Kacper.K 2,256 Report post Posted August 3, 2018 Przygotowania:Przygotowania do wyprawy rozpoczęły się już wczesną wiosną. Szybkie zamówienie biletów promowych, aby skorzystać z promocyjnych cen, szukanie informacji, uzupełnianie pudełek, dokupienie „niezbędnego” sprzętu. Oczywiście wystraszeni słynnymi północno-skandynawskimi chmarami komarów zaopatrzyliśmy się w najmocniejsze środki odstraszające komary, bugstoppery oraz moskitiery, które jak się później okazało, okazały się zbędne – dzięki Bogu.Przed zakupem biletów promowych ustaliliśmy, że jedziemy jednym autem w 8 osób. Celem takiego rozwiązania była integracja ekipy już od początku trwania podróży, a dodatkowym pożądanym efektem ubocznym zaoszczędzenie sporej ilości gotówki na bilecie promowym, paliwie w obydwie strony i dostatkiem 5 kierowców, co przy 2000 km w jedną stronę jest na wagę złota. Nasz wybór padł pierwotnie na 9-osobowego Opla Vivaro w wersji long z dwoma boxami dachowymi, ale suma summarum otrzymaliśmy z wypożyczalni bliźniaczo podobne Renault Traffic. Po negocjacjach z wypożyczalnią, firma Panbus ustaliła dla nas limit 6000km, dorzuciła nam 2 boxy, a wszystko to bardzo atrakcyjnej cenie 200zł/doba. W zasadzie już od początku otrzymywałem od uczestników masę pytań co do miejsc, rzek, przynęt, sam również byłem ciekaw tego co odkryjemy na miejscu. Kontaktowałem się z Maćkiem Rogowieckim, który cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytania uspokajając, że ryb jest tam pod dostatkiem, a wody starczyłoby na miesiąc łowienia codziennie w innym miejscu.Mając już informacje dotyczące miejsca i rzek, w których będziemy łowić zacząłem robić przegląd internetu. Mocno się rozczarowałem, bo o rzekach tych nie ma w zasadzie żadnych wędkarskich informacji w sieci. Natrafiłem jedynie na artykuł słowackich wędkarzy i to wszystko. Początkowa konsternacja w późniejszym etapie dała uczucie podniecenia odkrywaniem rzek mało znanych, a skoro są mało znane to znaczy, że są nieprzekłute. I tak było… Dzień wyjazdu 27.06.2018r. i podróży 28.06.2018r.Z mojej perspektywy dzień był bardzo intensywny, od 6:00 do 10:00 musiałem być w pracy i pozamykać tematy, aby telefon służbowy spokojnie spoczywał w pokoju bez zbędnych wibracji. Później w pociąg do rodzinnego Lęborka skąd odebrała mnie i jeszcze jednego kolegę mieszana ekipa z centralnej Polski. Wstępnie zapakowani, w 5 – osobowym składzie ruszyliśmy do Gdyni, gdzie czekała już na nas pozostała trójka uczestników. Wypakowanie całości rzeczy i lekki stres, czy aby na pewno wszystko się zmieści do busa. Na szczęście dzięki dwóm boxom dachowym i sprytnym rozplanowaniu każdej wolnej przestrzeni upchaliśmy bagaże i załadowaliśmy się do auta ruszając, w kierunku promu.Na prom wjechaliśmy jako jedni z ostatnich, szybkie rozlokowanie w kajutach po to aby o 21 wypić wspólnego, powitalnego browara na pokładzie wdzięcznie brzmiącego statku Stena Spirit. Z promu w Karlskronie zjechaliśmy ok 8:00, pełni nadziei i mocno naładowani czekającymi nas emocjami ruszyliśmy w kierunku Sztokholmu. Podróż mijała w dobrej atmosferze, „łykaliśmy” kilometry w skandynawskim stylu czyli bez pośpiechu. Jechaliśmy wyznaczoną trasą, podziwiając widoki i śliniąc się jak dzieci do lizaków podczas przejazdu przez napotkane rzeki. Co kilkaset kilometrów robiliśmy przerwy, czy to w McDonald’sie czy to przerwa na jedzenie przygotowane do słoików. Podczas jednego z postojów obejrzeliśmy mecz Polska-Japonia, ciesząc się z honorowego zwycięstwa naszych. Dzień 1 29.06Na miejsce dotarliśmy ok 11:00 w piątek. Poinformowana dzień wcześniej gospodyni domku, który wynajmowaliśmy przyjęła Nas bez problemów, mimo że doba rozpoczynała się od 14:00. Rozpakowanie sprzętu, jedzenia i zajęcie łóżek aby o 13:00 zrobić objazd z gospodynią po okolicznych rzekach. Norweżka pokazała nam jezioro, łódkę z której mogliśmy korzystać, rzekę z niej wypływającą i dobre miejscówki. Do dyspozycji mieliśmy jeszcze dwa canoe, które dzień później gospodarze zwodowali w wyznaczonym miejscu. Podczas objazdu gospodyni poinformowała nas o tym, że woda jest podwyższona, jest dość zimno (tego dnia było 8°C), a 2 tygodnie temu padał śnieg. Byliśmy pierwszą grupą w tym roku. Warunki nie napawały nas optymizmem.Po objeździe pojechaliśmy kupić licencję na stację benzynową. Nagłówki lokalnych gazet brzmiały „Czerwiec najbardziej mokrym miesiącem od 1961r.”. Lekkie zwątpienie w powodzenie misji wkradło się w szeregi ekipy. Licencje zakupione, przyszły SMS-em i mailem do wszystkich członków – wygodnie, bez zbędnych papierków.O 16:00 ruszyliśmy na wyjście rzeki z jeziora. Woda bardzo gruba, ale niesamowicie czysta. Jej przejrzystość dawała zgubne wrażenie płycizny, podczas gdy faktycznie dało się wejść tylko 2-3 metry w głąb wody. Po trzech godzinach bez kontaktu z rybą stwierdziliśmy, że zmieniamy miejsce.Ruszyliśmy na niższy bieg tej rzeki, kilka kilometrów poniżej jeziora. Dotarliśmy na miejsce, naszym oczom ukazała się piękna, rozlana płań. Widzieliśmy kilka zbiórek ryb, więc szybkie zbrojenie suchych i na wodę. Andrzejowi udało się wyjąć jedynego lipienia tego dnia – 35cm, jak się później okazało – jednego z najmniejszych na tym wyjeździe. Widok zbiórek i pierwsza ryba w minimalny sposób dała poczucie nadziei, że nie wrócimy „o kiju”.Powrót do domku o 23:00, brak poczucia zmęczenia, słońce za oknem i nocne Polaków rozmowy. Spać poszliśmy grubo po północy. Dzień 2 – 30.06Pobudka przed 9:00, śniadanie w wykonaniu naszego naczelnego kucharza Jacka i o 11:00 na wodę. Pogoda była kiepska, mocny wiatr, zachmurzenie i 7°C nie wróżyło sukcesu.Zdecydowaliśmy się wyruszyć na ten sam odcinek rzeki co dzień wcześniej, licząc na to że za dnia ryby będą bardziej chętne do współpracy. Plan był taki aby dojść pod wodospad, bo według przewodnika otrzymanego z Eventur, było to jedne z najlepszych miejsc na rzece. Ekipa się rozproszyła, do wodospadu dotarli jedynie Sylwia oraz Jacek. Pierwsze pojedyncze lipienie padły dość szybko, pokazały nam swoją siłę i utwierdziły w przekonaniu, że przewyższają znacznie swoich środkowoeuropejskich kuzynów. Zimna woda, wiatr i niska temperatura szybko nas wychładzała, trzeba było wychodzić co jakiś czas z wody aby rozgrzać ręce i nogi. Spektakularnych efektów nie było, każdy złowił co prawda po lipieniu ~40cm, ale ilościowo niewiele. Około godziny 15 zdecydowałem się zadzwonić do Jacka i spytać o wyniki na wodospadzie. Początkowo nie odbierał, ale po chwili oddzwonił. Poinformował mnie, że Sylwia wyciągnęła już ponad 20 lipieni, w tym 2 ryby ponad 50cm. Norwedzy, którzy łowili obok zostali zdeklasowani i odpuścili łowienie z brzegu obserwując jak Sylwia konsekwentnie łowi rybę za rybą. Zebrałem ekipę i ruszyliśmy pod wodospad, po 20 minutowym spacerze dotarliśmy na miejsce. Naszym oczom ukazał się przepiękny widok: Pogoda była tam zgoła inna, z racji tego że okolica była osłonięta wiatru nie było, woda jakby cieplejsza. Zaraz po wejściu do wody położyłem suchą muchę kilka metrów przed sobą, w ten sposób złowiłem lipienia ok. 45cm. Widzieliśmy spławy na tafli rozlewiska niestety daleko, trudno było do nich dorzucić. Zdecydowaliśmy z Danielem, że idziemy na inny wypływ z wodospadu aby nie łowić w zbytnim tłoku. On uzbrojony w nimfę, ja zaś w suchą. Daniel już w pierwszych rzutach na nimfę złowił lipienia, potem kolejnego i w zasadzie za każdym rzutem miał branie, które w większości wypadków kończyło się udanym holem. Ryby walczyły bardzo mocno, dodatkowo silny prąd potęgował ich moc. Zdecydowałem się przezbroić na nimfę, w ten sposób złowiłem kilkanaście lipieni, z których żaden nie był mniejszy niż 40cm. Ryby bardzo dobrze reagowały na parkinsony oraz brązki. Nie było to łowienie na krótką nimfę, łowiliśmy rzucając linkę z prądem i ściągając oraz popuszczając ją później jak streamera. Brania były bardzo agresywne, wręcz wyrywały wędkę z rąk. Czas minął błyskawicznie, o 19:00 zdecydowaliśmy się wrócić na obiad. Ryby pod wieczór żerowały słabiej. To był dzień przełamania, morale drużyny osiągnęły wysoki poziom.Parę fotek z tego miejsca: Dzień 3 1.06W niedziele obudziło nas bezchmurne niebo, słońce przedzierało się przez każdą możliwą szparę w oknie – na „noc” zasłanialiśmy okna roletami, żeby chociaż trochę zaimitować noc znaną nam z domu, do którego wcale nie było tęskno. Dziwne, ale 4-5h snu wystarczało aby dobrze wypocząć. Szkoda było z resztą marnować czasu na sen, podczas gdy można było przeznaczyć go na ryby.Schodząc z pięterka słychać było rumor dobiegający z kuchni. Nasi kucharze krzątali się od rana przygotowując śniadanie dla całej grupy. Takie osoby na wyjeździe to skarb przewyższający po stokroć dobrego gude’a.Napełniwszy żołądek szybkie przebranie w „wędkarskie chomąto”, do auta i nad wodę! Pamiętając wczorajsze brania pod wodospadem wybraliśmy to samo miejsce. Grupa trochę się podzieliła, Dawid jak zwykle wybrał swoje samotne ścieżki, reszta dumnie pomaszerowała w stronę wodospadów.Doszliśmy do wytyczonego miejsca. Niestety Norwedzy mieli już poobstawiane miejscówki i przez jakiś czas nas blokowali. Po pewnym czasie udało się „wbić” w wodę i zaczęło się lipieniowe tango. Co prawda brania nie były tak intensywne jak poprzedniego dnia, ze względu na mocną lampę ale i tak łowiąc konsekwentnie można było bez problemu złowić ponad dwadzieścia 40+cm lipieni. Mi na jednym z wypływów udało się skusić ok. 40cm pstrąga. Już po pierwszym odjeździe wiedziałem, że mam do czynienia z potokowcem. Dzień jak zwykle szybko dobiegł końca, około 18:00 brania ustały. My zaś postanowiliśmy wrócić na kwaterę aby urządzić sobie „wieczór krętacza” i obmyślić plan na jutro. Powoli też wychodziło zmęczenie po podróży. Wieczorem siedząc przy imadle i kręcąc suche muchy przy szklaneczce dobrej whisky snuliśmy plany na następny dzień. Z Darkiem rozpracowywaliśmy mapę aby odkryć nowe miejsca. Zrobiliśmy podział na miejscówki i po 2:00 wizja porannej pobudki wygoniła nas do łóżek. Dzień 4 - 2.06Pobudka o 8:00, mistrzowski omlet szefa kuchni i wyjazd na wodę. Wysiadka z auta, zabranie wędek i szybko nad rzekę. Droga, którą wybraliśmy okazała się nie mieć końca. W poprzednich dniach nad wodę szliśmy maksymalnie 20 minut spacerkiem, natomiast tego poranka po 50 minutach marszu nawet nie ujrzeliśmy wody, pomijając jeziora. Stwierdziliśmy, że coś jest nie tak, Daniel uruchomił GPS-a i okazało się, że droga biegnie wzdłuż rzeki, podczas gdy ona sama mocno wije w tym miejscu – raz przybliżając się do drogi, a raz oddalając. Powrót i dojście według GPS zajęło nam kolejną godzinę przedzierania się norweskim lasem. W końcu po wylanych litrach potu odnaleźliśmy rzekę. Płynęła całkiem inaczej niż w górze, była spokojna, leniwa. Doszliśmy do miejsca, gdzie stał Darek (on wybrał nieco inną drogę, krótszą ale też jak się później okazało na około Share this post Link to post Share on other sites
Andrzej Adamiak 11 Report post Posted August 3, 2018 Potwierdzam, kapitalny wyjazd. Świetna organizacja i przyjacielska, wędkarska opieka Kacpra... Choruje - zamykam oczy i widzę spławy lipieni, odjazd Kacpra łososia. Czystoscść rzek, wspaniali koledzy wciąż nie mogę się pozbierać łowię ponad 20 lat na muchę, a to była najpiękniejsza przygoda wędkarska. Dziekuje i pozdrawiam Share this post Link to post Share on other sites
Richi55 281 Report post Posted August 3, 2018 Jak zwykle wspaniała opowieść rewelacyjnie oddająca panującą atmosferę.Panie i Panowie było pięknie,bardzo Wam dziękuję za wspaniałą wyprawę i oby nikogo nie zabrakło w przyszłym roku. Share this post Link to post Share on other sites
Jano 4,021 Report post Posted August 3, 2018 Brawo Panie i Panowie! Gratuluję świetnej wyprawy! Wierzę i wiem, że przeżyliście chwile, które na długo pozostaną w pamięci, a zawarte znajomości będziecie pewnie pielęgnować latami... jeszcze raz brawo! :good: Share this post Link to post Share on other sites
rybolow 12 Report post Posted August 3, 2018 Gratulacje Kacper relacji, było świetnie i chce się tam wrócić. Share this post Link to post Share on other sites
Friko 6,030 Report post Posted August 4, 2018 Wow, widać że był klimat na wyjeździe :) i że były ryby - piękne te lipienie ! Share this post Link to post Share on other sites
darek1972 34 Report post Posted August 5, 2018 (edited) Tylko pozazdrościć takiego wypadu :( a lipasy mega ładne :) Edited August 5, 2018 by darek1972 Share this post Link to post Share on other sites
Białek 560 Report post Posted August 5, 2018 Czytam w pociągu i ludzie jakoś dziwnie na mnie patrzą. To chyba przez tą łezkę tęsknoty w oku. Dziękuję wszystkim za super towarzystwo! Kacper, gratuluję tekstu bo to naprawdę trudne zadanie opisać to co Tam przeżyliśmy. Share this post Link to post Share on other sites
lukomat 1,510 Report post Posted August 8, 2018 Ajjjjj, szkoda łososia! Share this post Link to post Share on other sites
RadaRl 10 Report post Posted August 10, 2018 Nie załapałem się teraz, ale to był ostatni raz :) Kacper jak zwykle wysoki poziom relacji.. Share this post Link to post Share on other sites
Bartol 187 Report post Posted April 17, 2019 Coś pięknego ! Share this post Link to post Share on other sites