Jump to content
jerkbait.pl - spinning, baitcasting, flyfishing
Sign in to follow this  
remek

[Artykuł] Zalew Sulejów - Zlot Jerkbaita 2007

Recommended Posts

Po raz pierwszy w historii jerkbait.pl postanowiliśmy zorganizować zlot nad zalewem. Nasz wybór całkiem nie przypadkowo padł na Zalew Sulejowski. Dużą rolę w wyborze odegrał Sławek Oppeln Bronikowski, który od samego początku służył wielką pomocą w organizacji zlotu. Sławku – dziękujemy! Na miejsce spotkania wybraliśmy ośrodek Wodnik w Bronisławowie. Zaprawdę ośrodek godny polecenia.

Podczas zlotu zaplanowaliśmy atrakcje. Jedną z nich była wizyta prawdziwego fachowca w połowie drapieżników na koguty Florka Wawrzyniaka. Florek jest nie tylko twórcą tej niezwykle skutecznej na Zalewie przynęty, ale też znawcą tutejszej wody. W sobotę wieczorem zdradzał nam jak łowić na koguty. Opowiadał również wiele ciekawych historii związanych z Zalewem Sulejowskim bogato ilustrując to swoimi zdjęciami z okazami. Przy okazji wiele dowiedzieliśmy się o wodzie.

 


 

Zlot to nie tylko chwila wspólnego wędkowania. Próbowaliśmy również uchylić rąbka tajemnicy omawiając techniki rzutowe w castingu oraz metody prezentacji jerków. Obie prezentacje cieszyły się popularnością. A co działo się na wodzie? Najlepiej niech opowiedzą sami uczestnicy zlotu.

 


 


 

Na pokładzie Mgora, Tommka, Rognisa_oko i Mateusza

Piątek – wypływamy na dwie łodzie. Tommek z Mgorem i ja z Mateo. Łowimy od mniej więcej 16tej do 19tej. Pływamy dość blisko ośrodka. Tylko Tommek łowi małego szczupaczka.

 


 

 

Ja i Mateo mamy problem z akumulatorem, ponieważ nie ładuje się do końca. Ten problem zostaje do końca imprezy. Wieczorem spotykamy się z Friko i resztą osób, które już przyjechały. O 20.30 Friko uroczyście otwiera zlot. Jedząc rozmawiamy o rybach, naszym portalu, itp.

Sobota – Łowimy od rana, tak jak wszyscy. Tommek i Mgor pływają blisko ośrodka ponieważ nie mają silnika. Zasuwają na wiosłach.

 


 

 


 

My niestety mamy ciągły problem z akumulatorem i także nie udaje się nam pływać zbyt daleko. Trollingując po głębszej wodzie nie notujemy brań. Na płyciznach próbujemy jerkami i nic z tego nie wychodzi. Koło godziny 11 znajdujemy piękny spadek z 2 na 7,2 metra. Ustawiamy się tak, aby obławiać spadek od samego szczytu do krawędzi spadu i aby łowić na głębszej 7 metrowej wodzie.

 


 

Łowimy na duże rippery. Po kilku rzutach, notuję pierwsze branie z opadu. Ryby biorą bardzo delikatnie i atakują gumę od strony głowy. Nie możemy ich zaciąć. Po zmianie przynęt na mniejsze, brania ustępują. Po powrocie do większych gum brania znowu się zaczynają, jednak ryb nadal nie mogę zaciąć. Po dozbrojeniu przynęty kotwicą blisko głowy rippera, brania także ustępują… Po powrocie do normalnie uzbrojonej gumy, brania znowu się zaczynają. W ciągu godziny mam aż 9 brań, z czego udaje mi się zaciąć 3 ryby, a tylko jedną udaje mi się wyholować. Dwie spadły podczas holu. Łowiąc mam wyjście dużej, około 80 centymetrowej ryby. Ryba wychodzi do samej powierzchni i w ostatniej chwili rezygnuje z ataku. Później spływamy na pokaz rzutów za pomocą zestawu castingowego. W tym samym czasie Tommek i Mgor łowią 2 małe szczupaczki.

 


 

Po pokazie wracamy na wodę. Kręcę się z Mateo na głębszej wodzie, jednak bez wyników. W końcu stajemy na tym samym spadzie, co przed południem. Na początku mamy 4 brania i niestety dwie ryby spadają z kija. Wszystkie brania bardzo delikatne i praktycznie nie do zacięcia. W tym samym czasie Tommek i Mgor łowią jednego małego bolka. Zdzwaniamy się i postanawiamy wspólnie zapolować na żerujące na plaży bolenie.

 


 

Po 30 minutach łowienia, Mateo łowiąc na powierzchniowego walk the dog’a ma wspaniałe wyjście dużego bolenia. Ryba nie trafia za pierwszym razem i ponawia atak. Znowu ryba nie trafia. Mateo jednak nie rezygnuje i dalej szybko prowadzi przynętę. Kolejny atak następuje po sekundzie i tym razem Mateo zacina dużego bolenia. Ryba walczy bardzo dzielnie i odjeżdża na kilka metrów. Po krótkim holu, podbieram rybę i wyciągam nad łódź. Przekazuję ją Mateuszowi i robimy kilka zdjęć. Ryba jest duża i pięknie wyzłocona. Po zmierzeniu okazuje się, że ma 75 centymetrów. Tym samym boleń zostaje największą rybą zlotu. Po złowieniu ryby postanawiamy spłynąć do bazy.

 


 

Niedziela – ze względu na problemy z silnikiem i akumulatorem zaczynamy łowienie najpóźniej ze wszystkich. Za bardzo nie możemy oddalać się od przystani. Łowimy w trollingu na głębokiej wodzie i jerkujemy na płyciznach. Nie notujemy żadnych brań. Próbujemy także pływać za boleniami, jednak te dzisiaj nie chcą za bardzo żerować. W tym samym czasie Tommkowi i Mgorowi udaje się pożyczyć silniki. Pływają w trollingu i łowią 3 ładne okonie.

 


 

Później wszyscy spływamy do przystani. Wszyscy uczestnicy zlotu zbierają się i robię obiecany pokaz prowadzenia jerków. Później pakujemy się, żegnamy z innymi uczestnikami zlotu i wracamy do Warszawy.

 

Relacja Sławka i Marcinesza

Sobota - Po śniadaniu wyruszamy nad wodę. Pływamy z Marcineszem. W trakcie rozkładania się w łodzi okazuje się, że obaj nie mamy wielkiego doświadczenia, więc steruje ten, który jest aktualnie bliżej silnika czyli Marcinesz. Wypływając z przystani widzimy atak bolenia. Ataki w tym miejscu są właściwie przez cały pobyt. Płyniemy tak jak wcześniej było ustalone - za grupą. Grupa bardzo szybko się rozpada i jeszcze przez jakiś czas staramy się płynąć za Pablomem i Remkiem. Jednak za trolującymi płynie się kiepsko, więc w końcu dajemy spokój i zaczynamy sami trochę szukać.

 

 


 

Robimy zdjęcia, między innymi Remkowi, który sprawdza skuteczność muchy. Kombinujemy jak możemy. Mamy jakieś skubnięcia w trolu, ale nic się nie dzieje. Goryczy dopełnia mms od Arka (@Zanderixa) ze szczupakiem, którego możecie zobaczyć go w wątku o szczupaku. W mms-ie wyglądał na jeszcze większego.
Jakby od niechcenia stajemy przy cyplu, który ostro wchodzi w wodę. Jego okolice są bardzo płytkie. Po którymś z kolei rzucie mam uderzenie w łamańca. Ryba się nie zapina, ale zostawia ślady małych ząbków, szczupaczych. Młócimy wodę, ale więcej kontaktów nie mamy.
Postanawiamy łowić na płytkim miejscach z roślinnością zanurzoną. Ponieważ większość załóg popłynęła w prawo bądź w lewo (tak nam przynajmniej się wydawało) udajemy się na drugą stronę. Tu mamy pierwsze kontakty z rybami. Marcinesz ma uderzenie a ja prowadzę jerka wzdłuż roślinności od strony otwartej wody. Na chwilę obejrzałem się w drugą stronę. W chwili, gdy jerk znalazł się na wysokości łodzi odwracam głowę i widzę, że półtora metra wcześniej (czyli tam gdzie jeszcze przed chwilą była przynęta) widać sporych rozmiarów wir. Takiego nie zostawia mała ryba. Marcinesz podpowiada, że mógł to być boleń, co zresztą mogą potwierdzać inne bolki złowione właśnie na tą przynętę.

 


 

Płyniemy wzdłuż roślinności i obławiamy kolejne miejscówki. Mamy jeszcze brania a ja nawet widzę jak mały szczupaczek startuje do gumy i w ostatnim momencie zawraca. Wygląda na to, że mnie zobaczył.
Po obiedzie postanawiamy nie zmieniać taktyki. Wiemy o złowionych na jerki boleniach, więc nasza decyzja wydaje się być optymalną. Jednak oprócz ataków boleni i krótkich ryb nic się nie dzieje. Łowię małego szczupaczka na jerka wyciąganego z roślinności (z roślinami na kotwiczkach może to byłby patent na tą wodę) a Marcinesz okonia.

 


 

Przed samym wieczorem widzimy kilka, „naszych” łódek kręcących się w jednym miejscu. Postanawiamy tam popłynąć. Dobrze się dzieje, bo już po kilku chwilach widzimy hol największego szczupaka zlotu. Łowi ją Phalacrocorax.

 


 

Udaje się nam też przy okazji zrobić kilka zdjęć. Po tym połowie zaczynamy naśladować jego taktykę. Bez skutku. Spływamy do przystani.


Niedziela - Po wieczorze spędzonym z Florkiem Wawrzyniakiem płyniemy według jednego z jego namierzeń. Chyba dobrze zrozumieliśmy i trafiliśmy, bo na miejscu jest już Friko z Mario. Po krótkiej chwili Marcinesz ma pilny telefon i niestety musi wracać. Ja przesiadam się do łódki wspomnianej wcześniej pary, gdzie jestem bardzo serdecznie i staropolsko witany. Widzę, że Friko intensywnie testuje florkowy drób (koguty). Widać w nim wiarę i zacięcie. Jednak to wszystko co było z kogutami związane.
Opływamy kolejne miejscówki bez efektów, za to w dobrych humorach. Ryby przecież nie są najważniejsze. Widzimy miejscowych, którzy trolują obrotówkami. Zakładam obrotówkę i dosyć szybko wyławiam średniego okonia (oczywiście jak na te warunki). Friko doławia trochę mniejszego na obrotówkę numer 4 i na tym prawie się kończy. Prawie, bo Mario ma dwa niezacięte brania na gumkę. Napływamy na blat ponownie, bo poprzednie ryby były złowione w dryfie. To jednak nie daje rezultu. Czujemy, że tu już jest po rybach.
Przepływamy na śródzalewowy (ale określenie) blat. Miejscami zarośnięty roślinnością. Przecież tu musi być szczupak. Łowimy z nową wiarą. Friko na skinnera 10cm wyławia ładnego pistoleta. Po jakimś czasie ja mam niezapomniane branie. Prowadzę jerka dosyć ostro i widzę uderzenie niemalże pionowo od dołu. Czuję to na kiju, ale ryba się nie zapina. Prowadzę jerka dalej mówiąc na głos co się dzieje bo widzę, że szczupak płynie dalej za przynętą. Po jakimś metrze delikatnie podskubuje przynętę i dalej płynie. Ostatni z nim kontakt mamy jakieś półtora metra od łodzi, gdzie w ostatnim momencie przed uderzeniem rezygnuje. Chyba nas zobaczył, bo odskoczył jak oparzony. Mieliśmy niezłe przedstawienie. Mario jest tak szczęśliwy, że z radości klepie mnie po plecach. To było szczere, bo jakby zrobił to mocniej, pewnie wypadłbym z łódki.
Łowimy z większą wiarą. Jednak z czasem jej jakby coraz mniej. Wiele rzutów i brak jakichkolwiek kontaktów. Pocieszamy się, że kontakty mamy również na kwaterze i spływamy na pokaz jerkowy.

 


 


 

 

Friko i Mario czyli wesoła ekipa

Sobota - plan jest na "rozpoznanie trollem" i "dożynki z ręki" jak się najedzie trollem na ciekawsze miejsce lub zaliczy branie. Staramy się poznać wodę. Rychło deprymuje nas monotonia dna - pomimo ciekawego i bogatego pofałdowania, na dnie jest albo piach albo muł. Prawie wcale zaczepów, mało racicznicy, kamienisk. Płycizny też głownie zarośnięte, rzadko z racicznica.

 


 

Do koryta pilicy docieramy bez brania z trolla. Stajemy na kancie. Mario ma na ripperka ładnego okonia, ale się spina. Łoimy wodę przez jakieś pół godziny bez żadnych efektów, więc ruszamy w drogę dalej. W międzyczasie krótka wymiana żartów i uprzejmości z ekipą Phali na wodzie.
W bezowocnym trollu docieramy do zarośniętej płycizny i przerzucamy się na łowienie z ręki. Mario trafia szczupaka na slidera 10S. Ja trafiam 2 szupaki na Skinera 10. Wszystko krótkie niestety, w okolicach wymiaru.
Namawiam Mario na namierzenie płytszego blatu pod drugim brzegiem zalewu. Mariowi udaje się to i okazuje, że ten blat jest twardy, wybrukowany racicznica. Mario idzie spać a ja próbuję się dobrać do okoni. Niestety pomimo przerzucenia chyba wszystkich możliwych konfiguracji kolorystyki gum i gramatur główek - nie mam nawet puka. Ponieważ blat ma tylko 2,5 metra postanawiam go obłowić z reki sliderem i woblerem. I znowu na Skinera 10 trafiam ryby: najpierw wymiarowego szczupaczka, potem niebrzydkiego sandacza.

 


 

Krótka sesja zdjęciowa i ryba wraca do wody. Nie mierzyłem. Niestety, w zapale łowieckim tracimy pokaz rzutowy i sesje zdjęciową.
Wracamy do bazy w trollingu, znowu bez efektów. Wpływając do portu jesteśmy świadkami emocjonującego holu bolenia przez Mateo.
Niedziela - Zgodnie ze wskazówkami Florka płyniemy na miejscówki na korycie Pilicy. Ja z zamiarem wypróbowania kogutów. Miejscówkę odnajdujemy bez problemu, ale na koguty nie notuje żadnych brań. Ponieważ Marcinesz musi wracać wcześniej, na nasza łódkę dosiada się Sławek.

 


 

Generalnie spływamy korytem aż Mario ma wreszcie okoniowe branie. Stajemy i wkrótce Sławek ma niebrzydkiego garbika na obrotówkę, a ja po nim dwudziestaka na Aglie 5 Musky.

 


 


 

Niestety to koniec brań okoniowych. W południe zaczynamy szukać szczupaków na płytkich zarośniętych blatach na środku zalewu. Znowu mijamy się na wodzie z Phalą. Mijamy się tez z "wesołym pontonem" z Warszawy obsługiwanym przez Skwarę i Wojtasa. Mamy niezły ubaw wymieniając na wodzie komentarze.
W południe Sławek ma szczupaczka na prototyp swojego większego leszczyka, a ja podobnego - znowu na Skinnera 10.

 

Wiśnia i Hasior – jeden dzień na zlocie

U nas na łódce przed południem nie działo się nic, tylko jakiś bolo chodził ale był nie do złapania. Po konkursie rzutowym wypłynęliśmy w drugą stronę do wysp, po drodze Rovis, który był zaraz obok w łódce z włóczykijem złapał bolka.

 


 

Przy wyspach nie działo się nic dopiero w drodze powrotnej z trola ( jedna fotka pokazuje jak musiał trzymać wędkę Przemek który wiosłował, bo nie mieliśmy silnika) złapaliśmy małego okonia i szczupaka trochę ponad wymiar.

 

 


 


 


 

Phalacrocorax i Szymax

Przyjechaliśmy do ośrodka przed 12. Rozpakowaliśmy się, zwodowaliśmy łajbę, pogadaliśmy z przystaniowym i pojechaliśmy po zezwolenia. Na wodzie byliśmy gdzieś ok 13. Zaczęliśmy od trollingu w stronę zapory. Większość czasu płynęliśmy po głębokiej wodzie, gdzie o 15:20 ojciec złowił bolenia 67cm.

 


 

Potem trolowaliśmy i rzucaliśmy na zmianę, ale nic kompletnie się już nie działo. Wróciliśmy do przystani gdzie spotkaliśmy zjeżdżającą się powoli resztę towarzystwa. Następny dzień, to podobna trasa w stronę zapory, ojciec złowił jakiegoś okonka i to wszystko. Spłynęliśmy na pokaz technik rzutowych a potem wieczorem złowił się na kopyto 6 szczupak, który miał ponad 70 cm.

 


 

Ostatniego dnia ojciec złowił małego szczupaczka w trolu po płytkim na przeciwko ujęcia wody.

 


 

Spłynęliśmy ok 16. Niestety trafiliśmy na zajęty slip, bo akurat wyciągali jakiś jacht i musieliśmy dość długo czekać.

 

Włóczykij i Rovis

Poza jednym szczupaczkiem, którego udało się wyciągnąć w piątek, ryby nam brały tylko w sobotę i w zasadzie tylko na Sławkowego Gildera, na którego zaczęliśmy łowić zachęceni moim (włóczykij) szczupakiem 63cm, który wyjątkowo agresywnie zaatakował przynętę.

 


 

Kilka minut później na zestawie Rovisa zameldował się boleń 58cm.

 


 

Po 3 kolejnych rzutach dołączył do niego jeszcze 69cm bolek. Wieczorem postanowiliśmy popływać jeszcze w okolicach wysp i Rovis po drodze wyciągną jeszcze małego bolenia i szczupaka 53cm, który był ostatnią rybą na naszej łódce podczas zlotu. Wszystkie ryby poza okonkiem były złowione z ręki.

 


 


 


 

Pablom i Remek

Przyjechaliśmy późnym wieczorem w piątek. Mimo, że z Warszawy to tylko 120 km jechaliśmy prawie trzy godziny. Remonty dróg, wypadki to normalka na naszych polskich drogach. Końcówka była w zasadzie najtrudniejsza. W ciemnościach trudno było trafić do ośrodka. Kilka telefonów, podróż przez środek pola i wreszcie trafiamy na miejsce. Idziemy na nocne rozmowy Polaków. Tam po chwili rusza wielki handel woblerków Sławka i pada propozycja konkursu – kto złowi największą rybę na przynęty Sławka otrzymuje komplet woblerów. Ja się później okaże konkurs wygra Rovis ze swoim szczupakiem.

 


 


 

Sobota to dla nas czas rozpoznania łowiska. Nie wiedzieliśmy o nim praktycznie nic. Zarówno Pablom jak i ja byliśmy na tym łowisku po raz pierwszy. Przed Zlotem zrobiłem mały wywiad gdzie warto ale informacje nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Początkowo popłynęliśmy w stronę wyspy. Tam widząc płyciznę postanowiłem łowić na muchę. Łowić to nadal za dużo powiedziane -  uczyć się - będzie lepszym określeniem. W tym czasie Pablom próbuje swego szczęścia na gumę i obrotówkę. Niestety żadna z przynęt nie przynosi oczekiwanych rezultatów. W oddali widzimy inne jednostki ze zlotu.

 


 

Wypytujemy o rezultaty ale na innych łodziach również cisza. Wspólnie z Pablomem postanawiamy, że w sobotę poznajemy jak największy obszar Zalewu licząc na to, że coś przez przypadek złowimy. Taktyka była prosta – trollingujemy, po czym w bardziej obiecujących miejscówkach postanawiamy łowić z ręki. To powinno zaowocować w dniu następnym.

W południe nadal pływamy z wynikiem zerowym. Postanawiam zatelefonować do Andrzeja Lipińskiego, który był tutaj na Mistrzostwach Polski tydzień wcześniej. Zdradza nam rokujące miejsce, które wcześniej już obławialiśmy, ale bez rezultatu. Płyniemy tam ponownie tym razem z postanowieniem dokładnego obłowienia spadu z 2-4m. Niestety i tym razem nic. Być może nie ta godzina, być może po prostu dzisiaj nie biorą. W chwilę później na naszej łodzi pada pierwsza ryba. Ładny okoń. Został on złowiony w tollingu.

 


 

Tak będziemy pływać do końca dnia praktycznie tylko trollując i przyglądając się linii brzegowej.

W południe robię pokaz rzutów sprzętem castingowym. Pokazuję jak wykonać typowy rzut znad głowy, rzut boczny, pitching, flip cast oraz spiral cast’a. Przystępujemy do konkursu rzutu do celu. Po zaciętej walce w finale (między Miratem a mną) wygrywa Mirat. Gratulacje!

 


 


 


 

Po przerwie pływamy dalej. Pablom łowi jeszcze ładnego okonia oraz szczupaka.

 


 

Notuję kilka brań z tollingu, ale niestety mam zbyt mocny sprzęt i ryby po prostu spadają. Podejrzewam, że wszystkie ryby na wędce to okonie. Mój sprzęt, wędka 4 oz. i plecionka 20lb robi swoje. Błąd. Nastawiłem się na szczupaki, ale widać, że najlepiej biorą okonie. W niedzielę trzeba będzie konsekwentnie szukać szczupaków.

 


 


 

Wieczorem robię wywiad z Florkiem Wawrzyniakiem – guru zalewu Sulejowskiego oraz z uczestnikami zlotu. Gdzie, kto i co widział. To dla mnie podstawa.

 


 

Razem z Pablomem jesteśmy nielicznymi, którzy w sobotę nastawili się wyłącznie na tolling. Jutro popróbujemy jak inni z ręki. Po wysłuchaniu wszystkich opowieści mniej więcejw mojej głowie układa się plan gdzie płyniemy. Wspólnie z Pablomem podejmujemy decyzję, że następnego dnia rozpoczniemy od trollingu a później już tylko stacjonarnie.

W niedzielę najpierw postanawiamy przepłynąć przez środek Zalewu na granicy starego koryta rzeki. Niestety nie notujemy żadnych brań. Przyszedł czas na połowy z ręki. Płyniemy na „obiecującą” miejscówkę. Jest to gęsto porośnięta, dużej wielkości górka podwodna. Na niej wczoraj padło kilka szczupaków. Takie miejsca lubię najbardziej. Można na nich jerkować. Jako przynętę wybieramy odpowiednio – Pablom blaszkę obrotówkę, ja niewielkich rozmiarów gumę „wyczynówkę” (tak nazwałem małą gumkę w Szwecji). Po chwili mamy już po pierwszym szczupaku. Widać wyraźnie, że guma jest zdecydowanie skuteczniejsza niż obrotówka. Po chwili obaj łowimy na gumę. Liczba brań oraz wyjść jest bardzo duża. Szykuje się przednia zabawa. W sumie Pablom łowi 2 szczupaki a ja jerkując małą gumką na bardzo lekkiej główce jiggowej 7 szczupaków i 2 okonie. Około godziny 13tej płyniemy do stanicy wędkarskiej. Po drodze doławiam jeszcze jednego, szczupaka. Ten dzień zaliczamy do bardzo udanych.

 


 


 

Korzystając z okazji chciałbym podziękować wszystkim serdecznie za przybycie na nasz Zlot. Mam nadzieję, że wszyscy jesteście zadowoleni ze wspólnego spotkania. Już niedługo planujemy kolejne spotkanie naszych forumowiczów. Gdzie? Przekonacie się niebawem. Czekamy również na Wasze uwagi dotyczące zlotu. Chętnie wprowadzimy w życie wszelkie pomysły.

Pozdrawiam

Remek 

 

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum.


[url=http://jerkbait.pl/page/index.html/_/relacje/zalew-sulejow-zlot-jerkbaita-2007-r140]Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł[/url]

Share this post


Link to post
Share on other sites
Sign in to follow this  

×
×
  • Create New...