Jump to content
jerkbait.pl - spinning, baitcasting, flyfishing
skippi66

C&R czyli jak zmienić ludzką mentalność

Recommended Posts

Nie tak dawno temu siedziałem z kolegą na pontonie i próbowaliśmy łowić. Tzn. ja próbowałem, bo kolega jako niewędkarz asystował i zabawiał rozmową. W pewnej chwili zaciąłem szczupaczka. Piszę szczupaczka, bo ryb ledwie wymiarowy. Doholowałem skubańca do burty i zaczynam szczypczykami uwalniać kotwiczkę. W tym momencie mój towarzysz jak na mnie nie skoczy z ryjem:

- Co ty qoorva robisz?!!

- Jak to co? Wypuszczam.

- Chyba ochuja...! Przecież JA go zjem!

Mówię mu grzecznie że zjeść to se może jak se złapie względnie kupi, a póki co to jest " mój " ryb i ja go wypuszczam. Myślałem że rzuci się na mnie z pięściami.

- Przecież ryby się je! Nawet w Biblii jest napisane! Bóg ryby stworzył po to żeby ludzie je jedli! Ja lubię ryby!

I tak mniej więcej wkoło Macieju to samo. Przy okazji okazało się że kolega niemal ortodoksyjny wyznawca i zarazem człowiek argumentoodporny. Bowiem moja przemowa na temat c & r została oczywiście puszczona mimo uszu a nawet pozwolił sobie, delikatnie mówiąc, grubymi słowami nie zgodzić się ze mną.

Kilka dni potem wchodzę do owego kolegi do domu a tam siedzi jego ojciec i pije herbatę. Od słowa do słowa okazało się że facet też " wędkarz ":

- Dawniej to były ryby - pada sakramentalne stwierdzenie - w osiemdziesiątym którymś przez tydzień wędkowania na Rosiu ( jezioro na Mazurach dla niewtajemniczonych ) złowiliśmy we dwóch siedemdziesiąt szczupaków. Ryby miałem w lodówce na całą zimę. Teraz już tyle ryb nie ma... - kończy wywód.

Tłumaczę mu że to kłusownictwo, że właśnie dlatego nie ma bo sobie lodówę napchał, że tak nie można, że trzeba puszczać, że catch and realase... Jak grochem o ścianę. W dodatku widok baranich oczu faceta połączonych z wyrazem kompletnego niezrozumienia na twarzy - bezcenny.

Jak do takich " betonów " dotrzeć? Czy to w ogóle możliwe?

Edited by skippi66

Share this post


Link to post
Share on other sites

Już nie mam takich kolegów. I dobrze.

A jak dotrzeć? Nie dotrzesz. Próbowałem. 

Share this post


Link to post
Share on other sites

Moim zdaniem na beton nie ma innej rady jak dynamit :) Kiedyś człowiek który miał zostać moim teściem zabrał mnie na ryby na jakieś PGR-owskie jezioro- ot taki wypad integracyjny :P No i tak miło sobie gawędzimy ,raz po raz wyjmując jakiś białoryb, i cały dzień słuchając po..nego Lata z radiem. Kiedy wreszcie nadszedł już kres wyprawy, ogarnąłem po sobie stanowisko ,biorę się za siatkę i chce ją wysypywać (znaczy się te ryby) do wody......i się zaczęło.Piekło na ziemi , płotki i leszcze są pyszne i zdrowe i trzeba je jeść,pozwolenie i paliwo musi się zwrócić ,o sprzęcie nie wspomnę. Kurde gdyby tego było 2-3 kilo to bym nawet nic nie powiedział,ale tego było co najmniej 10kg. No chuj pomyślałem,zapieprzy całą zamrażalkę to już nic do końca sezonu nie weźmie. Piękny widok był po powrocie, jak cały wieczór siedział galon na balkoniku 1x1,5m i ze swoją żoną obierali te pizduny heheheh ,w duszy sobie tylko myślałem :"dobrze ci stary pierdzielu". Nie minęły 3 dni i kolejna integracja mu się zamarzyła ,pomyślałem że pojadę,ale nie wezmę siatki,nie będę nęcił ,generalnie ograniczę szansę złowienia ryby........ Po 3 wrzuconych rybach z powrotem do wody ,awantura i po minucie mam już siatkę powieszoną (stary pierdziel miał dwie,bo jak się okazało "przezorny zawsze ubezpieczony" :huh: )i nakaz wrzucania ryb do niej.Ok do siatki trafiała maksymalnie co trzecia ryba bo "miałem tego dnia słabe oko". I znów scena na koniec łowienia ,ale wtedy sie nie dałem i ryby wypuściłem,on swoje oskrobał i........zaniósł sąsiadce "bo to dobra kobita jest". Nigdy więcej już z nim ryby nie pojechałem a temat ryb został oficjalnie zabroniony przez jego żonę bo doszło do momentu że już mieliśmy się za siebie brać :lol: Beton jest beton :wacko:

Share this post


Link to post
Share on other sites
A niech będzie trochę prowokacyjnie, może...
Sam ryb generalnie nie jadam (bez związku z wedkarstwem, po prostu nie lubię ich smaku) a złowione wypuszczam, generalnie, ale nie widzę problemu jak raz na jakiś czas rybkę dla kogoś chętnego (rodzina-kolezenstwo) się zabierze. Oczywiście wymiar, poza okresem itp.
Ortodoksyjne wypuszczanie tj. wszystkiego,zawsze i wszędzie jest chyba nierozsądne. Np. głęboko zahaczona, długo holowana, wyciagnięta z głębokości czy w upał z zimnej wody. Wszystko musi być w ramach rozsądku bo twierdzenie , że "może przeżyje", gdy "może" graniczy z cudem, trąci znecaniem nad pokonanym przeciwnikiem
Oczywiście takich fiutow jak - pełna zamrażarka z wyjazdu lub 10 cm płotki "dla kota" w ilości 5 kilo trzeba tępič na potęgę.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Michał na ciężkie przypadki nie ma lekarstwa a  szkoda zachodu i Twojego czasu ;)

Ja już mam własne kryteria ,którymi się posługuje.

Nie zabieram na rybki ani na pontonik nikogo komu nie moge moge zaufać :angry:  ani nie jestem pewien  ;)

Fotkami rybek się nie chwale :P

Share this post


Link to post
Share on other sites

A niech będzie trochę prowokacyjnie, może...
Sam ryb generalnie nie jadam (bez związku z wedkarstwem, po prostu nie lubię ich smaku) a złowione wypuszczam, generalnie, ale nie widzę problemu jak raz na jakiś czas rybkę dla kogoś chętnego (rodzina-kolezenstwo) się zabierze. Oczywiście wymiar, poza okresem itp.
Ortodoksyjne wypuszczanie tj. wszystkiego,zawsze i wszędzie jest chyba nierozsądne. Np. głęboko zahaczona, długo holowana, wyciagnięta z głębokości czy w upał z zimnej wody. Wszystko musi być w ramach rozsądku bo twierdzenie , że "może przeżyje", gdy "może" graniczy z cudem, trąci znecaniem nad pokonanym przeciwnikiem
Oczywiście takich fiutow jak - pełna zamrażarka z wyjazdu lub 10 cm płotki "dla kota" w ilości 5 kilo trzeba tępič na potęgę.

Ja się z Tobą w 100%, nie wiem, co w Twoim poście mogło być prowokacyjnego...

C&R nie polega na bezmyślnym wypuszczaniu każdej złapanej ryby, bez względu na jej stan, C&R powinno służyć zachowaniu równowagi i zasobności rybostanu naszych wód.

Edited by mateusz998

Share this post


Link to post
Share on other sites

Łukaszu trzeba było temu "niedoszłemu teściowi" samych okoni nałapać....Ja tak swoją obecną małżonkę przekonałem i mi już nie marudzi, nawet jak jej czasem jakieś foto z fajnym rybem pokażę :lol:

Share this post


Link to post
Share on other sites

Obecnie wielu wikarzy polubiło określenie Catch & release za każdym razem jak czytam coś o C&R to mam wrażenie, że wiele osób odnoszących się do tego określenia nie przeczytało chociażby raz tych wytycznych (nie wspomnę o ich zrozumieniu)

wytyczne te obejmują bardzo szerokie spektrum tj. Techniki wędkowania, Lądowanie ryb, Przetrzymywanie oraz fotografowanie złowionych ryb, Odhaczanie ryby, Dekompresja, Przywracanie sprawności ryby

jak najbardziej zachęcam do ich zgłębiania i przestrzegania.

 

W moim przekonaniu to o czym toczy się tu dyskusja niewiele ma wiele wspólnego z tymi zasadami. Przytoczone opisy w większości przypadków przekraczają granice zdrowego wędkarskiego rozsądku.

Edited by @Wojti

Share this post


Link to post
Share on other sites

Mam kumpla, który również beretował wszystko co miało wymiar. Jednak przeciągnąłem go na dobrą stronę mocy ;) Więc są i ludzie reformowalni.

A co do samego C&R, szlag jasny mnie trafia i krew nagła zalewa gdy widzę to w wykonaniu niektórych buraków. Dosyć często widuję wykonanie tego przez zamaszysty rzut rybą o taflę wody :wacko: nosz ku*wa mać.

Osobiście jeżeli jest taka możliwość uwalaniam rybę jeszcze w wodzie, bez brania jej do ręki i robienia tysiąca niepotrzebnych zdjęć. A głupotą dla mnie jest jak ktoś nałowi się boleni/sandaczy/szczupaczków +/- 5cm od wymiaru, każdemu strzela fotę i wrzuca to na forum lub fejsa. To chyba taki sposób na pokazanie jakim to ja jestem zajebistym wędkarzem, bo tyle nałowiłem. Sam obecnie sięgam po aparat raczej w celu sfotografowania czegoś, co jest już na prawdę wartego pokazania :D

A klasyfikacja zabrać czy wypuścić jest prosta: krew się leje jak ze świniaka, uszkodzone skrzela, po ocucaniu nie ma siły odpłynąć  - humanitarnie uśmiercam, nie poprzez roztrzaskanie o kamień/nabrzeże co jest często praktykowane z sandaczami w Szczecinie. W przeciwnym wypadku ryba zawsze wraca do wody, sam nie jem ryb a sąsiadów nie będę dokarmiał :lol:

Edited by Matiz992

Share this post


Link to post
Share on other sites

Ja ze swoimi znajomymi / rodziną na te tematu już wolę nie rozmawiać bo zwykle wychodzi z tego niepotrzebna wymiana zdań...niektórzy są niereformowali.A co do samego C&R to jestem za ale nie do przesady , jak już ktoś to wspomniał to c&r to nie tylko bezmyślne wypuszczanie ryb ale również całokształt obchodzenia się z rybą.  

Share this post


Link to post
Share on other sites

No tak w Szczecinie jakieś 95% złowionych sandaczy, bez względu na to czy mają wymiar czy nie, musi przejść to co na tym filmiku: http://www.youtube.com/watch?v=QoVEjLPSKMg Jeżeli nie mają wymiaru, to są z całej siły wyrzucane z metrowego nabrzeża albo co gorsza kopane w kierunku wody jak piłka.

A i tak nie wszystkie niewymiary są wypuszczane...

Share this post


Link to post
Share on other sites

hmmm prowokacyjnie powiadacie...lubie to.

Nie zabieram ryb.... bo mi się nie chce. Zeżarłem w życiu dużo ryb. Wymiarowe, nie wymiarowe, Komplety potoków po 28. Tak mierzyłem, że zawsze miał 30. Jadłem bo tak się przecież robiło. Norma. Ewolucja w mojej głowie była stopniowa. Co przynosiłem rybe w wiadrze to matula mówiła. ZabieraJ toto bo mi szkoda tej ryby. I po którymś razie małolata sumienie ugryzło. Potem jak przyniosłem leszcza 62, obrałem, usmażyłem i się popsuło kilka dzwonów powiedziałem dość. Kupta se pange. Chyba jeszcze wtedy pang nie było al. co tam. Na przekór rodzinie jako bunt małolata zacząłem wypuszczać niektóre ryby. Jak się okazało, że to wkurza strasznie bolków na brzegu to robiłem to celowo. Nie miałem we łbie c&r czy innych dziwnych nazw tylko  chęć buntu i robienia na przekór. I tak powoli się to rozrastało. Ostatnie były sandacze. Miałem butelke po browarze którym tłukłem w łeb ryby 50-60cm. rzadko je łowiłem tak wiec każdy szedł do frytek. Potem zauważyłem że mi się nie chce zabierać ryb z lenistwa. Kurna jade 300km łowie kilkanaście godzin, wracam sikając już redbullem&latte&espresso, ze trzy razy podsypiając mikrosnem na prostych i jeszcze rozpakunek i pieprzenie się z denatem. Ręce jebią rybą nawet po kąpieli, jedę do mojej Kobiety ( o kurna za dwa tyg ŻONY upsssss) a ona mówi ale śmierdzisz. To nic stwierdzam - mam trofeum . o tej porze nie jem. I jeb kolacja z sandacza prysła. następnego dnia znowu koszmar wraca. denat w lodówce. Ble dość. Tak więc podłoże kecz i rilas jest różne. Gdzie tam była mi we  łbie świadomość przenoszenia genów i podtrzymania zdrowej populacji. Grochem o ścianę. dziś ewoluowałem do nie zabierania ryb. Nie widze w tym sensu. same kłopoty z tym są. Zabijanie dużych sztuk to zbrodnia. Jak widze suma na dywanie na haku czy w wannie to mi się chce z głupoty śmiać. Celowo pisze suma bo to brzydkie, tłuste i obślizgłe zwierze. ile taki łowca musi użyć siły i samozaparcia by wewlec toto cielsko po schodach do bloku, wrzucić do wanny. Żona wyrżnie orła jak tam wejdzie. Dzieci zrobią se ślizgawkę. Smażąc będzie jebał cały pion a efekt steka z zimniokami będzie można w sraczu spuścić bo chyba smakowo tam się nadaje. Kontempluję się głupotą i determiacją takiego ciołka bohatera swojego domu. Taka osoba nie zrozumie ze zabiła cenne geny. Ze ztej ryby można zrobić cenną gałąź gospodarki turystycznej. Dawno stwierdziłem ze sprzedaż ryby za kg jej mięsa to najtańsza forma sprzedaży. Nad ebro szybko wyczuli o co kaman i trzepią kasiorę. Wisła jest królową i daję gwarancję, że po tygodniu nad nią taki gość zza granicy nie pojedzie nigdy gdzie indziej na sumy. No ale kupa jest najważniejsza.... Co do nowych adeptów wędkarstwa podchodzę szorstko i mówię. Drzwi się zamyka, dupę wyciera a ryby wypuszcza. Zrozumiano??? nie ? to wróć za rok. Z reguły wracają po kilku dniach i mówią dobra. Lekki przymus na początku owocuje i po pewnym czasie zmienia się w świadome podejście. W międzyczasie tłumaczę te geny i  inne bajery, że trzeba dawać przykład, że niczym  nie różniłby się od tamtego bolka i pokazuję na chybił/trafił palcem na pierwszego gościa. Dociera do głowy i jestem dumny z moich wychowanków. Przerabiałem ten sposób nauki już i skutkuje. Rodzina już nie pyta o ryby.Nawroty mięsiarstwa wracają jak alkoholizm. Pojechałem na lód. 44 leszczyki 30-38cm. Zatłukłem wszystkie. rozdam znajomym jak prawdziwy wendkorz. przekroczyłem limit ze dwa razy. a z 10 przystanków po drodze do auta. już wtedy byłem zły. wcześniej wysypałem je na snieg i zrobiłem MMSa tej mogiły zbiorowej. Wyślij do kilku osób. Dorcia odpisuje pierwsza -DEBIL!!! czułem ze dałem dupy. Wali w aucie jak w toitoiu. Zostawiłem kilka sobie. Rozdałem reszte. Kolega dzwoni ze obiera. I mówi że tu jest coś białego. To mleczyk twierdze. przecież jedliśmy kotleciki tydzień temu i były pycha. ( bo wcześniej ja dostałem kilka szt) aha, mleczyk. okej. nara. Mija godzina dzwoni. Kurwa debilu twój mleczyk rozciągnął się na 80cm z dupy leszcza. Debilu to tasiemiec!!!! okur..... Dzwonie do teścia bo dostał kilka. Panie Leszku jadł pan leszcze?! Tak właśnie skończyliśmy.... ( O kur ja pier!!!!!!!!!!!!!) yyyyyy eeeeeeyyy. a co??? nic nic dobre były??? tak ale trochę ościste... aha to do zobaczenia..... za łeb się złapałem. Ale ponoć mój znajomy mięsiarz stwierdził ze to jest nie uzbrojony tasiemiec i nie szkodzi ludziom :-)  i ponoć pyta po nim stoi dobrze... hmmmm nie stwierdziłem ale niech szlag trafi to przeklęte mięsiarstwo....

Share this post


Link to post
Share on other sites

Przestałem się napinać,tłumaczyć,przekonywać,prosić,błagać..czułem jakbym sikał pod wiatr! Wzbudzałem w najlepszym wypadku uśmiechy politowania,jakbym mówił w jakimś mandaryńskim dialekcie. Liczą się słoiki na zimę,kotlety rybne,zagrycha,itd,itd. Tyle się nawalczyłem że,koledzy z mojej firmy stwierdzili,właściwie po co wędkować w Szwecji jak można siatę postawić i efekty murowane! I zaczęły się,ochy,i achy,jak to po nocce siaty z wody wyciągnąć nie idzie,obrazowe opisy miętusów po 4 kg,sandaczy 90+,itd :( i bulwers pewnego ranka że,jakiś pi......ny Svenson im siatę za....bał!!! W kraju to samo,Odra,Bóbr,Kwisa,co złapane to do wora!!! A @Wojti pisze o zasadach...niech co 5-tą wypuszczają,to już będzie progres! Pewnie nie jeden z nas czuł,czuje się,lub będzie się czuł jak Don Kichot podczas szarży na wiatraki...

Share this post


Link to post
Share on other sites

Stylistycznie słabo, ale poza tym SUPER!!!!!

Mowa o tym poniżej. Bo w międzyczasie doszedł nowy post.

Edited by godski

Share this post


Link to post
Share on other sites

hmmm prowokacyjnie powiadacie...lubie to.

Nie zabieram ryb.... bo mi się nie chce. Zeżarłem w życiu dużo ryb. Wymiarowe, nie wymiarowe, Komplety potoków po 28. Tak mierzyłem, że zawsze miał 30. Jadłem bo tak się przecież robiło. Norma. Ewolucja w mojej głowie była stopniowa. Co przynosiłem rybe w wiadrze to matula mówiła. ZabieraJ toto bo mi szkoda tej ryby. I po którymś razie małolata sumienie ugryzło. Potem jak przyniosłem leszcza 62, obrałem, usmażyłem i się popsuło kilka dzwonów powiedziałem dość. Kupta se pange. Chyba jeszcze wtedy pang nie było al. co tam. Na przekór rodzinie jako bunt małolata zacząłem wypuszczać niektóre ryby. Jak się okazało, że to wkurza strasznie bolków na brzegu to robiłem to celowo. Nie miałem we łbie c&r czy innych dziwnych nazw tylko  chęć buntu i robienia na przekór. I tak powoli się to rozrastało. Ostatnie były sandacze. Miałem butelke po browarze którym tłukłem w łeb ryby 50-60cm. rzadko je łowiłem tak wiec każdy szedł do frytek. Potem zauważyłem że mi się nie chce zabierać ryb z lenistwa. Kurna jade 300km łowie kilkanaście godzin, wracam sikając już redbullem&latte&espresso, ze trzy razy podsypiając mikrosnem na prostych i jeszcze rozpakunek i pieprzenie się z denatem. Ręce jebią rybą nawet po kąpieli, jedę do mojej Kobiety ( o kurna za dwa tyg ŻONY upsssss) a ona mówi ale śmierdzisz. To nic stwierdzam - mam trofeum . o tej porze nie jem. I jeb kolacja z sandacza prysła. następnego dnia znowu koszmar wraca. denat w lodówce. Ble dość. Tak więc podłoże kecz i rilas jest różne. Gdzie tam była mi we  łbie świadomość przenoszenia genów i podtrzymania zdrowej populacji. Grochem o ścianę. dziś ewoluowałem do nie zabierania ryb. Nie widze w tym sensu. same kłopoty z tym są. Zabijanie dużych sztuk to zbrodnia. Jak widze suma na dywanie na haku czy w wannie to mi się chce z głupoty śmiać. Celowo pisze suma bo to brzydkie, tłuste i obślizgłe zwierze. ile taki łowca musi użyć siły i samozaparcia by wewlec toto cielsko po schodach do bloku, wrzucić do wanny. Żona wyrżnie orła jak tam wejdzie. Dzieci zrobią se ślizgawkę. Smażąc będzie jebał cały pion a efekt steka z zimniokami będzie można w sraczu spuścić bo chyba smakowo tam się nadaje. Kontempluję się głupotą i determiacją takiego ciołka bohatera swojego domu. Taka osoba nie zrozumie ze zabiła cenne geny. Ze ztej ryby można zrobić cenną gałąź gospodarki turystycznej. Dawno stwierdziłem ze sprzedaż ryby za kg jej mięsa to najtańsza forma sprzedaży. Nad ebro szybko wyczuli o co kaman i trzepią kasiorę. Wisła jest królową i daję gwarancję, że po tygodniu nad nią taki gość zza granicy nie pojedzie nigdy gdzie indziej na sumy. No ale kupa jest najważniejsza.... Co do nowych adeptów wędkarstwa podchodzę szorstko i mówię. Drzwi się zamyka, dupę wyciera a ryby wypuszcza. Zrozumiano??? nie ? to wróć za rok. Z reguły wracają po kilku dniach i mówią dobra. Lekki przymus na początku owocuje i po pewnym czasie zmienia się w świadome podejście. W międzyczasie tłumaczę te geny i  inne bajery, że trzeba dawać przykład, że niczym  nie różniłby się od tamtego bolka i pokazuję na chybił/trafił palcem na pierwszego gościa. Dociera do głowy i jestem dumny z moich wychowanków. Przerabiałem ten sposób nauki już i skutkuje. Rodzina już nie pyta o ryby.Nawroty mięsiarstwa wracają jak alkoholizm. Pojechałem na lód. 44 leszczyki 30-38cm. Zatłukłem wszystkie. rozdam znajomym jak prawdziwy wendkorz. przekroczyłem limit ze dwa razy. a z 10 przystanków po drodze do auta. już wtedy byłem zły. wcześniej wysypałem je na snieg i zrobiłem MMSa tej mogiły zbiorowej. Wyślij do kilku osób. Dorcia odpisuje pierwsza -DEBIL!!! czułem ze dałem dupy. Wali w aucie jak w toitoiu. Zostawiłem kilka sobie. Rozdałem reszte. Kolega dzwoni ze obiera. I mówi że tu jest coś białego. To mleczyk twierdze. przecież jedliśmy kotleciki tydzień temu i były pycha. ( bo wcześniej ja dostałem kilka szt) aha, mleczyk. okej. nara. Mija godzina dzwoni. Kurwa debilu twój mleczyk rozciągnął się na 80cm z dupy leszcza. Debilu to tasiemiec!!!! okur..... Dzwonie do teścia bo dostał kilka. Panie Leszku jadł pan leszcze?! Tak właśnie skończyliśmy.... ( O kur ja pier!!!!!!!!!!!!!) yyyyyy eeeeeeyyy. a co??? nic nic dobre były??? tak ale trochę ościste... aha to do zobaczenia..... za łeb się złapałem. Ale ponoć mój znajomy mięsiarz stwierdził ze to jest nie uzbrojony tasiemiec i nie szkodzi ludziom :-)  i ponoć pyta po nim stoi dobrze... hmmmm nie stwierdziłem ale niech szlag trafi to przeklęte mięsiarstwo....

Share this post


Link to post
Share on other sites

A Cię Krzysiu wzięło na pisanie :P  :lol:  :lol:  :lol:

Edited by Karol Krause

Share this post


Link to post
Share on other sites

Każda kapitulacja jest do d... Tłumaczyć , przekonywać..i jeszcze raz i jeszcze...kropla drąży skałę.... I na forum jak ktoś nowy trupa pokaże, nie skakać i deptać mu klaty(co jest nagminne) tylko grzecznie wytłumaczyc, ze mamy inne zasady( i dlaczego) i zapraszamy na wspólne wędkowanie, aby zobaczył jak fajnie jest rybę wypuścić i jak to dobrze, bezstresowo dla niej zrobić. Skutek edukacyjny bedzie na pewno lepszy. Opierdzielony  - zamknie się w sobie i "wypisze sie" ! Cierpliwości ! 

U.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Bardzo dobrze ujęte. Świetny, mądry tekst.

 

Spokojnej nocy dla wszystkich!

 

 

hmmm prowokacyjnie powiadacie...lubie to.

Nie zabieram ryb.... bo mi się nie chce. Zeżarłem w życiu dużo ryb. Wymiarowe, nie wymiarowe, Komplety potoków po 28. Tak mierzyłem, że zawsze miał 30. Jadłem bo tak się przecież robiło. Norma. Ewolucja w mojej głowie była stopniowa. Co przynosiłem rybe w wiadrze to matula mówiła. ZabieraJ toto bo mi szkoda tej ryby. I po którymś razie małolata sumienie ugryzło. Potem jak przyniosłem leszcza 62, obrałem, usmażyłem i się popsuło kilka dzwonów powiedziałem dość. Kupta se pange. Chyba jeszcze wtedy pang nie było al. co tam. Na przekór rodzinie jako bunt małolata zacząłem wypuszczać niektóre ryby. Jak się okazało, że to wkurza strasznie bolków na brzegu to robiłem to celowo. Nie miałem we łbie c&r czy innych dziwnych nazw tylko  chęć buntu i robienia na przekór. I tak powoli się to rozrastało. Ostatnie były sandacze. Miałem butelke po browarze którym tłukłem w łeb ryby 50-60cm. rzadko je łowiłem tak wiec każdy szedł do frytek. Potem zauważyłem że mi się nie chce zabierać ryb z lenistwa. Kurna jade 300km łowie kilkanaście godzin, wracam sikając już redbullem&latte&espresso, ze trzy razy podsypiając mikrosnem na prostych i jeszcze rozpakunek i pieprzenie się z denatem. Ręce jebią rybą nawet po kąpieli, jedę do mojej Kobiety ( o kurna za dwa tyg ŻONY upsssss) a ona mówi ale śmierdzisz. To nic stwierdzam - mam trofeum . o tej porze nie jem. I jeb kolacja z sandacza prysła. następnego dnia znowu koszmar wraca. denat w lodówce. Ble dość. Tak więc podłoże kecz i rilas jest różne. Gdzie tam była mi we  łbie świadomość przenoszenia genów i podtrzymania zdrowej populacji. Grochem o ścianę. dziś ewoluowałem do nie zabierania ryb. Nie widze w tym sensu. same kłopoty z tym są. Zabijanie dużych sztuk to zbrodnia. Jak widze suma na dywanie na haku czy w wannie to mi się chce z głupoty śmiać. Celowo pisze suma bo to brzydkie, tłuste i obślizgłe zwierze. ile taki łowca musi użyć siły i samozaparcia by wewlec toto cielsko po schodach do bloku, wrzucić do wanny. Żona wyrżnie orła jak tam wejdzie. Dzieci zrobią se ślizgawkę. Smażąc będzie jebał cały pion a efekt steka z zimniokami będzie można w sraczu spuścić bo chyba smakowo tam się nadaje. Kontempluję się głupotą i determiacją takiego ciołka bohatera swojego domu. Taka osoba nie zrozumie ze zabiła cenne geny. Ze ztej ryby można zrobić cenną gałąź gospodarki turystycznej. Dawno stwierdziłem ze sprzedaż ryby za kg jej mięsa to najtańsza forma sprzedaży. Nad ebro szybko wyczuli o co kaman i trzepią kasiorę. Wisła jest królową i daję gwarancję, że po tygodniu nad nią taki gość zza granicy nie pojedzie nigdy gdzie indziej na sumy. No ale kupa jest najważniejsza.... Co do nowych adeptów wędkarstwa podchodzę szorstko i mówię. Drzwi się zamyka, dupę wyciera a ryby wypuszcza. Zrozumiano??? nie ? to wróć za rok. Z reguły wracają po kilku dniach i mówią dobra. Lekki przymus na początku owocuje i po pewnym czasie zmienia się w świadome podejście. W międzyczasie tłumaczę te geny i  inne bajery, że trzeba dawać przykład, że niczym  nie różniłby się od tamtego bolka i pokazuję na chybił/trafił palcem na pierwszego gościa. Dociera do głowy i jestem dumny z moich wychowanków. Przerabiałem ten sposób nauki już i skutkuje. Rodzina już nie pyta o ryby.Nawroty mięsiarstwa wracają jak alkoholizm. Pojechałem na lód. 44 leszczyki 30-38cm. Zatłukłem wszystkie. rozdam znajomym jak prawdziwy wendkorz. przekroczyłem limit ze dwa razy. a z 10 przystanków po drodze do auta. już wtedy byłem zły. wcześniej wysypałem je na snieg i zrobiłem MMSa tej mogiły zbiorowej. Wyślij do kilku osób. Dorcia odpisuje pierwsza -DEBIL!!! czułem ze dałem dupy. Wali w aucie jak w toitoiu. Zostawiłem kilka sobie. Rozdałem reszte. Kolega dzwoni ze obiera. I mówi że tu jest coś białego. To mleczyk twierdze. przecież jedliśmy kotleciki tydzień temu i były pycha. ( bo wcześniej ja dostałem kilka szt) aha, mleczyk. okej. nara. Mija godzina dzwoni. Kurwa debilu twój mleczyk rozciągnął się na 80cm z dupy leszcza. Debilu to tasiemiec!!!! okur..... Dzwonie do teścia bo dostał kilka. Panie Leszku jadł pan leszcze?! Tak właśnie skończyliśmy.... ( O kur ja pier!!!!!!!!!!!!!) yyyyyy eeeeeeyyy. a co??? nic nic dobre były??? tak ale trochę ościste... aha to do zobaczenia..... za łeb się złapałem. Ale ponoć mój znajomy mięsiarz stwierdził ze to jest nie uzbrojony tasiemiec i nie szkodzi ludziom :-)  i ponoć pyta po nim stoi dobrze... hmmmm nie stwierdziłem ale niech szlag trafi to przeklęte mięsiarstwo....

Share this post


Link to post
Share on other sites

Ludziska zezrą wszystko. Jedni z powodu braku kasy na jedzenie, inni z oszczędności. Tydzień temu, szwagier policjant był na doprowadzeniu do sądu kolesia mieszkającego nad rzeką. Ładny dom, przed domem samochód. Koleś szamał rosółek co mu matula nawarzyła. Jeszcze mięsko do radiowozu chciał zabrać. Szwagra częstował, mówi:

- Panie spróbuj, dobre świerze mięsko. Nie jadłeś takiego.

- A z czego?

- Z  bociana.

Edited by spy

Share this post


Link to post
Share on other sites

A jaj uwielbiam dyskusje z przeciwnikami C&R. Zwłaszcza ich argumentację, która wielokrotnie sprawia, że popadam w zadumę i trwam w niej czas jakiś. Do chwili, kiedy nie przypomnę sobie pewnego powiedzenia Albercika Einsteina: "Są dwie rzeczy nieskończone, wszechświat i ludzka głupota. Przy czym jeśli chodzi o wszechświat, to mogę się mylić..."

Argumenty przeciwników C&R trącą filozofią, etyką, mistycyzmem, odwołaniem do genotypu człowieka i podpierane są najczęściej "naukowymi" dowodami z gatunku, który na własny użytek nazwałem "biological fiction" aby nie mylić z fantastyką naukową... bo z nauką niewiele mają wspólnego. Otóż wśród tych argumentów jak mantra powtarzane są określenia typu sadyzm, zboczenie, męczarnia. Udowadniane jest, że wśród skomplikowanego łańcucha DNA człowieka znajdują się "geny łowcy", to odwieczny pęd do zdobycia pożywienia, który nakazuje, że białko zwierzęce zacięte w wodzie musi zmienić środowisko. Wreszcie dochodzimy do ostatecznych argumentów, że zdecydowana większość ryb (o ile nie wszystkie) padają po wypuszczeniu. Tu podpierają się najczęściej jakimiś danymi, których nikt, nigdy i nigdzie nie widział, a jeśli widział i odczytuje z nich zgoła coś innego to przekazywane i przeinaczane są na własny użytek. 

Na te pseudo naukowe wywody argument jest jeden. Cały cywilizowany świat posiada okresy i wymiary ochronne dla ryb oraz limity. Opracowywali to naukowcy. Co zrobić z rybą niewymiarową, złowioną w okresie albo ponad limit? Tą rybę się WYPUSZCZA. Po co byłoby to robić gdyby każda złowiona ryba padała? 

Świat według mięsiarza jest prosty. Ryby są po to aby je łowić, zjeść, oddać, a nawet wyrzucić. Ale przytaszczyć wór rybek. Dlaczego nie ma ryb? Bo kłusownictwo, bo kormorany, bo zanieczyszczenia i wreszcie najważniejsze ZA MAŁE ZARYBIENIA. Ryb nie ma, bo są zeżarte przez wędkarzy to bzdura! Wędkarze odławiają ułamek procenta...

Pamiętam San z okresu przed pierwszymi mistrzostwami świata, które odbyły się w 1985 roku. I pamiętam ten sam San z 1988 roku i późniejszych. Nie sposób opisać ile tam było ryb. Widziałem wędzarnie nad wodą i ekipy, które trzaskały komplet lipieni (5 sztuk wtedy) na brzeg, i znów w wodę. Bodaj w 1987 roku wprowadzono rejestry połowów. Trzeba było mieć rejestr i od razu w wodzie wpisywać każdą złowioną i zabraną rybę. Były też kontrole i to częste, ale w promieniu 200 km od Leska nie kupiło się ścieralnego długopisu... Widziałem "trójki wędkarskie" zajmujące się odławianiem świnek. Gość na przedzie rzucał kulkę zanętową, w środku łowił ciężką ósemką Germiny, zacinał rybę, sprowadzał i trzeci, poniżej podbierał. Potem następowała zmiana. I widziałem efekty tych łowów jak wynosili z wody worek po nawozach ryb. Sanu nie skasowały ani kormorany, ani kłusownicy sensu stricto, bo byli to kłusownicy z wędkami. Tą rzekę skasowali wędkarze w ciągu trzech lat. Przykre, że w dużej, a właściwie przeważającej części byli to muszkarze...

Osobiście nie mam pretensji do dziadziusia siedzącego nad jakąś wodą, nawet pstrągową, który w dołku łowi jakieś płoteczki czy jelczyki. Nawet jak mu się czasem pstrąg przyczepi tragedii nie ma. Nie mam pretensji do młodego chłopaka, który złapie swojego największego pstrąga, szczupaka czy sandacza i da mu w łeb żeby pochwalić się rodzinie, dziewczynie czy znajomym. Nie mogę zaś patrzyć na gości, którzy podjeżdżają autem za 200 tysięcy, obładowani sprzętem za drugie tyle, odpiją nad wodą "łiskacza" za "tauzena" po czym przytaszczą z wody naście lipionków po dwadzieściakilka centymetrów.   

Share this post


Link to post
Share on other sites

Problemem są ludzie, którzy zabierają ryby nie aby sobie rybę zjeść ale rybami pojeść. Czy nie można spędzić na rybach nawet całego tygodnia a zabrać do domu jednego sandacza, przyrządzić go, zrobić pyszną kolację i dać każdemu spróbować? Po troszku? Jak cywilizowany człowiek? Raz na jakiś czas? Starsze pokolenie,wychowane podczas wojny lub w głębokim PRL musi najadać się na zapas. tego się nie zmieni. Na ryby z beczką, na grzyby z wiadrami, na jagody z bańką 10litrów. Byle zdążyć przed innymi. Byle się nie zmarnowało.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Problemem są ludzie, którzy zabierają ryby nie aby sobie rybę zjeść ale rybami pojeść. Czy nie można spędzić na rybach nawet całego tygodnia a zabrać do domu jednego sandacza, przyrządzić go, zrobić pyszną kolację i dać każdemu spróbować? Po troszku? Jak cywilizowany człowiek? Raz na jakiś czas? Starsze pokolenie,wychowane podczas wojny lub w głębokim PRL musi najadać się na zapas. tego się nie zmieni. Na ryby z beczką, na grzyby z wiadrami, na jagody z bańką 10litrów. Byle zdążyć przed innymi. Byle się nie zmarnowało.

 

Super podsumowanie i tu chyba nie da się bardziej rozwinąć tej myśli. Jeszcze zapomniałeś o rybach dla znajomych, na kotlety, dla kota itd.  B)

Musi zmienić się mentalność ludzi, starsze pokolenie wszystko je, dla nich nie do pomyślenia jest niezabranie ryby z łowiska. Ostatnio podczas wyprawy na szczupakowe eldoraro, nazwać już je można spokojnie rzezią szczupaków spotkałem jednego panicza, nazwę go Januszem. 

 

Popeye: Jak tam ryba

Janusz: Jeden szczupak

Popeye: I co, w łeb ?

Janusz: 2kg takich to się nie wypuszcza

Share this post


Link to post
Share on other sites

Byl czas, ze i ja pisalem na ten temat...no coz, kontynuujcie...

Mnie juz na mysl taki cytat z Potopu przychodzi - "...zabiliscie swinie w rynku, ktora złom granatu w zywot ugodzil..strzelajcie jeszzce z tydzien to moze ustrzelicie druga..."

 

Gumo

Share this post


Link to post
Share on other sites

Byl czas, ze i ja pisalem na ten temat...no coz, kontynuujcie...

Mnie juz na mysl taki cytat z Potopu przychodzi - "...zabiliscie swinie w rynku, ktora złom granatu w zywot ugodzil..strzelajcie jeszzce z tydzien to moze ustrzelicie druga..."

 

Gumo

A iiić Gumo.... Oblężenie Zamościa nie jest zupełnie adekwatne. Należy zmienić regulamin, ograniczyć limity, zwiększyć wymiary, dołożyć wymiar górny ( wiadomo, duża ryba ma duże możliwości rozrodcze ) a na niektórych wodach ( czytaj: większości ) zakazać zabierania złowionych ryb. Do tego wysokie kary, w tym sądowe i skuteczna ich egzekucja. Wtedy mentalność zmieni się baaardzo szybko, nawet u przedwojennych dziadków.

Dzisiaj siedziałem z siedem godzin na rybach. Wykonałem dwa miliony rzutów, przetrolowałem całe 120 Ah, tak że ostatni kilometr dawałem z krzyża a bardzo tego nie lubię. Słońce beret mi spiekło i prawą nogę. Efekt: dwa tycie okonki. Ktoś powie: nie umiesz łowić, pacanie. Odpowiem: być może, być może...

Share this post


Link to post
Share on other sites

Moim zdaniem tylko i wyłącznie nieuchronność wysokiej kary za złamanie przepisów, które będą mocno zaostrzone, inaczej nie da rady zmienić myślenia. Będzie tto co prawda myślenie wymuszone, ale może wrośnie w głowę z czasem...

pozdrówka

Paweł

Share this post


Link to post
Share on other sites
Guest
This topic is now closed to further replies.

×
×
  • Create New...