remek 10,499 Report post Posted October 2, 2012 BUM! Branie, po trzech godzinach pływania bez kontaktu z ryba w końcu JEST! Zacięcie , silnik na luz, już stoję, poprawka zacięcia. Zaczynamy! Trzy – cztery szybkie pompki kijem i wybieranie linki. Na echosondzie nie było go widać, rynna 9 metrów, wobler szedł po 4 metrach. Ryba daje się podciągnąć w strone łodzi. Jest jakieś 20 metrów ode mnie i skręca mijając mnie przez lewa burtę. Łodź powoli dryfuje. Kontrolny rzut oka na okolice. Jest w miarę czysto. Można sobie pozwolić na spływ conajmniej 300 metrów, problem może być jak wiatr się wzmoże. Ryba już niedaleko łodzi ale oczywiście nie ma szans by ją poderwać do powierzchni. Kopie! Ustawiona wzdłuż linki uderza w nią ogonem, zestaw co chwile luzuje się całkowicie. Ale jest dobrze zapięta. To był branie a nie uderzenie „z główki”. Nic nie powinno sie wydarzyć...nie powinno. Mimo hamulca ustawionego na ¾ mocy odjeżdża stabilnie na jakieś 15 metrów. Nie ma nerwowych ruchów jak przy mniejszych rybach. Ale też brak jej mocy lokomotywy. Już jest przed dziobem łodzi, a może to mnie obróciło ? Stoję na dziobie pompując miarowo, podciągam ją. Opornie ale daje się podnieść. Nie jest duży, ale mały też nie. Znow odjazd, ale już nie ma szans na dotarcie w okolice dna. Mija 10 minut walki. Robi się coraz bardziej statycznie, kręcenie pętli, idą bąble. Odjazdy coraz rzadsze, a coraz dłuższe przestoje – ryba wisi bezwładnie w toni i trzeba ją wywindować na powierzchnie. To taki bokserski pojedynek, dostał solidnie i jest przymroczony, ale to jeszce nie nokaut! Znów mnie obróciło, jestem na rufie, przy silniku, tu gdzie się wszystko zaczęło. W łodzi porządek, kawałek karimaty leży na dnie – czeka by na niego poleciała wędka przy lądowaniu ryby. Gdzie jest rękawica do podebrania !? JEST. Sytuacja pod kontrola. Ryba nieruchomo odpoczywa zawieszona w toni, kij między nogi, nakładanie rekawiczki. Kilka pompek i widać go na powierzchni. Nie za wielki. Taki około 140 cm . Solidny. Te powyżej 150 u mnie już klasyfikują sie jako duże. Łapię za przypon, hamulec troche zluzowany, podciągam go do burty, jeszcze bedzię odjazd z chlapnięciem. Plach! Byłem na to przygotowany. Odjeżdża kilka metrów, dokręcenie hamulca i podciągamy go z powrotem. Chwyt za przypon, łeb juz przy burcie, wobler sterczy wbity tylna kotwicą w język a przednia ugrzęzła w nożyczkach. Nie miał szans sie wypiąć, mogło jedynie coś puścić. Ale nic nie puści... Dobrze, że nie jest mniejszy, nie byłoby gdzie włożyć ręki do paszczy by podebrać jegomościa. Jeszcze jeden obrót, i chwytam go.Wędka na dno łodzi. Ryba zwija się i pręży przez 2 sekundy próbując oswobodzić się z uścisku, ale trzymam pewnie. Druga ręka pod brzuch i do łodzi z nim!...z nią!? To się wyjaśni przy mierzeniu.Ryba w łodzi! 142 cm! Tak może wyglądać sportowa walka z sumem. Przygotowanie się do tego spotkania to klucz by wyglądało to tak , a nie jak chaotyczna gonitwa za ryba na silniku czy bezradne szarpanie wędką gdy sum ulokuje sie w kryjówce przy zatopionym drzewie. Scenariuszy może być wiele, a poza sytuacjami ekstremalnymi tak naprawdę to zależy od nas jak to przebiegnie. Krótszy lub dłuższy etap fascynacji sumem u kazdego wedkarza jest nieunikniony. W wodach śródlądowych Europy nie spotkamy większego rywala. Fascynacja ta rzadko kiedy jednak zaczyna się od spotkania w „cztery oczy”. Najcześciej są to historie bez happy endu, bądź opowieści kolegów po kiju, czy też relacje zamieszczane w mediach wędkarskich. Kiedyś niewyczerpalnym źródłem fascynacji sumami były tabele rekordów publikowane w prasie. Pamiętam, gdy z wypiekami na twarzy chłonąłem historie o tych ogromnych rybach, które najczęściej niespodziewanie atakowały przynety wędkarzy, a potem te „hole”. 3 godziny walki, 4, 5 godzin ciągania łodzi po całej rzece, albo 6 chodzenia po brzegu miedzy główkami... MARATON walki. W oczach młodego czytelnika jawi się to niczym wygrany los na loterii, którego nie można zrealizować w kolekturze. Zły sen ? Pech ? A może nonszalancja lub brak wyobraźni ? A może wszystkiego po trochu ? Tyle legend... Przeciaganie liny. Walka z „maratończykiem”. Słabsza moc zestawu sprawiłaby, że walka przeciągnęłaby się w nieskończoność Z jednym sumem można wygrac przez przypadek, można też cierpliwie ponosić kolejne porażki w walce z tymi rybami licząc, że po którymś braniu karta sie odwróci. By jednak sumy łowić regularnie – łowić znaczy wyholować, sfotografować i WYPUŚCIĆ, trzeba sie na nie nastawić w 100 %. Żadnych kompromisów. Wiedzą o tym łowcy sumów zasadzający się na nie z żywcem, peletem czy innymi przynętami naturalnymi. Sumowanie w moim wykonaniu to pogoń za sumem. Pływanie łodzią i wabienie tych pięknych ryb na sztuczne przynęty. Niewymęczony w holu sum jest skory do harców podczas swojej krótkiej obecności na łodzi. Na sumy poluję od marca do października. Tu gdzie wędkuję, wiosna nie jest objęta okresem ochronnym i można próbować łowić ryby, które po zimowym letargu jedzą by odbudować siły przed zbliżającym się tarłem. Intuicyjnie zakładamy, że najlepszym momentem na złapanie „wąsacza” jest moment gdy żeruje, tak też wygląda to w rzeczywistości, ale doświadczenie pokazuje, że nie tylko wtedy jest szansa na branie. Sum je wszystko co jest pochodzenia zwierzęcego. Ryby, płazy wodne, owady, pellet... Zatem sposobów żerowania suma jest wiele. To o czym należy pamiętać, to fakt, że sum je dużo. Tym więcej im szybciej metabolizuje. Z powyższego wynika fakt, że zjada to co jest dla niego najłatwiej dostępne i pozwala mu skutecznie napełnić brzuch. Nie piszę tego by przejść do analizy poszczególnych gatunków potencjalnych „żywców” a raczej po to by zawsze podczas rozpracowywania łowiska i samego „ganiania” suma mieć to na uwadze. Jeśli znamy miejsca regularnego „sypania” peletu, podczas zasiadek sumiarzy, a miejsce jest dostępne, to warto poświęcić czas by przeciągnąć w tym rejonie nasz wabik. Wszelkie miejsca koncentracji ryb jadalnych dla suma też z pewnością wcześniej czy później przyciągna sumy. Pamiętajmy jednak, iź w takich stefach sum przebywał będzie tylko tyle czasu ile potrzebuje by zjeść. Potem uda się na odpoczynek do swojego legowiska... Sumowa żerownia. Długi na kilkaset metrów pas zalanego lasu na zboczu góry. Przylega do tras wędrówek sumów. Co to oznacza ? Oznacza to tyle, iż wytypowane miejsce należy sprawdzać kilkukrotnie i to raczej w odstępach czasu. Mam taką miejscówke, w której sumy pojawiają się coś zjeść w godzinach popołudniowych. Przed południem nie miałem nigdy kontaktu z ryba, podczas gdy sesje trollingowe w drugiej części dnia niejednokrotnie obdarzyły zdobyczą. Jak zawsze, najlepszą drogą jest doświadczenie zebrane na wodzie, godziny pływania, sprawdzania różnych miejsc w poszczególnych porach dnia. Żerujący sum nie zatrzymuje się – dopóki nie nasyci głodu. Jeśli żeruje na stadzie ryb zgromadzonych na metrowej płyciźnie to nieniepokojny będzie ten obszar regularnie odwiedzał do skutku. Pamiętać należy, że sum potrafi być bardzo szybki. To nie jest typ sprintera jak szczupak. Przepłynięcie kilkuset metrów, zawrócenie w kierunku żerowiska i kolejne żerowanie – to dla nich norma. Ryby tej wielkości są najbardziej aktywne zarówno podczas żerowania jak i walki z wędkarzem. Gdy o przepływaniu mowa... w rozległych łowiskach sumy nie stronią od wielokilometrowych wycieczek. Potrafią pokonywać spore dystane w poszukiwaniu miejsc z koncentracją pokarmu, przemieszczają się też w związku z zmianami w ich środowisku. Zmiana poziomu wody, zmiana pory roku, czy też zmiana pogody wywołują u tych ryb potrzebe „ruchu”. Po węgorzu sum jest rybą o najlepiej rozwiniętym węchu. Jest on w stanie wyczuwać obecność substancji (np. aminokwasów) w roztworze o stężeniu 1 do 100 000 000. Nie dziwi zatem skłonność sumów do wycieczek. One po prostu często patrolują okolice w poszukiwaniu pokarmu. Spróbujmy sobie wyobrazić 30 kilogramowego suma podczas takiego kilkukilometrowego patrolu. Płynie zwykle w pół lub w ¾ wody na dość stałej głebokości. Nie przemieszcza się z prędkością do jakiej jest zdolny podczas polowania, to raczej taka „szybkość rejsowa”. Podczas patrolu jest aktywny, szuka, więc może być zainteresowany naszą przynętą. Wiele razy udawało sprowokować do brania właśnie takiego przepływającego suma. W zbiorniku zaporowym, na którym wędkuje trasy poruszania się sumów przebiegają wzdłuż starego koryta rzeki, w rynnach o dość pokaźnej głębokości. I znów – znajomość wody pozwoli z czasem poznać część tych sumowych autostrad. Cierpliwość, metodyczne obławianie i wiara w słuszność tego co się robi zaowocuje piękną rybą.Brania są nieregularne, wręcz rzadkie, ale właśnie w takich okolicznościach ponosiłem porażki z tymi największymi... Wędrujący sum złapany "w trasie". Z poprzednich akapitów mógłby wyłonić sie obraz suma nadaktywnego. A tak naprawdę to większość czasu ryby te spędzają wylegując się na dnie. Najlepiej w miejscach dających im poczucie bezpieczeństwa – kryjówkach (legowiskach). Sum odpoczywający jest „mniej awanturujący się”. Ale można go sprowokować. Sprowadzenie przynęty w obszary przy samym dnie, podanie agresywnie pracującego wabika, czy też po prostu trafienie mu pod pysk przynętą może zaowocować braniem. Nie zawsze jest tak, że najlepsza będzie ta przynęta, którą podczas pracy najmocniej czujemy na wędzisku. Podwodne obiekty w swoim otoczeniu sum lokalizuje przy pomocy 3 narządów. Ucha wewnętrznego – sygnały o wysokiej częstotliwości, linii bocznej – niższe „próbkowanie” i wąsów – którymi rejestruje ruchy w bezpośrednim otoczeniu. Przy namierzaniu potencjalnej zdobyczy wzrok nie gra roli. Są dni gdy nieaktywne ryby bardziej pobudzają przynęty szybko pracujące, o wręcz migotliwe w akcji, innym razem orientują się na najostrzej mieszające wodę woblery. Krótka charakterystyka poczyniona powyżej pozwala choć troche wyobrazić sobie w jakich okolicznościach przyrody możemy spotkać sie z sumem. Na rozległym akwenie – moje łowisko to zbiornik zaporowy o powierzchni przeszło 2000 ha z silnym pogłowiem tej ryby, zlokalizowanie ryb to tylko jeden z warunków skutecznego wędkowania. Warunek konieczny ale nie wystarczający. Zlokalizowanie drapieżnika i prezentacja przynęty we właściwy sposób przybliżą nas do upragnionego celu. Obławianie długich tras, wzdłuż których sumy mogą przemieszczać się w sposób automatyczny nasuwa trolling jako właściwą metodę połowu. Żerowiska jako takie – najczęściej mają punktowy charakter skłaniają raczej do spiningu. Niemniej regularne sprawdzenie kilku takich „met” podczas trollingu przynieść może znakomite wyniki, niejednokrotnie lepsze niż zasiadka i czekanie do skutku ze spiningem w jednym miejscu Oczywiście sprawa ma się inaczej podczas polowania na konkretną, upatrzoną rybę. Próby złowienia suma w jego ostoi napotykają przede wszystkim na problem z okolicą tejże kryjówki. Zatopione drzewa, filary mostów, wyrwane burty brzegowe, pozostałości konstrukcji hydrotechnicznych, wszystkie te miejscówki chętnie zasiedlają sumy. Dodatkowym problemem może być głębokość w miejscu bedącym sumowym schroniskiem. Znajomość wody pozwoli na wytypowanie kilku takich miejsc , i o ile jest to technicznie możliwe, to warto poświęcić jakiś czas podczas trollingowej dniówki na sprawdzenie takich potencjalnych ostoi. Szczególnie, gdy na ekranie echosondy nie zauważamy żadnych „wędrowców”. Wyjątkowo oporna bestia – ciężki, najedzony sum dał się sprowokować gumie poprowadzonej przy jego legowisku. Poza możliwością sprawdzenia znacznego obszaru łowiska, trolling ma jeszcze jedną niebagatelną zaletę. Otóż umożliwia zastosowanie sprzętu dużo mocniejszego i skutecznijeszego podczas holu niż spining. I tu dochodzimy do technicznej części zagadnienia. Wcześniej napisałem, że da się złowić pojedynczego suma na przypadkowy sprzęt. Dużo jednak częściej spotkanie z tą rybą na przypadkowym sprzęcię zaowocuje powstaniem kolejnej legendy. Zestaw sumowy musi być przede wszystkim dobrze dobrany. Stwierdzenie, że musi być mocny to uproszczenie. Z jednej strony musi umożliwić skuteczną prezentacje przynęt sztucznych o różnych rozmiarach i charakterstyce pracy, z drugiej gwarantować przynajmniej teoretyczne możliwości nawiązania walki z największym rozbójnikiem w okolicy. Sprzęt sumowy zaczyna się w dolniku wędziska a konczy na ostrzu haka/ kotwicy przynęty. Każdy element musi być właściwie dobrany. Wskazane jest planowanie i podjęcie trudu wyobrażenia sobie możliwych sytuacji jakie mogą wydarzyć sie podczas walki z dużą rybą. Cel jest jeden : sprawnie i skutecznie wyholować suma a potem pozwolić mu odpłynąć w dobrej kondycji do swojego legowiska. Właściwe dobranie sprzętu pozwala w pełni rozkoszować się walką z wymagającym przeciwnikiem. Jak chodzi o wędzisko to do trollingu polecałbym wędke jak najkrótszą. Na tyle jednak długą by podczas walki można było manewrować kijem z jednej strony łodzi na druga w miarę komfortowo – bez biegania non stop. Zatem łódź z której wędkujemy ma wpływ na długość wędki – nie polecam próbować trollingu kijem o długości poniżej 2 metrów, jeśli pływamy 6 metrową pychówką. Podczas moich gonitw za „wąsatym” używam kija o długości 198 cm, 1 częściowego, o deklarowanej przez producenta mocy 60 lb. Kij nie może być przesztywniona pałą. Taki kij po prostu się złamie, lub skutecznie utrudniać nam będzie walke z rybą za małą by tą pałę złamać. Podczas holu kij musi pracować, najlepiej cały – tj. od rekojeści po szczytówkę. Próby adaptacji morskich wędzisk klasy big game niosą ze sobą gwarancję braku czucia pracy przynęty, co znakomicie zmniejszy skuteczność naszych pogoni. Wędka musi być zatem czuła, mocna, elastyczna a przede wszystkim dopasowana do reszty zestawu. Istnieje już dość powszechnie używan termin „kołowrotek sumowy”. Dla jednych będzie to iście morski kołowrotek niczym na dorsze, dla innych duży kołowrotek karpiowy. Ja do trollingu polecam multiplikatory. Najlepiej wyposażone w pojedynczą duża korbkę i mieszczące znaczącą ilość linki. Nawet podczas połowów z łodzi sytuacje, gdy rozpędzony sum znajdzie się 100 metrów od nas nie powinny powodować paniki, że zaraz zabraknie linki. Multiplikatory są pojemne, maja niezbędną moc no i mają mocne hamulce. Walka z półtorametrową, albo i większą, rybą wymaga efektywnego wykorzystania hamulca w kołowrotku. To nie sandaczowanie, czy jerkowanie za szczupakiem, że możemy wyjmować ryby „na klatę”. Mocny hamulec to taki, który pozwala wykorzystać moc wędziska i linki. Używany przeze mnie posiada drag o maksymalnej mocy 18 lb. To naprawde sporo. Wykorzystanie go w pełni wymaga kija o mocy minimum 40/50 lb ( w wędkarstwie morskim przyjęło się uważać za bezpieczny stosunek 1:3 – relacja mocy hamulca do mocy kija). W konfrontacji z okazałym przeciwnikiem można wówczas dokręcić draga na FULL i próbować przejąć kontrolę bez konieczności myślenia czy coś nie puści. Czy coś nie puści trzeba pomyśleć przed wypłynięciem. Cenię sobie, gdy kołowrotek posiada treszczotkę (z ang. line alarm), niestety nie wszystkie multiplikatory posiadają ten przydatny dodatek. Ważno zwrócić uwagę ile linki zwija podczas jednego obrotu korbką kołowrotek. Gdy ryba płynie rozpędzona w stronę łodzi nie ma zbyt szybkich kołowrotków do wybrania powstającego luzu i utrzymania kontaktu z upragnioną zdobyczą. Z zastosowania kołowrotka spiningowego (nawet klasy morskich, ważących przeszło pół kilo betoniarek) wyleczyły mnie skutecznie sumy. Oczywiście uzbrojenie się w kołowrotek typu Stella 20000 SW czy też Saltiga DF 6500 nie oznacza, że będziemy mieli mniejsze szanse. Tylko, że uzbrojenie się w taką maszynkę wiążę się z wydatkiem porównywalnym ze skompletowaniem całego zestawu sumowego. Pomoc kompana na łodzi jest zawsze mile widziana. A niejednokrotnie bezcenna. W trollingu za sumem nie próbowałem nigdy używać żyłki nylonowej – wymagana moc sprawiłaby, że nylon miałby około milimetra średnicy. To chyba wyklucza prace woblerów na takim „postrąku”. Stosuję zatem plecionki o mocy odpowiadającej mocy kija – czyli jakieś 60 lb. Nawijam ile wejdzie na multiplikator – u mnie to jakieś 270 m. Po każdej walce z rybą, zaczepie, trzeba sprawdzić ostatnie 5 metrów linki. Napięta linka momentalnie zostaje uszkodzona w kontakcie z jakąkolwiek ostrą krawędzią, a im napięcie linki jest większe tym ta ostrość jest mniej wymaga by postrzępić naszą plecionkę. Sprawdza mi się linka widoczna - fluo, szczególnie podczas walki z rybą, widać w którą strone zmieża ryba zaś podczas trollingu ułatwia manewry łodzią i lokalizację zestawu. Zastosowanie przyponu jest nieodzowne. Długość minimalna to jakieś 70 cm. Na razie nie spotkałem lepszego materiału niż linka metalowa. Moze byc tytan, kevlar, 49 strunowy drut stalowy. Moc zawsze większa od linki głownej. Do moich zestawów montuje linkę 120 lb (54 kg). Przypon jest tą częścią zestawu która najbardziej na sobie odczuje trudy walki. Po każdej walce warto sprawdzić jego stan. Równie ważna jak każdy wyżej wymieniony element jest tzw. wędkarska galanteria. Kółeczka, krętliki, agrafki. Tu nie ma miejsca na jakąkolwiek przypadkowość. Wszystko wyjdzie podczas walki z rybą. Polecam dobierać te elementy, tak by ich deklarowana moc 2 krotnie przewyższała moc pozostałych cześci zestawu. Ja używam krętlików morskich o mocy 150 lb, agrafki 120 / 150, kółka 150 lb. Szczególną uwagę zwracam na agrafki, nawet te morskie, o deklarowanej mocy ponad 100 funtów potrafią się skrzywić pod kątem 90 stopni gdy powstanie dźwignia. Oczywiście agrafka ma prawo sie wygiąć ale nie ma prawa puścić. W wędkarstwie morskim powszechnym jest zastosowanie pełnych stalowych kółek jako łączników z agrafka bądź linką przyponu. Zamknięte kółeczka o mocy 150 lb są naprawdę niewielkie - lekkie, ułatwią pracę woblerom w trollingu. Krętlik stosuję tylko w górnym końcu przyponu – na łączęniu z linką główną. Kółka łącznikowe przy kotwicach – mocne i niewielkie. Wówczas nie muszą być z karykaturalnie grubego drutu. To też pozytywnie wpłynie na pracę naszych woblerów. Gdy dochodzimy do haka – kotwicy poraz kolejny wraca prawda o synchronizacji zestawu. Co z tego, że wędka będzie 60 lb, hamulec w kołowrotku i linka pozwolą wykorzystać pełnię jej mocy, jeśli przy takiej sile kotwica ulegnie momentalnemu wyprostowaniu ? Czy muszę dodawać, że znam to z autopsji? Jedyne kotwice jakie stosuje w moich zestawach trollingowych na suma to Ownery ST 66 (4x krotnie wzmacniane). Cieńsze prostują się – i nie ma znaczenia czy jest to rozmiar 6, 4 czy 1/0. Biorąc pod uwagę fakt, że są bardzo masywne można zastosować o numer mniejsze niż dany wobler posiadał jako oryginalne. Sumowa galanteria - tylko sprawdzone i pewne rozwiązania. Tak mniej więcej wygląda niemal skompletowany zestaw sumowy do trollingu. Brakuje przynęty, ale to zagadnienie wymaga dość wyczerpującego potraktowania. Używam 2 typów przynęt podczas pogoni za sumem. Są to przede wszystkim woblery, a od jakiegoś czasu coraz lepsze wyniki zaczynam osiagać trollingując gumami.Każdy spiningista wobler sumowy w pudełku miał lub ma. Istnieje też grupa przynęt określanych jako woblery trollingowe. Na połączeniu tych dwóch kategorii przynęt zgodnie z logiką powinny być woblery, które sprawdzą sie podczas trollingu sumowego. Moim zdaniem tak do końca nie jest. Zastosowanie wielkich trollingowych woblerów używanych m.in. podczas polowania na toniowe szczupaki może przynieść skutki. Ale mi jeszcze nie przyniosło brania. A co z super głęboko idącymi ryjącymi dno SDR-ami ? Zawsze będą najskutecznijesze ? Czy jeśli będziemy trollować w rynnie, w której spodziewamy się przemieszczających się ryb to mamy ryć woblerem po dnie ? Z mojego doświadczenia wynika, że nie. W takich miejscach równo i wyraźnie pracujący wobler w pół wody skłoni do brania dużo więcej ryb. Musimy wziąć poprawkę, iż zastosowany kaliber sprzętu sprawi, że woblery będą osiągały inne głębokości pracy niż na „normalnych” zestawach. Linka główna 60 lb, przypon 100, do tego masywne kółka łącznikowe i kotwice. Te wszystkie elementy ograniczają ruchliwość i pracę woblerów. Z dostępnych w handlu sprawdzą się Rapale DT 16, Shad Rap DR i Super Shad Rap, japońskie Yo Zuri z serii Crystal Minnow Deep Diver czy też Hydro Magnum, Storm Wiggle Wart, Dorado Invander oraz Mannsy z serri Deep Plus. Oczywiście wszystkie woblery zostają kompletnie przezbrojone zgodnie ze wsazówkami przedstawionymi powyżej. Warto mieć dość zróżnicowany arsenał – od ostro wariujących wartów czy mannsów po migoczące shad rapy. Każdą nową przynętę sprawdzam ustalając głębokość jaką osiąga na moim zestawie. Warto też poprowadzic wobler na super krótkiej lince sprawdzając jego zachowanie i stabilność pracy przy samej burcie łodzi podczas przemieszczania się z prędkością roboczą. Wszelkie zakłócenia pracy woblera wywoływane delikatnymi ruchami wędziska, regulacją obrotów silnika, o ile nie powodują splątania zestawu, potrafią pobudzić do ataku ospałą rybę. Ten przelot na krótkiej lince służy właśnie określeniu - na ile „zabawy” podczas trollingu możemy sobie pozwolić. Ostateczną weryfikację przeprowadzą oczywiście sami zainteresowani – sumy. Temat trollingowania gumą rozpracowuję od niedawna. Ale już same początki były na tyle obiecujące, że wiążę z tymi przynętami coraz większe nadzieje. „Guma” w moim rozumieniu trollingowym to ripper o długości przekraczającej 20 cm , uzbrojony w jedną kotwicę. Nie stosuję firmowych systemików zbrojenia gum. Poniższa fotografia ilustruje rippery gotowe do użycia. Przewagą takiego rozwiązania jest możliwość zastosowania ciężarów pasujących do warunków na łowisku. Widoczne rippery mają 22.5 cm, uzbrojone w kotwicę 1/0 na troku wykonanym z linki o mocy 170 lb. Zamontowane obciążenia to 100 i 50 g, obok dla porównania 15 cm kopytko na główce 20 gramowej. Guma ze 100 g ołowiu podczas trollingu osiąga na moim łowisku głębokość około 8 metrów,wersja 50 g zejdzie na 3 metry. Trzy gumy, każda do innych zastosowań. Doskonały przykład wszechstronności tych wabików. Jeśli chce zejść głębiej do krętlika łączącego przypon z linką główną na niewielkiej agrafce montuję dodatkowy ciężarek. Opór stawiany przez gumę powoduje wynoszenie jej do powierzchni, ciężarki temu zapobiegaja i utrzymują wabik na pożądanej głębokości. Jak widać bez specjalnego wysiłku jesteśmy w stanie dysponować zestawem wabików dających się poprowadzić w przedziale od 2,5 do 8 - 9 metrów. Obserwując ekran echosondy i stwierdzając na nim obecność przemieszczającego się suma możemy mu przynęte na jego głębokość zatopić. Polecam ten patent. Od strony taktyki i techniki tak mniej więcej wygląda moja pogoń za sumami. Reszty, która jest najważniejsza nauczyć się można tylko pływając, cierpliwie ucząc się zachowań i zwyczajów „wąsaczy”. Na koniec chciałbym jeszcze raz zaapelować o szacunek dla sumów. Jeśli nastawiamy się na łowienie tych ryb to przygotujmy się należycie, by hol nie był walką na wyczerpanie przeciwnika, miejmy porządek w łodzi , po to by sum po zlądowaniu go na pokład nie wylądował w otwartych pudełkach z przynętami lub w torbie z prowiantem. Ryby podbierajmy za szczękę, zakładając wcześniej rękawice. Potem kilka zdjęć, mierzenie i prawdziwy happy end : czyli ostrożne wypuszczenie naszej zdobyczy. Przyjęcie na pokład takiego Gościa wymaga przygotowań. Powodzenia w pogoni za sumami życzy. Daniel, guzu@jerkbait.pl Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum <script type="text/javascript"> </script> <script type="text/javascript" src="http://pagead2.googlesyndication.com/pagead/show_ads.js"> </script> [url=http://jerkbait.pl/page/index.html/_/artykuly/w-pogoni-za-sumem-r264]Click here to view the artykuł[/url] Share this post Link to post Share on other sites
Zwierzu 1,268 Report post Posted June 14, 2014 (edited) Ostatni dobry artykuł w temacie sumów jaki czytałem napisany był przez Marka Szymańskiego. A teraz bęc Guzu, świetny materiał pełen konkretów, miło się czyta :) - brawo i chylę czoła Waszmości ! Edited June 30, 2014 by Zwierzu Share this post Link to post Share on other sites
SPIDERLING84 947 Report post Posted June 21, 2014 To dobry, czy popełniony - bo to się zdaje wyklucza. A co do powyższego artykułu - świetny! Share this post Link to post Share on other sites
joker 5,503 Report post Posted June 29, 2014 Kapitalny artykuł z masą cennych informacji i uwag. Share this post Link to post Share on other sites
Guzu 18,102 Report post Posted June 30, 2014 Bardzo mi milo, ze kogos jeszcze zainteresowal ten material sprzed...kilku lat :) Jak chodzi o sama technike sumowych podchodow w moim wykonaniu wiele sie nie zmienilo. Jesli wogole cokolwiek. Ale teraz te podchody duzo rzadziej maja miejsce. Pstragoholizm mnie dopadl i nie ustepuje ;) Pozdrawiam Sumiarzy! Share this post Link to post Share on other sites
sucks_one 831 Report post Posted July 3, 2014 Cześć Jak rozumiem zestaw pancerny.... nie ma to przełożenia na pracę przynęty? Drut gruby o wytrzymałości większej niż linka główna a linka to i bieliznę uniesie :) Przypon 25kg przy moim sprzęcie praktycznie nie do zerwania tak więc jest to dobry punkt odniesienia co do mocy zestawu. FC nadaje się? PS. Fajnie opisałeś i z zazdrości Twoich przygód chyba się wkręcę :) Tomek Share this post Link to post Share on other sites
madmatt 1,035 Report post Posted July 7, 2014 Swietny artykul. Dzieki serdeczne B) Share this post Link to post Share on other sites
Gzenek 21 Report post Posted May 4, 2016 Świetny artykuł to mało powiedziane. Sam zaczynam dopiero i na prawdę dużo bardzo przydatnych informacji można zaczerpnąć z tego tekstu. Pozdrawiam Share this post Link to post Share on other sites