Jump to content
jerkbait.pl - spinning, baitcasting, flyfishing
lenok123

[Artykuł] Z wędką przez świat- Mariusz Aleksandrowicz (Alex)

Recommended Posts

"Z wędką przez świat"? Kolejny wywiad, kolejne przemyślenia i opis bezcennych doświadczeń obieżyświata. Jeszcze w zeszłym roku zapytałem Aleksa o ten wywiad. Tuż w okolicach 1 listopada. Wtedy w domu, odpisał, że ma czas, że odpowie na pytania. Kiedy otrzymałem tekst czytałem, czytałem i ... stwierdziłem, że musi powstać taka seria wywiadów, w których najlepsi polscy podróżnicy wypowiedzą się jak podróżować z "wędką przez świat". Postanowiłem kontynuować serię wywiadów. Aleks tak na prawdę ją rozpoczął. Przyszedł czas na publikację. Piszę a tu ... odpowiada żona - "Aleks w Patagonii". Cóż ... pisze kolejny rozdział swojej podróżniczej historii. Tylko pozazdrościć albo ... rozpocząć własną przygodę. Do dzieła Panie i Panowie!

 

Remek, 2016

 

____________________________
Jest tyle rożnych hobby, a Ty bierzesz ze sobą wędkę i podróżujesz po całym świecie - dlaczego?
Mój klubowy kolega, na podobne pytanie odpowiedział kiedyś jednym zdaniem: „Bo w Polsce nie ma ryb”.
Dla mnie podróżowanie z kijem to nie jest hobby, to nie jest nawet sprawa życia i śmierci - to coś o wiele bardziej poważnego. Ryby oczywiście są ważne, ale nie najważniejsze. Każdy w mig pojmie, że nie trzeba jechać na Czukotkę czy do Kongo, aby spotkać się z tymi zimnokrwistymi stworzeniami, że wystarczy gdzieś znacznie bliżej. Ryby są pretekstem. Najważniejsze jest podróżowanie, włóczęga, bycie w ciągłym ruchu. Dlaczego więc?

 

Wybitna polska pisarka Olga Tokarczuk napisała, że brakuje jej „jakiegoś genu , który sprawia, że gdy tylko przystanie się na dłużej w jakimś miejscu, zaraz zapuszcza się korzenie. „ Z całą pewnością i mnie dotknęła ta genetyczna mutacja, również moje korzenie są płytkie i bezustannie podmywa je byle strumyk. „ Moja energia bierze się z ruchu - z trzęsienia autobusów, z warkotu samolotów, z kołysania promów i pociągów.”

Dołączona grafika

 

Jak wyglądał początek Twojego podróżowania? Pierwsza wyprawa, skąd pomysł, jak było? A może jakaś inspiracja z zewnątrz?
Nosiło mnie odkąd sięgam pamięcią. Jako dziecko wciąż wpadałem na jakieś pomysły i prosiłem ojca, aby ze mną pojechał na świnki w Bieszczady , na brzany na Drawę, na jakiś zalew czy rzekę, o której czytałem w Wiadomościach Wędkarskich. I jeździł. Kiedyś przeczytałem relację z wędkarskiej ekspedycji do Mongolii profesora Kisielińskiego. Oszalałem, to stało się moim pierwszym odległym marzeniem. Niestety w tym samym artykule Profesor napisał, że pewnie już nigdy się tam nie wybierze, bo ceny biletów lotniczych w „nowych czasach” przyjmują równowartość jego kilku miesięcznych emerytur. Nie sprawdziłem, odpuściłem, całe marzenie na wiele lat wrzuciłem do worka z tymi „nie do zrealizowania”. Do czasu. Do czasu, aż pojawiła się Ona. Cała Ona. Magdusia.
W jakiejś darmowej gazecie z anonsami znalazła ogłoszenie zapraszające za niewielką opłatą do syberyjskiej chaty gdzieś nad Jenisejem.
- Jedźmy- mówi.
- Zwariowałaś, to na pewno jacyś oszuści, a poza tym, bilety lotnicze jak nic kosztują majątek.
Wieczorem wraca do tematu:
- Sprawdziłam, bilety z Kaliningradu są po 200$, to nie dużo.
- Zdziwiło mnie to, jednak nadal byłem sceptyczny:
- Myślę, że nie ma żadnej chaty, że to naciągacze, wpłacimy zaliczki na jakieś konto w Rosji i na tym zakończy się nasza przygoda.
I wówczas Ona, Cała Ona, Magdusia powiedziała słowa, które odmieniły moje życie, mój sposób postrzegania.
- Mamy wysłać w nieznane po 100$ zaliczki. Załóżmy ,że to Ty masz rację, że to oszuści, że wyślemy pieniądze i więcej nikt się do nas nie odezwie. I co się stanie? Niewiele, stracimy po stówie. Możemy traktować to jako darowiznę. Musisz tylko odpowiedzieć sobie czy stać cię na to, aby stracić stówę.
Ale załóżmy , że to ja mam rację, że pojedziemy a tam będą czekać na nas wspaniali ludzie i spędzimy cudowne dwa tygodnie w syberyjskiej tajdze.
Czy stać Cię na to, żeby wyrzucić stówę?
Przekonała mnie i pojechaliśmy. To ona miała rację, spędziliśmy wspaniałe dwa tygodnie, notabene tam właśnie złowiłem swojego pierwszego tajmienia. A Magda? Magdusia została moją żoną.

 

 

Dołączona grafika

 

Nadal razem podróżujecie? Co zyskujecie dzięki wspólnym podróżom?
Oczywiście - choć nie tak często, jak oboje byśmy sobie tego życzyli. Nawet w podróż poślubną wybraliśmy się do Mongolii. Choć to chyba nie najlepszy przykład, bo o mały włos wrócilibyśmy osobno. Zabrałem w tę podróż cały swój ekwipunek i więcej czasu poświęcałem rybom, niż wybrance serca. Właściwie, cały czas spędzałem na rybach. Nie mówmy o tym.
Dzięki wspólnemu podróżowaniu Magda zobaczyła, czym one są dla mnie, jak bardzo są ważne, że właściwie to one sprawiają , że jestem tym kim jestem i że z tą pasją nie można konkurować, trzeba ją nie tyle nawet co zaakceptować a polubić.

 

 

Dołączona grafika

 

Powróćmy do Twojej ostatniej wyprawy. Gdzie byłeś? Skąd pomysł na taką podróż?
Czym różni się to miejsce od innych?

W sierpniu wróciłem z boliwijskiej, andyjskiej dżungli. Polowaliśmy z przyjaciółmi na złote dorady w górskiej, krystalicznie czystej rzece. Niesamowite doznanie, to jakbyś wędkował w wielkim, boskim akwarium. Zazwyczaj dorady łowi się w zlewni Parany, w nizinnych, mętnych rzekach, trollingując na akwenach tak wielkich, że nie widać drugiego brzegu. Nie lubię tego, wolę kameralne łowiska, kwintesencją są pstrągowe strumienie. I właśnie w takim strumieniu łowiliśmy dorady.

 

Łowiliśmy w rzece, o której przed wyjazdem niemal nic nie wiedzieliśmy. W necie nie było żadnych wędkarskich informacji. Skąd więc taki pomysł? Przeglądałem jakiś artykuł o Indiańskich plemionach. Na jednym zdjęciu był Indianin stojący w wydrążonej z jednego pniaka dłubance i trzymający w rękach właśnie złotą doradę. Pod zdjęciem widniała nazwa plemienia i rzeki. To wystarczyło.
I udało się. Znaleźliśmy je.

 


Dołączona grafika

 

I kiedy tam dotarliście to … co wtedy poczułeś, jaką lekcję otrzymałeś, czego się nowego nauczyłeś? (chodzi mi o to jak ludzie sobie wyobrażają coś przed i później jak już to osiągną).
Przed każdą wyprawą wyobrażamy sobie miejsce, do którego zmierzamy. Wcześniej spędzamy mnóstwo czasu oglądając zdjęcia i filmy z tych miejsc, skrupulatnie wychwytywane z przestworzy internetu. Właściwie, po przybyciu na miejsce zazwyczaj mogę powiedzieć to samo, co Dylan Thomas, kiedy pierwszy raz zawitał do Nowego Jorku: „ Jest dokładnie tak, jak myślałem”.

 

Tym razem było nieco inaczej, lepiej, o niebo lepiej. Bywałem już w różnych dżunglach naszej planety, ale ta okazała się kwintesencją wszystkich. Boliwijska, górska selwa jest tak piękna, że aż staje mózg. Rajski ogród, kolorowe ary i tukany, skałki, skały i niebosiężne góry porośnięte drzewami o wszystkich odcieniach zieleni, krystalicznie czysta woda, w której można podziwiać bezustannie przemieszczające się ławice wielkich ryb: dorado, paku, yatoran, Sobalo, a między nimi lawirujące ogromne sumy surubi. Boskie akwarium. Jak się czułem? Jak Indiana Jones trzymający w dłoniach świętego Graala.

 


Dołączona grafika

 

Jak często jeździsz po świecie? Co na to Twoja rodzina? Jak dzielisz czas między obowiązki zawodowe, rodzinne a podróżowanie?
Bolesne pytanie. Jeżdżę 4 czasem 5 razy w roku, chciałbym więcej. To nałóg. Często muszę oszukiwać najbliższych i pracodawców, kłamać i kombinować, a wszystko po to, by znowu poczuć te emocje. Jak dzielę obowiązki? Ja ich nie dzielę, ja je zaniedbuję. Przejdźmy proszę do kolejnego pytania.

 

 

Dołączona grafika

 

Czy jest miejsce, do którego chciałbyś szczególnie pojechać? Życiowy cel?
Nie ma. Jest ich kilka, a każde z nich jest równie ważne - póki co niedościgłe np. arktyczny Półwysep Tajmyr ze swoimi gigantycznymi paliami i mamutami, Wyspy Karguleny na Antarktydzie, conradowskie Jądro Ciemności i jeszcze kilka, o których boję się wspominać – aby nie zapeszyć.

 

 

Dołączona grafika

 

Jak odszukujesz tak niezwykłe miejsca … Tajmyr, Wyspy Karguleny, Jądro Ciemności i …
Odszukuję je w sobie, one są we mnie. A tak bardziej przyziemnie: mam komputer, sieć internetową i wygodny fotel…

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Trzy pozycje na liście? Takie, do których powinien pojechać każdy wędkarz, miłośnik podróżowania? Po jednym zdaniu - dlaczego właśnie tam.
Nie można odpowiedzieć na to pytanie. „ Każdy wędkarz” nie brzmi najlepiej. Wędkarze są różni i mają róże oczekiwania.
Inne miejsca będą dla łowców sumów ( Pad, Ebro czy Ili w Kazachstanie), inne dla miłośników morskich potworów (Wyspy Zielonego Przylądka, Yukatan , Bahia Solano w Kolumbii), a jeszcze inne dla mnie, czy dla osób o „podobnej wrażliwości”.
Osoby o „podobnej wrażliwości” powinny (co ja mówię- muszą) pojechać do:
Mongolia - bo tajmienie, nomadowie, jurty, bezkresny step, kumys na deser, bezinteresowna życzliwość i duch miejsca
Kamczatka - bo steelheady i łososie, wulkany, gejzery, niedźwiedzie, bo tundra i duch miejsca
Patagonia - bo pstrągi, pampa, estancje i gauchosi, bo wiatr, kondory i calafate, bo duch miejsca

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Podróż, o której wolałbyś zapomnieć ... to ... wyprawa dokąd? Dlaczego?
Nie ma podróży, o której chciałbym zapomnieć, wręcz przeciwnie, o wszystkich chciałbym pamiętać jak najdłużej, pamiętać o każdym najdrobniejszym szczególe, na przekór upływowi czasu, na przekór wszelkim, smętnym zmianom zachodzącym bezustannie w moim mózgu, a mającymi związek z odkładaniem się jakiegoś bezlitosnego białka. Chciałbym pamiętać! Oczywiście bywały wyprawy lepsze i gorsze. Niektóre naprawdę dały mi w dupę. A jednak każda czegoś mnie nauczyła i w każdej były przecież momenty piękne i wzruszające.

 

 

Dołączona grafika

 

Co radziłbyś osobom, które chciałyby, ale brak im odwagi by wystartować? Dla tych, którzy mówią, nie teraz, później, jak będę miał, zrobię, osiągnę ... a czas przecież leci.
Mógłbym im zacytować jakże wymowny aforyzm Sławomira Mrożka: „Synu, twoje życie będzie nie takie jak myślisz, a takie, jak to co teraz robisz”. Ci którzy mówią „nie teraz, później, ,, jeszcze tylko…” nigdy nigdzie nie pojadą. Nie mam dla nich żadnej rady. To zupełnie inny gatunek ludzi. Staram się ich unikać. Nie lubię ich.

 

Dołączona grafika

 

Podczas swoich podróży pewnie spotykałeś się z różnymi niecodziennymi sytuacjami - jaką uważasz za najbardziej niezwykłą?
Sama wyprawa jest już sytuacją niecodzienną, składającą się z mnóstwa pomniejszych, niecodziennych sytuacji. Były ich setki, były mrożące krew w żyłach, były romantyczne i wzruszające, były i dziwne, i niewytłumaczalne. Nie potrafię powiedzieć, która z nich była najbardziej niezwykła. Przed oczami teraz przelatuje mi: szarża niedźwiedzia, nocna wizyta partyzantów celujących w nasze rozedrgane głowy z przerdzewiałych kałasznikowów, uwięziona noga w konarze zatopionego drzewa po wypadnięciu z pontonu na górskiej rzece, ukąszenie płaszczki, spojrzenie jaguara i nastoletniej Indianki, oczekiwanie na zbliżające się tsunami z butelką tequli w dłoni, granatowe włosy pachnące piołunem i palce tak delikatne jak sam deszcz, wibrujące światła, zapachy i dźwięki nie z tego świata…

 

Dołączona grafika

 

 

Dołączona grafika

 

Spotkanie z jaką rybę uważasz za największe wyzwanie? Przeciwnik godny spotkania? Jak ją przechytrzyłeś - pamiętasz tą pierwszą i tą najtrudniejszą do złowienia? Co w niej jest takiego ekscytującego?
Są różne ryby i różne wyzwania. Są wyzwania, nazwijmy je techniczne i wyzwania duchowe. Największym wyzwaniem technicznym, wyzwaniem dla własnych umiejętności, kunsztu i sprzętu, jest bez wątpienia spotkanie z rybą tygrysem i złotą doradą. Trochę statystyki:
- rzeka Mnyera w Tanzanii - na 38 zaciętych tygrysów ostatecznie udaje mi się wyholować jednego
- dopływ wielkiej Beni w Boliwii - na 24 holowane, skaczące po wielokroć ryby, pokonuję jedynie 3 sztuki.

 

Bez wątpienia poległem. Te ryby to świry, mają nieprawdopodobną siłę, na dodatek bezustannie skaczą, wytrząsając przynęty z zębiastych paszczy. Ich szczęki są jak ze stali, nie mają skrawka miękkiej tkanki, haczyk nie ma się gdzie wbić, ześlizguje się niemal za każdym razem. Ale nie one są dla mnie największym wyzwaniem. Jest nim tajmień - ani najsilniejszy, ani najsprytniejszy, a jednak… To bardzo rzadka, magiczna ryba. Ryba szaman. Magiczne są też miejsca , w których jeszcze występuje - dziewicze skrawki Syberii i Mongolii. Spotkanie z nim to nie tylko wyzwanie, ale niesamowite, kosmiczne, trudne do opisania uczucie. Spotkany na Syberii zawodowy rybak, który od 30 lat stawia sieci w ewenkijskich rzekach, powiedział nam, że kiedy zobaczy w sieci dużego tajmienia, trzęsie się jak osika, a w ustach sucho jak po świątecznym samogonie i „nie nużnaprywyknut”. Oczywiście pamiętam swojego pierwszego dużego tajmienia. Złowiłem go w Mongolii, w rzece Chuluut, w 2002 roku. Po zacięciu stałem jak wryty, sparaliżowany, gapiłem się tylko jak ze szpuli z prędkością światła znikają cenne metry linki. Nie trudno przewidzieć, jak by się to skończyło, gdyby nie kompan , który widząc co się święci, podbiegł do mnie i popychając w plecy, rzucił niczym do Foresta Gumpa, którym w tej chwili byłem:
- Biegnij Mariusz. Biegnij.
I ruszyłem, pędziłem po kamienistym brzegu ile sił w nogach, odzyskując utracone metry żyłki.
Wkrótce ujrzałem przed sobą wodospad, spory próg rzeczny.
- Mój Boże pomyślałem , jeśli się tam dostanie to będzie koniec, po wszystkim. Starałem się nie dopuścić zahaczonej lokomotywy do tego miejsca. Wszystko na nic. Ryba osiągnęła cel i dała się porwać wzburzonej, białej kipieli, straciłem z nią kontakt - nie na długo na szczęście. Po chwili poczułem jej pulsujący ciężar poniżej progu. Dalszą drogę zagrodziła mi wysoka skała wbijająca się w głąb rzeki. Z pomocą, na powrót pojawił się kompan.
- Skacz Mariusz. Skacz
I skoczyłem do wody przemieszczając się - bo z pewnością nie płynąc - w jakiś dziwaczny sposób z jej nurtem goniąc zdobycz. Wreszcie, całkowicie przemoczony, dotarłem do urokliwej plażyczki na brzegu. To był kres moich zmagań. Udało się. Ryba miała 115 cm.

Dołączona grafika

 

Pamiętasz to uczucie zaraz po i myśli, które przelatywały po Twojej głowie?
Co wtedy myślałem? Nie pamiętam, prawdopodobnie nic. W takich sytuacjach uczucia wypierają myśli. Człowiek staje się jedną wielką emocją. Stałem na brzegu rozdygotany jak osika, serce waliło młotem, radość wartkim strumieniem wypełniła moje tętnice i żyły. Gapiłem się na tą ogromną rybę, chłonąłem, napawałem się widokiem. Byłem bezgranicznie szczęśliwy.

 

Dołączona grafika

 

Co według Ciebie jest najważniejsze na wyprawie, a co tylko ważne?
Najważniejsze: pozytywne nastawienie, u siebie i u współuczestników, bez względu na to, co się wydarzy
Ważne: przygotowania do wyprawy: dobór miejsca, czas, skład ekipy, sprzęt, przeanalizowanie wszystkiego co może się wydarzyć, plan awaryjny, logistyka…

 

Dołączona grafika

 

Jaki sprzęt wędkarski zabierasz ze sobą zazwyczaj na wyprawy? Ile wędek, kołowrotków, ile i jakich przynęt ? Jak radzisz sobie logistycznie?
Zazwyczaj ogranicza nas limit bagażu, określony przez bezlitosne linie lotnicze. Najczęściej to 23 kg w bagażu głównym i 10 kg w podręcznym. To niewiele. Zwłaszcza, jeśli ruszamy na wyprawę „biwakową” i musimy taszczyć namioty, śpiwory, materace, sprzęt obozowy. Wędki zazwyczaj zabieram trzy sztuki: ciężką na główny cel wyprawy, lekką - na przyłów, gdyby główny cel okazał się nieosiągalny i zapasową. Ostatnio przerzuciliśmy się wyłącznie na travele, które mieszczą się w torbie podróżnej, rezygnując z ciężkich tub. Gorzej, jeśli zamierzamy łowić również na muchę, wówczas zazwyczaj rezygnujemy z wędki zapasowej, na korzyść muchówki. Kołowrotki zabieram 2, czasem 3.

 

Przed wyprawą tworzy się dokładną listę ekwipunku. Konsultujemy między sobą - co kto zabiera - aby nie dublować niepotrzebnie niektórych rzeczy. Tak, pakowanie to znienawidzona przez nas, trudna, acz nieodłączna część każdej wyprawy.

Dołączona grafika

 

Jaką rzecz powinien mieć ze sobą każdy podróżnik?
Już o tym wspominałem: pozytywne nastawienie

 

Dołączona grafika

 

Przyjeżdżasz nad nieznaną wodę - od czego zaczynasz łowienie? Czym się kierujesz typując miejscówki ? Czy korzystasz z usług miejscowych przewodników?
To amok. Gdy tylko otwierają się drzwi helikoptera albo terenówki, wyskakujemy jak poparzeni i pędzimy na złamanie karku do wody, kto pierwszy ten lepszy, z pośpiesznie na kolanie złożonymi wędkami. Żartuję - choć na pierwszych wyprawach bywało i tak. Nieznane wody, nad które się udaję, tak naprawdę wcale nie są aż tak nie znane. Nim stanę nad brzegiem spędzam wiele miesięcy czytając książki, czasopisma w których jest choć słowo o danej wodzie, spędzam setki godzin w necie wygrzebując i analizując informacje, rozmawiam z ludźmi, którzy już tam łowili. Staram się odrabiać lekcje i być dobrze przygotowanym.
Czy korzystam z usług miejscowych przewodników? Jasne, są miejsca gdzie bez ich udziału wędkowanie byłoby wręcz niemożliwe, np. Amazonia, główna rzeka ma kilka kilometrów szerokości, tysiące dopływów, starorzeczy, ślepych kanałów. Ryby są tylko w niektórych miejscach. Jak je znaleźć? Nie sposób. Bez miejscowego przewodnika to niemożliwe. Ale jeśli wybieram się na pstrągi na jakąś niewielką rzeczkę- nigdy.

 

Dołączona grafika

 

Mariusz Aleksandrowicz (2016)



[url=http://jerkbait.pl/page/index.php/index.html/_/wywiady/z-w%c4%99dk%c4%85-przez-%c5%9bwiat-mariusz-aleksandrowicz-alex-r385]Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł[/url]

Share this post


Link to post
Share on other sites

Zjeździłeś kawał świata :)

Czy znajdujesz jeszcze czas i ochotę na wędkowanie krajowe? Jeśli to jeździsz, to jest to wyskok "na parę chwil", czy też jakaś krajowa wyprawa się przytrafiła?

Share this post


Link to post
Share on other sites

Mega ten wywiad! :) Dzięki! :)

 

Ale serio tak jak napisałem ... serię zaczynałem od Aleksa. Tekst mocno zmotywował mnie do kolejnych (już publikowanych). Z tym czekałem ... i doczekaliśmy się. Kolejne w drodze.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Takie artykuły plus fajne zdjęcia z rybkami i widokami czyta się świetnie. Czekam na kolejne :)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Świetna lektura na Święta. Fotki mega.....

 

Jarku, kolejny Twój ;)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Kapitalna seria artykułów, mocno rozbudza wyobraźnie i potęguje chęć wyjazdu w świat. 

Share this post


Link to post
Share on other sites

Tak się zastanawiam czy dla własnego dobra i rodziny warto czasami robić ten pierwszy krok .Po pierwszej wyprawie nic już nie jest takie same a potem jak choroba postępuje jest już tylko gorzej i trudniej.

Mariusz to wspaniały człowiek i mega kompan z totalną korbą wyprawową jak już myślę że mnie już niczym nie zaskoczy to on wymyśla coś jeszcze bardziej szalonego .Jednak jest coś co mnie zawsze zastanawia mianowicie jego wiedza i pamięć do nazw to jest chodząca Wikipedia  .On pamięta nazwy każdego strumyczka każdej miejscowości w której był lub będzie przy czym na większości nazw można połamać sobie język jest jest gość z kosmosu.

W czerwcu wybieramy się na bardzo odlotową wyprawę będzie co wspominać .

Share this post


Link to post
Share on other sites

Dobrze prawisz Tomek, trza ludzi ostrzegać przed tą chorobą. Bo jak się już zarazi to płacz i zgrzytanie zębów...rodziny.

Ale fakt,że Mariusz ma dar, ja za chiny nie mogę spamiętać tych dziwnych nazw.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Mega - a ja mam właśnie podjąć decyzję czy sie do chłopaków dołączyć. Kusi a zastanowić się wypada. Niedługo czas na decyzję.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Mega - a ja mam właśnie podjąć decyzję czy sie do chłopaków dołączyć. Kusi a zastanowić się wypada. Niedługo czas na decyzję.

Jaki kierunek? 

Share this post


Link to post
Share on other sites

×
×
  • Create New...