W dotychczasowych wpisach bardzo emocjonalnie odnosiłem się do lata, może nawet zaczęliście już podejrzewać, że to moja ulubiona pora roku. Jeśli jednak miałbym taką wybrać, chyba nie potrafiłbym wskazać tej jednej z nich. Każda z tych czterech składowych części ma w sobie coś nad wyraz osobistego, coś charakterystycznego tylko dla dni, które obejmuje swoimi ramami, coś szczególnego i jedynego w swoim rodzaju. Nie inaczej jest z jesienią, o której u schyłku lata myślę coraz częściej z odczuwalną
Marzą mi się wielkie ryby..
Cały rok przejeździ człowiek nad tymi samymi rzeczkami, przesiedzi "stłamszony" w ciągle tej samej, uciążliwej ciasnocie zakrzaczonych brzegów, nacieszy się "rybkami" przeważnie w rozmiarze 40 - 50 cm, a gdy już mocno tym znużony zacznie szukać odskoczni, z bólem musi przełknąć gorzką pigułkę, że jednak nic innego mu nie pozostaje..
Sobota upłynęła w nurcie Wisły, gdzie walczyłem zanurzony przez pół dnia po pas, głównie sam ze sobą, o wymarzonego sandacza. Nie p
Za oknem było jeszcze ciemno, gdy otworzyłem powieki. Nie słyszałem deszczu stukającego głucho kroplami o parapet, ani wiatru obijającego swymi podmuchami reklamówkę ze spinaczami, zawieszoną na balkonie. Pora więc było powstać z "bijącego" przyjemnym ciepłem legowiska i ruszać w drogę.
Gdy zajechałem na miejsce "oni" już stali. Trzy samochody jeden przy drugim, namiot, rozłożony stolik wraz z poukładanymi dookoła klamotami, można rzec biwak. Sześć wędek dumnie prężyło się we wbitych w ziemię
Nadchodzi zima.. krótkie dni a długie, ciągnące się w nieskończoność wieczory; częste zmiany pogody skutecznie zniechęcające do wyjścia z domu nawet tych, którzy korzystają z każdej okazji aby spędzić chwilę na łonie natury.
Spoglądam właśnie przez okno i widząc uginające się pod siłą wiatru nagie gałęzie czuję żal, że nie spaceruję teraz wydeptanymi nad rzeką ścieżkami i nie cieszę się świszczącą przy uchu linką, pętlami kładącymi się na wodzie, widokiem błyskającej fleszami szczupakowej muc
Sezon 2015 lipieniem się zakończył, a 2016 rozpoczął.
Czas oczekiwania na start pstrągowych łowów dłużył się w nieskończoność. Kiedy większa połowa Polski już pierwszego styczniowego poranka otwierała wędkarskie zmagania w nowym roku nad pstrągowymi i trociowymi rzekami, ja siedziałem w domu i z westchnieniem żalu oczekiwałem na pierwsze wpisy na forach i pierwsze zdjęcia dumnych łowców, uśmiechniętych od ucha do ucha, wpatrujących się w nakrapianą zdobycz trzymaną w dłoniach.
Pierwsze dni
Gnąca się od ciężaru sztanga wędruje powoli w górę do momentu, w którym prostuję nogi, prężące się teraz napiętymi z wysiłku mięśniami. Nareszcie zwalniam dłonie kurczowo trzymające ciągnące do ziemi żelastwo i pozwalam upaść mu z łomotem na podłogę. Wycieram z czoła strużki potu, zalewającego całą twarz tak, że niemal nie jestem w stanie dostrzec przez szczypiące od soli oczy szczegółów tarczy zegara, zawieszonego tuż przede mną na ścianie. Jeszcze trochę trzeba się będzie przemęczyć. Spoglądam
Rzeka X jest najdalej płynącym ze strumyków na które zapuszczam się w poszukiwaniu pstrągów, i głównie dlatego najmniej z nich wszystkich odwiedzanym. Rzeka, na której do tej pory żadnego wielkiego potokowca nie złowiłem, jak też i nie miałem na niej jakichś spektakularnych efektów. Rzeka mimo tego wszystkiego bliska sercu i zawsze wspominana z uśmiechem na ustach.
Gdyby ktoś na początku sezonu powiedziałby mi, że to właśnie na niej poprawię w tym roku swoją życiówkę, zapewne głośno bym go wy