remek 10,499 Report post Posted October 3, 2012 Jedziemy! Tpe: Od chwili powstania jerkbait.pl niecierpliwie czekałem na kolejne relacje z wypraw użytkowników portalu do Szwecji. Podziwiałem fantastyczne krajobrazy i szczupaki, o których mogłem sobie pomarzyć. W końcu udało się, jadę do Szwecji!!! Przez ponad pół roku kompletowałem sprzęt i przynęty oraz ustalałem szczegóły podróży (a nie było łatwo, ponieważ Centralwings odwołał dwa moje loty najpierw z Cork, potem z Dublina, w końcu przyleciałem do kraju Rayanairem). Pierwsze spotkanie uczestników wyprawy miało miejsce w Warszawie przed sklepem Centrum Wędkarstwa przy Wybrzeżu Gdyńskim. Po zapoznaniu się udaliśmy się na szybkie zakupy i ruszyliśmy w stronę Trójmiasta. Po drodze czekał na nas Sławek, który zaopatrzył nas w swoje jerki. W Trójmieście szybki rajd po szpitalach odbył Hlehle ;-) Na szczęście w końcu wszyscy znaleźli się w kolejce do wjazdu na prom. Na parkingu przed promem. Noc na promie szybko minęła i po zjeździe na szwedzki brzeg nasza kolumna mknęła (oczywiście zgodnie z przepisami) w stronę Syrsan. Po drodze zatrzymaliśmy się nad przepiękną łososiową rzeką Eman i w słynnym Vastervik. Nad Eman. Vastevik Wczesnym popołudniem zjawiliśmy się nad Zatoką Samochodową. Szybko opróżniliśmy auta z bagaży i niecierpliwie czekaliśmy na kuter Petera. Nad Zatoką Samochodową. Po przybyciu na wyspę rozlokowaliśmy się w domkach i poszliśmy zobaczyć przystań i nasze łodzie. Przystań. Po naradzie wojennej w domku Rognisa i po powitaniu ostatniego uczestnika wyprawy – Guza, wszyscy w bojowych nastrojach udali się na spoczynek. Hlehle: Nie planowałem, w przeciwieństwie do Tomka, wyprawy do Szwecji – w zasadzie to nawet nie ciągnęło mnie nigdy do łowienia szczupaków. Zresztą nawet gdyby ciągnęło to nie byłoby to takie proste łowiąc całe życie w Wiśle (rozmiar pajków w Królowej nie powala na kolana). Oczywiście trafiały się czasem ładne sztuki podczas „sandaczykowania”, a także kilka fajnych kaczodziobych w Danii, ale nie był to mój cel numer jeden... Jednak, gdy nadarzyła się okazja, aby wskoczyć w miejsce Remka to nie zastanawiałem się długo, bo w końcu trzeba kiedyś „zaliczyć Szwecję". Podróż w moim przypadku nie należała do tych najszczęśliwszych i najprzyjemniejszych, ponieważ dzień przed wyjazdem pojawił się, u mnie na ciele, rumień wędrujący. W pierwszej chwili zlekceważyłem ten objaw, ponieważ nie skojarzyłem, co to jest. Jednak nie dawało mi to spokoju i po przebudzeniu rano przypomniałem sobie o kleszczu, którego miałem 3 tygodnie wcześniej. Pojawił się dylemat „jechać czy nie jechać”... Zdecydowałem, że nie zrezygnuje i spróbujemy z Tomim78 (miałem dotrzeć na miejsce z Tomkiem i Tomkiem") zatrzymać się przy jakiejś przychodni/szpitalu po drodze. Prawie nam się to udało w Gdańsku... niestety prawie, ponieważ nie wystarczy znaleźć odpowiednie miejsce, ale w naszym kraju jeszcze trzeba jakoś dostać się do lekarza. Miałem zostać poproszony poza kolejką, ale po kilkudziesięciu minutach zrezygnowałem, ponieważ musieliśmy jechać na prom. Cały czas liczyłem na to, że to nie borelioza – niestety przeliczyłem się, jak się okazało po powroci. Mimo tych zawirowań udało nam się dotrzeć na prom na czas i jeszcze po drodze postraszyć chłopaków, czekających na nas, że właśnie wjeżdżamy do Stegny i czy to dobrze czy źle, bo nie wiemy gdzie jesteśmy. Łowimy! Tpe: Pierwszy dzień przywitał nas piękną, słoneczną pogodą. Postanowiliśmy z Hlehle obłowić najpierw wysepki i blat na prawo od przystani. Poza jednym, czy dwoma stuknięciami bez efektów (jedynym wymiernym efektem było złamanie kija Dragon Mystery przez Daniela. Hlehle: Wędka, pożyczona od Tpe, miała spokojnie podołać przynętom nawet 80g, a strzeliła w drugim rzucie na przynęcie 30 g - i tak zostałem, bez krótkiej wędki – nie kupowałem takiej, ponieważ nie wiedziałem, czy po Syrsan będę jej potrzebował. Pozostała mi walka moimi wiślanymi pałami – jak się okazało były bardzo łowne nawet w Szwecji, a przy okazji był to niezły trening dla mięśni (tak na serio to nie polecam jerkowania wędkami o długościach 2.7 m i więcej :P ). Początek tego wyjazdu rzeczywiście miałem fatalny – borelioza, złamana wędka oraz wcięta plecionka w próbie ujarzmienia Tomkowego multiplikatora (mimo to polubiłem te dziwne kręcioły). Tpe: Następnie popłynęliśmy na płytkie blaty w okolice mostu. Spotkaliśmy tam Wujka i Monię, którzy mieli już na koncie kilka szczupaków w granicach 70 cm. Powoli dryfowaliśmy wzdłuż trzcin, aż znaleźliśmy się w niewielkiej zatoczce, głębszej przy brzegach i z wypłyceniem na środku, porośniętym kępami zeszłorocznej trzciny. Pierwsze branie mam na granicy kępy trzcin i głębszej wody, ale 60-tak szybko spada. Przesuwamy łódź o kilkanaście metrów, rzucam 10 cm Fatso między dwie kępy starych trzcin. Gdy Salmiak je mija, widzę jak piękny szczupak błyskawicznie rusza spod zielska, a Fatso znika w jego pysku. Walka jest bardzo widowiskowa, ryba długo nie daje się podebrać. W końcu mam ją w łodzi. Szybki pomiar miarką Hlehle – 100 cm!!! Proszę jednak Daniela o zmierzenie ryby i moją miarką, ta pokazuje 99 cm. Nie chcąc dłużej męczyć ryby uznaję, ze miała 99 cm. Po chwili szczupaczyca w doskonałej formie znika w wodach szkieru. Dzwonię do Rognisa i informuje go, gdzie i na co złowiłem mój nowy PB. 99cm! Po kilku minutach Daniel łowi swojego pierwszego szwedzkiego szczupaka. Hlehle: A pytałem czy na pewno chcesz mierzyć jeszcze raz, wystarczyło 0,5 cm różnicy i nie masz metrówki :)))) Tpe: Przepływamy pod potężnym mostem drogowym i obławiamy kolejne zatoki i zatoczki. W jednej z nich Hlehle łowi ładnego 80-taka. 80 cm Daniela. W końcu trafiamy na zgrupowanie szczupaków, nie są duże, ale bardzo waleczne. Biją w agresywnie prowadzone jerki. Hlehle: To był moment najintensywniejszego żerowania, jakie napotkaliśmy podczas trwania całej wyprawy. Potrzebowaliśmy dosłownie chwili, aby złowić 7 szczupaków. Nie były wielkie (maks. 85cm), ale sprawiły frajdę, ponieważ atakowały na bardzo płytkiej i przejrzystej wodzie. Ale brały!!! Tpe: Wspólnie z Monią i Wujkiem postanawiamy wrócić na rozległy blat powyżej mostu. Przed zmierzchem mamy po kilka brań i 90-taka w łodzi. 90 cm na Salmo Slidera. Hlehle: Blat ten okazał się najrybniejszą miejscówką wyprawy i zarazem najbardziej obleganą. Tpe: Spływamy do przystani i wspólnie analizujemy dzisiejsze połowy. Generalnie szczupaki stoją płytko, na 1-3 m blatach, ale podejrzewamy, że w żerowaniu przeszkadza im mocne słońce i brak wiatru. Drugiego dnia wypływamy bardzo późno, na blacie przed mostem stoi już kilka łódek. Padły już pierwsze metrówki – Moni, Mgora i Gromita. Most nad Syrsan. Jako, że nie łatwo łowi się w tłumie, płyniemy dalej szukając nowych miejscówek. Największy mój szczupak drugiego dnia ma 85 cm. Ale więcej pływaliśmy i poznawaliśmy łowisko niż łowiliśmy. 85 cm - Slider to jest to!. Hlehle: Dzień ten z mojej strony to katastrofa. Tylko jedna nieduża ryba (to się zdarza) i niestety problemy z plecionką. Co chwila podczas rzutów spadało jej za dużo z mojego stałoszpulowca i spędzałem mnóstwo czasu na rozplątywaniu i myśleniu jak temu zaradzić. Przyczyny były dwie: jerkowanie stałoszpulowcem (kiepsko nawijał linkę) nawinąłem za dużo plecionki jak na jerkowanie Pozytywy: poznaliśmy sporo nowych miejsc rozwiązałem problem z plecionką i do końca wyprawy już się nie powtórzył Tpe: Trzeciego dnia jesteśmy pierwsi na blacie koło mostu. W drugim napływie na Slidera 10 zacinam szczupaka i jestem święcie przekonany, że ma ponad metr. Okazuje się, ze to „tylko” 97 cm, bardzo gruba mamuśka. 98 cm ponownie na Slidera Przy Ptasiej Wyspie łowię ładnego 80-taka. Spod ptasiej wyspy. W Zatoce Janka spotykamy Monię i Wujka. Mamy po kilka maluchów, aż w końcu kolejne branie na Slidera powoduje konkretne wygięcie mojego Daiko, a Curado oddaje kilka metrów plecionki. Po chwili jednak holuję rybę bez oporu. Podbieram 60-taka i widzę na nim świeże, krwiste ślady po zębach potężnego szczupaka. Takie zdarzenia rozpalają naszą wyobraźnię. Niedługo potem mam kolejne branie, ale po zacięciu na powierzchni wody zostaje tylko potężny wir...W międzyczasie Wujek łowi swój nowy PB - 94 cm, a i Daniel nie pozostaje dłużny. Personal Best Wujka. Zatoka Janka. 90-tak Daniela Do końca dnia łowimy jeszcze po kilka szczupaków. To był jak do tej pory nasz najlepszy dzień na Syrsan, może dlatego, że trochę zaczęło wiać. Hlehle: Dzień bardzo udany – sporo rybek, a i rozmiar niczego sobie. Tpe: Czwarty dzień to totalna flauta i ostre słońce. Na blatach szczupaki tylko odprowadzają przynęty. Postanawiamy poszukać ryb głębiej. Pamiętając rady Rognisa zaczynamy obławiać skalne półki. Łowimy kopytami sześciocalowymi na 15-25g główkach w opadzie. Daniel wyciąga 6 ładnych ryb, ja tylko dwie i to nieduże, chociaż mam ponad 10 brań. Podejrzewam, że spinning, którym łowię jest za miękki. Łowimy w wodzie o głębokości 8-20 metrów. Pod nami echosonda, co chwilę pokazuje olbrzymie ławice śledzi. Hlehle: Bardzo udany dzień. Wszystkie ryby złowiłem na gumy w dość agresywnym opadzie. Brania były delikatne jak na szczupaki, ale łowiąc w ten sposób zdarza się to dość często – stąd problemy ze skutecznym zacięciem. Miejsca, w których łowiliśmy znane są z tego, że nie jest łatwo o ryby, ale za to rozmiar wynagradza trudności - średnia oscyluje w okolicy 90 cm. Kopyto rządzi! Tpe: Piąty dzień nie różni się zbytnio od poprzedniego. Ryby nie chcą brać na blatach, poza tym zielsko, które bardzo szybko się rozrasta uniemożliwia łowienie w 1-2 m wodzie. Szybko wracamy pod skały. Tym razem pomny wczorajszych doświadczeń rezygnuję ze spinningu i łowię zestawem Daiko + Curado. Poza tym dozbrajam kopyta w dodatkowe kotwiczki, które sprezentował mi Mateusz. Jest znacznie lepiej mam na koncie 85 cm i dwa mniejsze. Pod koniec dnia mam branie, które zacinam w tempo. Szczupak po chwili jednak spada. Mimo to po kilku sekundach poprawia. Zacinam jeszcze raz i po chwili znowu czuję luz. Musiał być niezły, bo tytanowy przypon jakiego używałem jest załamany. 85 - na kopyto Hlehle: Tego dnia ryby już nie były tak aktywne (a może pokłuliśmy je dzień wcześniej...), mimo to udaje nam się kilka skusić. Dodatkowo łowię bardzo energiczną 97’kę i od razu zmieniam zdanie o braku waleczności szkierowych szczupaków. Okazało się, że szczupaki z blatów były po prostu w dużo gorszej kondycji i nie przejawiały wielkiej ochoty do stawiania oporu, te spod skał natomiast potrafiły podnieść dość mocno ciśnienie. Waleczne toniowe śledziowce. Tpe: Ostatniego dnia łowimy tylko pod skałami. Brania są niezbyt częste, ale jak już coś weźmie ma ponad 90 cm. Hlehle wyjmuje 97 cm. Ja mam silne branie, po którym ryba schodzi spod brzegu pod łódź. W międzyczasie Daniel wyciąga dryfkotwę i przygotowuje pokład do podebrania ryby. Czuję, że to największy szczupak, jakiego miałem do tej pory na wędce.. Po kilku minutach ryba wraca pod skałę i po prostu wypina się... Przez dobrych kilka minut leżę w łódce. Ręce i nogi trzęsą mi się jeszcze przez długi czas. Postanawiamy zrobić jeszcze jeden napływ w to miejsce. I dosłownie w tym samym miejscu mam następne branie!. Niestety ten szczupak jest w łódce w dwie minuty - 91 cm... Pod skałami dwa Tomki. Nie ma mniejszych niż 90cm: Daniel 97cm Mój - 91 cm. Nasze łowisko - skały. Następny szczupak w łodzi jest równie szybko, choć w wodzie wydawał się znacznie większy od poprzedniego. Jest bardzo szeroki i gruby, przy długości 93 cm. Gruba 93. Ostatni dzień na Syrsan powoli dobiega końca. Zatrzymujemy się jeszcze przy markerze, przy którym bardzo często Szwedzi łowili na choinki śledzie. I o dziwo w promieniach zachodzącego słońca mam branie i wyciągam ostatniego szczupaka wyprawy. ostatni zachód słońca nad Syrsan. Hlehle: Całkiem fajny dzień (szczególnie dla Tomka), mimo tego, że popsułem mnóstwo brań (jakiś rekord chyba ustanowiłem :P) znowu udało mi się złowić rybkę 97cm). Byłem już dość mocno zmęczony łowieniem na długą wędkę i powoli mięśnie odmawiały posłuszeństwa, stąd brak refleksu, ale ważne, że dużo się działo i emocje nas nie opuszczały :) Tpe: W sobotę opuszczamy gościnną wyspę Petera i kierujemy się w stronę Karskrony. Po drodze zatrzymujemy się znowu w Vastervik i nad Eman. Taaaaakie brały. Ponownie Vastervik. I ... Eman. Na promie spotykamy wędkarzy wracających ze Szwecji, generalnie wszyscy narzekają na wyniki i na prawdziwie letnią pogodę. Po opuszczeniu promu spotykamy się po raz ostatni. Żegnamy się i życzymy sobie szczęśliwego powrotu do domu. Mgor odwozi mnie na lotnisko w Gdańsku skąd wieczorem mam samolot powrotny do Irlandii. Na koniec chciałbym podziękować jeszcze raz wszystkim uczestnikom wyprawy za wspaniale spędzony tydzień, który na długo pozostanie w mojej pamięci. Ekipie, która wyrusza w maju przyszłego roku do Syrsan, życzę co najmniej takich samych wyników. Łamcie kije chłopaki. Syrsan. Hlehle: Przyłączam się do podziękowań, a zarazem (nie)dziękuję za życzenia – oby wyniki nie były gorsze. Przekonałem się do jerkowania (super metoda) i tym razem pojadę uzbrojony w sprzęt, od którego ręce nie odpadną mi po dwóch dniach łowienia :) Wcześniej istniały dla mnie tylko woblery i gumy, a teraz największy „fun”, jeśli chodzi o łowienie szczupaków, to jerki... Relację zebrałTPE, 2008 P.S. Następny się nawrócił ;-) Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum [url=http://jerkbait.pl/page/index.html/_/relacje/syrsan-2008-relacja-tpe-i-hlehle-r191]Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł[/url] Share this post Link to post Share on other sites