Jump to content
jerkbait.pl - spinning, baitcasting, flyfishing
Sign in to follow this  
remek

[Artykuł] Życiówka Mifka

Recommended Posts

 

Jak zwykle przygotowania do wyjazdu rozpoczęły się na długo przed dniem wyjazdu. Po ostatniej wizycie na miejscówce Indian postanowiłem sobie za cel obalenie mitu Jurkowego Wobka. Nie żebym uznał, że mam go już dość. To bardzo fajny wobler. Ma piękną migotliwą akcję, delikatną grzechotkę w brzuszku oraz niemal idealne parametry głębokości pracy. Można by pomyśleć, że został stworzony z myślą o tym łowisku. Do pełni szczęścia dodano jeszcze stosunkowo niewielkie kotwiczki odporne na słoną wodę w bardzo rozsądnej wielkości. Jakby na niego nie spojrzeć, nic tylko doczepić na koniec zestawu i wypatrywać na echosondzie wody powyżej 4 metrów głębokości.

 

 

 

I tak też wyglądało nasze łowienie od kilku wyjazdów (od czasu pierwszego wypadu TĘ miejscówkę z echosondą). Co prawda nie odpuszczaliśmy sobie zupełnie odcinków z woda poniżej magicznych 4 metrów, ale efekty na płytszej wodzie, były poniżej oczekiwań. Ryby były trudne do namierzenia, a ostatnio preferowany, z racji swej niespotykanej dotąd skuteczności, trolling, chyba nie przypadł do gustu rybom przebywających na wodzie płytszej. Po prostu od dłuższego czasu nie trafiały się tam żadne ryby. Sporadycznie widać było wachlarze drobnicy nękane od dołu przez okonie, ale to nie było to, czego szukaliśmy. Po ostatnich sukcesach sami nie wiedzieliśmy czego się teraz można spodziewać. Prognozy pogody na nadchodzący weekend oglądaliśmy od pierwszych zapowiedzi. Codzienna wymiana informacji z Matka Wszystkich Wędkarzy (przez GG) oraz ustalenia szczegółów kolejnego wyjazdu pozwalały jakoś funkcjonować w pracy i doczekać kolejnego wyjazdu. W końcu nadszedł TEN czas. Tym razem miałem pływać z Komanczem. Jakubek oraz Grisza mieli inne plany. Wraz ze mną, ze Szczecina, miał przyjechać mój dobry kolega Likx (czyli nowy forumowicz – Artur). Spotkanie pod garażem w Szczecinie o 6.30. Szybkie pakowanie i już lecimy „betonką” w kierunku morza. Po drodze gorączkowa wymiana zdań. Krótkie streszczenie kilku ostatnich wypadów, techniki łowienia, miejsc wartych uwagi oraz polecanych przynęt. Po dodarciu na miejsce okazało się, że Likx najmocniejszy kijek jaki miał przy sobie był opisany do… 15 gram. Cóż, Matka i ja dość dziwnie spojrzeliśmy na oręż Kolegi, ale w końcu chłopak wie, co robi. Pogoda postanowiła tym razem pokazać na co ją stać i zgotowała nam zimny niemal porywisty wiatr oraz ciągłą zimną mżawkę, które to razem stanowiły fantastycznie wychładzający komplet. Z tym większym podziwem przyglądaliśmy się Likx’owi który twardo przygotowywał się do zwodowania pontonu (!!!). Parę minut przed 9-tą zwodowani i w pełnym uzbrojeniu płynęliśmy powolutku w stronę ulubionej miejscówki, czyli Zatoki Griszy, która jest bezpośrednio połączona z Prostką Komancza. To tam, dzięki echosondzie, odkryliśmy głęboką na 6-7 metrów i długą na 200m rynnę, która dała już nie jedną rybę (np. Życiówka (110cm) Komancza oraz kilka mniejszych). Gdy tylko odczyt głębokości na echosondzie spadł poniżej 3,5 metra za burtą wylądowały dwa bliźniacze Jurkowobki. Jeden, niemal już emeryt, Komancza oraz mój, jeszcze zupełnie dziewiczy. Zaledwie po przepłynięciu kilkudziesięciu metrów czuje mocne przytrzymanie oraz pierwsze zdecydowane szarpnięcia. Trochę zdezorientowany w stylu Beznamiętnego Louisa wypowiedziałem MAM. Nie wiem kto był bardziej zdziwiony. Szczupak na końcu zestawu czy ja. Wiele się spodziewaliśmy po tej wodzie, ale żeby tak od razu??? Nic to niema co myśleć… Trzeba się wziąć za hol. A szczupak mimo, że na początku sprawiał wrażenie niewielkiego, stawiał zdecydowany opór. Już po parunastu sekundach pojawiły się pierwsze wiry pod powierzchnią wody.

 

 

 

 

 

 

 

Szybkie podprowadzenie pod łódź i pytanie Komancza: podebrać Ci? W sumie to chyba nawet za bardzo go nie rozumiałem. Słyszeć to słyszałem, ale… Niewiele myśląc, chwyciłem za LIP GRIP Fladen’a i kilkanaście sekund później trzymałem w swych dłoniach 94 cm szczęścia i adrenaliny zarazem.

 

 

 

 

 

Kilka fotek i ryba w doskonałej kondycji wraca do wody.

 

 

 

No to ładnie. Mamy godzinę 9:25, a ja już pobiłem swój rekord życiowy sprzed kilkunastu dni (90cm na wirówkę Guza). Zapowiada się bardzo ciekawie. Ponownie zestawy lądują w wodzie i prostka Komancza staje przed nami otworem. Dopływamy do jej końca, wykonujemy nawrót i w drugą stronę. W między czasie obserwujemy Likx’a. Cóż z typowo okoniowym sprzętem oraz przynętami może mieć spore problemy z zaliczeniem choć jednego brania. Kilkanaście minut później – godz. 9:50 Komancz oznajmia branie.

 

 

 

Ryba mimo, że wydawała się na raczej duża niemal nie stawia oporu.

 

 

 

 

 

Dopiero po doprowadzeniu jej w okolice łodzi pokazuje na co ją stać!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Szybko nie chciała się poddać. Jednak Matka nie takie ryby już miał na swojej ulubionej wędeczce. Chwila zamieszania przy łodzi, wprawne wsunięcie zwinnych paluszków artysty pod pokrywy skrzelowe.

 

 

 

 i… 98cm spoczywa przez chwilę w czułych objęciach Matki Wszystkich Wędkarzy.

 

 

 

by zaraz wrócić do swojego królestwa. Jest 9:51

 

 

 

To przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Na wodzie kilkadziesiąt minut i dwa ponad dziewięćdziesięciocentymetrowe szczupaki w łodzi. Przy takiej porcji wrażeń nawet zimny wiatr w połączeniu z mżawką wydają się kaszką z mlekiem. Znowu przyglądamy się poczynaniom Likx’a i trochę go opierniczamy za brak konsekwencji oraz zupełny brak posłuszeństwa Matce! Podpływamy do jego pontonu. Oglądamy zestawy i stwierdzamy, że z takimi woblerami to on może najwyżej wiosną na łąkach podwodnych małe szczupaczki straszyć. Szybko udzielamy mu dokładnych wskazówek, każemy schować posiadane przynęty, wręczamy kilka wabików (Rapala Magnum 13 CD, Salmo Perch 8 SDR ph, oraz kilka głęboko schodzących Siudaków)  i surowo nakazujemy by nie zakładał nic poza nimi. Sami postanawiamy sprawdzić bardziej odległe miejscówki. Po drodze po raz ostatni przepływamy w okolicy Zatoki Griszy i … Kolejne BRANIE!!!! Znowu na zestawie Komancza…

 

 

 

 Tym razem walka niemal od samego początku bardzo energiczna.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Minutę później szczupak z ufnością spoczywa w ramionach Matki.

 

 

 

 

 

Niedbale przyłożona miarka przez niżej podpisanego wskazuje 78cm (miał sporo więcej). Chwilę później szczupak powoli odpływa w kierunku zatoki Griszy.

 

 

 

Jest 10:18. Coś niesamowitego!!!

 

Za chwile udajemy się w kierunku Świeżo ochrzczonej miejscówki czyli spirali Griszy. Tu syty wrażeń zaczynam trochę kombinować. Za burta ląduje Salmo Whitefish 18 SX w kolorze metalicznej makrelki. Niestety bez rezultatu. Głębokość 5-6 metrów może się wydawać nieco za duża, więc szybko zmieniam go na Whitefish’a 13 SX. Niestety i ten nie znajduje zainteresowania. Cóż robić… Dalej kombinować!!! Za chwilę w wodzie znajduje się Rapala Magnum 13 CD (morska wersja), Komancz wrzuca Salmowego Skinder’a  15. Niestety Spirala wydaje się być pusta, lub tylko pozbawiona ryb chętnych do współpracy z naszymi wabikami. Kierujemy się w kierunku Zatoki Jurka – miejsca schwytania 108-mki Komancza. Tuż przed wpłynięciem do zatoczki mój wobler zostaje brutalnie zatrzymany. Najpierw pełen nadziei oraz adrenaliny powoli dochodzę do ciebie. To tylko, a może aż sieci miejscowych kłusowi, które zastawione zostały z myślą o okoniach. Szybkie wypięcie woblera i udajemy się dalej w stronę zakrętu, na którym zaliczyłem wyjście zdrowo wypasionej bestii. Niestety zawróciła tuż pod powierzchnią wody pokazując jedynie swój bok (wysokości co najmniej średniego leszcza). Po drodze kolejny zaczep! Tym razem jakiś taki dziwny. Zupełnie inny niż wszystkie. Twardy i nic a nic niesprężynujący. Chwila mocowania i niestety, kotwice Jurkowobka okazują się zbyt mocne dl mojej 20 funtowej Power Pro. W nadziei, że to może tylko (!!!) sieć postanawiamy napłynąć na zaczep jeszcze raz z czymś dużo poważniejszym na końcu zestawu. Szybka zmiana kijka na tunningowanego JAXON’a PROFIX JERK SPIN 195 z przykręconym CAIMAN’em 201 oraz 50-cio funtową Power Pro z Whitefish’em 18SX na końcu. Wypuszczam Linke celowo tak długa by wobler szedł niemal po samym dnie.

Czuje jak po nim szoruje. Za chwile łapię dokładnie ten sam zaczep. Nadzieja na odzyskanie ukochanego wobka rośnie. Niestety… Na próżno. Tuż obok fartownej przynęty spoczywa Whitefish. Szkoda. Wielka i niepowetowana szkoda. Dobrze przynajmniej, że udało mi się go rozdziewiczyć… Cóż… wmawiam sobie, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Skoro nie ma przynęty, którą na tej wodzie darzyłem największym zaufaniem, nadszedł czas by się poważnie przyłożyć i znaleźć godnego następcę. W końcu musi być przecież jeszcze jakiś wobler, którego tutejsze szczupaki choc w części tak polubią. Zaczynam się poważniej przykładać do Rapali Magnum 13. Na zmianę z Rapalką w wodzie pływa BOMBER.

 

 

 

To mój faworyt zaraz po straconym OFFSHORE LAZER EYE. Mój zakręt wydaje się być wymarłym. Cóż, jak nie tu to może gdzieś indziej. Niemal na siłę wyciągam Komancza w nieznane. W poszukiwaniu nowej miejscówki. Wpływamy w odnogę, której do tej pory nie mieliśmy okazji wybadać z użyciem echosondy. Znajdujemy dwie fantastyczne miejscówki. Jedna – zewnętrzna część długiego zakrętu z rynna przy brzegu głęboką na 5 metrów oraz dużą zatokę w ogromną płycizną (max 1,5m) z potężnym 9 –cio metrowym dołem. Coś niesamowitego. Przykładamy się. Bardzo dokładnie obławiamy nowe miejscówki i po kilkudziesięciu minutach postanawiamy sprawdzić co tam słychać u Likx’a. Jeszcze raz spoglądamy na nowo odkryte łowisko i spływamy powoli w stronę bazy. Po drodze mijamy sympatyczną gromadkę wodnych ptaszydeł, które niczym niewzruszone oddają się popołudniowej toalecie.

 

 

 

 

 

Zaraz na wyjściu z zatoki Jerrego obserwuję dotąd nieznany obraz na echosondzie. Wskazanie głębokości 5,5-6 metrów i zupełnie czarno od 1,5 metra przy powierzchni aż do samego dna. Dziwna sprawa. Zaczynam wątpić w poprawność wskazań echosondy. Wcześniej nawet czujnik temperatury wody przy wskazaniach poniżej 2°C najzwyczajniej w świecie wyłączał się. Chwilę później mamy sprawcę. Linka tuff line XP przy mocnym zaczepie pęka niczym nitka. Chwile po mnie wiesza się Komancz. To kolejna sieć. Tej już nie darujemy. Moja wierna przyjaciółka MUELA namiętnie witam się z siecią, ratując przy tym życie kilku okonkom. Mocno zdenerwowani płyniemy na pełnym gwizdu w stronę bazy obławiając jeszcze po drodze kolejny raz Spiralę Griszy (108cm). Jeszcze chwila i na brzegu w bazie widzimy Likx’a. Zmarznięty, ale wydaje się być szczęśliwy. Okazuję się, że użyczone wobki spisały się wzorowo. A Artur słuchając rad Matki złowił na Salmo Perch’a 8 SDR ładnego szczupaczka ok. 85 cm (brak dokładnej miarki – długość obrazowo oceniona na trzy długości termosu). Jeszcze na zakończenie dnia postanawiamy kontrolnie opłynąć Zatokę Griszy wraz z Prostką Komancza w nadziei na spotkanie jakiegoś wygłodniałego szczupaka. Ponieważ wiatr oraz mżawka wzmagają się postanwiamy zakończyć na dziś. Tuż przed bazą Komancz kręci niemal tradycyjną podwójną ÓSEMKĘ i wpływamy do bazy. Na miejscu szybkie pakowanie – na załóżmy, że szybkie, wsiadamy w nasze białe bolidy (ducato 4x4 oraz Seicento van 1100) oraz udajemy się każdy do swej wioski.
Kolejny raz okazało się, że echosonda to nie tylko głupi wyciskacz pieniędzy, a naprawę potrzebne urządzenie szczególnie przy trollingu.
 
Mifek, 2005 

 

 

 

 
Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum.


[url=http://jerkbait.pl/page/index.html/_/relacje/zyciowka-mifka-r35]Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł[/url]

Share this post


Link to post
Share on other sites
Sign in to follow this  

×
×
  • Create New...