remek 10,499 Report post Posted October 3, 2012 Nieubłagalnie nadchodziło zakończenie sezonu pstrągowego. Pozostawało kilka opcji. Kusiła Walia gdzie dwa tygodnie wcześniej złapaliśmy kilka ryb. Dochodziły również dobre wieści z Rutland i innych jezior. Tak na prawdę nie wiedziałem do końca gdzie pojechać. Z dylematów wyręczył mnie Hugh, właściciel małego sklepiku w centrum Londynu. Okazało się, że jest wolne miejsce na wypadzik nad rzekę „Test” położoną w hrabstwie Hampshire. Miejsce dla mnie co najmniej magiczne, gdzie parę lat temu odniosłem sporo sukcesów ale też i porażek. Wielki około 70 cm pstrąg, który zdemolował mi zestaw śni mi się do dnia dzisiejszego. Jeżdżę tam bardzo rzadko jako, że ceny licencji w sezonie dochodzą do 200 funtów za dzień łowienia. Tym razem jest dużo taniej w związku z rozpoczęciem połowów lipieni. Parę telefonów odnośnie najlepszych much i umawiam się na niedzielę. Ranna pobudka, półtorej godzinki jazdy i jestem na miejscu. Pierwsze wrażenia bardzo pozytywne. Jest spora chatka dla wędkarzy, organizatorzy przygotowują śniadanie i zapraszają na lunch. Obok rzeki jest małe jeziorko z tęczakami dla początkujących muszkarzy. Jeszcze kilkuminutowe rozmowy z innymi wędkarzami odnośnie sprzętu i decyduje się zostawić w samochodzie dziewięciostopowego Composita w klasie 4, zabrać zaś odebraną niedawno „szóstkę” zbrojoną przez Romana Pietrzaka na blanku Winston Boron. Intryguje mnie to trochę, ale słucham się rad bardziej doświadczonych. Na początek próbuję łapać na imitację chruścika, ale ryby nie wychodzą do suchej. Wędkowanie utrudnia płytka i bardzo prześwietlona woda. Idąc brzegiem rzeki dochodzę do pierwszego mostku. W dołku za nim widzę jakąś rybę. Zmieniam suchą muchę na nimfy podarowane mi dwa tygodnie wcześniej przez Mirosława Gaja, które okazały się zabójczo skuteczne na Walijskich rzekach. Podczas drugiego przepłynięcia zacinam i wyjmuje niewielkiego lipienia. Decyduje się iść w dół rzeki i poszukać innych miejsc. Dochodzę do następnego mostku. Zaczynam od dołu by nie płoszyć ryb. Po paru rzutach następuje energiczne walnięcie. Zacinam pstrąga, który momentalnie wyskakuje dwukrotnie nad wodę i wypina się. Wspaniały sześćdziesiątak stracony w głupi sposób. Nie poddaje się jednak i postanawiam obłowić dołek z drugiej strony. Zakładam polaroidy i nie mogę uwierzyć własnym oczom. Stoi tam kilkanaście porządnych ryb. Kilkukrotne przepuszczenie nimfy i siedzi kolejny. I tym razem nie jest mi dane wyholować rybę. Podobnej wielkości kaban decyduje się na ucieczkę z prądem rzeki. Po mojej stronie mam dość głęboka wodę i krzaki. Nie mam jak za nim zejść. Czterdziestometrowy zapas linki kurczy się i widzę już podkład gdy pstrąg urywa muchę. Nie mogę w to uwierzyć. Przegrywam z kretesem. Krótka przerwa i kontynuuję łowienie. Parę przepuszczeń i jest kolejny. Ryba walczy ostro robiąc kółka i starając się zaplątać w roślinność. Nie pozwalam jej na to. Wędka spisuje się wspaniale amortyzując ataki. Kilkuminutowy hol połączony z zejściem w dół i podbieram rybę. Kilka fotek i pstrąg w dobrym stanie odpływa ku wolności ( na rzece obowiązuje C&R). Miarka pokazuje 52 cm. To, co potem dzieje się w tym dołku przechodzi moje najśmielsze oczekiwania. Kilka przepuszczeń i mam następną rybę. Walczy jak poprzednia notorycznie starając się zaczepić w rośliny. Mała nerwówka i pstrąg ląduje w podbieraku. Czterdzieści kilka centymetrów naładowanej energią ryby. Podczas holu przechodzi wędkarz z naszej grupy. Proszę go o zrobienie paru zdjęć. Fernando nie miał jeszcze kontaktu z rybą. Decyduję się mu pomoc i przezbrajamy jego zestaw. Po cichu liczę, że będzie komu robić zdjęcia następnych ryb i nie mylę się. Łapię jeszcze cztery ryby warte zdjęcia. W tym samym czasie Fernando przez delikatny zestaw traci dwa pstrągi, ale za to udaje mu się po długim holu wyjąc jednego lipienia, którego oceniamy na około 47 cm. Zadowolony udaję się na lunch. Moje wyniki wprawiają w zakłopotanie doświadczonych muszkarzy. Wszystkim pokazuję nimfy, ale nic podobnego nie mają w pudełkach. Po godzinnej przerwie robię mały rekonesans nad rzeką wyciągając z kolejnych dołków niewielkie lipienie. Trafia się i czterdziestak. A ja łowię dalej na tą sama nimfę. Powoli nadchodzi koniec dnia i trzeba się zbierać. Bez wątpienia był to jeden z najpiękniejszych dni w mojej wędkarskiej karierze. Nigdy wcześniej nie udało mi się złapać tylu pięknych ryb. Satysfakcja potęgowana metodą. Muszkarstwem zaraziłem się w tym roku w Szwecji. Dwutygodniowy pobyt w gronie kilkunastu wspaniałych i życzliwych muszkarzy, cała otoczka jak kręcenie much, wielogodzinne dyskusje czy opowieści o rybach bardzo mi się spodobały. Złapałem wprawdzie sporo lipieni, ale nic nie może się równać z niedzielą spędzoną nad rzeką „Test”. Korzystając z okazji chciałbym serdecznie podziękować moim nauczycielom. Całej ekipie ze Szwecji a w szczególności Mirosławowi Gajowi za pokazanie mi jak wygląda połów na nimfę i za niesamowicie skuteczne muchy. Romanowi Pietrzakowi za pomoc i profesjonalne jak zawsze uzbrojenie moich muchowych wędzisk. Wszystkim czytelnikom portalu życzę takich i większych pstrągów w nowym sezonie. W razie kiepskich wyników zapraszam do siebie nad rzekę „Test”. Michal Wujek ( Bujo), 2008 Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum [url=http://jerkbait.pl/page/index.html/_/relacje/kroniki-poczatkujacego-muszkarza-rzeka-test-r171]Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł[/url] Share this post Link to post Share on other sites