Jump to content
jerkbait.pl - spinning, baitcasting, flyfishing
bigos

[Artykuł] Z Wędką przez świat-- Marcin Sułkowski

Recommended Posts

Dzisiaj kolejny artykuł z cyklu "Z wędką przez świat". Ten artykuł czytałem kilkakrotnie. Za każdym razem odkrywałem coś nowego. Tak ... przyznać to muszę części ryb wyszukiwałem na internecie. Po prostu nie znałem takich gatunków. Gdybym miał skomentować ten artykuł jednym słowem byłoby to doświadczenie. Nie teoria, a praktyka, nie bujanie w obłokach a twarde stąpanie po ziemi. Po prostu chce się przeżyć choć część takich przygód, poznać choć ułamek świata opisanego przez Marcina. Zapraszamy!

 

Remek, 2016

 

________________________________________

 

Jest tyle rożnych hobby na świecie, a Ty bierzesz ze sobą wędkę i podróżujesz po całym świecie - dlaczego?
Jako dzieciak odwiedziłem dom Arkadego Fiedlera. Te niezwykle pamiątki na ścianach i kredensach… Z całego świata… Coś takiego zostaje w głowie na cale życie … Zacząłem marzyć … Postanowiłem zobaczyć kiedyś wszystkie kontynenty. W wieku 14 lat zdecydowałem o rozpoczęciu nauki w Technikum Rybackim w Sierakowie Wlkp. Później były studia na Wydziale Rybactwa ART w Olsztynie. Jestem ichtiologiem. Ryby to moje życie. Od wielu lat zajmuje się hodowlą, a odkąd założyliśmy Salmo Adventures – Profesjonalne Wyprawy Wędkarskie, również przewodnictwem wędkarskim, głównie w Irlandii. Nie wiem czy to wszystko jeszcze można nazwać hobby. Podróże po świecie (za rybami oczywiście) były tylko kwestią czasu w moim życiu i znalezienia środków finansowych… Między innymi dlatego wyjechałem z Polski krótko po studiach. Nie dostałem mieszkania w prezencie od rodziców, a dobrej pracy od wujka. Taki ,,lajf’’…

 

Dołączona grafika

 

Jak wyglądał początek Twojego podróżowania? Pierwsza wyprawa, skąd pomysł, jak było? A może jakaś inspiracja z zewnątrz?
Moja pierwsza prawdziwa wyprawa, stała się wyprawą życia. Chciałem złowić, albo choć zobaczyć pstrąga ważącego ponad 5 kg. Czasem wkręca mi się jakaś szajba. Kiedy blisko 15 lat temu dostałem propozycję pracy w zawodzie na terenie Irlandii zastanawiałem się dobę… Rzuciłem wszystko w Polsce, spakowałem walizkę, a dwa dni później stałem już na dworcu autobusowym w Cork. Skok na bungee , ale bez bungee. Wtedy nie było tam prawie żadnych Polaków czy generalnie imigrantów. Pojechałem nie do końca wiedząc gdzie… Ale w Irlandii były wielkie pstrągi i to wydawało się istotne. A jeśli gdzieś jest ryba, to znaczy ze można ją złowić! Na pierwszym wyjściu nad wodę, w czwartym albo piątym rzucie do rzeki, zapiąłem i wyholowałem pstrąga 6,7 kg i długości 84 cm… Dobre? I wtedy, zostało mi już tylko zarobić pieniądze, na podróże po świecie. Wyprawa przez zachodnie wybrzeże Ameryki Północnej, Kolski, Mongolia, Nowa Zelandia… Poleciało z górki, do tego stopnia, że kiedyś w jednym roku postawiłem stopę na wszystkich kontynentach, poza Antarktydą, bo … tam nie ma ryb.

 

Dołączona grafika

 

 

 

Dołączona grafika

 

,Powróćmy do Twojej ostatniej wyprawy. Gdzie byłeś? Skąd pomysł na taką podróż?
Ostatni wyjazd był do Chin. W granice administracyjne Szanghaju. Szajba? I tak i nie. Lata temu, na stronie u rosyjskiego ichtiologa Mikołaja Skopetsa, zobaczyłem zdjęcie bambuzy ( kuzyn bolenia), złowionej w dolnym Amurze. Ryba kiedyś pospolita. W naszych czasach przetrzebiona. Jak wszystkie wielkie drapieżniki, dorasta do ponad 2 metrów. Z ogromnych bambuz słynęła tez chińska rzeka Jangcy. Ale wiadomo Chiny to masa ludzi,a chłop żywemu nie przepuści. A jednak!! Jest pod Szanghajem, w delcie Jangcy, wielka wyspa. Na tej wyspie spore jezioro ( ponad 200 hektarów), stworzone z odciętego groblą starorzecza. Nad jeziorem ośrodek dla VIP-ów. Do jeziora wpada i wypada kanał z Jangcy. Przy wysokich pływach (delta), masy wody wlewają się do jeziora z rzeki, a wraz z nimi narybek, również bambuz , które ciągle żyją w Jangcy, ale ze względu na ogrom masy wody (małe zagęszczenie ryb) i niska przezroczystość , są na wędkę niełowne. Małe bambuzy w jeziorze błyskawicznie rosną, na narybku karpia i tołpygi, aż stają się za duże aby wypłynąć przez kraty na kanałach łączących jezioro z rzeką. Genialna pułapka na ryby! Zagęszczenie bambuzy w jeziorze ciągle rośnie, tak samo jak ich rozmiary. I nikt ich nie wyławia? Nikt, bo obowiązuje zakaz połowu ryb. Przy systemie politycznym Chin, kłusownictwo w takim miejscu to ryzykowna zabawa… Tym sposobem, pod Szanghajem, w sercu industrialnych Chin, powstało wędkarskie El Dorado z 2 metrowymi rybami!!! Jak się tam dostać? To jest pytanie, które trzeba sobie postawić przed każdą wyprawa. Wszystko jest kwestia czasu i pieniędzy, ale najważniejsze to trafić na odpowiednich ludzi, którzy ogarną temat na miejscu. Bez mieszkającego w Chinach Tomka Talarczyka i Gonga Lei, wiele byśmy w temacie nie podziałali.

 

Dołączona grafika

 

Czym różni się to miejsce od innych?
To ichtiologiczny Park Jurajski ! Łowisz ryby, których już właściwie na świecie nie ma! Piękne, waleczne, dzikie. W dodatku, w każdym rzucie może strzelić okaz – bo masz gwarancję, że one tam są. Bambuza to najszybsza słodkowodna ryba świata! Zapiąłem okaz ok. 160 cm. Branie było jak uderzenie pioruna! Zanim Gong przekręcił stacyjkę i ruszył łódkę, zobaczyłem prześwity na szpuli kołowrotka!!! To demon prędkości. Nie do zatrzymania. Nie ważne czy masz na szpuli 200 m linki, czy kilometr, jak za nią nie popłyniesz łodzią, zabierze wszystko! Duże osobniki są fizycznie nie do zatrzymania, na najmocniejszym istniejącym sprzęcie castingowym/spinningowym!!!
Żeby wyjąć okaz potrzebna jest cierpliwość i łódka. Jeśli ktoś sadzi ze tarpon, karanks czy miecznikowate to szybkie i silne ryby, myli się! Przeżyłem w Chinach szok. Za rok chcemy spróbować połowić tam raz jeszcze – jeśli będą chętni na wyjazd i załatwimy pozwolenia. W tym roku trafiliśmy na dramatyczna pogodę. Ryba nie brała, tylko pojedyncze strzały i poza jednym, wszystkie okazy nas zdemolowały. Musi być gorąco, my trafiliśmy na wiatry, deszcz i 15 stopni przez prawie cały pobyt. Za wyjątkiem pierwszego dnia, który zmarnowałem na próbach złowienia bambuzy na muchę - nie mając pojęcia o zachowaniu/zwyczajach tej ryby. Teraz już przynajmniej wiem, jak się do tego zabrać. Albo raczej kiedy – w jakich warunkach.

 

Dołączona grafika

 

 

 

Dołączona grafika

 

Jak często jeździsz po świecie? Co na to Twoja rodzina? Jak dzielisz czas między obowiązki zawodowe, rodzinne a podróżowanie?
System mam prosty. Praca non stop, weekendy, święta, noce jak trzeba, a kiedy jest czas wyprawy, wsiadam w samolot i robię reset po drodze na łowisko. Przeginam albo przeginałem. Wracałem z wyprawy, rzucałem torbę w kąt i przepakowywałem na kolejny wyjazd za około 2 miesiące, które spędzałem w pracy. Od czerwca siedzę w domu. Postanowiłem zwolnić. 4-5 grubszych wyjazdów w roku to za dużo. Całe życie trzeba w takim trybie ustawić pod wyprawy. Gdybym bym milionerem, to problem z głowy. Ale nie jestem i muszę na to wszystko zarobić, plus funkcjonować w szarości dnia codziennego. Trochę się przemęczyłem. Wyjazdów na inne kontynenty nie da się zrobić komercyjnie w ramach Salmo Adventures jeśli mam w nich uczestniczyć. Za mały rynek na takie fanaberie, za potężne koszty. Bez kasy można sobie pojeździć palcem po mapie. Kwestie rodzinne wole przemilczeć. Te wyjazdy kosztują nie tylko czas i pieniądze…

 

Dołączona grafika

 

 

 

Dołączona grafika

 

A gdyby nie było żadnych ograniczeń, to jak wyglądałoby Twoje idealne życie podróżnika?
Gdyby nie było żadnych ograniczeń ... Hmm ... Myślę, że w moim przypadku i dla mojego dobra, lepiej żeby jakieś ograniczenia jednak były. Bez ograniczeń to bym chyba długo nie pożył ... Sam bym się tymi rybami i podróżami wykończył :)

 

Dołączona grafika

 

 

 

Dołączona grafika

 

Czy jest miejsce, do którego chciałbyś szczególnie pojechać? Życiowy cel?
Nie. Jeśli gdzieś chcę pojechać, zwyczajnie jadę. Każdy wyjazd, to jakiś cel. Mam w głowie pomysły do realizacji i one czekają w kolejce. Oczywiście jeśli uda mi się jeszcze trochę pożyć. Tam, gdzie naprawdę bardzo chciałem pojechać, już byłem. Teraz myślę o miejscach, które mogą wnieść ciekawe doświadczenia do mojej wędkarskiej praktyki. Jadę tam, gdzie mogę nauczyć się czegoś nowego. Zobaczyć i przeżyć coś nowego. Poznać specyfikę jakiegoś typu łowisk, metody połowu. Jechać 2 dni żeby złowić kolejnego 2 kg pstrąga? Bez sensu. Nałowiłem podobnych i większych, w ilościach od czapy. Jeśli mam jechać na pstrągi, to na łowisko gdzie pływają potwory… Kombinuje w ten sposób. Jeśli się gdzieś fatyguję,to zawsze jest to miejscówka z absolutnej ekstraklasy. Długo się zastanawiam, zanim podejmę decyzję o wyjeździe i wszystko sprawdzam w najmniejszych detalach. Każdy nawet strzęp informacji dostępnej w necie, książkach, czy przez znajomych ze świata. Myślę, iż ludzie się już przekonali, że kiedy coś proponuję, to będzie dobre łowienie i ryba w łowisku, że nie robimy eksperymentu na duża skalę – mówiąc w skrócie... Na początku mojej wyjazdowej aktywności trochę się stukali w czoła, bo jak coś za dobrze wygląda w opowieści, to od razu podejrzane. Przykład: parę lat temu próbowałem zebrać ekipę na wyjazd do Islandii. Obiecywałem wielkie pstrągi. Byłem pewny tego, co pływa w łowisku, bo nie ma lepszego na świecie. Nikt nie uwierzył. Pomysł upadł. Dziś wszyscy chcą jechać w to miejsce i odkrywają dawno odkrytą Islandię. Musiałem się najpierw tam pofatygować i porobić zdjęcia.

 

Dołączona grafika

 

 

 

Dołączona grafika

 

 

 

Dołączona grafika

 

Trzy pozycje na liście? Takie, do których powinien pojechać każdy wędkarz, miłośnik podróżowania? Po jednym zdaniu - dlaczego właśnie tam.
Nie wiem, co powiedzieć. Często słyszę to pytanie. Każde miejsce ma swoja specyfikę. Nie ma jednego albo trzech ,, naj’’. Wszystko zależy od tego, co kto chce w życiu przeżyć. Jakie ma horyzonty. Ile wyobraźni. Wielu wystarczy łowienie szwedzkich szczupaków i czują się spełnieni. Fundusze to też często bariera trudna do obejścia. W Europie chyba najbardziej wędkarsko polubiłem Hiszpanię (poza Irlandią, co jest oczywiste). Mnóstwo ciekawych tematów, bo Hiszpania to nie jest tylko Ebro i Caspe. Bassy, brzany, sandacze, szczupaki, pstrągi, oczywiście sumy i wcale nie w wydaniu oraz miejscach, jakie powszechnie znamy.

 

Jeśli europejskie salmonidy to Islandia oraz Irlandia – dużo łososi i ogromne pstrągi, palie (tylko w Islandii). Łatwe łowienie.
Jeśli ktoś chce sprawdzić, czy potrafi łowić te ryby ( pstrągi ) na muchę, polecam wiosenna Nową Zelandię… Kiedy trzeba precyzyjnie łowić na nimfy i nie spod kija… Potrafią upokorzyć ...

 

Jeśli mają być pstrągi i totalna, przerażająca czasem dzicz, to lepsza jest Tasmania. Jeden gatunek ryby, a jest wiele opcji, zależnie od oczekiwań. Podobnie jest z innymi.
Dla tych co się lubią zmęczyć, polecam łowienie popperami/jigowanie albo ciepłe morza generalnie. Jest to chyba najprostsza forma wędkarstwa nie wymagająca wielkich umiejętności. Ważniejsza jest chyba siła fizyczna i wytrzymałość. Ciepłe morza mają plusy (nie trzeba być mistrzem świata żeby coś złowić, bo ryby są liczne i agresywne) i minusy (wymagający wędkarze po zaliczeniu gatunku trącą zainteresowanie i szukają kolejnego tematu). Uwaga nie dotyczy fly fishingu, bo to zupełnie inna bajka. W każdym razie, na tropikalnym morzu duże ryby są gwarantowane i nieustająca czasem akcja. Potrzebne są mięśnie, plus odpowiedni sprzęt. Przewodnik zajmie się resztą.
Natomiast jeśli ktoś chce się wyłączyć ze świata w którym żyjemy to… Amazonia. Za każdym razem kiedy tam byłem zapominałem o życiu pozostawionym w Europie. Zapominałem o wszystkim i wszystkich. Jakbym się znalazł w równoległym świecie. Równoległym życiu. Na mnie ten rejon świata działa dziwnie. Odurzająco. A same ryby? Bajka!

 

Dołączona grafika

 

 

 

Dołączona grafika

 

 

 

Dołączona grafika

 

Podróż, o której wolałbyś zapomnieć ... to ... wyprawa dokąd? Dlaczego?
Dwa razy pogoda nas już nie pokonała, a zdemolowała. Do tego stopnia, że nie widziałem sensu rozkładania wędki. Ale żeby zapominać o tych wyjazdach? Niekoniecznie. Wysiadamy w Manaus (Brazylia). W Negro dobre 4 metry wody więcej niż zwykle o tej porze roku. Amazonką płynie dżungla… Ryba weszła w las. Wszystko pozalewane. Płyń, szukaj, powodzenia. Coś tam złapaliśmy, ale generalnie skończyło się na ćwiczeniu delfinów. Są nie do zacięcia na szczęście), paszcze mają twarda jak skała, więc zabawa jest dopóki trzymają zestaw (rybę) w pysku. Krzywda im się żadna nie działa. Podobny numer z wodą mieliśmy w Kolumbii Brytyjskiej (Kanada). Rozpadało się w dniu przylotu. Rzekami poszło błoto. Zrozumiałem wtedy, dlaczego słynna Copper River tak się nazywa. Copper to po angielsku miedź. Przelatujesz pół świata i co można zrobić? Nic … albo lepiej się napić …

 

Dołączona grafika

 

Co radziłbyś osobom, które chciałyby, ale brak im odwagi by wystartować? Dla tych, którzy mówią, nie teraz, później, jak będę miał, zrobię, osiągnę ... a czas przecież leci.
Radzę im przejść się na spacer. Na cmentarz i pomyśleć, ile marzeń mieli ludzie, którzy tam sobie leżą. Mają teraz czas na wszystko, tylko brak im możliwości działania. Dlaczego podróżuję? Bo zawsze podczas podróży, dopada mnie niezwykła i uzależniająca refleksja. Wtedy sobie myślę „Boże, to się nie dzieje naprawdę. Mnie tutaj nie ma…” I chcesz tego niezwykłego przeżycia więcej, i znowu. Już przed nim nie uciekniesz. Poza tym, ciekawość świata zawsze trzymała mnie na walizkach. Spakowałem się pierwszy raz po skończeniu podstawówki, do szkoły z internatem i tak mi chyba zostało. Dzięki podróżowaniu zaczynasz rozumieć, na jakim świecie żyjesz. Z telewizji nie dowiesz się, że Afryka ma swój zapach. Nie zrozumiesz, ile betonu wylano w Manhattan. Jak potężna jest amazońska dżungla, dopóki nie przelecisz nad jej częścią… Nie zrozumiesz, jacy śmieszni czasem jesteśmy, z tymi swoimi światopoglądami, wyobrażeniami czy problemami. Strach przez wyprawami? Proponuje zaprzestać oglądania pseudo podróżniczych bredni w telewizji. Kogo zainteresują filmy o Amazonii, w której jest tak samo niebezpiecznie jak w Warszawie? Nikogo. Więc kreci się bzdury, buduje napięcie, wyolbrzymia zagrożenia, a ludzie oglądają to z otwartymi ustami. Wejdziesz na jezdnię przy czerwonymi i … nie żyjesz. Wleziesz na węża albo w bagno – nie żyjesz. W jednym i drugim przypadku, trzeba patrzeć pod nogi i myśleć. Zarówno w dziczy, jak i w mieście. Proste? A jak ktoś ma pecha, to mu w drewnianym kościele cegła na łeb spadnie…

 

Dołączona grafika

 

 

 

Dołączona grafika

 

Podczas swoich podróży pewnie spotykałeś się z różnymi, niecodziennymi sytuacjami - jaką uważasz za najbardziej niezwykłą?
Przed wędkowaniem w Kanadzie spotykam się z naszym przewodnikiem i omawiamy temat niedźwiedzi. Relaks mówi. Szansa na kłopoty jest mniejsza niż wygranie w totka. Na 250 tysięcy kontaktów ludzi z niedźwiedziami, notuje się tylko jeden atak. Następnego dnia wypływamy na rzekę. Stajemy na pierwszej miejscówce. Zaczynamy łowić… Z lasu wyskakuje grizzly!!!! Sierść mu stoi dęba na grzbiecie, w pełnym galopie. Zapolował na nas!!! Za strachu nie mogłem w pierwszej chwili oderwać nóg od ziemi. Uczucie jest przerażające, czujesz że zaraz zginiesz… Powiadają żeby nie uciekać, ale instynkt samozachowawczy mówi ci zwiewaj!!! W takich chwilach się nie myśli. Jesteś zwierzęciem i reagujesz jak zwierzę. Ubiegliśmy kawałek, niedźwiedź to faktycznie szybkie bydle. Kiedy już siedział na naszych tyłkach, w akcie rozpaczy i beznadziei, skoczyliśmy obaj do rzeki… W wodzie potknąłem się o głaz, zacząłem chlapać rękami bo tonąłem! Grizzly zatrzymał się na brzegu, tuż obok nas i zdębiał. Moje zachowanie chyba go zaniepokoiło, albo zaskoczyło. Nie wiem. Zrezygnował z ataku, popatrzył chwile, zlizał z pyska piane i spokojnie odszedł w las… Jak długo trzęsły mi się ręce? Czy czułem, że jestem przemarznięty i mokry (jesień)? Nic nie czułem, poza tym, że ciągle żyję…

 

Dołączona grafika

 

 

 

Dołączona grafika

 

Spotkanie z jaką rybą uważasz za największe wyzwanie? Przeciwnik godny spotkania? Jak ją przechytrzyłeś - pamiętasz tą pierwszą i tą najtrudniejszą do złowienia? Co w niej jest takiego ekscytującego?
Ubzdurałem sobie kiedyś, ze złowię żaglicę na muchę. Oczywiście pacyficzną, bo największe… Te ryby nie są, moim zdaniem, jakieś wyjątkowo trudne do złowienia – dosyć liczne w niektórych rejonach i porach roku, mało płochliwe, agresywne etc. Trudność polega na czym innym. Trzeba się przelecieć do Kostaryki czy Gwatemali, wynająć łódkę za minimum 1500 USD/dzień ( 6 godzin łowienia), trafić na żerujące ryby, zwabić jedną do łodzi na około 20-25 m (długość rzutu muchą) i w ,,chwili prawdy’’ nie spartaczyć roboty.

 

Ciśnienie było spore, bo na łodzi pływałem z czterema łowiącymi trollingiem kolegami, wiec nie mogłem sobie pozwolić na marnotrawstwo czasu. Umówiliśmy się, że na całym wyjeździe łowię tylko jedna rybę, ale na muchę i mam na to max. jeden dzień. Przez resztę wyjazdu nie dotykam wędek. Jak będę miał pecha, albo dam ciała, to mój problem. Sam połów żaglic na muchę jest zespołową grą. Kapitan/sternik, dwie osoby z nieuzbrojonymi wabikami na wędkach, wystawione wabiki na masztach i oczywiście łowiący. Łódka płynie szybko, po zatrzymaniu silnika ciągle w dużym pędzie, wiatr zwykle dosyć silny i często tnący z boku. Średni komfort do wykonania rzutu muchą… Tamtego dnia spełniły się chyba wszystkie czarne scenariusze. Najpierw wyszedł marlin około 250 lbs… Założyłem na początek za małą muchę, spodziewaliśmy się żaglicy. Nie zareagował… Śni mi się to do dziś. Ale nie ważne. Później seria żaglic, które wychodziły do wypuszczonych daleko wabików ale nie chciały podejść za nimi do lodzi. W końcu jedna przyszła ale rzuciłem jej przed pysk. Złapała muchę od tylu i lipa… Nie wbiłem haka.

 

Następna wcięła się już dobrze. Trzeba podać muchę obok ryby tak żeby wykonała zwrot i chwyciła ją z boku. Hol trwał dobre pół godziny, zanim podciągnąłem rybę do łodzi. Była już około 15 metrów od burty i… wypięła się…. Dramat, bo czas na łowienie się kończył! Powiedziałem chłopakom, że jak do 12 nie złowię to pasuję i wchodzą na trolling.

 

O 11.30 pokazuje się ładna ryba. Wynurzyła żagiel i szpice za wabikiem. Wszyscy chcą, żeby teraz się udało. Ludzie na wabikach drą gęby, podniecili się. Podkręcają je do łodzi , a ryba idzie za nimi jak w hipnozie… Zachowałem spokój psychopaty. Tak najlepiej. Musiałem wykonać bezbłędnie najważniejsze podanie w życiu, bo nie będzie kolejnej szansy… Mówię żeby dali komendę w momencie gdy zabiorą wabie sprzed nosa ryby. Wszystko trwa sekundy… W końcu słyszę - rzucaj! Cała załoga patrzy ci na ręce, koledzy też chcą żebyś złowił już tą cholerną rybę i wiesz, że musisz wsadzić w ten jeden rzut cały swój wędkarski kunszt… nie zaczepić łodzi ani masztów przy wymachu, rzucić daleko, w punkt i zaciąć rybę jeśli weźmie. I masz na to wszystko nie więcej jak 5 sekund… Ostatecznie udało się i mam temat żaglic z głowy…

 

Dołączona grafika

 

 

 

Dołączona grafika

 

 

 

Dołączona grafika

 

Co według Ciebie jest najważniejsze na wyprawie, a co tylko ważne?
Najważniejsza jest logistyka. Ten kto przygotowuje wyjazd może go bardzo łatwo położyć, albo zakończyć sukcesem. Trzeba mieć do tego jakiś instynkt, sporo wiedzy wędkarskiej i zadawać się z ludźmi, którzy na wędkarstwie zjedli zęby, a nie z tymi którzy oferują coś tanio… Miejsce, czas, metoda i odpowiedni współpracownik lokalny. Jeśli wszystko poskładasz dobrze, ryba musi być!

 

Wiadomo że nikogo nie mogę na wyjeździe zmusić do jej złowienia, staram się pomagać . Ludzie są różni i różny poziom talentu/kunsztu wędkarskiego prezentują. Nie każdy musi wymiatać, bo nie każdy poświęcił pół życia na wędkarstwo. Ludzie zarabiali pieniądze, robili kariery, rozkręcali firmy, a inni na przykład uczyli się w tym czasie łowić ryby. I tylko dlatego łowienie idzie mi trochę lepiej… Ważne jest, żeby na przykład nie wbijać się na ambitny kierunek, czy wymagającą rybę z ekipą, w której nie ma wybitnych wędkarzy. Żeby dobrać ludzi do tematu. Dla mnie chwycić muchówkę i pacnąć rybie w łeb na 20 metrów, to nie jest żaden problem. Dla kogoś problemem może być wyjęcie 20 m sznura z kołowrotka … o celności rzutu nie wspominając… Weźmiesz kogoś takiego na najlepsze łowisko świata, na którym będzie musiał wykazać się jakimś minimum umiejętności rzutowych i nie złowi ryby. Minimum dla mnie i dla niego, to może być niebo i ziemia. Trzeba myśleć, choćby o takich sprawach, przed wyjazdem. Ktoś jedzie do np. Szwecji i mówi, że było fantastycznie bo złowił 60 szczupaków w tydzień! Jakie duże pytam? 80 cm największy… Ja bym powiedział, że w łowisku nie było ryb ale to ja. Kto inny będzie szczęśliwy. Weźmiesz go gdzieś, gdzie ma wielką szansę złowić trudniejszego szczupaka ale grubo ponad metr i zostaniesz ukrzyżowany, bo wymaga to cierpliwości oraz technicznego łowienia … Ktoś, kogo uszczęśliwia masowy połów drobnicy, nie ma ani jednego, ani drugiego. Nic nie złowi. Ukrzyżowany dwukrotnie! Drugi raz za to, że Ty połowiłeś, a on nie… Takich zachowań już zupełnie nie rozumiem, ale są powszechne. Nie można wszystkich ludzi mierzyć swoją miara. Nie każdy się nadaje na wyjazd wszędzie. Ja mogę tydzień rzucać muchą w skupieniu, dla jednego brania okazu, ale takich czubów nie ma za wielu na świecie. Dobry wyjazd to taki, z którego wszyscy wracają zadowoleni. Trzeba iść na kompromisy i nie ustawiać logistyki, oraz miejscówek, wyłącznie pod siebie, tak żeby reszta ekipy też miała szanse połowić ryby.

 

Dołączona grafika

 

 

 

Dołączona grafika

 

Jaki sprzęt wędkarski zabierasz ze sobą zazwyczaj na wyprawy? Ile wędek, kołowrotków ile i jakich przynęt ? Jak radzisz sobie logistycznie?
To jest pytanie na gruby artykuł… Zwykle zabieram sprzęt muchowy i spinningowy. Najchętniej spinningi zostawiłbym w domu, bo nie potrzebuje ich, żeby połowic ryby. Muszę zawsze sprawdzić reakcje ryb w danym miejscu na różne przynęty i metody, bo ludzie będą później pytali, a moje zadanie polega między innymi na tym, aby znać wszystkie odpowiedzi na pytania dotyczące łowiska. Nigdy nie powielam informacji niesprawdzonych. Poza tym lubię eksperymenty. Więc kiedy ktoś mi mówi, że gdzieś było obciachem łowić ryby na spina, to się tylko stukam w czoło. Łowię jak mi się w danym momencie podoba i żeby osiągnąć jakiś cel – na przykład zrobić fotę z konkretną przynętą. Złowić tą samą rybę na muchę, to nie jest zwykle wielkie halo. Sprzęt spinningowy oznacza niestety objętość i dużą wagę w transporcie! Dlatego zawsze mam przeciążony podręczny i objuczony jestem kamizelką, kieszenie pełne mam przynęt ( bez haków oczywiście). Podczas kontroli na lotniskach generalnie dramat i dużo cyrku czasem… Wyobraź sobie, że wywalają Ci z torby i kamizelki 100 woblerów? Jerkow? To jest wiaderko przynęt na objętość… Bo przecież nie wiesz, na co będą brały?! Ja robię zwykle za świnkę morską. I zaczynają te graty prześwietlać… Pytać, co to za cholerstwo? Ludzie się patrzą, kręcą bekę…

 

Później idą kołowrotki, sprzęty fotograficzne… Do głównego wkładam tylko pancerne rzeczy i duże objętościowo. Sprzęt spinningowy to też tuby, bo nie wsadzisz spinningu do torby, jak to robię z muchówkami. Porządne castingi są w jednej części… Tuby to koszty. Czasem zrobienie jednej dobrej foty, rybie złowionej spinem/castem kosztuje mnie z 200 euro za sam transport kija… A zdjęcia, to największe trofeum z wyprawy.
Zawsze wszystko dubluje, a w przypadku sprzętu muchowego biorę 3 identyczne wędki. Mam na tym punkcie szajbę. Wędki się łamią, sznur można uszkodzić czy przerwać, kołowrotek skrzywić etc. Różne już miałem przygody. Może mnie na wyprawie zaskoczyć wszystko, ale nie dam się zaskoczyć sprzętowo! Wytrzymam w jednych spodniach, ale nie z jednym kijem i w strachu, że zaraz nie będę miał czym łowić na łowisku, o którym marzyłem 20 lat…

 

Dołączona grafika

 

 

 

Dołączona grafika

 

Jaką rzecz powinien mieć ze sobą każdy podróżnik?
Wygodne, odpowiednie ciuchy - do każdych możliwych na łowisku warunków. Buty zwłaszcza. Czasem trzeba pochodzić. Posiedzieć w podróży wiele godzin i nie zwariować, z odparzonymi nogami na przykład… Nie masz dobrego ubrania, nie jesteś w stanie koncentrować się na tym co robisz… Zamiast odpoczywać - męczysz się. Jedna zmiana na podróż. żeby nie siedzieć w samolocie brudnym jak zwierzę - na powrocie. Dwie zmiany max na czas łowienia. Więcej ,,szmateksu’’ nie trzeba targać nigdzie. No chyba, że ktoś jedzie na podryw, a nie ryby… Poza tym leki. Na każdą okoliczność. Bo szukanie aptek i lekarzy nie zawsze jest możliwe. Antybiotyki. 3 różne o różnym spektrum działania. Mój lekarz opisuje mi zawsze,co brać jak już trzeba będzie się pomodlić… a co kiedy złapie tylko zwykła infekcja gardła. Wyobraź sobie wysoką gorączkę w dżungli… I nie jest to wirus. bo widzisz choćby czym plujesz… Bez antybiotyku słaba perspektywa… Apteka? Lekarz? 10 razy woziłem leki na darmo, a za 11 się przydały i te najmocniejsze… albo głębokie skaleczenie. W terenie z higieną różnie bywa. Lepiej się profilaktycznie zdezynfekować od środka, niż czekać na to, co się może stać… Nie należy panikować i pisać czarnych scenariuszy, tylko się do nich przygotować przed wyjazdem.

 

Dołączona grafika

 

 

 

Dołączona grafika

 

Przyjeżdżasz nad nieznaną wodę - od czego zaczynasz łowienie? Czym się kierujesz typując miejscówki ? Czy korzystasz z usług miejscowych przewodników?
W naprawdę dzikich rejonach, albo przy połowie ryby, z którą nigdy nie miałem styczności, przewodnik jest nieodzowny. Na wyprawie jesteśmy ograniczeni czasowo. Gdybym mógł spędzić w łowisku miesiąc, to nie potrzebuję żadnego przewodnika, ale na miesiąc się raczej na ryby nie lata. Nie ma wyjścia, trzeba komuś zapłacić za to, że odwalił za ciebie robotę i pokaże, gdzie jest ryba – bo to zadanie przewodnika. Powie Ci, jak ta ryba się zachowuje, w jakich warunkach. W jaki sposób się do niej zabrać, żeby nie marnować czasu na bezowocne czasem eksperymenty. Nauczyłem się jednego i to szybko, bo sam też zabieram ludzi na ryby – przewodnika trzeba słuchać, nie kozaczyć , jak to ma we krwi większość wędkarzy. Przewodnik to osoba, która popełniła wcześniej błędy, których my na wyprawie mamy uniknąć. On miał na to czas. My na wyprawie czasu do zmarnowania nie mamy, bo często jeden dzień na wodzie, to wydatek paru setek dolarów….

 

Poza tym, zanim dojadę nad nieznana wodę, staram się mieć na jej temat tyle informacji, żeby nie stanąć tam zupełnie zielonym. Przy dzisiejszej technice można sobie wyznaczyć np. interesujące odcinki rzeki, morskiego brzegu, dojazdy, bez wychodzenia z domu. Poza tym telefony, maile, kontakty z innymi podróżującymi wędkarzami - często jedzie się czyimś śladem. Tylko trzeba mieć trochę wyobraźni oraz wiedzy jak, którą rybę i kiedy łowić. Ci co np. pojechali łowić w morzu z czymś, co uważali za plan, zapominając że kalendarz ma kluczowe w takiej eskapadzie znaczenie, później się dziwili, że efekty słabe, a tydzień wcześniej ktoś połowił… Tydzień wcześniej to było inne łowisko, choć geografia ta sama… Mówię o strukturze pływów. Taki prosty przykład. Jest sporo kwestii, które trzeba ustalić przed wyborem daty wyjazdu. Kiedy słyszę, że w jakieś miejsce można pojechać o połowę taniej niż proponowałem, to śmiech mnie ogarnia. Jak na wycieczkę krajoznawczą, to watro, ale jak na ryby, to strata czasu i tych oszczędzonych pieniędzy… Coś jak łowienie karpi pod lodem - po taniości… Da się, tylko jaka efektywność…?

 

Dołączona grafika

 

Bigos (Marcin Sułkowski), 2016



[url=http://jerkbait.pl/page/index.php/index.html/_/wywiady/z-w%c4%99dk%c4%85-przez-%c5%9bwiat-marcin-su%c5%82kowski-r382]Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł[/url]

Share this post


Link to post
Share on other sites
Cos mi sie kliknelo nie tak i nie wiem jak wykasowac/wyedytowac z ajfona :) 1500 USD plus 20% napiwek dla zalogi :) Koszty zabawy z marlinami/zaglicami w dobrym miejscu sa delikatnie mowiac znaczne...

Share this post


Link to post
Share on other sites
Ilu wędkarzy bierze udział w rejsie, jeśli opłata za łódkę wynosi tę właśnie kwotę?Czym jest limitowany- do 6 godzin- czas połowu? Jaka jest przybliżona prędkość trolowania? Pytam, bo miałem okazję trochę popróbować w tym roku( fuertavent), ale padły tylko dorado . Na koniec- świetne kompendium, pasja, nowości, aż chce się polubić wielokrotnie. Pozdro-kardi

Share this post


Link to post
Share on other sites

Mega super świetny Artykuł. Przyznam się że połowy ryb nie znałem z nazwy...... Marcin bardzo Ci zazdroszczę takich wypraw. :)

Share this post


Link to post
Share on other sites
Lowienia jest okolo 6 godzin. Reszta czasu to wyplywanie na lowisko/powrot. Zwykle okolo godziny z hakiem. Lowic moze ilu chce. W trolingu na kolejarza. Akurat w Kostaryce bran w pewnych okresach roku jest duzo, wiec kazdy zlowi. Plywa sie szybko. Mysle ze ponad 10 km/h. Ryba jak chce zlapac przynete to zlapie bez problemu. Pozdro

Share this post


Link to post
Share on other sites
Witam. Świetny artykuł a o okazach to już nie wspomne. Super. Mam takie pytanie: czy bohater art. nie pracował kiedyś bodajrze na hodowli pstrąga w Connemara w Irlandii?

Share this post


Link to post
Share on other sites
A możliwe,nie pamietam dokładnie. To miałem okazje przybic Ci piatke ladnych pare lat temu na tej farmie.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Swietnie napisane, Bigos. Jednym tchem przeczytalem i nawet swoje nazwisko widzialem  ;)

Edited by flytier

Share this post


Link to post
Share on other sites

Czytając, zapominałem, że czytam - przenosiłem się w inny świat. A polowanie na żaglicę i spotkanie z niedźwiadkiem - opis majstersztyk! :D

Świetnie opowiedziane. Nie można się oderwać :)

Share this post


Link to post
Share on other sites

O konkretnym łowieniu w konkretny sposób opowiedziane. Dzięki za lekturę.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Czytając, zapominałem, że czytam - przenosiłem się w inny świat. A polowanie na żaglicę i spotkanie z niedźwiadkiem - opis majstersztyk! :D
Świetnie opowiedziane. Nie można się oderwać :)


Ja dopiero teraz przeczytałem - było warto! Za podobną akcję z niedźwiedziem DiCaprio w tym roku w końcu zgarnął Oscara ;) W moim przypadku misiek pewnie by tak długo nie gonił bo poczułby niepokojący swąd od uciekającego ;) Pomyślałby, ze mięso zepsute :D

Share this post


Link to post
Share on other sites
Dzieki Panowie za zainteresowanie. Jak mnie Remek docisnie to moze cos jeszcze kiedys tu wydrukuje :))

Share this post


Link to post
Share on other sites

Dzieki Panowie za zainteresowanie. Jak mnie Remek docisnie to moze cos jeszcze kiedys tu wydrukuje :))


Jakie może, czekamy na więcej :)

Share this post


Link to post
Share on other sites

No poczekałem sobie z lekturą do dzisiaj i szczęka opadła - rewelacja  :clappinghands:! To prawdziwy artykuł o prawdziwym ŻYCIU .

Share this post


Link to post
Share on other sites

×
×
  • Create New...