BARENZ 567 Report post Posted November 19, 2015 Dajesz, dajesz Robert :) Share this post Link to post Share on other sites
joker 5,503 Report post Posted November 20, 2015 Część II – Jaź wędrowniczek. Każdy z nas ma wbudowany pewien mechanizm, który jest motorem wszystkich działań. Moim jest wrodzona ciekawość, która z biegiem lat nigdzie sobie nie odeszła. Zachowałem w sobie tą ciekawość dziecka, o której mówił Albert Einstein. Dzięki niej schodzę z utartych szlaków i zmierzam dzikimi ścieżkami nad wodą i „warsztacie”. Z jaziami zaczęło się tak, posłuchajcie… Był luty, czas ferii, ostatnich w podstawówce. Razem z bratem i jego kolegą pojechaliśmy PKS-em na lód , który grubą warstwą pokrywał jezioro Soczewka. Od przystanku szliśmy drogą obok kościoła. Mijając cmentarz wyjątkowo ponury o tej porze roku odwróciłem głowę na szklące się oblodzone poletko. Na jego skraju podniosła się sylwetka mężczyzny w grubej kapocie. Przykucnął na nasz widok. Poza mną nikt go nie zauważył. Odeszliśmy kilka kroków i ponownie odwróciłem głowę. Mężczyzna znikał w pośpiechu za murem cmentarza z długim wędziskiem. Na jeziorze polowaliśmy na leszcze, dokładnie mój brat i jego znajomy. Ja ćwiczyłem jazgarze na mormyszkę z kawałkiem gnojaka. Ich połów także nie był ciekawy, ledwie dwa chlapaki nie większe od dłoni. Siarczysty mróz szybko zgonił nas z łowiska. Przeręble wybite pierzchnią zamarzały błyskawicznie. Nazajutrz znów jechałem PKS-em do Soczewki, sam, uzbrojony w teleskop Sona 3,15m i kilka gnojaków. Poszedłem tą samą drogą. Doszedłem do mostu przed lasem, pod nim żwawo pędziła rzeka, czysta, stalowa. Zszedłem nad wodę z drugiej strony. Rozłożyłem teleskop obok krzaka tuż przed ośrodkiem wczasowym „Mazowieckich”. Ustawiłem grunt na 1m i posłałem zestaw na skraj wirującego beła. Po dwóch opłycięciach spławika pomiędzy nurtem a brzegiem zwiększyłem grunt o kolejny metr. Ostatecznie dziura okazała się mieć blisko 3m, a ja usiadłem na śniegu z wrażenia. Rzeka w tym miejscu ma około 7m szerokości, a tu taka bania! Po odessaniu lodu z przelotek poszedłem z nurtem. Mijając kilka krzaków ujrzałem tego samego mężczyznę z wczorajszego dnia. Siedział z wędką w kucki na drugim brzegu za murem cmentarza. Na mój widok wyciągnął zestaw, popatrzył chwilę i puścił niedbale spławik. Minąłem go aby nie łowić zbyt blisko. Zanim zszedłem ze skarpy usłyszałem plusk. Odwróciłem głowę, nieznajomy wspinał się na burtę, nim zniknął błysnęła spora ryba uwięziona w siatce. Tego dnia złowiłem dwa jelce i doszedłem do mostu na drodze do Włocławka. Przez kolejne lata było to moje tajne łowisko z jaziami i kleniami od lutego do kwietnia. Cztery lata później jeździła tam ze mną partnerka życiowa, a wtedy dziewczyna. Ja z wędką, ona z dużym ślusarskim śrubokrętem i pudełkiem, bowiem najlepszą zimową przynętą okazały się pędraki wydłubywane u podstawy suchych pni drzew - duże, tłuste, kremowe z brązowymi głowami. Tymi samymi przynętami łowiłem też jazie na Skrwie Prawej, bo rzeka, o której tu wspominam, to Skrwa Lewa, a ściśle jej ujściowy odcinek pomiędzy jeziorem a Wisłą. Dzisiaj to kanał wyprostowany przez meliorantów, nie głębszy niż 50cm. Kiedy zatrzymacie się na moście przed tablicą Soczewka wyobraźcie sobie, że ten prosty kanał, był rzeką, która tuż za mostem skręcała w prawo do lasu, gdzie teraz jest droga do Rezerwatu Ptaków na Półwyspie Brwileńskim. Po prostu trudno uwierzyć, że kiedyś pędziła tam czysta rzeka pełna jazi, jelców, kiełbi i kleni, a czasem zapchana była płociami, które wpływały na tarło. Przez tamte lata poznałem zwyczaje jazi z małych rzek, co przyspieszyło udane połowy na spinning w późniejszych latach i tym chciałem się z wami podzielić. Zimowe jazie lubią głęboką wodę z równym nurtem. Łowienie ich w lutym na spinning wymaga cierpliwości, dlatego modne ostatnio „groszki” dobrze się do tego nadają. Skuteczniejszy bywa calowy ripper, kopytko lub twister na główce tak dobranej, aby przynęta nie siadała na dno, lecz unosiła się w toni, podobnie łowimy jazie późną jesienią. Najgorszy okres to schodzenie wody pośniegowej. Jeżeli rzeka ma tendencje do rozlewania, to jazie gromadzą się poniżej wewnętrznych mocnych zakrętów, które zwykle są płytsze przez cały rok. Po zejściu „powodziowej” wody, jazie ruszają w górę rzek. Tak jest na Skrwie, Wkrze, czy Bzurze, więc można przyjąć, że na innych podobnych rzekach również. W marcu, jazie z małych rzek kochają burty w towarzystwie drzew. Jeżeli na rzece są wyspy, to zajmują stanowiska na ich napływach i w płytszej odnodze. Dopiero w ciepłych miesiącach stoją w głębszym głównym nurcie z drugiej strony wyspy. Nadal dobre są cienie za wewnętrznymi zakrętami. [attachment=278676:wiosna 018.jpg] [attachment=278675:rzeka 023.jpg] Rycie woblerem po dnie nie ma sensu. Jazie atakują przynęty od dołu, o czym świadczy zapinanie na pierwszej kotwicy. Nie spotkałem się z sytuacją, żeby jaź wyprzedzał przynętę i celowo atakował ją od głowy. Podnoszą się do woblera, a zbiórka objawia się mocnym kopnięciem, które stawia na nogi każdego spinningistę. Właśnie dla tych kopniaków opuszczam ciepłe mieszkanie w zimne przedwiośnie, bo pstrągi o tej porze roku nie dostarczają jeszcze emocji. [attachment=278677:01.01.08 010.jpg] Rzuty nie muszą być długie. Kładę przynętę po skosie w dół i napływam woblerem w potencjalne stanowiska ryb. Wzdłuż brzegu prowadzę wobler wolno z pauzami. Branie może nastąpić tuż pod szczytówką, dlatego nie spieszę się z wyciąganiem przynęty nawet wtedy, gdy pod mną jest płytka woda. Share this post Link to post Share on other sites
joker 5,503 Report post Posted November 20, 2015 (edited) [attachment=278678:20.05.07 001a.jpg] Pełnia słonecznej wiosny zachęca jazie do zajmowania rynien, głębokich dołków na zewnętrznych zakrętach, burt obmywanych przez główny nurt oraz okolice podwodnych wysp, wokół których krąży cofka odbita od brzegu przy ostrych zakrętach. [attachment=278679:20.05.07 007.jpg] Gdzie są jazie w tych stanowiskach? Przede wszystkim na początku tych zagłębień, na napływach. Nawet jeśli stoją w rynnie, to brania zwykle są wtedy, kiedy wobler zmierza ku płytszej wodzie. Dopiero latem w ciągu dnia atakują w rynnach. Na rzece takiej jak Wkra, czy Bzura, gdzie są długie odcinki bez drzew, jazie lubią te prostki gdzie jest wysoka nabrzeżna roślinność. Bardzo często łowi się je tuż przy brzegu nawet na pół metrowej wodzie, o ile nikt przed nami nie szedł :) O tej porze roku łowienie z wachlarza niemal bez skracania żyłki jest bardzo skuteczne. Poza woblerami, wirówki są równie efektywne. Jeśli chodzi o pracę woblera to raczej gęsta, bez lusterka, drobna, żywiołowa bez szerokiego bicia ogonem. Mocniej pracujące wabiki chętniej atakują klenie, dlatego jeżeli łowisz klenie na dany wobler, a w łowisku są jazie, zmień go na inny. Mniej znanymi łowiskami jazi są jeziora. W mojej okolicy są trzy, gdzie obficie te ryby występowały. Dzisiaj to już historia, jednak swoimi i kolegów obserwacjami mogę się podzielić. Jeziorowe jazie lubią trzy rzeczy: głęboką wodę, drzewa i wiatr. Ryby te chętnie gromadzą się blisko brzegu o ile jest tam głęboka woda lub mają ją tuż za plecami, to po pierwsze. Po drugie wybierają te brzegi, gdzie rosną drzewa. Po trzecie, jeśli przez kilka dni wiatr wieje z jednego kierunku, są przy brzegu zawietrznym. Innymi dobrymi stanowiskami jazi są okolice dużych pomostów przed sezonem turystycznym, a w lato o świcie. W kanikułę o świcie można spotkać też jazia na kąpieliskach. Atrakcyjne dla linów kępy grzybienia białego nie przyciągają jazi. Jazie w jeziorach są niezwykle płochliwe. Z pierwszym rzutem nie należy się spieszyć. Jeśli namierzyliśmy stado poczekajmy. Sprawdźmy czy zbierają coś z powierzchni. Gdy zbierają można spróbować łowić na „pacanego”. To może być wobler albo gumka na lekkiej główce, która niczym owad upada lekko na powierzchnię. Jeżeli jazie nie zbierają rzucamy poza ich stanowisko i prowadzimy wobler obok nich. Wprowadzenie przynęty w stojące jazie wywołuje zamieszanie. Nawet jeśli złowimy jedną rybę, to na powrót jazi trzeba będzie dłuuugo czekać. Poza tym wobler lub wirówka prowadzona obok ryb pokarze nam ich reakcję. Mogą być trzy – skierowanie się do przynęty, obojętność lub wycofanie. Jeżeli nie reagują lub oddalają się, zmiana przynęty będzie lepsza niż ponowny rzut tą samą. Łowiąc z łodzi rzuty pod sam brzeg są najlepsze, łowiąc z brzegu najkorzystniej jest rzucać równolegle do nie go, a nie na wodę. Przyłowem w jeziorach są płocie. Wzdręgi nie towarzyszom jaziom, może dlatego, że częściej wybierają słoneczne stanowiska, a jazie niekoniecznie. Złowienie trzech jazi z jednego miejsca jest ogromnym sukcesem. [attachment=278680:jaziowe.JPG] Sprzętowo. Żyłka jest praktyczniejsza od plecionki, 0,16 jest średnicą optymalną. Kij 2,7 – 3m o płynnym ugięciu pod ciężarem ryby. Jazie w jeziorach potrafią zapiąć się za „skórkę”. Wobler 2-4cm. Przynętę łączymy małą haftką Spinwala. W jeziorach jazie nie kopią, ale hol delikatnym zestawem jest bardzo emocjonujący :) Jaź wędrowniczek, śmiało można powiedzieć. W małych rzekach dorasta do dużych rozmiarów jeśli nie ma możliwości zejścia w dół do większej rzeki. Duże jazie z małych rzek są najczęściej przybyszami, których w czerwcu już nie ma. Na zaporówkach, takich jak Mietków, czy moja mała Soczewka, jazie wiosną uciekają do wpadającej rzeki, lub przynajmniej pozostają w tej części zbiornika, o ile warunki wodne nie pozwalają im płynąć w górę. Inną cechą jazi jest to, że lubią pływające śmieci, obfitą pianę i kolektory ściekowe, ale o tym w następnym wpisie. cdn… Edited November 21, 2015 by milupa Share this post Link to post Share on other sites
Pride 5,668 Report post Posted November 20, 2015 Ciężko mi stwierdzić czy wolę oglądać Twoje przynęty czy czytać teksty. Super lektura. Share this post Link to post Share on other sites
joker 5,503 Report post Posted November 21, 2015 Zobaczymy jak będzie dalej :D Share this post Link to post Share on other sites
joker 5,503 Report post Posted November 21, 2015 (edited) Z rozpędu zrobi się więcej, jak mawia Wojtek Mann. Konkurs na Przynętę Pstrągową spowodował, a raczej @Milupa to spowodował, że musiałem przejrzeć zasoby materiałowe - farby, drewno, lakiery. Przerwa byłą tak długa, że na śmietnik wylądowała cała reklamówka zaschniętych produktów. Ale... O szczęście nie pojęte, jak śpiewa Big Cyc, znalazłem całą masę wystruganych korpusów :) Więc mam co malować do końca roku. Fario, Fury, Roniny 80 i Denaty. A, że juz podzieliłem się dobrą nowiną z kilkoma osobami, połowa Roninów już rozebrana, przede wszystkim czarne Black Clown. [attachment=278833:DSCN2102.JPG] Edited November 21, 2015 by joker Share this post Link to post Share on other sites
joker 5,503 Report post Posted November 21, 2015 Część jeszcze w drewnie, część w podkładzie. Kilka mniejszych korpusów. [attachment=278835:DSCN2105.JPG] Share this post Link to post Share on other sites
Karol Krause 2,804 Report post Posted November 21, 2015 Robert nawet nie wiesz jaką radość sprawiasz takimi wpisami ...... w końcu coś się dzieje .... :D :D :D to jedne z najpiękniejszych woblerów jakie jest Nam dane oglądać na Jerku ;) :) :) :) Share this post Link to post Share on other sites
joker 5,503 Report post Posted November 21, 2015 Karolu staram się, a jest tu "śmietanka" i wypada dobrze wyglądać obok prac naszych kolegów :) Share this post Link to post Share on other sites
joker 5,503 Report post Posted November 21, 2015 (edited) Mam trochę nadzieję, że kilka tych obserwacji z nad wody przyda się Wam w przyszłym sezonie. Dokończę o jaziu i zrobimy przerwę, bo drewno czeka na farby. Część II – Jaź wędrowniczek - 2. Jazie lubią ścieki. Na szczęście kolektory ściekowe i inne miejsca zrzutu nieczystości komunalnych albo przemysłowych są już historią. Nawet Warszawa niedawno przestała zanieczyszczać Wisłę z praskiej strony. Brak „bergla” zasmucił kilku wędkarzy i uszczęśliwił tysiące :) W Płocku były trzy takie miejsca. Przepompownia wody przed Klubem Wioślarskim, rura komunalna powyżej Klubu Żeglarskiego „Morka” i rzeka Brzeźnica, w którą nieczystości spuszczały zakłady mięsne. Moim łowiskiem jazi było ujście Brzeźnicy. Raz, że do łowiska szedłem 10 minut, a dwa, pozostałe miejsca „zrzutu” były oblegane przez wędkarzy. W tym czasie łowiłem je na rosówki. Wspominam o kolektorach ściekowych wyłącznie po to, aby młodsi koledzy poznali nieco „chlubnej” historii PRL. Jazie lubią pływające śmieci. W końcówce lat 70-tych Wisła była prawdziwym śmietnikiem. Można było to zaobserwować kiedy spławiano barki z Płockiej Stoczni Rzecznej w stronę Gdańska. W porze letniej przy niskich stanach wody szeroko otwierano grodzia na tamie we Włocławku, aby umożliwić barkom swobodny spław. Także przed lipcową wodą opróżniano zbiornik włocławski w oczekiwaniu na falę powodziową. To co odkrywała rzeka było koszmarnym snem ekologa. Najbardziej ucierpiały na tym raki szlachetne, których w Wiśle było sporo. Kiedy woda spadała chowały się do puszek, metalowych pojemników, opon, pod korzeniami i gałęziami z drzew i powoli gotowały w słońcu. Wtedy też wędkarze mogli się przekonać jaki syf zalega na dnie. Obślizgłe kamienie oraz maziste podłoże cuchnęło z daleka. Po napełnieniu zaporówki ponad stan, rzeka zbierała z brzegów plastikowe lokówki, tampony, kondomy, pojemniki po dezodorantach, szmaty i inne dobra konsumenckie. Rodziło się królestwo jazi. Cały ten bałagan zawsze gdzieś zatrzymywał się na dłużej, albo na jakimś powalonym drzewie, albo wirował w jakiejś zatoce pod burtą. I tam na bank były jazie. Jeszcze nie tak dawno bo raptem 10 lat temu, takie spławy śmieci odbywały się wczesną wiosną na Skrwie Prawej, niestety. Być może dzięki tym upodobaniom jazi, nigdy nie zabierałem ich do domu by próbować je jeść. Jazie lubią nurt. W wielu publikacjach często można przeczytać, że jazie wybierają spokojniejszą wodę. Z boku głównego nurtu, w zatokach, w klatkach, itp. Praktyka zna inne przypadki. Owszem, wiosną potrafią wpłynąć na zalaną łąkę, latem na cichy płytki blat, czy jesienią w spokojny dołek pomiędzy ostrogami. Jednak to nurt jest dla nich magnesem. Ciekawa historia, która dobrze to ilustruje związana jest z pierwszymi zawodami Okręgu Płocko – Włocławskiego w Nieszawie, posłuchajcie… Przegraliśmy Okręg, ściśle mówiąc Okręg Płocki przestał istnieć i był to dla lokalnych wędkarzy cios w plecy. Ktoś rzucił hasło – dokopiemy chłopakom z Włocławka na okręgówce. Przed zawodami pojechałem na trening z naszym trenerem kadry Mietkiem. Do południa poznawaliśmy wodę od promu w Nieszawie w dół rzeki, po południu przeprawiliśmy się na drugą stronę. Wyniki były takie. Do południa płacz, po południu rwanie włosów. Wracając do domu Mieciu stwierdził, że nie wystartuje na wodzie, w której nie ma ryb… i rzeczywiście nie wziął udziału w tej imprezie. Przez cały dzień nie miał brania, ani nie zaobserwował ataku bolenia lub innej ryby. Dobił nas miejscowy. Próbowałem między łodziami tęskniącymi za pływaniem wydłubać jakiegoś okonia kiedy przyszedł ten gość. Wszedł do wody i zaczął wlewać ją do drewnianej pychówki. Kiedy skończył podszedł do drugiej łodzi w tym samym celu. Zaciekawiony jego zajęciem podjąłem rozmowę. Powiedział mi, że łodzie zalewa wodą by się nie rozeschły. Pociągnąłem rozmowę na temat ryb i posypały się wiadomości wieczorne. Nic nie ma, rybacy wyłowili wszystko, a kormorany zjadły resztę. - Panie nawet uklei nie ma, nic dosłownie nic. Kiedyś to tu były sandacze, że ho, ho, a teraz… Mnie udało się złowić szczupaczka 25cm przy tych łodziach, prawie miarowego jazia pomiędzy murem a promem i zlokalizowałem duże jazie z dwa kilometry poniżej miasta przy bardzo charakterystycznym stanowisku. Była tam kamienna tama, jedyna na tyle długa by jej nie rozpoznać, tym bardziej, że skierowana pod prąd. Tego dnia krążyła tam woda ze sporą ilością piany i w niej, co i rusz pokazywały się jazie. Niestety były na tyle daleko, że nie mogłem do nich dorzucić. Tak, czy siak meta na rybę była, gdybym nie zdążył zająć miejsca gdzie złowiłem jazika… Drużyny były trzyosobowe. W moim Kole było tak duże zainteresowanie tymi zawodami, że pojechały dwie osoby, ja i mój szwagier Mariusz. Na drużynowy wynik Koła w takim układzie liczyć nie mogliśmy. Po pierwszej turze okazało się, że wszystko może się wydarzyć. W obydwu sektorach, ryby złowiło zaledwie kilka osób, a nasza drużyna była w czubie stawki :) Mariusz był chyba drugi w sektorze, a ja siódmy. On złowił szczupaka, ja dwa miarowe jazie i okonia pomiędzy promem a murem. Stałem w jednym miejscu przez całą turę, ponieważ poniżej zielonej boi naprzeciw mnie, w silnym nurcie spławiały się ogromne jazie. Niestety, lekkie woblerki jakie miałem nie były wstanie dolecieć do ryb. Po powrocie na nocleg podzieliłem się tą informacją z kolegą z Koła Wędkarz – Jackiem. W końcu priorytetem było wygranie jako „Okręg Płocki” i każdy kolega na podium był na wagę złota. Przed drugą turą woda opadła, a jazie nie opuściły boi. Jacek mógł je zdjąć i zrobił to skutecznie, do tego na ... Ryby były potężne i przekraczały 50cm. Jacek stanął na najwyższym miejscu podium w klasyfikacji indywidualnej. Ja łowiąc sandacza przy burcie, którą nikt się nie zainteresował poprzedniego dnia, wskoczyłem na drugie miejsce, a nasza dwuosobowa drużyna Koła Miejskiego nr1 zgarnęła puchar drużynowy. Pozamiataliśmy w Nieszawie :) Jazie naprawdę lubią nurt, szczególnie latem. W Bzurze łowi się je na środku rzeki, w Wiśle również. Kilka miesięcy spędziłem kiedyś nad Narwią w Orzechowie i tam było podobnie. Nie tylko wiosną jazie wędrują. Latem żywo reagują na poziom wody i potrafią zajrzeć w ujścia wiosennych dopływów, porty, pojawić się na płytkiej rafie, czy zalanych trawach lub innej przybrzeżnej roślinności. Najlepszym sygnałem na takie poszukiwania jest pojawiająca się piana. Ta pierwsza, jeszcze czysta. Być wtedy nad wodą w dobrym miejscu, to jak trafienie szóstki w lotto. Edited November 21, 2015 by joker Share this post Link to post Share on other sites
woblery z Bielska 15,437 Report post Posted November 21, 2015 (...) Przed drugą turą woda opadła, a jazie nie opuściły boi. Jacek mógł je zdjąć i zrobił to skutecznie, do tego na ... Ryby były potężne i przekraczały 50cm. Jacek stanął na najwyższym miejscu podium w klasyfikacji indywidualnej. Ja łowiąc sandacza przy burcie, którą nikt się nie zainteresował poprzedniego dnia, wskoczyłem na drugie miejsce, a nasza dwuosobowa drużyna Koła Miejskiego nr1 zgarnęła puchar drużynowy. Pozamiataliśmy w Nieszawie :) (...) No i nie doczytałem, na jakąż to przynętę Jacek połowił. Na One? :) Share this post Link to post Share on other sites
joker 5,503 Report post Posted November 22, 2015 (edited) Nie na One Januszu, na bezimiennego woblerka :) Jak sam widzisz, jaziówki robiłem różne. Edited November 22, 2015 by joker Share this post Link to post Share on other sites
Tomik 119 Report post Posted November 28, 2015 świetnie to opisałeś , jak to czytam to się czuje jak bym stał gdzieś z boku. Robert pomyśl o napisaniu książki. Na ryby nie masz czasu się ze mną wybrać to pozwól że coś wstawię niech to Cię zmobilizuje:)) Share this post Link to post Share on other sites
Tomik 119 Report post Posted November 28, 2015 o w końcu udało się załadować zdjęcie jakość może nie najlepsza ale rybę widać. Pozdrawiam Share this post Link to post Share on other sites
joker 5,503 Report post Posted November 29, 2015 Dzięki Tomik. Model Rex nie gościł tu zbyt często :) Dawaj jeszcze jazia na Ronina :D Share this post Link to post Share on other sites
joker 5,503 Report post Posted November 30, 2015 Lakierownie jerków powoli dobiega końca. Świerzego lakieru wypiły połowę puszki, a jeszcze kilka warstw trzeba położyć ^_^ Część woblerów pstrągowych również gotowa. :D Share this post Link to post Share on other sites
ezehiel 4,670 Report post Posted November 30, 2015 Pokaż co tam robisz. Fario 150 też będzie? Share this post Link to post Share on other sites
joker 5,503 Report post Posted November 30, 2015 Pokażę jak skończę. :) 150-tek nie będzie tym razem. Share this post Link to post Share on other sites
joker 5,503 Report post Posted December 1, 2015 Ronin 80 - Harlequin, Black Clown, Perch, Rouch [attachment=281151:nowe (2).JPG] [attachment=281152:nowe (4).JPG] [attachment=281153:nowe (5).JPG] Share this post Link to post Share on other sites
joker 5,503 Report post Posted December 1, 2015 Kilka słów o… Część III. Towarzyskie klenie. Kleń interesował mnie od najmłodszych lat. Niejedne wakacje spędziłem nad rzeką by próbować je łowić. W Skrwie Prawej był to gatunek dominujący, było go po prostu mnóstwo. Jednym z ciekawszych miejsc była okolica młyna w Cierszewie, tam, gdzie dzisiaj jest stadnina koni. Pomiędzy wyspami była rafa, a na wprost niej, na przeciwległym brzegu duża zatoka połączona ze ślepym kanałem obficie porośniętym olszyną. Wraz z kolegami spędziliśmy nad tym kanałem setki godzin, podstawiając pod nos grubym kleniom koniki polne i chrabąszcze. Nurtowe klenie były łatwiejsze do złowienia, a w tym zacienionym tunelu ze stojącą wodą zwykle nas ignorowały. Być może dlatego, spędzaliśmy tam tyle czasu. Klenie są wdzięcznym obiektem obserwacji i wielokrotnie pozwalam sobie na leżenie na trawie, zwykle na jakiejś burcie, by obserwować ich zachowania. Około 20 lat temu zacząłem zaglądać na dolną Bzurę. W tym czasie nie było jeszcze wydeptanych ścieżek. Bzurze zajęło wiele lat na powrót do czystości. Wcześniej była to cuchnąca rzeka zatruta odpadami z zakładów w Żyrardowie i Chodakowie, które zabarwiały ją na tęczowo. Na szczęście rzeka ma szerokie międzywale i chętnie rozlewa się wiosną, dzięki temu w dekadę po zamknięciu tych zakładów chemicznych znacznie się oczyściła. Pamiętam dokładnie pierwszy spacer od Kamiona w górę. Minąłem kilku wędkarzy łowiących przy krótkich główkach na koszyczki. Zaledwie kilkaset metrów za nimi urywała się ścieżka, a bujna czerwcowa zieleń utrudniała dalszy marsz. Doszedłem do wysokiej dwu metrowej burty, u podnóża niej za obsuniętymi bryłami ziemi z kępami trawy stały klenie. Obok płynął główny nurt nieco zgaszony przez szeroką koronę leżącego powyżej drzewa. Za rynną było piaszczyste dno z wolnym nurtem za wewnętrznym zakrętem. Tam, pomiędzy sterczącymi resztkami gałęzi również pływały spore ryby. Założyłem samoróbkę „No Name” gnomika wielkości zero z cienkiej blachy i rzuciłem po skosie w dół. Blaszka zeszła wachlarzem i tuż przy burcie nastąpiło branie. Krótki szczupak narobił hałasu, mimo to klenie nie uciekły. Zmieniłem przynętę na woblerka. Kolejne branie i kolejny szczupak, tym razem miarowy. Szczupaki stały pod kleniami i nie tylko one. W kolejnych rzutach złowiłem kilka kleni i okoni. Kiedy brania ustały zacząłem rzucać w poprzek rzeki i spławiałem swobodnie woblerka do ryb na piasku, to były jazie. Złowiłem wtedy dwa, nie za wielkie, nieco powyżej 30cm. Przez kilka lat na odcinku kilometrowej długości było eldorado. Nie trzeba było jeździć po całej rzece by nałowić się kleni i jazi. Zanim zacząłem strugać łowiłem klenie na woblery Siek-M, Salmo, Balskor, Krakuski i Janusza Widła. Te ostanie były trudno dostępne, a uzyskanie kontaktu na Janusza niemożliwe. Dotarłem do Widłowych woblerów przez Marka Kaczówkę, który współpracował z jedną z hurtowni wędkarskich Moto-Sum. Brałem co było, a zwykle były to modele większe 6-8cm, więc trafiały dalej. Mnie interesowały wtedy przynęty poniżej 5cm, a tych było jak na lekarstwo. To, że byłem fanem Sieków można zobaczyć na starych zdjęciach. [attachment=281163:skanuj.jpg] Klenie pływające w stadzie są łatwiejsze do złowienie niż samotnicy. Dzisiaj w Skrwie łowi się jednego klenia ze stanowiska. Ta towarzyska ryba chętnie pływa z jelcami, jeśli nie ma obok innych kleni. Latem kiedy łowi się je na małe woblery nawet na wolnej wodzie z dala od głównego nurtu, właśnie jelce potrafią je wyprzedzić i zebrać upadającego na powierzchnię wody małego woblera. [attachment=281164:klenie (2).JPG] Jelce, które zwykle pływają przy dnie mają niezły wzrok i chętnie startują pionowo w górę do spadających z drzew owadów. Swojego największego jelca złowiłem w obecności jednego z siostrzeńców, kiedy wybraliśmy się nad Skrwę w lipcowy poranek na poszukiwanie pstrąga. A było to tak… Share this post Link to post Share on other sites
joker 5,503 Report post Posted December 1, 2015 Wędrowaliśmy w górę rzeki i koniecznie chciałem złowić pstrąga, ponieważ Artur nie miał jeszcze okazji zobaczyć go na żywo. Miał ze sobą wędkę, jednak mniej rzucał ode mnie. Szedł za mną i patrzył jak łowię. Doszliśmy do łąki. Słońce było już wysoko, a nasze cienie przesuwały się po tafli wody płynącej wzdłuż burty. W nurcie falowały długie trawy gęsto porastające ten odcinek rzeki. Podchodziliśmy do wnęk za karpami w nadziei na kawałek wolnej wody gdzie można będzie posłać przynętę. Na końcu łąki pod drugim brzegiem było bankowe stanowisko z pstrągiem. Łowiłem je tam regularnie. Obok karpy, pod którą chowały się pstrągi były wejścia do ziemistego żeremia bobrów. O tym, że mieszkają tam bobry dowiedziałem się dość brutalnie. Wędrując po drugim brzegu zapadła się pode mną ziemia i jedną nogą wpadłem aż po pachwinę. Wpadając odrzuciłem spinning w bok, jednak odbił się od krzewów i moja ręka zamiast oprzeć się o ziemię natrafiła na dolnik. Trzask był oszałamiający. Nawet nie oglądałem złamania. Schowałem kij do pokrowca i wróciłem do domu. Stał za szafą kilka lat, zanim naprawił go Suwała. - Ale kleń! – Zawołał Artur. Staliśmy dosłownie nad nim, mierzył spokojnie 60cm. Zajmował środek niedużego dość głębokiego dołka. Leniwie przesuwał się na boki pod falującą trawą. Artur namawiał mnie by próbować go złowić. Odmawiałem. Nawet gdyby udało się podać mu przynętę, to byłby problem z ewentualnym holem, a potem z podebraniem ryby. Po kilkunastu minutach obserwacji chciałem żebyśmy poszli pod stanowisko z potencjalnym pstrągiem. Artur został nad kleniem. Poszedłem na koniec łąki i rzuciłem wirówką Aszychmina o listku aglii (kolor tzw. Przecierka) nr2 z burym chwostem. Wirówka upadła poniżej pnia i zanim ją zastartowałem nastąpiło branie. Pstrąg walnął w opadającą blaszkę. Zatrzymałem tego około 35cm pstrąga pod swoimi nogami i zawołałem siostrzeńca by mógł go sobie obejrzeć, a że nie spieszył się, pstrąg wypiął się z kotwicy. Artur namówił mnie abyśmy wrócili do klenia i poszukali miejsca do zejścia z burty gdyby udało się go złowić. Ok, była taka możliwość, więc co założyć i jak podać. Problem. Jedyną szansą aby poprowadzić przynętę był rzut z dołu rzeki, jednak przeszkadzały w tym gałęzie rosnące na ściętym pniu. Klops. Trzeba iść dalej. Wkładam rękę do kieszeni kamizelki i wyczuwam twistera. Paskudztwo, które kiedyś zrobiłem, jakimś cudem zaplątało się w kieszeni. Calowy twister ze skróconym o połowę korpusie nadziany był na strimerowy haczyk, którego trzonek owinąłem ołowianym drutem, a główkę wykonałem z twardej pianki i pomalowałem flamastrami. Miało toto imitować narybek... Całość ważyła z gram. Zapiąłem dziwadło na haftkę Spinwala i wykonałem krótki rzut. Przynęta upadła obok klenia i zaczęła wolno opadać. Kleń odwrócił się w jej stronę, a spod niego wystartowała srebrna ryba. Po gwałtownym ataku zacięta ryba chlapnęła się kilka razy zanim balonem wrzuciłem ją na burtę. Przez sekundę myślałem, że to pstrąg, jednak już w locie rozpoznałem jelca. Zmierzona ryba (bez górnej wargi) mierzyła 32cm. Mój rekordowy jelec. A kleń… odpłynął kiedy mierzyliśmy jelca. Klenie i jazie można łowić w jednym miejscu, chociaż zajmują różne stanowiska. W małych rzekach, w rynnach jazie są z przodu albo z boku, a klenie po środku. Klenie chętniej też pływają w górnych partiach wody. Kiedyś w jednej rynnie obserwowałem jazie i klenie przez dwa sezony. Jednego roku towarzyszył im podwodny odkurzacz – 40cm brzana. Jazie zawsze stały na wlocie pod pniem, a klenie za nimi pod powierzchnią. Brzana kursowała pod rybami czesząc piaszczyste dno do wlotu, potem robiła nawrót i spływała swobodnie w dół na koniec rynny. Ustawiała się nad dnem i ruszała powoli w górę. Nielicznych brzan w Skrwie nigdy nie próbuję łowić. To relikt przeszłości. Brzany w tej rzece do końca lat 70-tych miały silną populację, podobnie jak świnki. Obydwa gatunki powoli z niej zanikają. Za kleniami ruszam najwcześniej w kwietniu, kiedy jest już pierwsza zieleń. Łowię je też marcu, jednak jest to przyłów przy szukaniu jazi. Wiosną stoją zarówno wzdłuż burt, jak i po środku rzeki. W tym czasie są zgrupowane na konkretnych odcinkach rzeki w pobliżu tarlisk. Latem klenie lubią zarówno stojącą wodę w cieniu drzew i rafy z dużymi kamieniami. Duży kleń lubi głęboką wodę lub zwalisko - dom. Pod koniec sierpnia można je łowić z tą samą skutecznością co przed tarłem. Nie wiem czym to jest spowodowane, być może dość wcześnie zaczynają się przegrupowywać w poszukiwaniu miejsc do przezimowania. O tej porze roku miałem też takie sytuacje, że holowanego klenia odprowadzał inny albo dwa. Potem one też brały. Wcześniej, w upalne lato, duże klenie potrafią płynąć równolegle do woblera o naturalnej akcji jakby chciały bezpiecznie odprowadzić malucha do brzegu. :)Z nastaniem zimnych dni, woblery nie zawsze są skuteczne. Jesienią, wiele kleni łowiłem na silikony. Kiedy wiem, że są klenie i nie reagują na woblery, to ulubioną przynętą jest najmniejszy ripper Mans’a na lekkiej główce. Podobnie jest na Wiśle, kiedy klenie zejdą z letnich stanowisk. [attachment=281169:k..jpg] Wciąż wierzę, że swojego rekordowego klenia złowię w Skrwie. W latach 2001-2003 zawsze na początku czerwca miałem kontakt z taką właśnie rybą. Ten niepozorny odcinek rzeki jest omijany przez wędkarzy. Nie ma tam ciekawych stanowisk, nudna prostka. Pierwszym razem przyszedł mi za jedynką Black Fury w żółte kropki. Kiedy zbliżył się do wirówki wyrwałem ją z wody. Łowiłem wtedy żyłką 0,14, a kleń mierzył z 70cm. Krata łuski była tak wyraźna na szerokich plecach, jakby ją pomalowano czarną farbą. Nie uwierzyłem, że dałbym mu radę na lekkim zestawie. Ostatni kontakt z nim miałem w towarzystwie Artura. Ustawiłem siostrzeńca poniżej przy zatopionym krzaku, a sam poczołgałem się łąką w rejon, gdzie się pojawiał Król rzeki. Tego dnia postawiłem na wahadłówkę. Wykonałem rzut i w kilka sekund później wystraszony Artur przybiegł do mnie. Pomyślał, że wpadłem do wody. A ja po prostu rzuciłem blaszkę na plecy klenia ukrywającego się w cieniu drzew. Co roku tam zaglądam i póki co, następca nie zajął tego miejsca. [attachment=281170:klenie (1).JPG] Share this post Link to post Share on other sites
egonic 8 Report post Posted December 1, 2015 Miło się czyta i odświeża wspomnienia, :) to była dla mnie bezcenna nauka i faktycznie często wolałem popatrzeć jak podchodzisz do wody, rzucasz, prowadzisz przynętę, szanujesz rybę i otoczenie. Do dzisiaj mam w sobie zaszczepioną przez Ciebie miłość do małej rzeki. Dzięki Share this post Link to post Share on other sites
joker 5,503 Report post Posted December 1, 2015 Dzięki Arturze. Twoje i Mariusza towarzystwo nad wodą jest mi zawsze najmilsze. A wasze rekordy rodzinne najlepszą nagrodą :) Share this post Link to post Share on other sites
joker 5,503 Report post Posted December 1, 2015 Z tego co widzicie na zdjęciach robiłem brzydkie przynęty na samym początku. Ważniejsze jednak były poszukiwania, stąd tyle różnych modeli i to nie wszystkie z maluchów jakie zrobiłem. Wiele pojedynczych egzemplarzy przepadło na zaczepach, czasem nawet komuś udało się wyłowić ze Skrwy mój wobler :) Koledzy mają jeszcze w pudełkach te pierwsze pojedyncze sztuki i jest szansa na ich skopiowanie po latach :) Share this post Link to post Share on other sites
joker 5,503 Report post Posted December 1, 2015 PODKRĘCAM AUKCJĘ CHARYTATYWNĄ :) http://jerkbait.pl/topic/66227-przyn%C4%99ty-joker/ Koledzy, do każdego kto zapłaci za wobler pozakonkursowy więcej niż 50zł wysyłam dodatkowy wobler :) W końcu tu chodzi o szczytny cel. Za pracę konkursową powyżej 100zł ekstra niespodzianka jerkowa :) Share this post Link to post Share on other sites