismy ratowac potokami. Za to na North Esk dalej sie dzialo.

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/89_zps5fardn8d.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/89_zps5fardn8d.jpg[/img][/url]
    Deveron[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/70_zpsqiskimup.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/70_zpsqiskimup.jpg[/img][/url]
    North Esk[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/74_zpsrhutj4yg.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/74_zpsrhutj4yg.jpg[/img][/url]
    North Esk[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/42_zpsgup9w0ha.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/42_zpsgup9w0ha.jpg[/img][/url][/center]
    [center]North Esk[/center]

    Potem mielismy w maju rodzinna uroczystosc zwiazana z Pierwsza Komunia. Po czesci oficjalnej nastapil relaks i czas na zajecia wlasne, czyli piknik na Findhorn z lososiami w tle oraz pstragi i pierwsze trotki na Donie. A jak juz goscie pojechali to kontrolnie wyskoczylem na North Esk upewnic sie, ze loski nie wyparowaly wraz z coraz nizszymi poziomami w rzece.
    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/3_zpsxo8mjbhf.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/3_zpsxo8mjbhf.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Findhorn[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/20_zpsmj7g8zt0.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/20_zpsmj7g8zt0.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Findhorn[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/23_zpslnd01s9a.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/23_zpslnd01s9a.jpg[/img][/url][/center]
    [center]North Esk[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/18_zpsr2iz9t9r.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/18_zpsr2iz9t9r.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Noth Esk[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/34_zpseb6zswdm.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/34_zpseb6zswdm.jpg[/img][/url][/center]
    [center]North Esk[/center]

    Na zakonczenie wiosny jeszcze Dee (straszna cienizna i to kolejny sezon!) i ponownie Findhorn. Na Spey niestety czasu nie wystarczylo. Podsumowujac troche polapalem, troche guideowalem, a najwiecej czasu poswiecilem na dzieciaki, co mialo skutek uboczny na ilosc zlapanych ryb, ale mam nadzieje, ze zaprocentuje w przyszlosci.

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/1_zpsvrmhofnx.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/1_zpsvrmhofnx.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Dee[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/4_zpshrepy2ks.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/4_zpshrepy2ks.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Dee[/center]

    [center][url="http://s260.photobucket.com/user/lukomat/media/9_zpsupnhqcp6.jpg.html"][img]http://i260.photobucket.com/albums/ii2/lukomat/9_zpsupnhqcp6.jpg[/img][/url][/center]
    [center]Dee[/center]
×
×
  • Create New...