remek 10,499 Report post Posted October 3, 2012 Aberdeen and District Angling Association (ADAA) to najstarsze i największe stowarzyszenie wędkarskie w Szkocji założone w 1946 roku. Obecnie gospodaruje na dolnym odcinku River Deeoraz River Don i River Ythan. Sezon łososiowy zaczyna się 1 lutego na Dee, 11 lutego na Don i Ythan, a kończy się odpowiednio 15 i 30 października. Początek sezonu to przede wszystkim kelty i niewielki odsetek srebrniaków. Stosunkowo szybko proporcja ta się odwraca i w marcu poławia się już tylko tzw. fresh fish. Na przełomie lipca i sierpnia powoli zaczyna się ciąg tarłowy, a we wrześniu i październiku następuje prawdziwe łososiowe szaleństwo i kto żyw pędzi nad wodę z nadzieją na spotkanie z dwucyfrówką.W styczniu, po opłaceniu składki członkowskiej i wpisowego, zostałem szczęśliwym posiadaczem legitymacji i zezwolenia na 2008. Z niecierpliwością oczekiwałem na rozpoczęcie sezonu, kiedy zadzwonił telefon. Następnego ranka zamiast jechać nad Dee wsiadłem do helikoptera i poleciałem do mojego „biura” oddalonego o ok. 400km na północny-wschód od Aberdeen, czyli gdzieś mniej więcej na środku Morza Północnego. Na szczęście trauma nie trwała długo i wróciłem odpowiednio wcześnie, żeby rozpocząć sezon na River Don. River Don Jedyny dylemat, jaki miałem, to który odcinek wybrać. Tyle wody, że życia nie starczy, żeby dokładnie poznać całą rzekę. Za namową kolegi postanowiłem spędzić dzień na słynnym Cocker’s Pool. Wybór był o tyle łatwiejszy, że sporo klubowiczów otwiera tam sezon, a co za tym idzie, jest możliwość poznania nowych ludzi i wyciągnięcia od nich ciekawych rzeczy na temat tej jakże znanej wody. I tak w poniedziałkowy słoneczny poranek stanąłem nad brzegiem rzeki. Pomimo wczesnej pory nie byłem pierwszy. Dwóch starszych panów już ostro czesało środkową część poolu. Po grzecznościowej wymianie zdań na temat pogody i samopoczucia rozmawialiśmy o wędkarstwie stopniowo odchodząc na inne tematy, nie koniecznie związane z naszą pasją. Kiedy rozpoczął się problem pt. konserwatyści kontra partia pracy, a następnie stan państwa po rządach Margaret Thatcher, postanowiłem dyskretnie zakończyć rozmowę, życzyć powodzenia i wreszcie oddać się temu co najważniejsze tego dnia. Dodatkowo stymulowały mnie do tego łośki raz po raz wywijające koziołka na powierzchni wody. Omawiany przeze mnie pool jest jednym z najdłuższych na całej rzece i ciągnie się mniej więcej przez 350-400m. Rzeka w tym miejscu jest dosyć szeroka. Ryby można się spodziewać niemal wszędzie. Głębokość wody waha się od 1 do 2,5m. Dno głównie kamieniste, częściowo porośnięte wodorostami, które o tej porze roku specjalnie nie utrudniają wędkowania, ale latem przy niskim stanie wody mogą stanowić poważny problem. Szypot początkujący Cocker's Pool Zdążyłem oddać kilkanaście rzutów, kiedy jeden z dziadków wrzasnął i omal nie wpadł do wody. Woda tuż przy brzegu się zakotłowała, aha, jest pierwsza ryba dnia. Za chwilkę znalazłem się przy nich z aparatem. Mocarny sprzęt, siłowy hol i duży podbierak ograniczył całą zabawę do 3 minut. 82cm kelt szybko zapozował do zdjęcia i sprawnie wrócił do wody. Gratulacje i kolejna okazja do pogawędki, tym razem na właściwy juz temat. Wespół zespół Kelt 82cm W tym momencie warto nadmienić, że kelty są pod ścisłą ochroną i bezwarunkowo muszą być wypuszczone pod groźba kary finansowej, wydalenia z klubu i dożywotniego zakazu wędkowania na tej wodzie. Nikt nie ryzykuje, za dużo do stracenia... W między czasie pojawiają się kolejni wędkarze. Na brzegu coraz ciaśniej. W końcu łapię się na tym, że więcej czasu poświęcam na rozmowy i pstrykanie fotek kolejnym rybom, niż na machaniu kijem. Co ciekawe prawie każdy napotkany wędkarz miał swoją teorię na skuteczny połów łososi. Najmniej przekonał mnie do siebie starszy pan, który stwierdził, że pogoda zupełnie nie ma znaczenia na aktywność ryb. Później niechcący mu się wymsknęło, że w ciągu ostatnich ośmiu lat złapał tylko trzy łososie, ale to dla tego, że nie ma szczęścia. No cóż, i tak może być. Wśród przynęt najpopularniejsze są devon minnow i obrotówka imitująca krewetkę o wdzięcznej nazwie flying condom. Technika jest dosyć prosta. Jak najdłuższy rzut pod drugi brzeg i możliwie wolne prowadzenie przynęty w poprzek nurtu. W zależności od upodobań, niektórzy stosują dodatkowe obciążenie w postaci ołowianej oliwki ok. 0,5m przed przynętą. Umożliwia to oczywiście uzyskanie dużych odległości mniejszym nakładem sił, ale z drugiej strony trzeba prowadzić z kijem podniesionym do góry, żeby uniknąć zaczepów. Przynęty są prowadzone mniej więcej w połowie wody. Ten kelt do końca mocno walczył Niby wszystko proste, ale... No właśnie jest jedno „ale”. Zapewne wielu z was sądzi, że szansa na złapanie ryby jest tym większa im więcej ryb w wodzie. Uważam, ze ta zasada niestety nie ma zastosowania w tych warunkach i przy tej rybie, czyli kelcie. Z moich obserwacji wynika, że trzeba być w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. Wyglądało to mniej więcej tak, ze przechodziło kilkunastu wędkarzy przez jedną miejscówkę, w której ciągle spławiał się ładny kelt. Każdy z nich przeczesał dokładnie wodę, a ryba wzięła ostatniemu, który stosował tą samą przynętę i technikę. Zadowolony łowca zaraz zwróci rybie wolność Tego dnia nie dane mi było spotkać się z rybą na końcu mojego zestawu. Muszę jednak być obiektywny, za wiele to się nie napracowałem. Prognoza pogody na kolejne dni nie napawała mnie specjalnym optymizmem: w nocy przymrozek, w dzień 13-15 stopni na plusie i bezchmurne niebo, czyli nie za ciekawie przy tak czystej wodzie. Zgodnie z przewidywaniami, ryba przestała być aktywna. We wtorek spotkałem tylko kilku wędkarzy, a w środę juz tylko jednego. Te dni postanowiłem poświęcić na poznanie nowych miejsc, bo to może zaprocentować w przyszłości. Miejski odcinek rzeki Czwartkowy poranek powitał mnie pochmurną pogodą i niższą temperaturą. Wędkarzy więcej, ale woda wciąż jakby martwa. Na Cocker’s Pool przez cały dzień padły tylko dwa kelty. Ja znowu bez ryby, ale za to z nowymi doświadczeniami i lepiej poznanym łowiskiem. Osiemdziesiątak wraca do wody Wreszcie piątek przyniósł zmianę. Ustabilizowana pogoda zdecydowanie pomogła. Ryba ruszyła się i co jakiś czas pojawiała się na powierzchni rzeki. Metoda niezmienna, dwa rzuty i krok w dół. Kilka skubnięć, ale chyba zamkniętym pyskiem, bo nie zdołałem zaciąć. W końcu tuż po południu, po krótkiej walce wyjąłem kelcika o długości 62cm na „fruwającą gumę”. Wynik pospiechu przy fotografowaniu z reguły jest bardzo slaby, ale tu nie ma czasu na powtórki. Ryba szybko wraca do wody. Tarło zostawiło sporo śladów na ciele tego samczyka Kilkanaście minut później mam zdecydowane branie na Salmo Frisky 7DR w kolorze SBO (już kilka ładnych rybek ta przynęta mi dala). Tym razem walka była bardziej zacięta, ale i przeciwnik poważniejszych rozmiarów, 84cm ładnie zapozowały do zdjęcia i obyło się bez zagryzania wędki;). Nareszcie! Buźka i z powrotem do wody. Wkrótce musiałem zakończyć i wracać do domu. Po drodze spotkałem znajomego z klubu, który też zaliczył dwa kelciki potwierdzając aktywność ryb. Sobota jest ostatnim dniem tygodnia kiedy można wędkować . Znowu nastąpiła zmiana pogody, czyli przymrozek w nocy, ciepły bezchmurny dzien. Już wiedziałem co się będzie działo, więc postanowiłem wypuścić się jedynie na spacer z synkiem. Sporo wędkarzy spotkaliśmy nad woda, ale wyniki były bardzo mizerne. Tego dnia padło około dziesięć ryb na całej rzece. W ciągu pierwszego tygodnia złowiono grubo ponad setkę łososi, głównie keltów, aczkolwiek znalazło się kilkunastu szczęśliwców, którzy już zaliczyli po pierwszym srebrniaku w nowym sezonie. Myślę, że wyniki byłyby zdecydowanie lepsze, gdyby warunki pogodowe bardziej sprzyjały wędkarzom, niemniej jednak chyba nikt nie ma powodów do narzekań poza tymi, którzy zostali w domu. Lukomat, 2008 Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum [url=http://jerkbait.pl/page/index.php/index.html/_/relacje/aberdeen-and-district-angling-association-r164]Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł[/url] Share this post Link to post Share on other sites