Jump to content
jerkbait.pl - spinning, baitcasting, flyfishing
remek

[Artykuł] Bolenie Na Casting

Recommended Posts

Poranne powietrze, słońce powoli zaczyna przebijać się przez chmury. Klimat istnie marsjański. Czerwona łuna nad rzeką, właściwie nad wszędobylską zieloną wikliną informuje nas o nadchodzącym nowym dniu. Niby nic w tym nadzwyczajnego, ale jednak. Wiele osób jeszcze śpi, inni zbudzeni dzwonkiem budzika powoli prostują swoje rozleniwione kości, rozciągają mięśnie, pławią się w zapachu parzonej kawy. W tym samym czasie stoję na rzecznej główce, przyczajony, pochylony, z rzadka rzucający przynętą w wyznaczony punkt. Od czasu do czasu na tafli spokojnej, spowitej mgłą rzeki pojawia się plusk ryby. Zwykle w tym samym, zagadkowym miejscu. Jak w zegarku. Co dwie minuty, co trzy. Toczy się istna gra między mną a rybą – boleniem. Kto tym razem będzie miał słabszy dzień?

 


 

 


 

Jest lato. Za kilka chwil zmierzch. Kompletna cisza, jak przed burzą. Tylko komary a właściwie komarzyce postanowiły mi towarzyszyć. Nie widać oznak żerowania ryb. Tylko woda zaburzona przez niewielki przelew delikatnie szumi. Wtem jakby generał wojsk sił powietrznych zarządził bombardowanie. Pierwszy pocisk uderzył w przelewie, za chwilę następny, by po następnych kilku sekundach dwa pociski z moździerza uderzyły równocześnie. Bolenie rozkręciły się na dobre. Teraz, właśnie teraz trzeba zacząć łowić. Po chwili jakby na znak tego samego jegomościa, generała sił powietrznych, wszystko zamilkło – przelew nadal szumi, komary brzęczą nad uchem a mi pozostaje jedynie zbierać się do domu i żyć wspomnieniem chwili.

Bolenie na spinning? Oczywiście. Wiele lat poszukiwań optymalnego sprzętu rzecznego dało odpowiedź – wędka długa, typowo rzeczna o długości około 2,4-3m, kołowrotek klasy 3000-4000 i dobra żyłka. Jednak czy istnieje alternatywa? Czy bolenie można z powodzeniem łowić na zestawy castingowe? Łowienie na multiplikator w wielu przypadkach można porównać, pod względem funkcjonalnym do łowienia na tradycyjny spinning. Bez wątpienia zestawy castingowe są bardzo dobą alternatywą przy połowie szczupaka zwłaszcza, jeśli łowimy na jerki. Inną możliwością zastosowania tej nowej mody jest połów pstrągów. Mimo, że kontrowersyjny i przez wielu nieakceptowany, ze względu na problemy w doborze odpowiedniego sprzętu, może być, moim zdaniem, bardzo atrakcyjny i skuteczny zwłaszcza w większych rzekach pstrągowych. Zastanawiające jednak jest to czy zestaw z multiplikatorem może być używany podczas połowu ryb drapieżnych w dużych rzekach takich jak Wisła czy Odra? Wiele wskazuje, że tak. Już jutro rozpoczyna się sezon. Ktoś powie, ale sezon trwa cały rok! Umownie przyjęło się jednak, że 1 maja to rozpoczęcie naszych szczupakowych poszukiwań. Dla niektórych jednak wędkarzy miejsce szczupaka zostało zastąpione boleniem.

 


Patryk ze swoim boleniem - złowiony z dna

 

Wielu pewnie z Was zapyta – dlaczego boleń w ostatnim czasie stał się dla mnie rybą numer jeden. Odpowiedź, jak się okazuje jest dość prosta i pozwolę sobie odpowiedzieć na to pytanie dwiema historyjkami.

Nie ukrywam, że moją ulubiona rzeką jest Wisła. To ta właśnie rzeka porośnięta wiklinami, z dużymi sypiącymi się burtami, główkami, przelewami, przykosami, opaskami i diabli wiedzieć czym jeszcze – pewnie dałoby się wymienić kilka innych struktur ale zostawmy to Markowi Szymańskiemu (przy okazji pozdrawiam Marku), jest dla mnie największym wędkarskim skarbem. Mimo, że nie jestem rodzonym wiślakiem, rzeka ta urzekła mnie swoim pięknem od pierwszego wejrzenia. Wisłę mam pod ręką, Wisła ma też swój niesamowity i trudny do opisania klimat. Łowiłem bolenie nad Odrą, Bugiem, Bobrem, bez sukcesu nad Wartą bo nie przykładałem się do tego solidnie, ale kiedy ktoś wymienia Wisłę zawsze mój mózg funkcjonuje na innych częstotliwościach. Dlaczego? Sam nie wiem.

Pewnego dnia odwiedzając swoje kolejne miejscówki boleniowe widzę ujście małej rzeczki. Tym samym zwiększyłem jej rangę, bo rzeczką z pewnością nie jest i nigdy nie będzie. Widzę oczkującą uklejkę. Acha, pomyślałem sobie, widząc lekki obmywający prąd rzeki, z delikatnymi odmętami – tutaj musi być boleń. W chwilę później widzę srebrny deszcz, przy czym jego kroplami są niewielkie ukleje. Zwykle w takich momentach trudno wytrzymać. Wielu wędkarzy katuje wodę, ale pojawia się podstawowe pytanie – po co? Czekam na ponowne zgrupowanie uklei. Ponowny atak. Teraz jesteś mój pomyślałem sobie zuchwale. Zakładam szpieguska (przynęta boleniowa Szpiega – naszego forumowicza) i rzucam (koniecznie za miejsce żerowania bolenia). Prowadzę pierwszy raz i nic. Drugi – ponownie bezskutecznie. Przy trzecim mam wątpliwość, bo widzę, że ukleja zamiast się grupować jest rozbijana przez moją przynętę (a ten boleń najwyraźniej bije tylko wtedy, kiedy może wyciągnąć ze stada jedną z małych rybek i wcale mu się nie dziwię – zwiększa swoje szanse, w taki sposób może właśnie patrolować większy teren). Czwarty i ostateczny rzut. Prowadzę przynętę a na moich oczach rozgrywa się problem decyzyjny. Boleń, który pędzi jak torpeda, z płetwą niemal wystającą nad powierzchnię wody, rysuje linię na lustrze w kierunku uklei, ale w ostatnim momencie robi nawrót rysując wielkie S po czym uderza z wielkim impetem w wobler. Życzę każdemu przeżycia podobnej sytuacji.

 


Sesja C&R

 

Druga historia dała mi odpowiedź na pytanie, jakim zawodnikiem, sprinterem, olimpijczykiem jest boleń. Zwykle o jego obecności świadczy wyraźne uderzenie. Niekiedy to wielkie plum, niekiedy delikatniejsze, niekiedy w ogóle nie jesteśmy świadomi żerowania bolenia. O tym ostatnim przypadku chciałem opowiedzieć. Stoję na opasce. Jak się później okazało, miejsce wybrałem niefortunnie, ale o tym za chwilę. Bolenie wędrują pod prąd, za ukleją wzdłuż opaski (była jesień a ukleja wędrowała na tarliska). Widzę uderzenie przed moim stanowiskiem i za. Taktyka prosta. Rzut z prądem, oczekiwanie na uderzenie w zastoisku (gdzie ukleja na moment zatrzymywała się) a następnie zmiana o 180 stopni taktyki (rzut pod prąd). Niestety nie zauważyłem, że przykucnąłem przy najlepszym zastoisku – w nim boleni widać na pierwszy rzut oka nie było widać. W pewnym momencie siedząc cicho na miejscówce i realizując swoją taktykę zauważyłem, tuż przy nogach błyszczącą ukleję i unoszący się „tuman” mułu. W chwilę po tym koncert uderzających w nią boleni. Ile ich było nie wiem. Nie widziałem żadnych oznak żerowania, a one tuż pod moim nosem uczyniły sobie niezłą wyżerkę. Wtedy też na własne oczy zobaczyłem, z jaką prędkością i w jaki sposób atakuje boleń. Nie bez przyczyny boleń ma ogromną płetwę ogonową. To właśnie nią nadaje sobie prędkości. W miejscówce tej widać było to ewidentnie – boleń rozpędzał się wielką łopatą w nurcie, w miejscu gdzie woda najbardziej pracowała (tak by był jak najmniej słyszalny dla uklei – zagłuszał start wykorzystując ruch wody) i następnie wielkim susem uderzał w ukleje. Sus należy również do ciekawych. Boleń nie tylko wykorzystywał swoją prędkość (dzięki świetnym warunkom fizycznym i dużej płetwie ogonowej) i zaskoczenie (szum w wodzie – zresztą podobna sytuacja jest na główkach, przelewach, przykosach itd.), ale również miał swoją pościgową taktykę. Jaką? Płynął obok uklei. Mała biedna rybka, która próbowała uciekać w jego stronę była natychmiast połykana (po prostu boleń przyspieszał a ukleja sama wpadała do jego gardła), jeśli uciekała w przeciwnym kierunku boleń miał możliwość zakręcenia (mógł zrobić duży łuk – mądrala wykorzystuje prawa fizyki – wiadomo, że Kubica nie pojedzie ciasno w łuku bo go wyrzuci na wyjściu – tak samo robi boleń). Te wszystkie cechy utwierdziły mnie w tym jak bardzo sportową rybą jest boleń – to przeciwnik, niekiedy zdecydowanie mądrzejszy od wędkarza.

 


Andrzej już na jesień - w oddali widać dym rozpalanych ognisk

 

Co zatem z możliwością łowienia boleni na casting? W poszukiwaniu tej odpowiedzi nie jestem osamotniony. Wielu moich kolegów po kiju, z o wiele większym doświadczeniem rzecznym zamieniło swój typowy sprzęt na casting. Nie ma racjonalnego wytłumaczenia – dlaczego? Kiedy pytam te osoby, dlaczego stosują casting zawsze otrzymuję jedną odpowiedź – przyjemność? Może to jakieś uzupełnienie niedostatku ryb w naszych rzekach? Kto wie? Przecież w zdrowym wędkarstwie właśnie o to chodzi – przyjemność, relaks i płynąca z tego satysfakcja. Koniec jednak tych dygresji. Postanowiłem samodzielnie rozpracować temat boleni na casting. Oczywiście jak zwykle poszukiwania rozpocząłem od dokładnego rozpoznania tematu ryby – gdzie, na co i jak.

Odpowiedzi dzięki kilku pomocnym kolegom nadchodziły szybko, jednak już wtedy widziałem, że Odra Odrą, Wisła Wisłą, Bug Bugiem, Warta Wartą a Bóbr Bobrem. Każda z rzek inna choć oczywiście posiadały wspólny mianownik – ryba – boleń. Nie będę jednak rozwodził się na temat miejscówek, taktyki boleniowej, bo wielu znanych i cenionych łowców tejże ryby na naszym forum i tak mogłoby na ten temat więcej i lepiej napisać. Ja zajmę się troszkę castingiem wtrącając od czasu do czasu pewne małe dygresje, historyjki o tej pięknej rybie.

 


Nad Bugiem na naszych jednodniowych warsztatach boleniowych

 

Zaczynamy jutro. Pora na przygotowania. Najwyższy czas by zachęcić wszystkich jeszcze niezdecydowanych do wyprawy na bolenia z wędką castingową i multiplikatorem. Kilka własnych spostrzeżeń poniżej – mam nadzieję, że staną się one dla Was pomocne.

 

Wędka

Zwykle przy okazji omawiania technik połowu ryb drapieżnych w dużych rzekach wymienia się wędziska spinningowe o długości 2,7-3m. Niekiedy nawet dłuższe. Zupełnie inaczej wygląda to w przypadku castingu. Wędki, obecnie dostępne w ofercie wielu znanych firm, są najczęściej krótkie. Ich długość waha się w przedziale od 1,6m do 2,40m. Ich „rodowód” to w większości przypadków połów bassów. Ta jakże popularna ryba w Japonii czy USA bezpośrednio wpływa na rozwój tejże metody. W USA istnieje limit na długość wędek stosowanych na zawodach z serii WTB oraz BassMasters. Górną i za razem nieprzekraczalną granicą jest 8’ (około 2.43cm). Większość producentów zatem produkuje wędki o takiej długości z przyczyn czysto marketingowych – łatwiej bowiem promować sprzęt wędkarski używając do tego znanych i cenionych zawodników. Przyzwyczajenia te a z nimi trendy przenoszone są i na nasz rynek. Z jednej strony słusznie – coś zmienia się w krajobrazie polskiego wędkarstwa, a z drugiej strony trzeba uważać ma pewne pułapki. Sam przyznać muszę, że w pewnym momencie zabrnąłem w ślepą uliczkę. Niezaprzeczalnym faktem jest to, że w wielu przypadkach, nawet podczas rzecznych patroli, „tradycyjny” sprzęt castingowy jest wystarczający jednak od razu zaznaczę nie jest optymalny.

 


Robert (Kuzyn) ze swoim zestawem castingowym w poszukiwaniu lubuskich boleni

 

Początkowo bolenie łowiłem na wędkę 2m długości. Szybko jednak okazało się, że w wielu przypadkach długość 2,40m (7’10”) będzie bardziej optymalna. Moi koledzy już w tym sezonie postanowili zaopatrzyć się w dłuższe tyczki. Dlaczego? Po pierwsze długa wędka zapewnia odpowiednią długość rzutu, co ma szczególne znaczenia przy obławianiu dużych przelewów, oraz przykos. Wzrost długości o każdą stopę (około 30 cm) znacząco wpływa na łatwość osiągania większych odległości. Do oddania porównywalnej długości rzutu wędką długą potrzebujemy zdecydowanie wydatkować mniej siły. Po drugie, co jest szczególnie ważne podczas rzecznych połowów, umożliwi w miarę swobodne operowanie zestawem podczas obławiania wysokich burt oraz zakrzaczonych brzegów. Po trzecie, długa wędka castingowa, pozwala na poszerzenie zakresu masy wyrzutowej wabików. Brzmi to może tajemniczo, ale z własnych doświadczeń widzę, że łowienie wabikami lekkimi (np. 5g) nie sprawia zasadniczo większego problemu, co w przypadku krótkich wędek graniczyło z cudem. To zasługa oczywiście dłuższej wędki. Przy okazji należy wyjaśnić z czego to wynika i jaka jest różnica w dynamice rzutu krótką wędką castingową i tą dłuższą. W pierwszym przypadku ładowania blanku dokonuje najczęściej przynęta. Dlatego wygięcie mocnego, 25 funtowego blanku przez małą 5g boleniową przynętę jest trudne, co w efekcie skutkuje niewielkim naładowaniem blanku i małą prędkością przynęty. Efekty nie trudno przewidzieć – trudna kontrola szpulki i częste problemy z „brodami”. Długie wędki ładowane są samoistnie. Blank potrafi się wygiąć pod swoim ciężarem, dlatego początkowa prędkość wabika jest zdecydowanie większą, a przez to kontrola szpulki pełniejsza.

Pewnego razu wybrałem się na bolenie ze swoją ulubioną wędką castingową o długości 6’8”. Nie ukrywam, że mam trochę wprawy w dalekich rzutach, więc nie obawiałem się konfrontacji z czyhającymi na każdy błąd spinningistami (oczywiście bierzcie te słowa z przymrużeniem oka – my się tak po prostu lubimy). Bolenie tego dnia jak na złość żerowały bardzo daleko od brzegu. Trzeba było wytężyć wzrok i skupić go gdzieś na horyzoncie po czym oddać maksymalnie daleki rzut. Wabik leciał daleko, ale energia włożona w rzut była tak okrutnie wielka, że po 15 minutach przyjemność z „połowu” boleni znacznie spadła. Kolega, milusiński spinningista, niczym delikatna balerina, z wdziękiem i lekkim wymachu wędką o długości 2,7m osiągał wymaganą odległość śmiejąc się przy tym, że tam gdzie on rzuca pływają bolenie spinningowe. Tak oto wtedy zacząłem myśleć o dłuższej wędce na bolenie.

 


Na tego pracowałem bardzo długo - pływał mi pod nogami chyba z godzinę, w końcu skusił się ...

 

Zamykając powoli temat długości wędki jeszcze jedna przyczyna stosowania dłuższych wędek. Niektóre przynęty, są to głównie powierzchniowce, by zaczęły działać wymagają odpowiedniego prezentowania. Wtedy właśnie długa wędka będzie najodpowiedniejsza.

Było wietrznie. Pamiętam, że stałem wtedy na jednej z warszawskich, wiślanych główek. Boleni nie było widać. Tylko wiatr tworzył na rzece duże fale, sama zaś rzeka jakby płynęła w drugą stronę. Przerzuciłem praktycznie całe pudełko woblerów. Kompletnie bez rezultatu. Na inne cudaki, też nie chciały brać. W pudełku jednak znalazłem „Szkaradka” zrobionego przez naszego forumowicza – Smaczka. Do tej pory na Wiśle nie miałem na niego rezultatów. Szkaradek to bezsterowiec z rodziny wielorybów. Należy go prowadzić w takim tempie by przed swoim nosem tworzył mały garb wody. Najczęściej wystarczy robić to wolno, jednak by to osiągnąć wędkę trzeba trzymać dość z wysoko uniesioną szczytówką. Niestety krótką sześciostopówką było to praktycznie niemożliwe. Wobler albo od razu tonął i w rezultacie prowadzony był nieprawidłowo, pod powierzchnią, albo pchał wodę przed sobą, ale tylko przez krótką chwilę. Właśnie podczas tej krótkiej chwili, kiedy bezsterowiec pchał przed sobą wodę przykryła go fala. Słońce świeciło, więc widziałem to wyśmienicie, przecinając falę pociągnął za sobą strugę powietrza. Wtem zobaczyłem tylko wielkie uderzenie, gejzer, a struga wody porwana przez wiatr rozproszyła się na kilka metrów. Nie trafił, ale warto było zobaczyć takie branie. Co by było gdybym miał dłuższą wędkę, gdybym mógł prowadzić go optymalnej przez dłuższy czas?

 


Wisła od środka - na łodzi w poszukiwaniu porannych boleni

 

Moc wędki z jednej strony powinna umożliwić wyholowanie ryby walczącej w nurcie a z drugiej pełne dynamiki, długie rzuty, niekiedy ciężką, ołowianą przynętą. Absolutnym minimum moim zdaniem to wędka o mocy 17lb. Sam złowiłem kilka boleni na taki sprzęt, ale powiem szczerze, że nie należało to do przyjemności. Jestem raczej osobą, której nie pasjonują długie, kilkunastominutowe odjazdy tajemniczej ryby, a szybki, zdecydowany hol, kilka zdjęć i wypuszczenie ryby do wody. Polecam natomiast mocne 20-25lb wędziska castingowe o masie wyrzutowej około 30g (1 uncji) i szybkiej akcji szczytowej, które ułatwiają celne podanie przynęty. W przypadku konieczności oddania długich rzutów multiplikatorem o tradycyjnym hamulcu odśrodkowym lub magnetyczny wskazane jest używanie wędek o akcji parabolicznej, „ładującej się” głębiej. Tutaj jednak jest pewna pułapka. Wspominałem o tym kilkakrotnie na łamach forum – rozpatrujmy zestaw castingowy a nie wędkę i multiplikator oddzielnie. Całość musi stanowić idealną parę.

W zeszłym roku łowiłem bolenie na wędkę szklaną. Świetna. Rzucanie dowolnych wabików, nawet tych najmniejszych nie sprawiała żadnego problemu. Przynętą można było trafić dosłownie bolenia w oko (akurat polecam rzucać za stanowisko żerowania bolenia a nie na głowę) jednak do multiplikatora z hamulcem DC ona zupełnie się nie nadawała (była jak dla mnie zbyt wolna). Sparowana z tradycyjnym multiplikatorem o hamulcu odśrodkowym była wyśmienitą wędką, którą mogę polecić każdemu wędkarzowi.

Reasumując temat wędki: można krótką, ale wtedy, kiedy mamy bolenie w zasięgu rzutu, operujemy w miejscówkach, których struktura umożliwia swobodne operowanie niewielkiej długości wędką. Tak bywało w moim przypadku nad Bugiem, Wartą itd. Dłuższa wędka zdecydowanie większy komfort obławiania miejscówek, łatwiejsze rzuty, zwiększenie rozpiętości gramatury przynęt a tym samym zwiększają się zdecydowanie możliwości wędkarza. Moc – absolutne minimum 17lb, przeze mnie preferowane 20-25lb.

 

Multiplikator

W przypadku połowu boleni metodą castingową używam multiplikatorów, które będą w stanie obsłużyć przynęty powyżej 6g, a jednocześnie zapewnią rzuty na niekiedy znaczne odległości. Są to przede wszystkim multiplikatory niskoprofilowe, choć przyznać muszę sam używam niekiedy okrąglaka. Pierwszy wybór podyktowany jest głównie ergonomią. Większość z takich konstrukcji wyśmienicie leży w dłoni. Szpulka multiplikatora powinna być o średnicy 34-37 mm oraz jednocześnie bardzo lekka, najczęściej ażurowana (nawiercana). Średnica szpulki wyznacza możliwości konstrukcji do osiągania odpowiednich, w sensie boleniomym odległości. Multiplikatory o niewielkich średnicach zewnętrznych, blisko 30mm, nie nadają się do łowienia boleni (będą miały za mały zasięg). W przypadku połowu boleni typ hamulca rzutowego nie ma praktycznie znaczenia. Przeprowadzone przeze mnie testy na wielu typach hamulców DC, DC 4x4, SVS, S2 MAG, Magforce nie wykazują wyraźnego zwycięzcy, choć przyznać muszę, że zdecydowanie największy komfort operowania oferują multiplikatory z systemem elektronicznego pomiaru prędkości obrotowej DC. Konstrukcje te ułatwiają operowanie wabikiem w trudnych, niekiedy bardzo zmiennych warunkach atmosferycznych zapewniając przy tym wyśmienitą kontrolę i precyzję rzutów.

 


Salmo Thrill - przynęta boleniowa, którą używam często łowiąc z prądem

 

Zwróćmy również uwagę na hamulec walki, który powinien działać bardzo płynnie i dać się regulować w szerokim zakresie. Tutaj chciałbym nadmienić, że niekiedy warto zainwestować kilka dolarów w Smoothdraga (http://www.smoothdrag.com/). Nie chodzi o zwiększenie mocy hamulca a jedynie jego usprawnienie – te hamulce chodzą bardzo płynnie, zdecydowanie lepiej niż te instalowane w wielu seryjnych, nawet markowych multiplikatorach.

Innym ważnym parametrem przy wyborze multiplikatora jest jego przełożenie. Ostatnio na rynku pojawiło się sporo konstrukcji tzw. high speed (z wysokim przełożeniem). Wybierzmy multiplikator szybki, o przełożeniu powyżej 5.8:1, pozwalający na zwinięcie powyżej 60 cm linki za jednym obrotem korbki. To naprawdę wiele daje. Niekiedy bolenie łowię prowadząc wolno przynętę, by kiedy indziej prowadzić ją w ekspresowym tempie.

Jest lato. Kolega postanowił zabrać mnie w tajną miejscówkę. Tam ponoć pływają duże bolenie więc zapowiadało się ciekawie. Kiedy przybiliśmy nad wodę właściwie nie widziałem niczego szczególnego. Od czasu do czasu jakiś pojedynczy atak, ale bez szału. W oddali zauważyłem starą poprzerywaną główkę. Jej rozmyta pozostałość tworzyła płytki przelew, który rozciągał się na ładnych kilkanaście metrów. Za nim woda pracowała delikatnie. Wieczorem, kiedy część muszek, komarów i innych owadów pospadała do wody drobnica zaczęła wychodzić na żer a razem z nią dalsza cześć łańcucha pokarmowego – bolenie. Niestety po przerzuceniu miejscówki woblerami moje konto świeciło pustką. Jako ostatnią deskę ratunku (pewnie niektórzy rozpoczynają obławianie miejscówki tą przynętą) odgrzebałem w pudełku starego Siudaka. Dosłownie po pierwszym rzucie zauważyłem bolenia pędzącego za przynętą. Brania jednak nie doczekałem się. Postanowiłem jednak wykorzystać pełną moc mojego multiplikatora (przełożenie 7:1) i skręcać przynętę w ekspresowym tempie. Dosłownie w drugim lub trzecim rzucie, dokładnie nie pamiętam, boleń postanowił skosztować mojego Siudaka. W chwilę później kolejne branie tym razem nie zapięte.

Przechodząc do konkretów chciałbym polecić Wam multiplikatory, które do tej pory wyśmienicie spisały się podczas moich boleniowych zasiadek. Z firmy Shimano oczywiście to cała rodzina multiplikatorów z hamulcem DC (Digital Controll). Na początku używałem Conquesta 201DC, ale stał się on trochę nieporęczny i jego miejsce zastąpił bardziej uniwersalny multiplikator Antares DC7. Druga moją propozycją z Shimano będzie Metanium Mg7, za pomocą którego wyśmienicie rzuca się nawet niewielkie wabiki boleniowe. W tym przypadku można się pokusić również o wymianę oryginalnej szpulki na płytką wersję produkowaną przez Yumey’a przez co osiągniemy jeszcze większą uniwersalność zestawu. Innym, wartym zakupu multiplikatorem, jest multiplikator Curado 201DHSV. Niedrogi, solidnie skonstruowany, o wysokim przełożeniu będzie idealny do połowu bolenia.

 


Hol blisko 70cm bolenia - faza końcowa, za chwilę będzie mój

 

Z Daiwą miałem przelotną znajomość. Łowiłem na Alphasa ITO – sprawował się wyśmienicie, ale nie przypadł mi do gustu, podobnie jak TD-ito103HL. W zeszłym roku przez długi okres łowiłem na Monoblocka-ITO. Świetna konstrukcja, wyśmienite, wręcz niespotykane spasowanie konstrukcji ale nadal magnetyk. Nie chciałbym jednak na podstawie kilku możliwości wędkowania tymi konstrukcjami wydawać kategorycznej opinii na temat tych multiplikatorów. Pewnie wśród Was znajdzie się wielu, którzy chwalą sobie te konstrukcje i niech właśnie tak pozostanie. Myślę, w gruncie rzeczy, że to kwestia osobistych preferencji a same multiplikatory Daiwy czy Shimano są do siebie bardzo podobne.

 


Wyśmienity multiplikator - Monoblock to chyba najlepsza nazwa dla tego kołowrotka - jak jednolita skała, tak spasowanej konstrukcji jeszcze nie miałem

 

Obecnie łowię na dwa zestawy. Pierwszy zestaw to bolenie „taktyczne”, pływające gdzieś pod nogami, w niewielkiej odległości od wędkarza. W tym przypadku stosuję wędkę o długości 6’8”, mocy 25lb oraz masie wyrzutowej 1 oz. z multiplikatorem ZPI AE-74. Drugi do „biczowania” wody na znaczną odległość, ale też zestaw bardziej uniwersalny, to wędka długości 7’11” o mocy 25lb oraz masie wyrzutowej do 1 oz. i multiplikatorze Antares DC7.

 


Niepozorny ale niesamowity - fantastyczne właściwości rzutowe tego multiplikatora sprawiają, że biorę go zarówno na bolenie jak i na pstrągi

 

Linka

Najczęściej stosowaną przeze mnie linką do połowu boleni jest fluorocarbon. Linka ta nie ma nic wspólnego ze znanym wszystkim przyponem szczupakowym. Głównym powodem stosowania jest jego wysoka wytrzymałość na przetarcie oraz to, że stanowi wyśmienity amortyzator zestawu. W przypadku połowu boleni na krótkie wędki castingowe nierzadko dochodziło do przetarcia plecionki lub żyłki o kamienie przelewu lub opaski. Fluorocarbon wyeliminował tą niedogodność. Niestety, jeśli zachodzi konieczność połowu boleni żerujących na dużych odległościach fluorocarbon nie jest najlepszym rozwiązaniem. Jego zdecydowanie większa masa w porównaniu do żyłki czy plecionki powoduje niekorzystnie obciążenie szpulki, co wpływa na właściwości rzutowe multiplikatora. A co zatem w temacie amortyzacji zestawu. Zaproponowane przeze mnie wędziska nie należą do delikatnych i subtelnych (zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę jednocześnie dwa czynniki - długość i moc). Zastosowanie plecionki na całej długości zestawu często może kończyć się spadem ryby, lub rozgięciem kotwiczek, czy kółek łącznikowych. Fluorocarbon podczas walki z rybą dawał dodatkowy element amortyzujący, zwiększając przy tym pewność holu.

 


Fluorocarbon świetnie amortyzował odjazdy ryby w pełnym nurcie

 

Niestety inną niedogodnością jest fakt, że o dobry fluorocarbon castingowy nie jest na rynku wcale tak łatwo. Zwykle, dostępny jako sztywna linka, powoduje, że podczas wykonywania „puchnie” on na szpulce.

Tutaj należy Wam się pewna historia. Wykorzystałem cały zapas fluorocarbonu Następny dzień zapowiada się bardzo obiecująco. Umówiłem się z kolegą na bolenie i robienie zdjęć. Plan był bardzo prosty – szybko złowić bolenia, najlepiej w okolicach świtu tak by załapać się na „plastyczne, artystyczne” światło. Zaryzykowałem – kupiłem coś nowego, nie sprawdzonego ale zapowiadany hit roku. Był to fluorocarbon. Po pierwszym rzucie wiedziałem już, że nie będzie dobrze. W 6 może 10 rzucie złowiłem co prawda pierwszego bolenia ale już w kilka rzutów później straciłem wszystko co było nawinięte na szpulkę. Tym samym straciłem okres najlepszego żerowania tych ryb. Szukajcie tej najlepszej linki dla siebie ale nie ryzykujcie 5 minut przed wyprawą to może niestety się zemścić i to okrutnie. A tak wtedy ładnie bolenie żerowały – szkoda, że tylko 30 minut.

Nie lubię zbytnio łowić boleni na plecionkę. Nie będę szukał tutaj jakiegoś filozoficznego wyjaśnienia tej niechęci. W przypadku castingu wydaje się to być bardzo komfortowym rozwiązaniem i sam niekiedy je stosuję. Kiedy? Plecionki używam w przypadkach, kiedy muszę daleko rzucić, gdzieś po horyzont albo na druga stronę Wisły (oczywiście nie wierzcie mi w to co pisze o odległościach rzutowych – ale … kiedyś przerzuciłem Wisłę – ha ha ha). W tych przypadkach stosuję cienką plecionkę 10-15lb oraz 2 m przypon z fluorocarbonu. Fluorocarbon spełnia jedynie rolę amortyzatora, a nie zabezpieczenia przed szczupaczymi zębiskami. Problem pojawia się w sprytnym połączeniu flurocarbonu z plecionką, ale i na to powstały już sposoby. Ja stosuję za namową mojego dobrego kolegi z Green Bergu (Zielonej Góry) węzeł SIG. Trudny na początku do opanowania – łatwo stracić orientację w przestrzeni i się zaplątać, jednak po małym treningu, można go nawet wiązać w nocy – zrobimy zresztą na następnym zlocie jerkbait’a taką konkurencję. Węzeł świetnie przechodzi przez przelotki, jest bardzo wytrzymały.

 


Sposób wiązania węzła SIG - połączenie fluorocarbonu z plecionką

 

W przypadku linek fluorocarbonowych stosuję wyłącznie FC Toray Soloroam Super hard Upgrade. Używałem innych np. Toray Bawo, ale mimo rewelacyjnego wręcz przekazywania wszelkich drgań przynęty był zbyt sztywny i często powstawały „ptasie gniazda”. Soloroam mam sprawdzony i sprawuje się bardzo dobrze. Fluorocarbon stosuję o wytrzymałości 8lb. co przekłada się na średnicę około 0,22mm. Jeśli chodzi o plecionki to stosuję zamiennie dwie – Power Pro 10-15lb, lub Strena o tej samej wytrzymałości. W tym roku bolenie będę próbował również łowić na nowość Strena Microfuse. Żyłki mimo, że rzadko stosuję używam bardzo dobrej linki Sufix Tritanium o średnicy 0,22 lub 0,25mm.

 

Przynęty

Jeśli chodzi o przynęty to cóż będę Wam mówił. Tutaj jest sporo do opowiadania. Fakt jest taki, że wielu miłośników boleni mówi, że nie ma jednej skutecznej przynęty. Prawda. Sam się o tym nie raz przekonałem. Wielu z nich podkreśla, że łowienie boleni to sztuka żonglowania przynętami. Kiedy wspominam różne swoje wyprawy myślę, że wiele w tym prawdy. Spróbujcie jednak zanurkować do pudełka takiego jegomościa. Od razu pojawiają się problemy. Okazuje się, że pudełko zostało w domu, albo, że zalęgły się tam żmije i inne różne gady. Boleniarz to … gatunek wędkarza, który ma więcej tajemnic niż mąż przed żoną. Przy okazji podpowiem – o miejscówki nie pytajcie bo odpowiedź zawsze jest jedna – tu i tam a w zasadzie to on boleniami się nie interesuje – troszkę tylko leszczami a przy okazji jako przyłów łowi bolenie. Pod tym względem boleniarz przypomina miłośnika czołgania się w krzakach nad małymi rzeczkami – pstrągarza. 

Z przynętami, w sensie castingu, nie ma zwykle problemu. Wiele z nich projektowanych jest tak by zapewnić maksymalną odległość rzutu. W przypadku połowu ryb na zestaw castingowy ważne jest by przynęta była odpowiednio wyważona, tak by podczas lotu nie zwalniała w sposób niekontrolowany lub nie wykonywała koziołkowania. Mówi się, że dobra przynęta castingowa leci jak pocisk. Większość przynęt boleniowych jest właśnie stworzona pod casting. Idealne będą wszelkiego rodzaju ołowianki, blaszki wahadłowe oraz dobrze wykonane woblery zarówno bezsterowce jak i te tradycyjne ze sterem.

 


Niekiedy na boleniowy wobler skusi się i inna ryba

 

Gdzie kupić? Oczywiście polecam sklepy – Gloogi, Salmiaki, Sieki, woblery Widła naprawdę kilka można znaleźć. Później oczywiście gumki, blaszki. Bardziej wymyślne konstrukcje czekają na nas na Allegro – wcale nie żartuję. Właśnie tam kupiłem sporo przynęt boleniowych. To lokalne produkcje przynęt wyśmienicie spisujące się na wielu wodach. Ponadto mnóstwo przynęt dostałem, lub kupiłem od naszych forumowiczów. Tutaj tkwi potęga. Można kupić dosłownie wszystko od prostej blaszki wahadłowej, po wyśmienite woblery.

Teraz pewnie w Waszych głowach rodzi się pytanie, jakie powinna mieć cecha dobra przynęta na bolenia. Szczerze? Zapraszam do lektury wyśmienitej książki Jacka Stępnia „Boleń”. Jacek opisał w niej sztukę tworzenia przynęt boleniowych. Pozycja niezmiernie ciekawa, ale mam jedną uwagę – Jacku dlaczego tak mało? O przynętach boleniowych bardzo ciekawe artykuły napisał też Robert Hamer. W zasadzie przyznać muszę, że to od niego wiele nauczyłem się na temat biologii tej ryby i sposobu jej łowienia.

Wracając do tematu idealnej przynęty boleniowej. Są pewne podstawowe wyznaczniki, którymi powinniśmy się kierować podczas oceny pracy wabika. Niestety przyroda nie zna litości i tutaj potrafi spłatać niezłego figla. Ostatnio rozmawiałem z jednym z naszych forumowiczów, który opowiadał mi jak to na zwykłe szczupakowe wahadła łowi z opadu bolenie. I co Wy na to? Reguła, którą żyje większość wędkarzy boleniowych została zachwiana.

Drobna, migotliwa, prawie niewyczuwalna praca to podstawa. Przynęta zgodnie z moimi kanonami (to stwierdzenie zapożyczone) powinna stawiać minimalny, ledwo wyczuwalny opór w wodzie. Co jednak z przynętami, które zachowują się inaczej? No cóż. Mam i takie, które prowadzone pod prąd idą jak parowóz pod górę. Te staram się sprowadzać z prądem. Efekty? Nadal mam je w pudełku. Kwestia przynęt to naprawdę ogromny temat, który co tu mówić mnie przerasta.

Ponieważ, jak już wspomniałem na początku, niewiele osób opisuje swoje przynęty boleniowe na zakończenie tego rozdziału przejdźmy do konkretów i zobaczmy co też kryją moje pudełka. Są to przynęty sprawdzone, które łowiły bolenie a przede wszystkim wyśmienicie sprawują się na zestawie castingowym.

 


Przegląd mojego pudełka - żąglerka to podstawa, nie ma bowiem moim zdaniem jednej skutecznej przynęty na bolenia. W pudełku trzymam woblery, bezsterowce, blaszki, małe gumki i inne wynalazki

 

Epilog

O miejscówkach oraz sposobie połowu boleni nie będę pisał. Myślę, że opublikowano już ogrom publikacji na ten temat, poza tym forum stanowi cenne źródło informacji. Pora więc zaopatrzyć się w wędkę castingową, dobry multiplikator, jakąś linkę i kilka przynęt po czym rozpocząć przygodę z boleniem na casting. Nie jest to wcale trudne i co ważne bolenie z wielkim powodzeniem można łowić za pomocą tej metody. Na koniec jednak jedno słowo ode mnie – pamiętajcie o wypuszczeniu złowionych przez siebie ryb. Mam nadzieję, że ten artykuł pomoże Wam w złowieniu bolenia, w przyspieszeniu swojej drogi castingowej ale chciałbym jednocześnie by ta droga była połączona również z wypuszczaniem tej pięknej, sportowej ryby.

 

Remek, 2008

fot. Robert Hamer (Robert), Remek 

 

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum

[url=http://jerkbait.pl/page/index.html/_/artykuly/bolenie-na-casting-r174]Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł[/url]

Share this post


Link to post
Share on other sites

Jak to mówią "stare ale jare"... ;)

W zasadzie nie wiem "co" mnie dopadło,ale od jakiegoś czasu czuję niezmierną chęć zmierzenia się z castingiem boleniowym.

W związku z tym szukam na forum wszelkich możliwych informacji,przyznam się szczerze,że ta "kopalnia" wiedzy jest niesamowita. ;)

Artykuł powstał już jakiś czas temu więc zachęcam Kolegów do opisania swoich doświadczeni w tej materii,wszelkie info mile widziane.Pzdr

Share this post


Link to post
Share on other sites

Przechodziłem etap "castowania" za boleniem. Złapałem zajawkę i poszło. Jakoś sobie ubzdurałem, że na casta będzie tak fajnie, jakby to jakaś kosmologia stosowana była, a nie po prostu inaczej uzbrojony kij i inny zwijak linki.  Do tego celu wziąłem co prawda krótkie wędzisko(na mój Urban Fishing wystarczył), do tego Daiwa Megaforce, pletka coś 10-15lb i bodajże Hermes. Poszedłem nad rzekę. Leciało wystarczająco i bród nie było. Na powierzchni było martwo, więc prowadziłem wabik średnim tempem i bolenik 55-60cm wyjechał. Pierwszy i jedyny na casta, bo po tej jednej rybie już więcej nie poszedłem za nimi z takim zestawem. Dla mnie po pierwsze przerost formy nad treścią, a po drugie zbyt mała uniwersalność takiego zestawu, a ja nad rzeką z reguły zamiennie ścigam klenie i bolenie, co przy castingu bywa trudne do pogodzenia. A z dwoma kijami chodzić po krzakach nie lubię.

 

 

Pozdrówka

Kamil

Share this post


Link to post
Share on other sites
Wszystko to kwestia odpowiedniego zestawu.
Moje abu zx 1601 z availem jak trzeba ogarnia tematy w zakresie 2-40g. do tego odpowiedni kij i można się bawić. Ale trzeba to lubić. Korba na pewno jest rozwiązaniem tanszym i bardziej dostępnym

Share this post


Link to post
Share on other sites

Jak dla mnie wszystko zależu jak łowimy bolenie no i czy jesteśmy już niezaprzyjaźnienie z castem. Jezeli juz mamy casta m / mh i rzeke z boleniami co to szkodzi sprobować - casem switnie ogarnia sie przynety szarpane ( jerki, walk the dog ) czy gumy rh :) Wystarczy chciec i sie nie bac.

Share this post


Link to post
Share on other sites
Hej!
Nie chciałem zakładać nowego wątku wiec napisze tu, może moderatorzy mnie nie przegonią :D
Mam pytanie czy wędka Daiwa Powermesh Cast nada się na bolenia? Nie wiem który model do 28g czy 35g? Łowić je będę w Jeziorze Roznowskim i Dunajcu
Oto ona: http://www.fishing-mart.com.pl/sklep/pl/powermesh-baitcast-jerk-a180-p965-k13687.html
+
do niej własne nie wiem czy Abu Revo Rocket (bardzo duże przełożenie) czy po prostu Daiwa Tatula?
proszę o porady ;) w sprawach bolenia jestem zielony :D
pozdrawiam!

Share this post


Link to post
Share on other sites

Bolenie to dla mnie nieosiągalne marzenie. Kilkanaście lat temu nad Sulejowskim natrafiłem na zgrupowanie narybku po zarybieniu, czepiały się maleńkiej wirówki jak oszalałe, aż musiałem zmienić stanowisko, bo było mi ich żal, ale dorosłego bolenia jeszcze nie miałem zaszczytu złowić.

Teraz gdy od ponad roku "utopiłem" się w castingu, myślałem że już nigdy nie będę miał okazji zmierzyć się ze "srebrną rakietą". Po przeczytaniu tego artykułu, nadzieja zaświtała ponownie.

Zastanawiam się tylko, czy lepsze będzie wędzisko 6'/7-18g/MF, czy 7'/10-35g/F, czy duże znaczenie będzie miała różnica 30cm?

Share this post


Link to post
Share on other sites
Duże.Nawet z pływadła czasem trzeba daleko miotać -boleń szybko zmienia stanowiska.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Reguła tez jest taka że czym dłuższa wędka castingowa tym łatwiej się rzuca, przynajmniej ja tak mam. 

Share this post


Link to post
Share on other sites

Wreszcie mam wędzisko, którym mam szansę zmierzyć się z boleniem. 305cm i cw 3-15g (określone doświadczalnie przez poprzedniego użytkownika) daje nadzieję na długie rzuty, a paraboliczna akcja na skuteczny hol. Co prawda wędzisko bardziej kleniowe niż boleniowe, ale boleni występujących w moim rejonie wędkowania nawet nie ośmieliłbym się równać z wiślanymi, więc nie powinno być problemów.

Ponieważ używam wyłącznie plecionek, zrodziło mi się pytanie związane z przyponem z fluorocarbonu, o którym pisze Autor. Mam ambiwalentny stosunek do FC, chciałbym zapytać, czy jest konieczny?

Po pierwsze zastanawiam się jaki wpływ na odległości rzutów może mieć opór jaki będzie stawiać węzeł łączący przy przechodzeniu przez maleńką szczytową przelotkę?

Po drugie jeśli przypon jest konieczny dla uzyskania odpowiedniej amortyzacji, to czy równoznacznym, a może nawet lepszym rozwiązaniem byłby przypon z dobrej jakościowo żyłki? Pytanie zrodziło mi się w związku z większą wytrzymałością żyłki od FC, przykładowo hybrydowy DRAGON HM80 0,201mm ma deklarowaną wytrzymałość 5,2kg, tymczasem 100% fluorocarbon Berkley Trilene 0,20mm zaledwie 2,8kg, zatem dla uzyskania porównywalnej wytrzymałości wystarczałoby zastosowanie HM80 0,14mm. Dzięki temu jest możliwość na zmniejszenie gabarytów węzła łączącego.

Co o tym sądzą fachowcy? Przepraszam za pytanie, ale nadal jestem "raczkującym" castingowcem i cały czas się uczę... :)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Chciałbym zobaczyć test porównawczy Dragona z Berkleyem. Nobel dla producentów linki dragonowskiej za wynalezienie materiału, który przy takiej samej średnicy jest 2 razy mocniejszy...

 

Aleksandrze wyobrażasz sobie szybki hol ryby( powiedzmy 60 +) na żyłkę/fluoro 0.14? Podkreślam - szybki, o ile chcemy rybę wypuścić. 

 

Ja w porywach ułańskiej fantazji odstrzeliwałem mniej niż 10 gramowe przynęty używając przyponu fluoro 0.18.

Share this post


Link to post
Share on other sites

użyj czego chcesz:) fc jest lepszy, zwłaszcza na kamieniach... jest po prostu bardziej odporny na uszkodzenia... nie zauważyłem różnicy w wytrzymałości podczas łowienia, możesz też użyć nieco grubszego fc... a jesteś naprawdę bardzo naiwny jeśli wierzysz w te 5,2kg :D

 

jesli węzeł nie przechodzi przez przelotki to masz źle dobrane przelotki... fc 0,72 przechodzi przez 7-ki sic, w pstrągówce mam 4-ki torzite i bez problemów przechodził 0,23 oraz znacznie grubszy 10lb...

Edited by czarny1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Naiwny nie jestem, i nie mam zamiaru używać 0,14, to było tylko przykładowo, ale żeby użyć FC w miarę bezpiecznie, to znaczy umożliwić szybkie holowanie, trzeba co najmniej 0,22-0,25 i to budzi moje zastrzeżenia. Nie sugerowałem również, że węzeł nie przejdzie przez przelotki, ale zawsze będzie miał wpływ na wzrost tarcia i tego dotyczyło moje pytanie. Chodziło mi o ograniczenie odległości rzutów, co przy łowieniu boleni ma dość duże znaczenie. Zastanawiam się nad całkowitym pominięciem przyponu i użyciem wyłącznie plecionki i jaki to może mieć wpływ na potencjalne spady boleni.

Po prostu analizuję wszystkie za i przeciw, a że pytam doświadczonych castingowców, wynika z mojej jeszcze znikomej wiedzy w tym zakresie. Nie lubię FC, bo jest sztywniejszy od żyłki i stąd moje wątpliwości, ale jeśli fachowcy sugerują jednak FC, nie będę eksperymentował i zastosuję się do zaleceń. :)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Ja łowię bolki na plecionkę bez żadnych przyponów i nie narzekam na ilość brań czy spadów... Mój zestaw to nie za szybki kij + multik z przełożeniem 8.1 + plecionka.

Z teorii o widocznej plecionce leczyłem się stopniowo. Początkowo wiązałem długi przypon z żyłki. Teraz nawet i to sobie odpuściłem. Gdybym miał porównać ilość brań na zestawie z żyłką, z plecionką+żyłkowym przyponem i zestawie z samą plecionką to nie zaobserwowałem na żadnym z nich większej ilości brań... Jakoś średnio widzę FC na końcu mojego zestawu boleniowego. Jeśli już miałbym coś dowiązać bo jednak sama plecionka nie dawałaby mi spokoju to zdecydowanie byłby to długi przypon z żyłki. 

Edited by kezmo

Share this post


Link to post
Share on other sites
Fc jest sztywny ale nie ma efektu pamięci, łatwo się prostuje (żyłka zrobi spirale, fc nie)... Jako przypon extra... I super amortyzuje... Mozesz mieć problem z wybiciem kotwic, ale raczej nie spady... Dobry węzeł nie będzie ograniczał zasięgu...

Share this post


Link to post
Share on other sites

Moja kolejna wątpliwość dotyczy ciężaru przyponu fluorocarbonowego. Jak wiadomo FC jest stosunkowo ciężki, więc jeśli będzie tonąć czy nie będzie zaburzał pracy woblerów pływających/płytko schodzących i powierzchniowych np popperów lub smużaków typu Lil'Bug?

Przepraszam za upierdliwość, ale chciałbym dobrze przygotować się do nowego sezonu, a jak pisałem nie miałem dotąd doświadczenia z FC.

Share this post


Link to post
Share on other sites
Przy popperach z FC może być problem ponieważ z racji ciężaru/tonięcia przyponu, może dochodzić do jego odkręcania się wokół kotwiczek.


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

Share this post


Link to post
Share on other sites

Przy popperach z FC może być problem ponieważ z racji ciężaru/tonięcia przyponu, może dochodzić do jego odkręcania się wokół kotwiczek.


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

coś takiego jest oczywiście możliwe, ale znacznie gorzej jest przy plecionce - fc jest sztywny i sie nie skręca... nawet jeśli się zaczepi za kotwicę bardzo łatwo odplatać... przy plecionce jest znacznie gorzej... 

 

Moja kolejna wątpliwość dotyczy ciężaru przyponu fluorocarbonowego. Jak wiadomo FC jest stosunkowo ciężki, więc jeśli będzie tonąć czy nie będzie zaburzał pracy woblerów pływających/płytko schodzących i powierzchniowych np popperów lub smużaków typu Lil'Bug?

 

raczej nie bedzie... no chyba, ze do 2cm kleniówki dasz milimetrowego fc... no i gruby fc może lekko zmienic stopien toniecia woblera... 

natomiast nie polecam łowienia castem z samym fc na szpuli - same problemy z rzucaniem:( 

Share this post


Link to post
Share on other sites

Dziękuję wszystkim za cenne uwagi. Dzięki artykułowi i Waszym uwagom wyrobiłem sobie pogląd. Teraz czas na realizację. :) :good:

Share this post


Link to post
Share on other sites

×
×
  • Create New...