Jump to content
jerkbait.pl - spinning, baitcasting, flyfishing
Sign in to follow this  
remek

[Artykuł] Wężowa Wyspa – Roslagen 2006 – Część Iii

Recommended Posts

 

24.05 – Piąty dzień łowienia – wiatr

W tym dniu całkowicie zaczęła zmieniać się pogoda. W poprzednich dniach maksymalna temperatura powietrza oscylowała w granicach 12 stopni, a teraz zaczęło robić się chłodniej. Od samego rana strasznie wiało i nie wyglądało na to, iż coś się zmieni. Jednak mimo wszystko postanowiliśmy wypłynąć.

Przed wypłynięciem zmieniły się nieco ekipy na łodziach. Do Guza i Michała przeszedł Gromit, a do Andrzeja i Portera poszedł Łukasz.

 


 

W tym dniu znowu rozdzieliliśmy się. Załoga Guza popłynęła na Żoliborz, my na Filipa, a przewodnik na Wojciecha. Po drodze na Filipa, postanowiliśmy dokładnie obłowić Śledziową Ścianę. Jednak zbyt silny wiatr uniemożliwił jakikolwiek dryf oraz zakotwiczenie łodzi. Wpłynęliśmy, więc do Filipa. Kilka godzin walczymy z wiatrem, ale udaje nam się łowić kolejne ładne ryby.

 


 


 


 

Pływamy w bardzo szybkim dryfie. Mateo robi sobie dłuższą przerwę i postanawia nakręcić trochę filmu na kamerze video. Rognis z Remkiem łowią do TV. Mimo kiepskich warunków udaje się im złowić kilka ryb. Nie były zbyt duże, ale cała akcja została uwieczniona na filmie. Po jakimś czasie dołącza do nas druga ekipa, która także narzeka na ciężkie warunki atmosferyczne.

Po godzinie 14 tej spotkaliśmy się na pobliskiej wyspie, aby zjeść wspólny obiad. Andrzej przywozi kociołek żeliwny, w którym przygotowywany jest jedzenie. Wewnątrz ziemniaki, kapusta, pokrojona wędlina, boczek, chleb i najważniejsze mięso szczupaka to wszystko doprawione przyprawione. Po około 40 minutach staje się niesamowitą ucztą. Omawiamy wrażenia z połowów i rozpływamy się po miejscówkach. My i łódź Guza łowimy w zatoce Filipa prawie do końca dnia. Po drodze do domu wpływamy jeszcze do zatoki Jeziorko gdzie doławiamy tylko trzy ryby.

Andrzej popłynął jeszcze do zatoki Lalusia. Wpływa się tam wąskim kanałem, gdzie trzeba przepłynąć pod specjalnie zamocowaną rurą.

 


 

We trzech złapali tam kilka ładnych szczupaków. Mieli też przygodę ze szczupakami ponad metr, które podczas walki spięły się.

 


 


 

Podsumowując ten dzień, okazało się, że złowiliśmy taką samą ilość drapieżników jak dnia poprzedniego, 74 sztuki.

 

25.05 – Szósty dzień łowienia – dziewięćdziesiątki

Nadszedł ostatni dzień łowienia. Byliśmy nałowieni do syta i ten dzień chcieliśmy poświęcić na dokładne obłowienie miejsc, gdzie mieliśmy kontakty z dużymi rybami. My wybraliśmy zatokę Lalusia, Guzu Oborniki i Jachtową, a przewodnik chciał pokręcić się w okolicach Przesmyku, ponieważ mieli popłynąć także połowić śledzie.

Zatoka Lalusia jest dość nietypowym miejscem, ponieważ wymaga bardzo cichego poruszania się po niej, a włączenie silnika spalinowego powoduje zanik brań na wiele godzin.

Szybko wpłynęliśmy na elektryku. Chcieliśmy obłowić okolice ujścia kanału, gdzie było dużo zielska. Jeszcze zaspani oddaliśmy pierwsze rzuty. Łowiąc na jerki, przez jakiś czas nie mieliśmy kontaktu z żadną rybą.

Mateusz zaczął łowić dużą wirówką Xaviego. Nagle powiedział, że miał delikatne branie. Siłą woli wszyscy skierowaliśmy tam swój wzrok. Po chwili zauważyliśmy wirówkę zbliżającą się do łodzi. Mateo przestał zwijać, aby pozwolić lekko opaść wirówce. Wirówka opadając pracowała swoim dużym skrzydełkiem. W tym momencie z cienia wyłonił się duży szczupak, około metra i powoli złapał całą wirówkę. Akcja była tak bardzo przejmująca, że Mateusz zapomniał dobrze zaciąć rybę. Po kilku krótkich odjazdach ryba wypięła się, a my cały czas byliśmy pod ogromnym wrażeniem tego widowiska.

Około godziny 11 zaczęło padać i tak zostało już prawie do końca dnia. Podczas deszczu łowiliśmy ryby prawie wyłącznie na jerki. Szybkie tempo prowadzenia gliderów nie przeszkadzało w dogonieniu przynęt przez drapieżniki.

 


 


 

W przerwach między deszczem, Remek łowił na Jack’a swoja nową techniką, na tzw. spławik. Tak złowił kilka kolejnych ryb.

 


 

Po cichu przemieściliśmy się na koniec zatoki. Tutaj mamy kilka brań i łowimy kilka ryb.

 


 


 

W pewnym momencie następuje zanik brań. Próbujemy skusić ryby na różne przynęty, jednak nic z tego. Łowimy w pełnym skupieniu, a w końcu Remek chcąc rozładować atmosferę, rzuca żartobliwy tekst: „Singor, ale ja cię przepraszam, że teraz będę łowił wirówką” (sławne powiedzenie Portera_, na co Rognis odparł: „Tylko złów coś na nią”. Remek założył dużą wirówkę, zrobioną przez Guza i oddał długi rzut. Nagle, po kilku sekundach, duży drapieżnik z impetem zaatakował przynętę. Wielki młyn na wodzie i agresywna walka były wspaniałym przedstawieniem. Remek szybko doprowadza rybę do łodzi, a Rognis ją podebrał. Szczupak jest naprawdę gruby, a po zmierzeniu okazuje się, że ma 92 centymetry. Robimy ładne zdjęcia i szybko wypuszczamy go do wody.

 


 


 


 

W zatoce zostajemy do końca dnia i doławiamy jeszcze kilka ładnych szczupaków.

 


 

 Mieliśmy także kilka kontaktów z dużymi rybami, jednak nie udało się ich wyholować. Rognisowi na szczęście udaje się „rozdziewiczyć” Fatso Cranka – złowił dwa szczupaki.

 


 

Na sam koniec Remek złowił szczupaka ponad 80 cm, który w pysku miał zastawioną przez jakiegoś Szweda, tzw. samołówkę zrobioną z metalu. Uwalniamy szczupaka z żelastwa i wypuszczamy go. Można powiedzieć, że szczupak miał szczęście. Był chudy jak przecinak. Teraz pewnie nabierze na wadze.

 


 

W tym samym czasie Guzu, Gromit i Michał łowili w Jachtowej zatoce.

 


 

W ciągu kilku godzin mieli kontakty z dwoma ponad metrowymi szczupakami, jednak ryby nie zdecydowały się do ataku, odprowadzając przynęty do łodzi. Łowią kilka mniejszych ryb.

 


 


 

Po jakimś czasie przy pasie rzadkich trzcin Guzu zacina na jerka pięknego szczupaka. Ryba śmiało walczy i robi kilka młynków na wodzie. Po kilku nieudanych próbach, w końcu udaje się podebrać rybę. Do metra zabrakło jej tylko 3 centymetrów. 97 centymetrowa samica po kilku całusach i zrobieniu zdjęć wróciła oczywiście do wody.

 


 


 

Miejscówka, w której wzięła ryba.

 


 

Później chłopaki płyną jeszcze do zatoki Oborniki, aby pod sam wieczór spróbować połowić tam szczupaki. Chłopaki, a szczególnie Gromit mają po kilka brań dużych ryb, jednak żadna z nich nie zostaje wyholowana. Gromit łowił na pożyczonego ode mnie jerka typu walk the dog, który pracował ruchem wężowym na powierzchni wody. Atakujące szczupaki nie trafiały dobrze w przynętę i nie było szans na ich zacięcie. Niestety zabrakło szczęścia, a ryby były duże.

Tego dnia Andrzej wraz z Porterem i Łukaszem postanowili popłynąć na śledzie. Z echosonda namierzyli całą wielka ławicę i przez dwie godziny złowili prawie 200 śledzi, na które mieliśmy chrapkę przy kolacji. Oczywiście śledzie smażone były na patelni. Koniec końców przypominały bardzo smaczne frytki.

 


 

Chłopaki obłowili jeszcze zatokę Filipa, a na sam koniec spłynęli pod Śledziową Ścianę. Tam dołowili kilka ładnych ryb.

 


 


 

Natomiast Andrzej w ostatnich rzutach złowił piękną samicę 95 cm.

 


 

Wracając do bazy podziwialiśmy widoki.

 


 

Na koniec dnia spotkaliśmy się w naszej bazie. Każdy opowiadał swoje wrażenia z ostatniego dnia łowienia. Wszyscy wspólnie stwierdzili, że była to rewelacyjna i bardzo udana wyprawa.

Podliczając wyniki, okazało się, że ostatniego dnia złowiliśmy najmniej szczupaków 54 sztuki, z czego nasza łódź złowiła 30 ryb.

Na kolację zjedliśmy smażone świeżutkie śledzie, a impreza potrwała aż do samego rana.

 

26-27.05 – Powrót

Nikt z nas nie lubi powrotów, a szczególnie ciężko było wracać po tak bardzo udanych połowach. W nocy przed wyjazdem niektórzy z nas nie pospali, ponieważ zabawiliśmy się aż do samego rana. Wcześnie rano zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy się i zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie.

 


 

Popłynęliśmy do Sunsveden. Tam przepakowaliśmy się w samochód Andrzeja i pojechaliśmy do Sztokholmu. Dojechaliśmy do centrum i pożegnaliśmy się z Łukaszem i Guzem, którzy mieli zostać w Szwecji do końca weekendu.

 


 

Po drodze do Nynashamn podjechaliśmy do dużego sklepu wędkarskiego, zrobiliśmy małe zakupy i ruszyliśmy dalej.

 

 


 


 

Po dojechaniu do Nynas spotkaliśmy się z ekipą, która miała nas zmienić. Podczas przepakowywania sprzętu do kolejnego busa, naszą uwagę przyciągnął zestaw wędkarski jednego z członków nowej ekipy.

 


 

Szybkie przepakowanie do kolejnego busa i pożegnaliśmy się z Andrzejem, jego żoną i kolejna ekipą.

Do odprawy promowej mieliśmy jeszcze sporo czasu i odwiedziliśmy miasteczko portowe. Tam zakupiliśmy przepyszne wędzone krewetki i delektowaliśmy się ich smakiem. Przy okazji zobaczyliśmy kilka ciekawych łodzi trollingowych, które stały w porcie.

 


 


 

Nadszedł czas wjazdu na prom. Szybko dokonaliśmy odprawy i rozeszliśmy się po naszych kajutach.

 


 

W drodze powrotnej było bardzo hucznie i wesoło. Wieczorem podziwialiśmy piękny zachód słońca.

 


 

W nocy mieliśmy okazję obserwować w oddali oświetloną wyspę Bornholm. Następnego dnia, wszystkim było ciężko wstać, jednak duże śniadanie zrobiło swoje. Po dopłynięciu do Gdańska, wyjechaliśmy z promu i wyruszyliśmy w drogę powrotną do domów.

Teraz pozostają jedynie wspomnienia…

 

Krótkie podsumowanie

Podsumowując cały wyjazd, przez 6 dni łowienia, w 9 osób złowiliśmy łącznie 488 szczupaków, co jest jednocześnie najlepszym wynikiem w historii siedmioletnich wypraw wiosennych i jesiennych Andrzeja Zduna na Roslagen. Złowiliśmy także okazy ponad dziewięćdziesięcio centymetrowe 92,92,95,95,97 cm oraz 4 ryby ponad metr 104,104,104 i 106 cm. Należy wspomnieć, że nasza łódź (Rognis, Mateusz, Remek) złowiła łącznie 206 ryb z całej puli, a trzy z czterech szczupaków ponad metr zostały złowione na łodzi przewodnika. Największą rybą podczas wyjazdu – szczupaka 106 cm złowił Gromit. Najwięcej ilościowo Remek – 81 szczupaków.

Większość złowionych szczupaków była już dawno po tarle. Były to bardzo waleczne i silne ryby. Łowiliśmy je najczęściej na porośniętych zielskiem miejscówkach o głębokości od 0,5 do 3 metrów.

Najskuteczniejszymi przynętami były jerki w wielkościach 10-18 cm (Slider, Fatso, Jack, Guus, Yokozuna Zip), duże 15 cm gumy (Javallon, Relax i Manns) oraz wirówki w rozmiarach 5-9 (głównie Mepps i ręczne produkcje Xaviego i Guza). Kolory przynęt nie miały dużego znaczenia. Każdy łowił na swoje ulubione wzory. Ponadto sprawdziła się zasada, aby ryby łowić przynętami, które czuje się najlepiej, wówczas prowokowanie ryb do brania staje się bardziej skuteczne.

Chcielibyśmy nadmienić, że prawie wszystkie złowione szczupaki wróciły z powrotem do wody, a tylko 10 sztuk (o rozmiarze max 70 cm) zabraliśmy na potrzeby bieżącego jedzenia przez 6 dni.

 


 

p.s. Bardzo dziękujemy Małgosi i Andrzejowi Zdunom za wspaniałą organizację, opiekę i pyszne jedzenie serwowane podczas całej wyprawy.

 

Sebastian „rognis_oko” Kalkowski
Remek

Zdjęcia do całej serii wykonali:
Sebastian „rognis_oko” Kalkowski
Remek
Singor
Andrzej Zdun
Porter
Gromit
Guzu
Michał

 

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum.

[url=http://jerkbait.pl/page/index.html/_/relacje/wezowa-wyspa-%e2%80%93-roslagen-2006-%e2%80%93-czesc-iii-r82]Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł[/url]

Share this post


Link to post
Share on other sites
Sign in to follow this  

×
×
  • Create New...