Jump to content
jerkbait.pl - spinning, baitcasting, flyfishing
Sign in to follow this  
Friko

[Artykuł] Z dziejów wędkarstwa...."Informacje w sprawie zorganizowanego wędkarstwa w Polsce w latach 60-tych XIX w."

Recommended Posts

Dzięki uprzejmości Pana dr Stanisława Ciosa mamy możliwość zaprezentować Forumowiczom jerkbait.pl cykl artykułów opublikowanych w prywatnym periodyku "Pstrąg i Lipień" poświęconych historii naszego hobby. Cykl zatytułowaliśmy "Z dziejów wędkarstwa..." i adresujemy go do miłośników historii wędkarstwa - nie tylko polskiego. Miłej lektury !

INFORMACJE W SPRAWIE ZORGANIZOWANEGO WĘDKARSTWA W POLSCE W LATACH 60. XIX W.
(Autor: dr Stanisław Cios)

Dotychczas przyjmowano, że początki zorganizowanego wędkarstwa w Polsce przypadają na koniec XIX w. Do dzisiaj w PZW powszechnie uznaje się, że powstanie Krajowego Towarzystwa Rybackiego w Krakowie w 1879 r. było tym momentem. Bardziej dociekliwi badacze słusznie przyjmują datę powstania Krakowskiego Klubu Rybackiego /KKR/ w 1896 r.Dotarłem jednak do informacji wskazujących, że żadna z tych dat nie ma palmy pierwszeństwa. W 1863 r. ukazała się krótka notka, w której opisano wędkarstwo w Warszawie. Oto jej treść:



W każdym większym mieście a zatem i w Warszawie, obok tych, których sposobem utrzymania jest stare jak świat rybactwo, znajdują się i amatorowie tego rzemiosła. Rybak z profesji nieraz z ukrytym patrzy uśmiechem na rybaka-amatora, który z wędką siedzi nad brzegiem Wisły i z cierpliwością oczekuje, azali nie zadrga piórko przy sznurku wędki przytwierdzone i z nim puszczone na wodę; jeżeli drgnie, śpiesznie podnosi wędkę i... najczęściej widzi haczyk, a na nim glistę lub muchę ani tkniętą od czasu jej założenia. Ma rybactwo amatorskie swoją poezję. Woda bieżąca, białe dno rzeki, otaczający krajobraz, śpiew ptaków, łagodny powiew wiatru, usposabia do poezji, a myśl swobodnie bujając, sen nawet czasem sprowadza. Pojedyncze figury amatorów rybactwa często ponad brzegami Wisły widzieć można. Od robotnika bez zatrudnienia, od rzemieślnika świętującego do wykwintnie ubranego kapitalisty. A cóż to za uciecha, kiedy się złapie jaka mała rybka, cóż dopiero gdy szczupaczek! Jest to casus zaznaczający się czerwoną rubryką w rocznikach amatorstwa rybackiego. Przy tym zaraz jest i powód wypicia kieliszka wódki, szklanki piwa lub wina; wino to z rybkami jakoś zawsze w parze chodzi, chociażby w przysłowiu "Post pisces, vinum misces", co tłumaczą niektórzy w kuchennej łacinie na "post rybas, vinum bibas". Są także kółka amatorów-rybaków; członkowie tychże posiadają muzea ulepszonych wędek w formie laski, fajki lub parasola, podrywek ulepszonych, więcierzy. Posiadają różne sekreta na łowienie ryb wszelakiego rodzaju, raków przy rozpalonym łuczywie, węgorzy, itp. Warto posłuchać opowiadań o tych rybołówczych wycieczkach. Są one w nadzwyczajności obfite jak dykteryjki myśliwych. Kiedy członek klubu rybackiego wybiera się na połów, to na wycieczkę taką wstaje do dnia, a w przeddzień robią się w tym celu zachody. Żona, dzieci i służące upakowywają bułki, serdelki i flaszkę z wódką, parę butelek piwa lub wina, jajka gotowane na twardo itp. wiktuały, wreszcie i słoik proszku perskiego, który przy noclegach niewygodnych, po chatach wieśniaczych lub stodołach, jest nieodzownie potrzebnym. Bo to panie, zejdzie czasem dni kilka na połowie, na wsi z dala od karczmy, od wsi nawet. A im więcej niewygód zwalcza amator rybactwa tym więcej mu to robi przyjemności. Sypia jak Bóg dał, czasem deszcz go zmoczy, komary go kąsają, to nic, to zdrowo i przyjemnie, a potem owoc pracy widoczny... pływa w szafliczku kilka rybek, które zapewne taniej by przyszło kupić na targu, ale "to ja sam je złapałem" woła amator-rybak z tryumfem przed rodziną. Wprawdzie wyprawa kosztuje dwadzieścia razy tyle, niż ułowione ryby mogą kosztować, ale co to przyjemności za to się doświadcza! Słowem, jest to amatorstwo nikomu nie szkodzące, owszem zbliżone do pożytecznego zatrudnienia, krytyce zatem ulegać by nie powinno. Ileż to jest innych amatorstw i śmiesznych i dziwnych! My też nie w zamiarze krytykowania kilka tych słów nakreśliliśmy, chcieliśmy tylko uchwycić rys rybactwa amatorskiego, które podobnie jak gołębiarstwo, o czym dawniej pisaliśmy, wielu ma w mieście naszym zwolenników” (Anon. 1863).


Jest to jedna z najważniejszych informacji o stanie wędkarstwa w Polsce w okresie przed powstaniem KTR. Wskazuje ona na dużą popularność wędkarstwa, a także na podejście do wędkowania, które w niczym nie różni się od tego w czasach współczesnych.
Najbardziej interesująca jest wzmianka o istnieniu kółek i klubów wędkarskich w Warszawie, których członkowie nawet gromadzili różnego rodzaju sprzęt. Zapewne dotyczy to nieformalnych stowarzyszeń, których członkowie spotykali się nad wodą lub w innych miejscach (np. w restauracjach, siedzibach instytucji lub domach). Nie znamy żadnych takich klubów z nazwy, gdyż z natury miały one zapewne nieformalny charakter. Jednakże nie ma to znaczenia, ponieważ także KKR miał charakter towarzyski i nieformalny. Może dalsze poszukiwania historyczne pozwolą mi dotrzeć do nowych źródeł, które pozwolą lepiej poznać genezę zorganizowanego wędkarstwa w Polsce.
Powstanie klubów wędkarskich w tym okresie nie może dziwić, ponieważ zbiega się z rozwojem zorganizowanego życia społecznego w XIX w., czemu sprzyjał wzrost poziomu edukacji w społeczeństwie, a także lepszy obieg informacji, w ślad za rozwojem czasopism (zwłaszcza dzienników i tygodników) i czytelnictwa. W miastach powstawało wówczas wiele stowarzyszeń i towarzystw, zwłaszcza naukowych, lekarskich, gospodarczych i kulturalnych. Mogą o tym świadczyć informacje o powstaniu następujących organizacji w Warszawie, które zebrałem w toku pobieżnej kwerendy źródeł: w 1814 r. – Warszawskie Towarzystwo Dobroczynności, w 1817 r. - Warszawskie Towarzystwo Lekarskie, w 1827 r. – Towarzystwo Kredytowe Ziemskie w Królestwie Polskim (Rappaport 1915), w 1842 r. - Cesarskie Towarzystwo Wyścigów Konnych (Świątek i Chwiszczuk 2010). W Poznaniu powstało nawet Towarzystwo Pogrzebowe Nauczycieli, a planowano utworzyć tam stowarzyszenie właścicieli furmanek (wzmianki o nich są na łamach Dziennika Poznańskiego odpowiednio z 1869 i 1876 r.).
Jeśli chodzi o towarzystwa o charakterze rekreacyjnym, to już w 1836 r. powstało Towarzystwo Resursy Obywatelskiej (w 1851 r. przyjęło ono statut), którego celem były „zabawy przyjacielskie” (Stachowski 1937). W 1867 r. powstał Klub Warszawskiego Towarzystwa Myśliwskiego, również ze statutem, który zrzeszał arystokratów, zamożne ziemiaństwo i oficerów rosyjskich stacjonujących w Warszawie. Ten Klub zasłynął nie tyle z polowań, co z hazardu, bo przy karcianym stoliku niektórzy członkowie (np. Józef Weyssenhoff) przegrywali fortuny. Klub istniał do ok. 1875 r.
Potwierdzeniem rozwoju wędkarstwa w tym czasie jest także duża podaż sprzętu wędkarskiego w Warszawie w tym okresie. Na przykład, sklep Braci Geneli w Warszawie, zajmujący się sprzedażą głównie sprzętu myśliwskiego, ale także wędkarskiego, bo na ogół w handlu łączono te dwie dziedziny, został otwarty już na przełomie lat 1855 i 1856 (będzie o nim mowa w jednym z kolejnych numerów P&L). O obecności w Warszawie wyrafinowanego sprzętu wędkarskiego z importu w tym okresie świadczy zapis z 1864 r. o podarowaniu Dybowskiemu składanej wędki (Dybowski 1930).
W kontekście popularności w Warszawie wędkarstwa, a także metod haczykowych, interesujący jest także następujący zapis:



Obecna pora jesienna najlepiej nadaje się do rybołówstwa na wędkę. To też wielu amatorów rybaków, zaopatrzywszy się w wędki, łowi ryby na Wiśle w górze rzeki za Solcem, lub po stronie Saskiej Kępy. W obecnej porze najlepiej biorą na ręczne wędki: płocie, krąpie, leszcze i jazie, na gruntówki zaś: ślizy, miętusy i sumy, nie licząc węgorzy i sandaczy, które rzadko dają się łowić na robaki. Jako wskazówkę dla amatorów-rybaków podajemy, że pierwszo cztery gatunki ryb łatwo dają się łowić na glisty lub tzw. rosówki, ślizy zaś na ser szwajcarski, sandacze na "żywca", miętus i sum jedzą wszystko. Ruch rybacki na Wiśle w obecnej porze wzmógł się i przewoźnicy, oraz trudniący się wydobywaniem z Wisły żwiru i piasku, zastawiają znaczną ilość wędek tzw. "poprzeczniaków", z których każdy ma najmniej po 100 haczyków. Poprzeczniak taki zanurzony na dnie rzeki pozostaje przez noc, rano zaś rybak za pomocą kotwicy wydobywa sznur, a z nim złapane na haczykach ryby. Cena ryb jest dość wysoka: za większe ryby żądają rybacy po 30 kop., za mniejsze po 15-20 kop. za funt. Z powodu, iż woda na Wiśle oczyściła się, łowieniem ryb sieciami i podrywkami mało kto się zajmuje, bo ryba, widząc sieci, ucieka” (Anon. 1893).


 



 

Dołączona grafika

Przykładowa strona tytułowa "Gazety Warszawskiej" z połowy XIX w - zamieszczony cytat pochodzi właśnie z tej gazety

 

Zresztą generalnie przed powstaniem KTR wędkarstwo było pospolitym zajęciem na terenie całej Polski. Mogą o tym świadczyć także następujące dwie relacje:


Na Polesiu „przy większych rzekach, ich odnogach i zalewach od nich, na płaszczyznach, zatrudniają się także szlachciury rybołówstwem, łowią ryby siatkami, łukami, podrywkami, chwatkami, więcierzami i wieruszkami; ościami kilkozębnemi w czasie tarła i nocami, gdy ryby spoczywają, przy świetle łuczywa; a rzadko kiedy na wędki czatujące, bo mówią że to próżna strata czasu, ale używają też czasem na rzekach tak zwanych kozulek, to jest wędek o podwójnych haczykach, na które się nakładają żywce, okoniki i płotki, a na noc zastawiwszy, zdarza się rano wyciągać ogromne żarłoczne szczupaki lub sumy” (Gluziński 1870).


„w okolicach Włoszczowy wielu z włościan i mieszczan oddaje się namiętnie rybołówstwu. To też tutaj możemy użyć na rybach, za które wy w Kielcach drogo przepłacacie. Tak np. funt szczupaka można kupić od 10 do 20 kop, drobniejszych ryb od 3 do 10 kop. Byłem świadkiem przy jednym z takich połowów w okolicach Kurzelowa w Maluszynie (pow. noworadomski, miejscowości sławnej z fabryki cukru hr. Ostrowskiego, b. gubernatora radomskiego). Wyobraźcie sobie mnóstwo rybołowczych przyborów: włoków, włoczków, podrywek, podchwytek, saków, winciorków skrzydlatych, węd, wędek i kilkudziesięciu ludzi, a będziecie mieli wyobrażenie o łowieniu tu ryb. Z pomiędzy amatorów rybaków zwracał na siebie uwagę głuchoniemy, trawiący całe dnie na łowieniu ryb na wędkę. Jak mi powiadano biedny ten człowiek, zawdzięcza całe swe utrzymanie jedynej wędce, z którą nie rozstaje się nigdy” (Omega 1876).

 

tekst pierwotnie opublikowany w nr 51 "Pstrąg i Lipień"


Literatura:
Anon. 1863. Rybacy amatorowie. Gazeta Warszawska, nr 212 z 18 września.
Anon. 1893. Rybołówstwo. Gazeta Warszawska, nr 247 z 19 listopada.
Dybowski B. 1930. Pamiętnik od roku 1862 zacząwszy do roku 1878. Lwów.
[Gluziński J.] 1870. Szlachta drobna na Polesiu. Z pamiętników i notat śp. J. Gluzińskiego. Tydzień polityczny, naukowy, literacki i artystyczny, 38:359-364.
Omega 1876. [Korespondencja z Włoszczowy]. Gazeta Kielecka, nr 88:3-4 z 5 listopada.
Rappaport S. 1915. Ruch stowarzyszeniowy w Królestwie Polskiem: (1815-1915). Warszawa.
Stachowski W. 1937. Przyczynki do dziejów towarzystw gostyńskich. Gostyń.
Świątek T.W., Chwiszczuk R. 2010. Warszawski ruch społecznikowski. Warszawa.



[url=http://jerkbait.pl/page/index.php/index.html/_/relacje/z-dziej%c3%b3w-w%c4%99dkarstwainformacje-w-spraw-r399]Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł[/url]

Share this post


Link to post
Share on other sites

Świetny tekst! uwielbiam takie klimaty. Czasem mam wrażenie, że to gdzieś tkwi w moich wspomnieniach. Więcej proszę takiej historii :)

Share this post


Link to post
Share on other sites

 

 A cóż to za uciecha, kiedy się złapie jaka mała rybka, cóż dopiero gdy szczupaczek! Jest to casus zaznaczający się czerwoną rubryką w rocznikach amatorstwa rybackiego. Przy tym zaraz jest i powód wypicia kieliszka wódki, szklanki piwa lub wina; wino to z rybkami jakoś zawsze w parze chodzi, chociażby w przysłowiu "Post pisces, vinum misces", co tłumaczą niektórzy w kuchennej łacinie na "post rybas, vinum bibas". Są także kółka amatorów-rybaków; członkowie tychże posiadają muzea ulepszonych wędek w formie laski, fajki lub parasola, podrywek ulepszonych, więcierzy. Posiadają różne sekreta na łowienie ryb wszelakiego rodzaju, raków przy rozpalonym łuczywie, węgorzy, itp. Warto posłuchać opowiadań o tych rybołówczych wycieczkach. Są one w nadzwyczajności obfite jak dykteryjki myśliwych. Kiedy członek klubu rybackiego wybiera się na połów, to na wycieczkę taką wstaje do dnia, a w przeddzień robią się w tym celu zachody. Żona, dzieci i służące upakowywają bułki, serdelki i flaszkę z wódką, parę butelek piwa lub wina, jajka gotowane na twardo itp. wiktuały, wreszcie i słoik proszku perskiego, który przy noclegach niewygodnych, po chatach wieśniaczych lub stodołach, jest nieodzownie potrzebnym. Bo to panie, zejdzie czasem dni kilka na połowie, na wsi z dala od karczmy, od wsi nawet. A im więcej niewygód zwalcza amator rybactwa tym więcej mu to robi przyjemności. Sypia jak Bóg dał, czasem deszcz go zmoczy, komary go kąsają, to nic, to zdrowo i przyjemnie, a potem owoc pracy widoczny... pływa w szafliczku kilka rybek, które zapewne taniej by przyszło kupić na targu, ale "to ja sam je złapałem" woła amator-rybak z tryumfem przed rodziną. Wprawdzie wyprawa kosztuje dwadzieścia razy tyle, niż ułowione ryby mogą kosztować, ale co to przyjemności za to się doświadcza! Słowem, jest to amatorstwo nikomu nie szkodzące, owszem zbliżone do pożytecznego zatrudnienia, krytyce zatem ulegać by nie powinno. Ileż to jest innych amatorstw i śmiesznych i dziwnych!

Samo życie, tak to powinno i dzisiaj wyglądać, a nie co zrobić żeby żona puściła mnie na ryby !!!  :)

Share this post


Link to post
Share on other sites
Muszę powiedzieć że jestem miło zaskoczony. Obawiałem się że taki suchy, prawie naukowy tekst - w dużej mierze tzw źródłowy - bez zdjęć etc nie wzbudzi żadnego zainteresowania ale widzę że na jerkbaicie znajdzie się kilku odbiorców i na bardziej wysublimowane treści :) Dorobek dr Stanisława Ciosa obfituje w wiele historycznych smaczków i ciekawostek mniej lub bardziej luźno związanych z wędkarstwem i wędkarzami - postaram sie powybierać co bardziej smakowite "kąski" z olbrzymiej pracy badawczej wykonanej przez Stanisława i przedstawić je w ramach cyklu "Z dziejów wędkarstwa..." !

Share this post


Link to post
Share on other sites

A ja wprost przeciwnie, jestem niemiło zaskoczony tak wątłym odzewem na taki świetny tekst. :unsure:

Może pomyśl nad jakimś wyeksponowaniem go ???, czy może Jerkbaitowcy to już tylko giełdziarze :wacko: ???

Share this post


Link to post
Share on other sites

Friko, sucha to jest/ była historia nauczana w szkołach. Takie badania pasjonata tematu to coś zupełnie innego. Widać jak potrafi być żywa historia "uprawiana" przez kogoś kto to najwyraźniej kocha. To widać słychać i czuć. Ja czuję więź z tamtymi czasami, lubię ten okres historii, a w takim ujęciu sprawia  prawdziwą przyjemność. Jeszcze raz dzięki i poproszę więcej :) .

Share this post


Link to post
Share on other sites

Świetnie, że takie teksty pojawiają się na tym forum. Poszerzają horyzonty i wiedzę na temat naszego hobby. Można zdobyć dystans ... to nie my wszystko wymyśliliśmy, gdzieś są prawdziwa korzenie :)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Wiele, wiele lat temu poznałem Stanisława Ciosa, przy okazji wspólnych startów w zawodach wędkarskich. Wielkie wrażenie wywarła na mnie Jego praca "Co zjada pstrąg". Olbrzymia wiedza zgromadzona w tej książce nie dawała mi zasnąć, gdy z właściwą młodym ludziom pasją pochłaniałem kolejne rozdziały. I od nowa. I raz jeszcze... Nie było dostępu do internetu, komputer kosztował tyle co samochód (PC, bo Commodore czy ZX były w zasięgu ;)), więc wiedzę zdobywało się z literatury... A po książce odkryłem jeszcze periodyki "Pstrąg i Lipień". Nigdy nie mogłem doczekać się kolejnych zawodów, czyli spotkania, na którym mogłem nabyć kolejny/kolejne numery... Każdy czytałem "od deski do deski", niektóre tematy zdarzało mi się dopowiadać, czy wręcz inspirować B)

Minęły lata, w czasie których zaprzestałem startów w zawodach muchowych, a Stanisław pracował dla ojczyzny poza jej granicami. Gdy wrócił, świat był już inny, bardziej nam współczesny. Poprzez internet odnalazłem kontakt, ba, nawet numer telefonu. Ośmieliłem się zadzwonić. Zapytałem o "Pstrąga i Lipienia" i okazało się, że nowe numery nadal powstają! 

Rozmawialiśmy trochę innymi językami. Ja, że chcę kupić, Stanisław, że mogę pobrać, że PDF, że pliki... Nic nie zrozumiałem :wacko:  :D Wreszcie usłyszałem w słuchawce zmęczony głos, mówiący: "No dobra. To na jaki adres mam wysłać?"

Do dziś jest to moja najcenniejsza literatura wędkarska. Pomysł, by publikować na naszym portalu niektóre fragmenty uważam za arcytrafny i jeśli dziś temat nie cieszy się jakąś oszałamiającą popularnością, to nic straconego. Jerkbait.pl jest nie tylko dla dzisiejszych wędkarzy, a mam nadzieję, że również dla ich dzieci i wnuków. Do niektórych tematów trzeba dojrzeć. Tak jak do dobrej szkockiej ;)

 

Wielce Szanowny Panie Stanisławie - Chapeau Bas!!!

Share this post


Link to post
Share on other sites

Pan Cios jest chlubą oraz intelektualną wizytówką naszego ubogiego w kulturotwórcze treści światka. Albowiem znajomość własnej tożsamości, poznanie i przyjęcie jej do wiadomości nie jest najsilniejszą stroną ludzi z  wędką. Z wędkarskich mediów spływa w dół wojujący analfabetyzm. Pan Stanisław idzie pod górę..dużo, duzo wyżej.. :)

Edited by Sławek Oppeln Bronikowski

Share this post


Link to post
Share on other sites
Przesadzacie z tymi komentarzami pod moim adresem. Pragnę przypomnieć, że w PZW jestem persona non grata. Kilka lat temu usunięto mnie z Komisji ds. Mediów i Promocji Wędkarstwa ZG PZW, a powodem było, jak podejrzewam (bo mi nigdy nie powiedziano powodu, a jedynie rozgłoszono, że rzekomo sam zrezygnowałem) - moja niekompetencja. Osoby spod Twardej na pewno potrafiłyby znacznie lepsze teksty napisać, bouważają, że mają najlepszą wiedzę.
Skoro mówimy o historii, więc do annałów polskiego wędkarstwa (i w ogóle polskiego "sportu") przeszła następująca sprawa. W 2011 r. Janusz Jaskulski zdobył złoty medal na światowej wystawie filatelistycznej w Indiach. Poinformowałem o tym ZG PZW i odnotowano ten sukces w aktualnościach na stronie internetowej (http://www.pzw.org.pl/29/wiadomosci/tematy/42774/4/quotwedkarstwo__moje_hobbyquot__sukces_polskiego_filatelisty). W 2012 r. Jaskulski zdobył kolejny złoty medal, tym razem w Indonezji. Ponownie poinformowałem o tym ZG PZW. Powiedziano mi jednak, że przy okazji poprzedniego złotego medalu składano mu gratulacje, więc teraz nie ma potrzeby składać przy kolejnym takim medalu. Pozostawiam to bez komentarza, bo ta sprawa mnie przerasta.
Korzystając z okazji, pragnę poinformować Kolegów, że niedawno ukazała się książka Piotra W. Lecha - Wędkarze Krajowego Towarzystwa Rybackiego w Krakowie (1879-1950). Jest dobrze napisana, przyjemnie się czyta i zawiera bogactwo informacji. Mam nadzieję, że p. Piotr wybaczy mi, że podaję tu informacje o tej książce.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Genialne :)

Proszę o więcej.

A fragment o wyjeździe na ryby podesłałem żonie. Niech wie i niech się uczy :)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Duża część tekstu powinna stać się lekturą obowiązkową dla uczestników szkółek wędkarskich. Dziś brakuje ludzi, którzy potrafią tak opowiadać, mają takie podejście do naszego hobby. 

Share this post


Link to post
Share on other sites

Przesadzacie z tymi komentarzami pod moim adresem. Pragnę przypomnieć, że w PZW jestem persona non grata. Kilka lat temu usunięto mnie z Komisji ds. Mediów i Promocji Wędkarstwa ZG PZW, a powodem było, jak podejrzewam (bo mi nigdy nie powiedziano powodu, a jedynie rozgłoszono, że rzekomo sam zrezygnowałem) - moja niekompetencja. Osoby spod Twardej na pewno potrafiłyby znacznie lepsze teksty napisać, bouważają, że mają najlepszą wiedzę.
Skoro mówimy o historii, więc do annałów polskiego wędkarstwa (i w ogóle polskiego "sportu") przeszła następująca sprawa. W 2011 r. Janusz Jaskulski zdobył złoty medal na światowej wystawie filatelistycznej w Indiach. Poinformowałem o tym ZG PZW i odnotowano ten sukces w aktualnościach na stronie internetowej (http://www.pzw.org.pl/29/wiadomosci/tematy/42774/4/quotwedkarstwo__moje_hobbyquot__sukces_polskiego_filatelisty). W 2012 r. Jaskulski zdobył kolejny złoty medal, tym razem w Indonezji. Ponownie poinformowałem o tym ZG PZW. Powiedziano mi jednak, że przy okazji poprzedniego złotego medalu składano mu gratulacje, więc teraz nie ma potrzeby składać przy kolejnym takim medalu. Pozostawiam to bez komentarza, bo ta sprawa mnie przerasta.
Korzystając z okazji, pragnę poinformować Kolegów, że niedawno ukazała się książka Piotra W. Lecha - Wędkarze Krajowego Towarzystwa Rybackiego w Krakowie (1879-1950). Jest dobrze napisana, przyjemnie się czyta i zawiera bogactwo informacji. Mam nadzieję, że p. Piotr wybaczy mi, że podaję tu informacje o tej książce.

Panie Stanisławie, a Pan to chciałby za każdy medal laury zgarniać ;) ??? , mało tam chętnych do wypinania piersi po ordery?

Niech Pan robi swoje, historia to doceni !!!!.

Pozdrowienia i wytrwałości.

Pozrowienia

Sławek

Share this post


Link to post
Share on other sites

Pozwolę sobie zauważyć, że ZG pełni funkcję formalnej reprezentacji nieistniejącego w realu z przyczyn dla mnie najzupełniej niezrozumiałych, środowiska ludzi łowiących wędką, ale nie jest arbitrem elegancji ani symbolem rozwagi.. :)

Segment kulturoznawczy który Pan eksploruje i porządkuje w identyczny sposób nie jest obiektem zainteresowania szeregowych członków uczestników. Podobnie jak Roczniki Naukowe..

Przepływy i podobieństwo są tu ewidentne.. :)

 

 

 

 

 

 

Jest w nim 

Share this post


Link to post
Share on other sites

Z tymi Rocznikami Naukowymi PZW to ciekawa sprawa. Doceniam wartość naukową tego pisma, jako ichtiologicznego. Problem w tym, że nie ma ono większego bezpośredniego związku z wędkarstwem. Ze świecą w ręku należy w nim szukać analiz naukowych dotyczących wędkarstwa. Rada naukowa to sami ichtiologowie. Może niektórzy z nich są wędkarzami, ale nie znam ich opracowań na ten temat. Rada naukowa nie powinna czekać biernie, aż ktoś im prześle jakąś publikację, lecz powinna sama wychodzić z inicjatywą analizy istotnych aktualnych kwestii. Takimi tematami mogłyby być: C&R w Polsce, efektywność zarybień rybami łososiowatymi (i nie tylko nimi), wartość ekonomiczna różnych rzek, itp. Tematów nie brakuje. Brakuje systemu wypracowania wizji wędkarstwa, jego roli w społeczeństwie i w środowisku.

Share this post


Link to post
Share on other sites

RN są/były częścią oferty dla bardziej wymagających wędkarzy, tych bardziej ambitnych ludzi do których również Pan kieruje swoje książki. Przytłaczająca część wędkarzy odbiera zdobywanie tej wiedzy jako zbędną stratę czasu albo potoczne pi..dolenie o szopenie.

Uformował środowisko najpierw realny socjalizm , a później jego narrację przejęły i wzmocniły kultowe miesięczniki. Mamy stąd dziś formę dobrowolnego całkowicie wsobnego matriksu , któremu świat obok jest tylko wrogiem.

Lata to odkręcać się będzie.. albo też dokręcać.. :)

Sławek

Share this post


Link to post
Share on other sites

Podobna  tematyka, warto przeczytać:

 

Rozmowa z epilogiem - jak zorganizowane było wędkarstwo przed wojną
http://www.flyfishing.pl/web/article.php?a_id=235

 

"Pochodnia" z 1931 roku - o kłusowaniu  łososi

http://www.flyfishing.pl/mainforum/msg.php?id=122650&offset=0

 

O tym, jak Rozwadowski łowił pstrągi w Morskim Oku
http://www.flyfishing.pl/mainforum/msg.php?id=138836&offset=0&displaytype=full

 

Przyczynki galicyjskie i nie tylko
http://dalekiport.blogspot.com/2013/08/przyczynki-galicyjskie-i-nie-tylko.html

Edited by trinited

Share this post


Link to post
Share on other sites
Sign in to follow this  

×
×
  • Create New...